– Ja już pójdę, nie chcę przeszkadzać. Mari pociągnęła ją do kąta sali.
– A więc niczego się nie nauczyłaś, nawet w obliczu śmierci! Przestań cacy czas myśleć, że kogoś krępujesz, że komuś przeszkadzasz! Jeśli ludziom się to nie spodoba, upomną się o swoje! A jeśli nie będą mieli odwagi, to już ich sprawa!
– Wtedy, gdy próbowałam się do was zbliżyć, zrobiłam coś, na co nigdy wcześniej bym się nie zdobyła.
– I przestraszy cię zwykły żart wariatów. Dlaczego nie poszłaś za ciosem? Co miałaś do stracenia? – Swoją godność. Miałam wrażenie, że nie jestem mile widziana.
– A czym jest godność? Czy to pragnienie, by wszyscy docenili jaka jesteś dobra, dobrze wychowana, pełna miłości dla bliźnich? Naucz się szanować przyrodę, oglądaj więcej filmów o zwierzętach i przyjrzyj się, jak one walczą o swoje terytorium. Wszystkim nam spodobał się ten wymierzony przez ciebie policzek.
Weronika miała już niewiele czasu na walkę o terytorium, jakie by ono nie było, dlatego zmienna temat.
Zapytała o mężczyznę w garniturze.
– Coraz lepiej – roześmiała się Mari. – Zadajesz pytania, nie przejmując się, że pomyślą, iż jesteś niedyskretna.
Ten mężczyzna jest mistrzem sufi. – Co to znaczy sufi?
– Wetna.
Weronika nie rozumiała. Wetna?
– Sufizm to duchowa tradycja derwiszy – ascetów odzianych w strój z wełny. Nauczyciele sufi nie starają się pokazać jak bardzo są mądrzy, a uczniowie, by wejść w trans tańczą i wirują.
– I po co to wszystko?
– Nie wiem dokładnie, ale nasza grupa postanowiła doświadczyć wszystkiego, co zakazane. Przez całe życie oficjalna propaganda wpajała nam do głowy, że poszukiwania duchowe oddalają jedynie człowieka od jego rzeczywistych problemów. Teraz odpowiedz mi na następujące pytanie: czy nie uważasz, że starać się zrozumieć życie, to rzeczywisty problem?
Tak. To byk rzeczywisty problem. Chociaż nie była już taka pewna, że wie co znaczy słowo rzeczywistość.
Mężczyzna w garniturze – mistrz sufi, wedle słów Mari – poprosił, aby wszyscy usiedli kołem. Z wazonu w jadalni wyjął wszystkie kwiaty, prócz jednej czerwonej róży. Wazon z tą różą ustawił pośrodku koła.
– Spójrz, do czego doszliśmy – odezwała się Weronika do Mari. – Jakiś szaleniec uparł się, że można wyhodować kwiaty w zimie i dziś mamy róże przez cały rok w całej Europie. Czy myślisz, że ten mistrz sufi, z całą swoją wiedzą, jest w stanie tego dokonać?
Mari zdała się odgadywać jej myśli. – Zostaw krytykę na później.
– Postaram się, choć wszystko, co mam, to teraźniejszość, w dodatku bardzo krótką.
– To dotyczy wszystkich ludzi. Teraźniejszość zawsze jest bardzo krótka, choć niektórzy sądzą, że posiadają na własność i przeszłość, w której gromadzili przedmioty, i przyszłość, w której zgromadzą ich jeszcze więcej. A mówiąc o teraźniejszości, często się masturbujesz?
Chociaż wciąż była pod wpływem środków uspokajających, przypomniała sobie pierwsze słowa, jakie usłyszała w Villete.
– Gdy znalazłam się w Villete, jeszcze podłączona rurkami do respiratora, usłyszałam wyraźnie, jak ktoś mnie spytał, czy chcę, aby mnie zaspokojono. Co to wszystko znaczy? Dlaczego nie możecie tutaj przestać o tym myśleć?
– Tutaj i tam na zewnątrz. Tylko że my nie musimy się z tym kryć.
– Czy to ty zadałaś mi to pytanie?
– Nie. Ale musisz wiedzieć, gdzie szukać rozkoszy. Następnym razem, przy odrobinie cierpliwości będziesz mogła poprowadzić tam swojego partnera, zamiast dać mu sobą kierować. Nawet jeśli zostały ci już tylko dwa dni życia, sądzę, że nie powinnaś stąd odchodzić, nie dowiedziawszy się, gdzie jej szukać.
– Może ze schizofrenikiem, który czeka bym dla niego grała.
– Przynajmniej to przystojny chłopak. Mężczyzna poprosił o ciszę, przerywając ich rozmowę. Nakazał, by wszyscy skoncentrowali się na róży i wyciszyli myśli.
– Myśli i tak powrócą, ale postarajcie się je odsunąć. Macie do wyboru: albo panować nad swoim umysłem, albo pozwolić, by on zapanował nad wami. Doświadczyliście już drugiej ewentualności – pozwalaliście się ponieść lękom, nerwom, niepewnością, bo każdy człowiek posiada skłonność do autodestrukcji.
Nie mylcie jednak obłędu z utratą kontroli. Pamiętajcie, że wedle tradycji sufi, mistrza – Nasrudina – nazywa się szaleńcem. I to właśnie dlatego, że uchodzi za osobnika niespełna rozumu, może mówić to, co myśli. i robić to, na co ma ochotę. Podobnie było z błaznami na średniowiecznych dworach – mogli ostrzegać króla przed niebezpieczeństwami, o których ministrowie nie śmieli nawet pisnąć, z obawy przed utratą swych stanowisk.
Tacy powinniście być i wy. Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie. Podejmijcie ryzyko bycia odmiennymi, ale nauczcie się to robić, nie zwracając na siebie uwagi. A teraz skupcie się na tej róży i pozwólcie, by objawiło się wasze prawdziwe Ja.
– Co to jest prawdziwe Ja? – wtrąciła Weronika w pół słowa. Wszyscy zapewne wiedzieli, ale nie dbała o to, przestała wyrzucać sobie, że przeszkadza innym.
Mężczyzna wydawał się zaskoczony tym, że mu przerwała, lecz odpowiedział:
– To kim jesteś, a nie to, co z ciebie zrobiono. Weronika postanowiła, że spróbuje maksymalnie się skoncentrować i odkryć swoje prawdziwe Ja. Podczas pobytu w Villete doświadczyła uczuć, których nigdy dotąd tak głęboko nie przeżywała: nienawiści, miłości, chęci życia, strachu, ciekawości. Być może Mari miała rację – czy naprawdę poznała, co to orgazm? Czy zdołała dotrzeć tylko tam, dokąd pozwolili jej mężczyźni?
Człowiek w garniturze zaczął grać na flecie. Muzyka ukoiła na tyle jej duszę, że skupiła całą swoją uwagę na róży. Mógł to być skutek działania środka uspokajającego, ale fakt pozostawał faktem, że od wyjścia z gabinetu doktora Igora czuli się bardzo dobrze.
Wiedziała, że wkrótce umrze, po cóż więc było się bać? To nic nie zmieni i nie powstrzyma nieuchronnego ataku serca. Lepiej było wykorzystać dni czy godziny, które jej zostały, by robić to, na co nigdy dotąd się nie poważyła.
Łagodna muzyka i przyćmione światło w jadalni tworzyło atmosferę niemal religijną. Religia dlaczego by nie spróbować zanurzyć się w głąb siebie w poszukiwaniu resztek religijności, odruchów wiary?
Jednak muzyka powiodła ją gdzie indziej, więc odegnali od siebie wszystkie myśli i zadowolili się tym, że fest.
Odprężyli się, zadumała nad różą, zobaczyli siebie, spodobało się jej to, co zobaczyli i pożałowała swego pochopnego czynu.
Medytacja dobiegła końca i mistrz sufi odjechał. Mari rozmawiała jeszcze w jadalni z członka
112 mi Bractwa. Weronika poskarżyła się, że jest zmęczona i poszła do siebie. W końcu środek, który jej zaaplikowano byt tak silny, że mógł uśpić wolu, a mimo to znalazła w sobie dość energii, by do tej pory nie zasnąć.
"Młodość już taka jest, sama ustala granice wytrzymałości, nie pytając, czy ciało to zniesie. A ciało zawsze znosi".
Mari nie chciało się spać. Obudziła się późno, potem poszła do miasta, bo doktor Igor wymagał, by członkowie Bractwa codziennie wychodzili z Villete. Wybrała się do kina na jakiś bardzo nudny film o konfliktach między mężem i żoną i zasnęła w fotelu. Czy nie było już innych tematów? Po co wciąż powtarzać te same historie: mąż i kochanka, mąż, żona i chore dziecko, albo mąż, żona, kochanka i chore dziecko? Przecież na świecie istniały ciekawsze sprawy.
Читать дальше