Józef Kraszewski - Djabeł, tom czwarty

Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Djabeł, tom czwarty» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Djabeł, tom czwarty: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Djabeł, tom czwarty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ciesz się klasyką! Miłego czytania!

Djabeł, tom czwarty — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Djabeł, tom czwarty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Po smutnej izbie dworku, te pokoiki świeżutkie jeszcze, z trochę zieloności, ze spiewem kanarka, ze swym sprzętem wygodnym, uderzyły Annę i przypominając jej życie wiejskie, łzy prawie wycisnęły z oczu. Rzuciła się do wazoników, zielonością ogród w Głuszy i kwiatki starościnej przypominających, do kanarka… Szwęsia niby nic nie widząc, śledziła każdy jej ruch i łzę nawet postrzegła.

– To doprawdy jakieś niewiniątko, powiedziała w duchu – z tem to kłopotu więcej niż warto – no! ale to nie moja rzecz!

Wkrótce podano kawę, na grzeczności dla Anny szczególnie siliła się wdówka, i tak dobrze udaną jakąś czułością potrafiła ją ku sobie pociągnąć, że chciwa przywiązania Anusia, nie potrafiła być całkiem niewdzięczną. Poczęła ją zwać przyjaciółką, spoufalać się, ośmielać. Pan Kasper rosnął, bo i jemu dostawały się choć okruchy oświadczeń i serdeczności; a wdowa dla niego umyślnie co raz to coś o talarach brząknęła, co go rozpłomieniło niesłychanie. Chodził poglądając nieznacznie na próżny ale dobrze zamknięty kuferek pokryty dywanikiem, stojący w drugiej izdebce przy samym łóżku, nie mógł się od tego nęcącego widoku oderwać. Oczy wdowy do reszty go durzyły, bo nań tak czule patrzała, jakby jutro iść mieli do ołtarza.

Kilka godzin zbiegły żywo na opowiadaniu o dworze księstwa kasztelaństwa, któren Szwęsia zdawała się znać na palcach, choć w życiu go nie widziała. Rozweselono nawet Anusię, i pan Jan który towarzyszył córce, po kawie się tylko na kufrze pod oknem trochę zdrzemnął wedle zwyczaju. Króciutko to trwało, przeszło nie postrzeżone i ujęło za serce pana Jana, powtarzał i o tem ciągle.

– Bardzo miła kobiecina! i taka gościnna! Ale sobie gacha wybrała! no! no!

Jeszcze w progu zapraszając serdecznie Anusię do siebie, pożegnała ich Szwęsia, a ledwie wyszli, przebrana inaczej, rzuciła się w czekający powóz i pojechała do podkomorzego.

Przez tych dni kilka nie miał on żadnej o losie swoim wiadomości, co go okrutnie jątrzyło, ale że mu kazano czekać, musiał, i w miarę jak nieprzywykły do cierpliwości na zniesienie niepokoju się wysilał, rosły w nim żądze, pracowała głowa – byłby dał wszystko co chciano za Anusię, którą raz najrzał w życiu! Rozrywał się wprawdzie grając po nocach całych, ale że to było pod wieczór jakoś, jeszcze go w domu zastała madame, właśnie u toalety. Porzuciwszy więc fryzurę i puder, jak stał w białym pudermantlu, na wpół umączony, nie starłszy twarzy, poleciał do niej, drzwi kazawszy pozamykać.

Szwęsia siedziała już z nogami na kanapie, a ujrzawszy podkomorzego w tym stroju, poczęła się śmiać, domyślając się jak go tam już niecierpliwość piekła.

– No, a cóż Szwęsiu kochanie! a co? – krzyknął wpadając podkomorzy i wcale nie obrażając się śmiechem jej.

– Podziękujże mi naprzód żem się do ciebie sama en personne fatygowała – a ślicznie mnie przyjmujesz! fe! co za paskudnik!

– Przepraszam cię, ale tak jestem ciekawy!

– A tu nic nie będzie! – chłodno powiedziała Szwędzka.

– Jakto! – wybuchnął gwałtownie podkomorzy łamiąc ręce – a tom zdyshonorowany.

Uśmiechnęła się tylko.

– Ale możeż być żebyś ty! ty! nic nie dokazała?

– Co myślisz! Dziewczyna po uszy rozkochana w Ordyńskim, prosta, głupia, ani do niej przystąpić. Otacza ją dwóch starych, wyschłych zakamieniałych dziadów, pilnując jak we łbie oka. I nic to interesów nie rozumie.

– Ani pieniędzy nawet?

– Albo to oni ich potrzebują?

– Ależ stryj skąpiec?

– Patrz! jak już wie! rozśmiała się Szwędzka i nagle ton zupełnie zmieniła – no – co mi dasz? to ci ją na Nalewki przywiozę, na dzień i godzinę naznaczoną.

– Co chcesz?

– Fe, myśli się targować!!

– Nie targuję się, ale pytam.

– Bądźże wspaniałym – zawołała Szwęsia po swojemu – sypnij! jest za co! nie ma co mówić! różyczka! I że przywiozę to pewna, ale dalej, dawaj sobie rady jak chcesz – ja się w to nie mięszam, i przepowiadam nawet że kłopot mieć będziesz.

Podkomorzy trochę się zamyślił.

– Co będzie to będzie – rzekł – ale pokażę ludziom że co zechcę to dostanę; w sobotę u mnie wieczór, gości hukiem, Anna musi mi pogospodarować.

– No, ale cóż mi dasz – rzucając nań okiem chciwem przerwała łotrzyca – mów-no co dasz?

– Mów co ci mam dać?

Wstała z kanapy jejmość i przeszła się po pokoju, niby namyślając.

– Siadaj i pisz weksel do Cabrego na…

Schyliła mu się do ucha.

Podkomorzy poszukał tylko kałamarza, chwilę podumał.

– To ci dam weksel w sobotę.

– A niewierny! – dumnie krzyknęła rozgniewana – no! to bywaj zdrów!

– Jakto? ale ja ci wierzę, tylkom się chciał wprzód Cabremu opowiedzieć – podchwycił przestraszony podkomorzy – ale kiedy tak, na, bierz, byle tak było, jakem prosił.

– Słuchaj, na dzień i godzinę nie chybię, bo to moja rzecz, ale jak się z tego wywikłasz, co wyniknie, nie moja sprawa. Stworzenie całkiem dzikie, ażeby je ugłaskać, więcej potrzeba czasu, to już nie moja sprawa.

Podkomorzy pochmurny usiadł pisać, a madame chodząc po pokoju zobaczyła pierścionek leżący na stoliku, i włożyła go na palec bez ceremonji.

– A to na pamiątkę dla mnie – rzekła pokazując.

Podkomorzy tylko ramionami ruszył.

– Wartam i więcej bo prawdziwą robię dla podkomorzunia ofiarę.

– W sobotę na Nalewkach – przerwał gospodarz oddając weksel.

– Będę jak zacznie zmierzchać! Bądź zdrów podkomorzuniu. – Rozśmiała się szydersko mówiąc po cichu: – Tyle twego podobno, co się tymczasem naspodziewasz.

I kiwnąwszy mu głową na którą spuściła welon, znikła znajomemi sobie drzwiami.

III

Podczaszyc siedział jeszcze w klasztorze zamknięty, dumając i zżymając się na dziwne położenie swoje. Chwilowe myśli jego brały religijny kierunek, to znów niecierpliwił się i narzekał na losy. Od dni kilku dziwny jakiś smutek go trapił, któryby był nazwał przeczuciem, gdyby filozofia Poinsot'a dozwoliła mu przypuścić ten fenomenalny stan ducha. Tłumaczono to podówczas zdrowiem, żołądkiem, mózgiem, chorobą, czem chcąc byle nie duszą, której upierano się nie widzieć w człowieku. Niespokojniejszy był niż kiedy, więzienie gorzej mu coraz ciężyło, nawet trochę umiejąca go ukołysać rozmowa O. Spirydjona, teraz drogi do serca, zawalonego jakiemś ziemskiem uczuciem, wynaleźć nie mogła. Starzec czekał ale wzdychał.

– Twarda natura do dobrego – mówił w sobie – rekluzja nawet pożyć jej nie może, przyjdzie może czas upamiętania, ale nie rychło… i kto wie czy przyjdzie?

Pomimo jednak zewnętrznych oznak zatwardziałości, podczaszyc zmieniony był znacznie swoim pobytem u kapucynów – nie otworzyło mu się serce ale zmiękło, nie poprawiły pojęcia, ale uznał że obok nich istnieją inne, mocą których ludzie w spokoju i zgodzie z sobą i światem żyją – rzucone było ziarno, choć nie schodziło jeszcze.

Sama ta tęsknota, która często poprzedza nawrócenie, dobrym już była znakiem, a zwrot częsty ku dziecinnym latom, symptomem pragnienia innych wrażeń i żywota. Żywił jak mógł ojciec Spirydjon dobre ziarnka chuchając na nie i pielęgnując, a czekając wschodu, nieraz też kto z gości poufałych klasztoru odwiedzał samotnika przychodząc w pomoc kapłanowi. Tu, do koła poczciwych księży, przy zacnym O. Spirydjonie, krążyły jeszcze ostatki lepszej społeczności, w szczątkach tylko pozostałej w stolicy – nie zepsutej niewiarą, bogatej w uczucia, które zapał religijny w duszy zasiewa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Djabeł, tom czwarty»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Djabeł, tom czwarty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Józef Kraszewski - Strzemieńczyk, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Djabeł, tom czwarty»

Обсуждение, отзывы о книге «Djabeł, tom czwarty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x