Szczepan Twardoch - Epifania wikarego Trzaski

Здесь есть возможность читать онлайн «Szczepan Twardoch - Epifania wikarego Trzaski» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Epifania wikarego Trzaski: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Epifania wikarego Trzaski»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Trzecia powieść Szczepana Twardocha, jednego z najbardziej obiecujących młodych polskich pisarzy, socjologa, filozofa, publicysty, jest czymś więcej niż kolejną fantastyczną historią. To podróż przez śląską prowincję, gdzie każdy człowiek ma swój dramat, opowiedziana znakomitym językiem, obfitująca w niebanalne pomysły i oryginalne spostrzeżenia – wyjątkowa książka. Jej bohater, tytułowy ksiądz Jan Trzaska, intelektualista w sutannie, zostaje wikarym w małej miejscowości na Górnym Śląsku. Czuje się tam jak na zesłaniu – aż pewnej nocy zjawia się u niego Jezus Chrystus w towarzystwie archanioła Michała. Odtąd słowo wikarego oszałamia, dotyk leczy, a na Śląsk zjeżdżają dziennikarze, duchowni, a przede wszystkim chorzy pragnący uleczenia. Czy to jednak możliwe, żeby Jezus rozmawiał z człowiekiem?

Epifania wikarego Trzaski — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Epifania wikarego Trzaski», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Janek, otwórz mi, wiem, że tam jesteś, widzę cię przez okno! – krzyknął.

Młodszy Trzaska dalej tkwił przy stole, wpatrzony w ścianę. Andrzej dzwonił i łomotał do drzwi, hałasując niemiłosiernie.

Rumor zwrócił uwagę młodzieńców, którzy właśnie wychodzili z kościoła. Widząc dobijającego się do drzwi plebanii człowieka, zawrócili, i zamiast opuścić kościelny dziedziniec główną bramą, skierowali się w boczną dróżkę, aby przejść koło fary. Andrzej zauważył ich dopiero, kiedy najroślejszy z trójki zapytał zaczepnie, wysokim, kogucim głosem, lekko rozedrganym już adrenaliną:

Co tak klupješ, mamlaśe, do tych dźwjyřy ? 1

Andrzej rzucił przez ramię:

– Nie twój interes, hanysie. – I dalej dzwonił i łomota! do drzwi.

Suchej, gorolu jedyn, dej lepi kśyndzowi pokůj, bo śe poradzymy znerwować zaroski . 2– Chłopak nie odpuszczał. Trzaska odwrócił się w stronę obrońców wikarego i warknął:

– Gnojku, nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo ci ten nos ujebią, rozumiesz? To mój brat jest i zamierzam go stąd zabrać. Wypierdalać, już!

Na takie dictum chłopcy, zdecydowani bronić swojego księdza przed każdą agresją, ryknęli zachęcające „ Lyj gorola, Stańik !" i rozstąpili się na boki, robiąc Stanisławowi miejsce do rozwinięcia ataku. Ten, speszony, rozejrzał się i zrozumiał, że od animuszu, z jakim zaatakuje intruza, zależy jego prestiż. Zsunął więc szybko kurtkę z ramion, rzucił ją w usłużne ręce kamrata i ruszył w kierunku Andrzeja. Kiedy był na schodach, zewnętrzna krawędź stopy Trzaski uderzyła Stanisława z impetem w twarz, w profesjonalnie wymierzonym yoko-geri. Stańik poleciał w tył, bez przytomności, a krew zalała mu twarz, jeszcze zanim głucho jęknęły plecy w zetknięciu z betonem. Kamraty Stasia, chociaż mieli wielką ochotę do ucieczki, wstydzili się siebie nawzajem i zaatakowali. Brak pośpiechu był dobrym wyborem, bo Richat zdążył osłonić głowę przed kopnięciem i chociaż i tak poleciał w tył, to w tym samym momencie Zefel rzucił się na tę nogę, na której Trzaska właśnie stał, kopiąc Ryszarda, i szarpnął ją energicznie. Andrzej stracił jedyny punkt podparcia dla reszty ciała i plasnął pośladkami o najwyższy schodek. Odgłos uderzenia zlał się w jedno z grzmotnięciem pięści – nawykła do štyla od ryla, pyrlika a kilofa 1 robotniczo-chłopska prawica spadła na inteligencką, warszawską szczękę. Trzaska, zamroczony, zdołał tylko odepchnąć napastnika. Zbierał się właśnie do odparcia kolejnego ataku, plując krwią z rozciętych warg, kiedy otworzyły się drzwi i wyjrzał z nich ksiądz Janeczek.

– Zostawcie go, chłopcy, to mój brat. Idźcie do domu – powiedział.

Andrzej stał, opierając się o barierkę i ocierając krew. Napastnicy popatrzyli po sobie, unieśli odzyskującego przytomność Stasia i podpierając go ramionami, jęli się oddalać, rzucając starszemu Trzasce złowrogie spojrzenia. Andrzej odprowadził ich wzrokiem i odetchnął dopiero wtedy, kiedy minęli spokojnie jego zaparkowaną pod bramą alfę.

– Wracaj do Warszawy, Jędrek. Nic tu po tobie – rzekł wikary.

– Jasiu, co ty mówisz… Chodź, pogadamy. – Andrzej odwrócił się i chciał wejść na plebanię, ale stanął, bo ksiądz Janeczek zagradzał mu drogę, wypełniając swoją chudą sylwetką wąską szczelinę, jaką pozostawił, otwierając drzwi.

– Nie, Jędrek. Wracaj do Warszawy – powiedział dobitnie. Starszy Trzaska stał przed bratem bezradny. Ocierał usta, pokrwawił już sobie cały mankiet koszuli i wiedział, że nie może przecież po prostu przemocą wepchnąć brata do środka, wejść za nim, posadzić go przy stole i pogadać, chociaż w każdej innej sytuacji uciekłby się do takiego właśnie zdecydowanego rozwiązania.

– Jasiek, daj spokój… Pogadajmy, proszę cię.

– Nie, Jędrek. Nie mamy o czym gadać. Wracaj do Warszawy, już – odpowiedział mu wikary z mocą i Andrzej nagle zrozumiał, że nic tu po nim. Nic nie zdziała. Janek odszedł bez pożegnania. Szczęknęła zasuwka, zagrzechotał zamek i Jędrek stał znowu przed zamkniętymi na głucho drzwiami. Splunął jeszcze raz krwią w krzaki i poszedł do samochodu. Odjechał, ze wściekłości cisnąc gaz do dechy i rycząc wchodzącym na wysokie obroty silnikiem, odprowadzany złym spojrzeniem wspartego na ramionach kolegów Stanisława, zwanego Stańikjym, któremu ciągle kręciło się w głowie.

картинка 12

Wysłużony passat podskakiwał na wybojach ulicy Rybnickiej i ksiądz Marcin Wielecki miał trudności z utrzymaniem laptopa na kolanach. Nie dało się już jechać szybciej, amortyzatory volkswagena skrzypiały i tłukły się, kiedy kierowca zaliczał jedną wyrwę w asfalcie po drugiej.

– Władek, pospiesz się, do cholery! – rzucał co chwila ksiądz Wielecki, kiedy wzrok zaczepił mu się o zegarek w dolnym rogu komputerowego ekranu. Kierowca robił, co mógł, ale kiedy tylko minęli zjazd na autostradę, utknęli w korku. Kapłan złożył laptop i wyszedł z samochodu, wspiął się na krawężnik i próbował dojrzeć, co jest przyczyną zatoru – jednak nieruchomy sznur samochodów ciągnął się daleko, aż po zakręt. Ksiądz ze złości kopnął oponę passata, kierowca wzruszył ramionami. Po chwili opuścił szybę.

– W radiu mówią, że wypadek był, proszę księdza. I że to jeszcze potrwa z godzinę co najmniej.

Wielecki spojrzał w niebo i podjął decyzję.

– Idę na piechotę. Zaparkuj potem pod kurią, idź sobie na jakiś obiad, ale bądź pod komórką.

Spakował laptop do plecaka i szybkim krokiem ruszył wzdłuż sznura samochodów, wzbudzając radość kierowców – pokazywali sobie palcami dziarsko maszerującego wysokiego, brodatego księdza w sutannie, birecie i z plecakiem. Nie przejmował się tym wcale, zadzwonił do księdza Rafała, donosząc, że będzie za czterdzieści minut, i szedł.

W końcu dotarł do kurii, wpadł zziajany do środka, ksiądz Rafał już czekał. Wielecki rzucił mu płaszcz i biret, wysupłał komputer z plecaka i wbiegł po schodach, przesadzając po trzy stopnie na raz. Przed drzwiami zatrzymał się na chwilę, przygładził ręką potargane włosy, nacisnął powoli klamkę, tak by nie zaskrzypiała – ta odezwała się przeciągłym jęknięciem. Popchnął drzwi i sopran klamki uzupełnił donośny alt suchych zawiasów. Wielecki zamknął oczy, odetchnął głęboko i wszedł do środka.

W sali konferencyjnej gliwickiej kurii zebrał się kwiat polskich następców apostołów. Zjechali prawie wszyscy biskupi ordynariusze, wyłączywszy tych, którym przeszkodziły w tym nadzwyczajne obowiązki lub choroba – ci wysłali swoich sufraganów. Byli książęta Kościoła, jeszcze nie tak dawno wybierający namiestnika Chrystusa na ziemi, wrzucając kartki, które przemieniły się w biały dym nad Watykanem. Byli arcybiskupi znani z telewizji, ulubieńcy dziennikarzy, którzy mieli coś do powiedzenia na każdy temat, i byli ci, których na ulicy nikt by nie poznał, chociaż w istocie rządzili Kościołem w Polsce.

Wszyscy już siedzieli przy długim prostokątnym stole, na którym zapobiegliwi księża obsługujący konferencję ustawili wodę mineralną, ciastka i owoce.

Ksiądz Marcin uśmiechnął się przepraszająco, najciszej jak umiał zajął miejsce przy stole, rozłożył laptop i zaczął szarpać się z kablami od zasilania i multimedialnego projektora, usiłując podłączyć do komputera rzutnik.

Biskup gliwicki, bezpośredni przełożony Wieleckiego, zgromił go wzrokiem, wstał, odchrząknął i zaczął:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Epifania wikarego Trzaski»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Epifania wikarego Trzaski» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Epifania wikarego Trzaski»

Обсуждение, отзывы о книге «Epifania wikarego Trzaski» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x