– Nie daje ci to spokoju?
– Przedtem nic mnie nie obchodziło, a teraz o dziwo nie daje mi spokoju.
– Od kiedy?
– Od paru minut?
– Nagle?
– Nagle się zorientowałem.
– Ciekawe, dlaczego tak nagle zaczęło cię to niepokoić?
Komura zastanawiał się przez chwilę, wpatrując się w sufit.
– Właśnie, dlaczego?
Przez pewien czas oboje wsłuchiwali się w wycie wiatru. Nadlatywał z jakiegoś nieznanego miejsca i znikał w innym nieznanym miejscu.
– To dlatego – odezwała się cicho Shimao – że w tym pudełku było to, co miałeś w środku. A ty, nic o tym nie wiedząc przywiozłeś to aż tutaj i oddałeś Keiko. Dlatego już tego nie odzyskasz.
Komura podniósł się i spojrzał na leżącą kobietę. Mały nosek i pieprzyki na uchu. W głuchej ciszy głośno waliło mu serce. Kiedy się pochylił, zatrzeszczało mu w stawach. Przez chwilę zdawało mu się, że za chwilę popełni jakiś straszliwie gwałtowny czyn.
– Żartowałam – powiedziała Shimao na widok wyrazu jego twarzy. – Powiedziałam, co mi ślina na język przyniosła. Niezbyt śmieszny żart. Przepraszam. Nie przejmuj się. Nie chciałam ci sprawić przykrości.
Komura zapanował nad sobą, rozejrzał się po pokoju i znów złożył głowę na poduszce. Zamknął oczy, odetchnął głęboko. Otaczało go wielkie łóżko, jak nocne morze. Słychać było świst lodowatego wiatru. Miał wrażenie, że od gwałtownego bicia serca wibrują mu kości.
– No i jak, poczułeś trochę, że jesteś gdzieś daleko?
– Zdaje mi się, że jestem bardzo daleko – odparł szczerze.
Shimao rysowała palcem na jego piersi skomplikowany wzór, jakby to było jakieś zaklęcie.
– A to dopiero początek – powiedziała.
Airon-no aru fūkei
Telefon zadzwonił przed północą. Junko oglądała telewizję. Keisuke siedział w kącie ze słuchawkami na uszach. Z przymkniętymi oczami grał na gitarze elektrycznej, potrząsając głową to w prawo, to w lewo. Chyba ćwiczył jakiś szybki pasaż; jego długie palce z wielką zwinnością przesuwały się tam i z powrotem po sześciu strunach. Nie usłyszał telefonu. Junko podniosła słuchawkę.
– Spałaś już? – pan Mitake zawsze mówił stłumionym głosem.
– Nie, nie, jeszcze nie śpimy – odparła Junko.
– Jestem na plaży. Morze wyrzuciło dużo drewna. Możemy zrobić naprawdę wielkie. Mogłabyś przyjść?
– Dobrze – powiedziała Junko. – Zaraz się przebiorę i wyjdę za dziesięć minut.
Włożyła rajstopy, na nie dżinsy, wciągnęła przez głowę sweter z golfem, a do kieszeni wełnianego płaszcza wsunęła papierosy. Dołożyła portmonetkę, zapałki i klucze. Potem trąciła stopą plecy Keisuke. Chłopak pospiesznie zdjął słuchawki.
– Idę na plażę palić ognisko.
– Znowu ten twój pan Mitake – powiedział Keisuke, marszcząc brwi. – On chyba sobie żartuje. Przecież jest łuty. Poza tym już północ. Powiedział, że teraz będzie palił na plaży ognisko?
– Ty nie musisz iść. Pójdę sama.
Keisuke westchnął.
– Ja też pójdę. Pójdę. Poczekaj, zaraz będę gotów. – Wyłączył wzmacniacz, na piżamę nałożył spodnie i sweter, zamek puchowej kurtki zasunął aż pod samą brodę. Junko owinęła szyję szalikiem i włożyła wełnianą czapkę.
– On jednak jest naprawdę stuknięty na punkcie ognisk. Co on w nich widzi? – spytał Keisuke, gdy schodzili drogą prowadzącą do morza. Noc była zimna, lecz bezwietrzna, a oddech zamarzał w kształcie wypowiadanych słów.
– A co ludzie widzą w Pearl Jam? Przecież to tylko hałas – odrzekła Junko.
– Pearl Jam ma ponad dziesięć milionów fanów na całym świecie.
– A ogniska mają fanów na całym świecie od pięćdziesięciu tysięcy lat.
– Też prawda – przyznał Keisuke.
– I ogniska przetrwają, gdy po Pearl Jam nie będzie już śladu.
– To też prawda. – Keisuke wyjął prawą rękę z kieszeni i otoczył Junko ramieniem. – Ale wiesz, problem polega na tym, że to, co było pięćdziesiąt tysięcy lat temu, i to, co będzie za pięćdziesiąt tysięcy lat, wcale mnie nie obchodzi. Wcale. Ważne jest teraz. Przecież nie wiadomo, kiedy będzie koniec świata. Czy warto w ogóle myśleć o takiej dalekiej przyszłości? Ważne jest, żeby tu i teraz się najeść i żeby mi stawał, zgadzasz się?
Zeszli po schodach i zatrzymali się na betonowym nabrzeżu nad plażą. Znaleźli pana Mitake tam, gdzie zwykle. Zbierał i starannie układał w stos wyrzucone przez morze różne kawałki drzewa. W samym środku leżała gruba kłoda. Musiał się napracować, żeby ją tu przyciągnąć.
Światło księżyca niczym nóż odcinało morze od plaży. Zimowe fale łagodnie i cicho obmywały piasek.
– No jak? Dość dużo się zebrało, prawda? – powiedział pan Mitake, wypuszczając białe chmurki oddechu.
– Strasznie dużo – odparła Junko.
– Czasami tak się zdarza. Parę dni temu morze bardzo się burzyło, prawda? Ostatnio nauczyłem się to poznawać po szumie fal. Mówię sobie wtedy: teraz wyrzuca na brzeg dobre drewno.
– Niech się pan przestanie chwalić, bo trzeba się szybko ogrzać. Jaja mi na tym mrozie skostnieją – powiedział Keisuke, rozcierając ręce.
– No dobrze, dobrze, poczekajcie. Tutaj ważna jest kolejność. Najpierw trzeba obmyślić plan, wykonać, upewnić się, że jest dobrze, a potem powoli zapalić ogień. Jeśli się człowiek spieszy, to nic nie wyjdzie. Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy.
– A jak się dziwka spieszy, klient się nie cieszy – powiedział Keisuke.
– Młody jesteś i dlatego opowiadasz takie głupie dowcipy – pokręcił głową pan Mitake.
Mniejsze drewienka były zręcznie poutykane wokół grubej kłody i stos wyglądał jak awangardowa rzeźba. Trzeba było odejść parę kroków, uważnie sprawdzić kształt całości, poprawić tu i ówdzie, obejrzeć wszystko z drugiej strony – jak zawsze, czynności te zostały wielokrotnie powtórzone. Gdy się patrzy na ułożenie drew, w myślach powstaje obraz płonącego ognia. Jak w głowie rzeźbiarza, który ogląda kamień i wyobraża sobie ukryty w nim kształt przyszłego dzieła.
Upłynęło dość dużo czasu, zanim pan Mitake uznał przygotowania za zakończone. Pokiwał głową, jakby mówił: „No dobrze”, potem zwinął przygotowane gazety w rulon, wsunął je na sam spód pomiędzy kawałki drzewa i podpalił plastikową zapalniczką. Junko wyjęła z kieszeni paczkę papierosów, włożyła jeden do ust i zapaliła zapałką. Potem, mrużąc oczy, przyglądała się przygarbionym plecom i lekko przerzedzonym włosom pana Mitake. To był decydujący moment. Czy stos zajmie się, czy nie? Czy wystrzeli ku górze wielki ogień?
Wszyscy troje stali, w milczeniu przyglądając się stosowi drewna. Gazety zajęły się szybko, przez chwilę drżały w płomieniach, aż skurczyły się, zwinęły i znikły. Potem przez pewien czas nic się nie działo. Nie udało się, pomyślała Junko. Być może drzewo było bardziej wilgotne, niż się wydawało.
Gdy całkiem straciła nadzieję, ku górze, jak jakiś sygnał, zaczęła unosić się biała nitka dymu. Ponieważ nie było wiatru, dym wznosił się jedną nieprzerwaną smugą. Już się rozpaliło, ale nie widać jeszcze płomienia.
Nikt się nie odzywał. Nawet Keisuke milczał. Włożył ręce w kieszenie kurtki. Pan Mitake przykucnął na piasku, a Junko stała z założonym rękami i co jakiś czas, jakby sobie przypominając, że pali, zaciągała się papierosem.
Читать дальше