– Proszę mnie przepuścić, panno Ridley – odrzekłam.
Nadal dręczyły mnie obawy, że wybuchnę płaczem, dostanę torsji albo jakiegoś ataku. Wierzyłam, że jeśli tylko zdołam bez przeszkód wrócić do domu, do swojego pokoju, Selina odnajdzie drogę i wszystko się ułoży. Naprawdę w to wierzyłam!
Panna Ridley dostrzegła moje zdenerwowanie i przesunęła się nieco na prawo, ale tylko kawałek, tak że musiałam się przeciskać pomiędzy nią a bieloną ścianą, ocierając się spódnicą o jej suknię. Jej twarz znalazła się tuż na wprost mojej. Zmrużyła oczy.
– No więc – rzuciła ściszonym tonem – ma ją pani czy nie? Proszę wiedzieć, że pani obowiązkiem jest wydać zbiega.
Już miałam się odwrócić, kiedy jej postać i głos niczym trzask zasuwanego rygla kazały mi spojrzeć na nią ponownie.
– Wydać? – powtórzyłam. – Wam? Jakże bym chciała, żeby do mnie przyszła, choćby po to, by ją przed wami uchronić! Wydać? To byłoby jak skazać owcę na rzeź!
Twarz panny Ridley tchnęła doskonałą obojętnością.
– Owce idą na talerz – odparła natychmiast – a zbrodniarki do celi.
Potrząsnęłam głową.
– Diablica! – zawołałam. Jakże współczułam nieszczęśnicom, które zamykała w celach, oraz strażniczkom, które musiały brać z niej przykład. – To pani jest zbrodniarką. Pani, a to miejsce…
Jej twarz przeciął grymas, a ciężkie, pozbawione rzęs powieki zadrgały nad wodnistymi oczami.
– Ja? – powtórzyła, kiedy przełknęłam ślinę, łapiąc oddech. – Współczujesz kobietom, które muszą znosić moją obecność? Teraz możesz tak mówić, bo nie ma Dawes. Zamki i strażniczki jakoś ci nie przeszkadzały, kiedy dzięki nim mogłaś bez przeszkód sycić się jej widokiem!
Zupełnie jakby mnie uszczypnęła albo spoliczkowała: drgnęłam, po czym cofnęłam się gwałtownie, wpadając na ścianę. Panna Craven stała obok z kamienną twarzą. Zobaczyłam, jak przechodząca pani Pretty przystaje, świdrując nas wzrokiem. Panna Ridley podeszła bliżej i przesunęła ręką po bladych ustach. Oświadczyła, że nie wie, co powiedziałam pannie Haxby i komendantowi. Być może w ich mniemaniu z uwagi na swoją pozycję zasługiwałam na pobłażliwość. Powinnam wszakże wiedzieć jedno: nikomu prócz nich nie zamydlę tutaj oczu. Ucieczka hołubionej przeze mnie Dawes ma iście szatański wymiar, tak jest, szatański! Jeśli zaś odegrałam w niej jakąkolwiek rolę…
– Cóż. – Panna Ridley zwróciła oczy na pozostałe strażniczki. – Mamy u nas miejsce i dla dam, prawda, pani Pretty? O tak! Potrafimy im urządzić przytulne gniazdko!
Jej oddech, gorący i przesycony wonią baraniny, owiał mi policzek. Z korytarza dobiegł śmiech pani Pretty.
Puściłam się biegiem w dół po krętych schodach, a potem korytarzami na parterze. Czułam, że jeśli pozostanę tu choćby chwilę dłużej, znajdą sposób, aby mnie zatrzymać na zawsze. Narzucą na mnie starą suknię Seliny, ona zaś będzie błądzić na zewnątrz, ślepa i zagubiona, nie wiedząc, że zajęłam jej miejsce.
Po drodze zdawało mi się, że nadal słyszę głos panny Ridley i czuję na sobie jej oddech, gorący jak u ogara. Przy bramie oparłam się o ścianę i uniosłam rękę do ust, ażeby pozbyć się dręczącego posmaku goryczy.
Dozorca i jego pomocnicy nie mogli znaleźć dla mnie dorożki. Napadało jeszcze więcej śniegu i ulice zrobiły się nieprzejezdne; kazano mi czekać, dopóki śnieg nie zostanie uprzątnięty. Lecz ja doszłam do wniosku, że pragną mnie zatrzymać po to tylko, by uniemożliwić Selinie odnalezienie drogi. Pewnie panna Haxby albo panna Ridley wysłały wiadomość, która dotarła do bramy szybciej niż ja. Przeto zawołałam, że mają mnie wypuścić, że nie zostanę tu ani minuty dłużej; moja gwałtowność musiała okazać się gorsza od gniewu panny Ridley, gdyż mężczyźni pospieszyli spełnić prośbę. Widziałam, jak odprowadzają mnie spojrzeniem. Pobiegłam wzdłuż nabrzeża, obserwując rzekę, pędzącą szybciej niż ja. Żałowałam, że nie mam łodzi, która umożliwiłaby mi ucieczkę.
Pomimo energicznego kroku posuwałam się z morderczą powolnością: śnieg sypał mi na spódnicę i krępował ruchy, przez co wkrótce ogarnęło mnie zmęczenie. Na przystani Pimlico stanęłam i popatrzyłam za siebie, przykładając ręce do boku, który kłuł niemiłosiernie. Następnie podjęłam marsz i doszłam aż do Mostu Alberta.
Tam zwróciłam oczy w kierunku domów przy Cheyne Walk. Wypatrywałam swojego okna: kiedy opadną liście, zawsze widać je stąd bardzo wyraźnie.
Patrzyłam w nadziei, że zobaczę Selinę. Ale okno było puste, dostrzegłam jedynie blady zarys żaluzji. Poniżej znajdował się biały fronton, jeszcze niżej zaś przysypane śniegiem schody i krzewy.
A u stóp schodów… u stóp schodów majaczyła ciemna postać, wyraźnie niepewna, czy wejść na górę, czy też rzucić się do ucieczki…
Była to kobieta w płaszczu strażniczki.
Na jej widok ponownie puściłam się biegiem. Biegłam, potykając się na zamarzniętych koleinach. Powietrze było tak ostre i lodowate, jakby miało zmrozić mi płuca i pozbawić je tchu. Dotarłam do balustrady; tymczasem kobieta stanęła przy drzwiach i już miała unieść rękę, żeby zapukać, gdy naraz, słysząc mnie, raptownie obróciła się na pięcie. Podniesiony kaptur zasłaniał twarz; podchodząc bliżej, zobaczyłam na niej grymas. Zawołałam: "Selina!". Twarz kobiety zadrżała jeszcze gwałtowniej. Kaptur opadł na plecy.
– Ach, panno Prior! – powiedziała.
To nie była Selina, o nie. Przede mną stała pani Jelf.
Pani Jelf! Gdy minęły pierwszy szok i rozczarowanie, pojawiła się myśl, że przysłali ją z więzienia, aby zmusić mnie do powrotu; dlatego kiedy podeszła bliżej, odepchnęłam ją, gotowa ponownie rzucić się do ucieczki. Lecz nogi zaplątały mi się w spódnicę, a płuca zaciążyły lodem. Zresztą dokąd miałam uciekać? Gdy więc stanęła obok i położyła mi rękę na ramieniu, odwróciłam się i chwyciłam ją kurczowo. Objęła mnie i zapłakała. Drżałam od stóp do głów. Nieważne, kim jest. Mogła być pielęgniarką albo moją własną matką.
– Przychodzi pani z jej powodu – odezwałam się wreszcie.
Skinęła głową. Popatrzyłam jej w twarz. Równie dobrze mogłam spojrzeć w lustro, gdyż policzki kobiety żółciły się na tle śniegu, a dokoła oczu widniały czerwone obwódki, jakby od płaczu lub z braku snu. Wtedy zrozumiałam, że chociaż Selina nie mogła nic dla niej znaczyć, odczuła jej utratę na swój własny, szczególny sposób i przychodzi do mnie po pomoc albo otuchę.
W owej chwili była dla mnie najbliższą osobą. Raz jeszcze zerknęłam na puste okna, po czym wyciągnęłam do niej rękę. Pomogła mi dojść do drzwi, gdzie podałam jej klucz: sama nie zdołałabym włożyć go do zamka. Zachowywałyśmy się ostrożnie jak złodzieje, Vigers niczego nie usłyszała. W domu nadal panował nastrój wyczekiwania, było cicho i przeraźliwie zimno.
Zaprowadziłam ją do pokoju papy i zamknęłam drzwi. Wydawała się podenerwowana; po chwili uniosła drżącą rękę i rozpięła płaszcz. Pod spodem zobaczyłam więzienną suknię, bardzo wygniecioną. Nie miała czepka i włosy przylegały jej do uszu: brązowe pasma, poprzetykane nitkami srebra. Zapaliłam lampę, lecz nie odważyłam się zadzwonić po Vigers, aby napaliła w kominku. Siedziałyśmy w płaszczach i rękawiczkach, co chwilę wstrząsane dreszczami.
– Co też musi pani o mnie myśleć, że nachodzę ją we własnym domu? – powiedziała. – Gdybym nie znała pani dobroci… ach! – Przycisnęła dłonie do policzka i zakołysała się na krześle. – Ach, panno Prior! – wykrzyknęła. Rękawiczki tłumiły słowa. – Nie ma pani pojęcia, co zrobiłam! Nie ma pani pojęcia…
Читать дальше