I świat się zmienił tak bardzo, Teofilu, sklepy rozkwitły kolorami, wyglądały tak, jak te małe raje w Niemczech, do których wchodziłeś z nabożeństwem i przechadzałeś się cichutko długimi alejkami, wzdłuż pólek wypełnionych plastikowymi woreczkami, na których były twarze ludzi i zwierząt, i z kreskówek, i one również do ciebie mówiły. I potem tak samo było w Polsce, w Warszawie, Krakowie, wszędzie. Ale ty nie dbałeś już o to, prawda, Teofilu? Wsiadłeś w końcu do jednego z tych niebiesko-żółtych pociągów i pojechałeś. W pociągu siedzenia były takie same jak krzesła wcześniej, z dermy, z czarną lamówką, jak czarny krągły robak otaczającą bordową równinę, upstrzoną długopisowymi napisami i obscenicznymi rysunkami. Pojechałeś więc, Teofilu, a źli ludzie wyrzucali cię ciągle, bo nie miałeś biletu, jakby nie rozumieli, że musisz jechać, a skąd miałbyś mieć bilet. Wyrzucali cię na dworcach, a ty wsiadałeś w kolejny pociąg i jechałeś, jechałeś, aż w końcu mały robak, który wypełzł z ziemi, powiedział ci, żebyś dalej nie jechał, i nie pojechałeś, Teofilu, tylko wyszedłeś ze stacji i ruszyłeś przed siebie. Potem koń, zaprzężony do wozu z węglem, zawołał za tobą po imieniu – Teofilu, Teofilu! – i powiedział ci, gdzie iść. Poszedłeś tam, ale chyba koń nie był na czasie, bo przegonił cię stamtąd młody, przerażony mężczyzna, dodający sobie odwagi pięścią zaciśniętą na trzonku szpadla. Ludzie mówili inaczej, „ćůng mi stůnd, giźdźe!” 1 zamiast „won mi stąd, dziadzie!", i wieś była inna, bogatsza. A potem w końcu znalazłeś dom, o którym mówił koń, bo kiedy zapukałeś do drzwi, to zamiast „won!" i „ raus, giźdźe !” 2zobaczyłeś Józefa Lompę, zwanego Poniedziałkiem, który patrzył na ciebie swoimi wodnistymi, bladymi oczami i powiedział: „ Ja, wlyźće sam, do antryju, to pogodůmy " 3. I już zostałeś, chociaż ludzie na wsi, niektórzy, pukali się za twoim gospodarzem w czoło, bo to wiadomo, czy taki gardła nie poderżnie w nocy? Sam bałeś się trochę, że wróci kruk albo coś innego każe ci coś zrobić, i w końcu, pewnej nocy, do twojego pokoiku przyszedł kot.
Och, pamiętasz kota, Teofilu? Czy przysłał go Czarny Dziadek, czy przysłał też robaka, który wylazł spomiędzy czerwonych kamieni wypełniających tory przy peronie i powiedział ci, że tutaj kończy się twoja kolejowa podróż? Bo kot, kiedy podszedł do twojego łóżka i powiedział, że musisz koniecznie, natychmiast iść do obory, bo tam odbywa się narada, i musisz zabrać z sobą lustro, przecież nie przyszedł do ciebie przez przypadek. Zabrałeś więc z pokoju lustro i szedłeś w towarzystwie swojej szczupłej, obcej twarzy, nad którą wiły się słomiane włosy, i zszedłeś do obory, a tam krowy i koń spierali się głośno o to, które z nich ma cię pożreć, i kot kazał ci przymocować lustro do słupa, żebyś mógł patrzeć, jak będą cię pożerać, a ty bałeś się tak jak wtedy, kiedy w głowę wbił ci się kruk, bo przecież kiedy pan Lompa o wszystkim się dowie, to wyrzuci cię na zbity pysk, tak się bałeś, a kot kazał ci zdjąć wszystkie łachy, zostałeś w samych majtkach, widziałeś siebie w lustrze, takiego chudego, Teofilu, pamiętasz?
Teraz siedzisz na ławeczce, gładzisz się po żebrach i czujesz, jak otula je szczęśliwa kołderka cienkiego sadła, które pamiętasz z dotyku, z czasów, kiedy byłeś bardzo mały i mieszkałeś z mamą, która cię karmiła; wtedy też byłeś taki tłusty jak dzisiaj. Ale wtedy, w oborze, byłeś bardzo chudy, wszystkie żebra ci wystawały, a obojczyki chciały przebić cienką skórę i błagałeś, Teofilu, zwierzęta, żeby cię nie pożerały, bo jesteś bardzo chudy, i kot się śmiał, pamiętasz, Teofilu, jak bardzo się śmiał i chlastał cię pazurami po twarzy, i krwawiłeś, ale tej krwi nie było widać w zwierciadle. I potem krowa wyciągnęła pysk po twoją rękę, ale otwarły się drzwi stodoły i wszedł gospodarz.
A ty leżałeś, w majtkach, na ziemi i wyłeś, czując, jak twoja ręka znika w pysku krowy. I wiedziałeś, bo kot ci powiedział, że teraz pan Lompa wywali cię na zbity pysk. I tak się stało, Teofilu, pamiętasz? On pobiegł do domu, pan Lompa, i tam zadzwonił gdzieś, a potem ubrali cię i wieźli cię, pamiętasz, samochodem, starym samochodem. Takim samym samochodem, to był duży fiat, wieźli cię do domu z krzesłami z bordowej dermy, kiedy za mamą zamknęły się drzwi, a teraz wieźli cię gdzieś i wiedziałeś, że wyrzucą cię gdzieś daleko albo zabiją, a ćma, która siedziała ci na ręce, powiedziała, że cię zabiją i zakopią pod ziemią. Bałeś się, Teofilu, bo wiedziałeś, że kiedy umrzesz, to potem się obudzisz i tam będzie czekał na ciebie kruk, i nie będzie nic, tylko ty i kruk, i ćma też się z ciebie śmiała, jak ty płakałeś. I potem było jeszcze gorzej, wjechaliście za jakieś ogrodzenie, pokazywali jakieś przepustki, ktoś głośno kłamał, a ty płakałeś, pamiętasz, Teofilu? I płakałeś, kiedy wyciągnęli cię z auta i zapakowali do windy, i zjechaliście nagle pod ziemię, do kopalni, do takiej, jaką widziałeś na obrazkach w książce, w podstawówce w Kielcach, to znaczy w szkole specjalnej, Teofilu, bo chodziłeś przecież do szkoły specjalnej, pamiętasz? I tam był górniczy trud i górnicze skarby drzemią pod ziemią, i pióropusze, i teraz zjeżdżałeś w dół takiej kopalni, a winda strasznie huczała i śmiał się kot, i kruk, i ćma, a ty krzyczałeś, Teofilu, bo wiedziałeś, że tutaj cię zakopią, przywalą bryłami węgla i skał i zostawią, i wtedy przyjdą do ciebie robaki, i cię pożrą.
Ale nie zostawili, prawda, Teofilu? Nie zostawili, bo siedzisz teraz tutaj, na ławce i z radością pozwalasz słońcu grzać ci twarz, i myślisz o tym, co pani Lompino da ci na obiad. Nie zostawili, tylko szliście korytarzami, unikając innych górników, których skarby pod ziemią, i tam na końcu była jaskinia, w której był Czarny Dziadek – czarny, bo był rzeczywiście całkiem czarny, jak Murzyn, i położyli cię na łożu z węgla, a Czarny Dziadek objął cię za głowę, kazał wszystkim wyjść i wyszarpywał ci z czaszki głosy, które tkwiły tam jak krucze szpony, wyszarpywał, męczył się i sapał, ty wyłeś, ale twój głos nie mógł przecież przebić się przez skały, a on wyszarpywał, aż wyszarpał wszystkie, a ty zemdlałeś.
I obudziłeś się potem, pamiętasz, Teofilu, w swoim łóżku, czysty, bez śladu węgla. I zapytałeś pana Lompy, który siedział przy twoim łóżku, gdzie byłeś, a on powiedział, że „ bůú žeś pod źymjům, na grubje, i tam će Skarbek wylyčyú " 1. I rzeczywiście, głosów już nie było w twojej głowie. Twoja głowa była czysta i cicha, pamiętasz, wtedy najbardziej. I wtedy zacząłeś wychodzić do ludzi, na wieś, oni wszyscy mówili tak dziwnie, jak pan Lompa, ale polubiłeś ich, bo oni, kiedy widzieli, że mieszkasz u Lompy, przestali się ciebie bać. I zacząłeś chodzić do kościoła, i na katechezę z dziećmi ze szkoły, którym opowiadałeś o Czarnym Dziadku, bo tak nazwałeś sobie Skarbnika, który cię uleczył, a wcześniej wysłał robaka i kota, żeby cię do niego przywiedli. Dzieci słuchały, a jak były starsze, to się śmiały, ale i tak słuchały. A kiedy w poniedziałki pan Lompa zabierał z sobą jedzenie dla Czarnego Dziadka, ty czasem dawałeś panu Lompie prezent dla Dziadka – zasuszony kwiat albo kamyk, albo coś ładnego. I on mu to zawsze zanosił.
I teraz, Teofilu, siedzisz sobie na ławeczce, a czujesz, że znowu powinieneś odwiedzić Czarnego Dziadka, bo znowu czasem mówią do ciebie krowy i Dziadek musiałby znowu wyrwać ci głosy z głowy, prawda? I czujesz, że kruk jest gdzieś niedaleko. Krąży dookoła kruk kraczący i czeka tylko, kogo by rozdziobać.
Читать дальше