Lice też miała bielsze i mniej opalone; znać może więcej siedząc za tkackimi krosnami niż po polu biegając. Biała i rumiana, z usty 59 59 usty – dziś popr. forma N. lm: ustami. [przypis edytorski]
różowymi, wielkie oczy szafirowe wlepiała z kolei w pierścienie, to w cudzoziemca, to nimi wodziła po siostrach i braciach.
Lecz wzrok się jej nie palił do tych błyskotek. Ręce trzymała na piersiach złożone, a śmielej rozglądała się niż towarzyszki. Na białej koszuli jej spływał sznur nieforemnych obłamów bursztynu, do których niebieskie i czerwone ziarna się mieszały. Na głowie ruciany wianuszek 60 60 ruciany wianuszek – wianuszek z ruty, rośliny o drobnych żółtych kwiatach, będącej symbolem panieństwa; ruta – znana jest od starożytności jako zioło lecznicze, służące także w kuchni do nacierania mięs w celu zachowania ich świeżości; daw. wierzono również, że ruta chroni przed złym urokiem. [przypis edytorski]
świeży zieleniał wesoło. Twarze innych śmiały się dziecinnie, jej lice smutno i poważnie patrzało. Między wszystkimi zdawała się panią.
Hengo parę razy spojrzał ku niej; dziewczę zarumienione cofnęło się nieco; lecz wnet, odzyskawszy śmiałość, na pierwsze miejsce wróciło. Niemiec wziął nieznacznie z ławy jeden z pierścieni i na palcu go potrzymawszy przeciw oknu, wyciągnął ku dziewczynie.
– Niech to będzie mój gościniec 61 61 gościniec – podarunek dawany w podzięce za gościnę. [przypis edytorski]
za gościnę – rzekł podając go pięknej córce Wisza, która zmieszana, dumnie spoglądając cofnęła się i potrząsnęła głową.
– Przyjmijcie go, on wam szczęście przyniesie – rzekł Niemiec.
Nie mówiąc nic, nie posuwając ręki dziewczyna cofnęła się powoli. Ojciec na nią spojrzał, potrząsła 62 62 potrząsła – dziś popr. potrząsnęła a. potrzęsła. [przypis edytorski]
głową i skryła się za inne. Hengo więc podał go drugiej siostrze, która zapłonąwszy mocno rękę wyciągnęła fartuszkiem okrytą i podarek z radością przyjęła. Wnet bratowe i czeladź skupiły się około niej, aby to cudo oglądać. Szybko pobiegły z nim do komory… do matki… Słychać było szeptanie długie, jakby gniewne… a po chwili wyszła obdarowana, w końcu fartuszka niosąc zawinięty kawałek bursztynu ciemnego. Spojrzała na ojca, który głową skinął i nic nie mówiąc, na ławie go przed Niemcem położyła.
– Weź to! – rzekł Wisz. – Nam się za gościnę podarków brać nie godzi.
Z uśmiechem Hengo zabrał bursztyn, obejrzał go i wpuścił do worka, który miał pod suknią. Nim to jednak uczynił, splunął nań nieznacznie, aby czary odpędzić.
Wisz zamyślony stał, na kiju się oparłszy, nóż obejrzany położył i milczał posępnie… Chłopaki szeptały między sobą, to biorąc ostrożnie z ławy siekierki i noże, to je z żalem nazad składając. W oczach ich łatwo czytać było, że się im tych skarbów chciało – ale gospodarz jeszcze się był nie odezwał – a bez niego nic się tu nie działo. Był głową domu i panem. Woli swej nikt tu nie miał, jeśli on mu jej nie podał… Hengo, co miał pod ręką rozłożywszy, patrzał zwycięsko po otaczających.
Niewiasty wróciły, parobczaki stały… Milczenie panowało w izbie: wtem oczy starego padły na coś leżącego wśród innych ozdób na ławie, czego znać nie widział w życiu. Był to świecący krzyż z uszkiem… Do noszenia na szyi. Błyszczał tak jakoś, że oczy wszystkich zwrócił na siebie…
– A to co jest? – zapytał stary, wskazując…
Hengo zdaje się, że dopiero teraz postrzegł, iż go wydobył, i pochwycił skwapliwie.
– A! to – zawołał zmieszany – to jest znak… Dla ludzi innej wiary niż wasza… który im szczęście przynosi…
– Namże on by nie przyniósł szczęścia? – zapytał Wisz.
Hengo zamilkł i schował go do worka… Nastąpiła znowu chwila milczenia. To schowane tak szybko godło tajemnicze obudzało ciekawość, lecz Niemiec już się z nim ukrył.
– Trudno się to oprzeć – odezwał się gospodarz. – Kiedy samo co pod dach przychodzi, a do życia pomóc może. Za dawnych czasów, ledwie u księdzów 63 63 ksiądz (starop.) – książę. [przypis edytorski]
i żupanów 64 64 żupan – naczelnik żupy, czyli okręgu; odpowiednik kasztelana a. (w Europie Zach.) komesa. [przypis redakcyjny]
coś podobnego widzieć było można, teraz i my kmiecie ważyć się na to musimy. Nie wyjdzie z domu dziewka, żeby jej do wiana 65 65 wiano – posag. [przypis redakcyjny]
nie dać kolców i szpilek.
Skinął na starszego syna, poszeptał mu na cicho.... Wyszło ich zaraz dwu z izby. Wisz na ławie siadł i po jednemu odkładać począł, co dla siebie i swoich chciał zatrzymać – wybrał piękny miecz liściasty, siekierek kilka, młotów, nożyce, kilka pierścieni, dwa naszyjniki z wisiadłami… myślał i liczył, czy tego będzie dosyć.
Wtem Hengo zdjął z ławy dwa chrzęszczące naramienniki i podniósł je do góry.
– Staremu Wiszowi by się to zdało – zawołał – i przystało.
– Po co? – rzekł gospodarz. – Chyba, aby mi synowie włożyli do mogiły… Na wojnę iść już nie myślę, na to są chłopcy dorosłe 66 66 chłopcy dorosłe (daw. forma) – dziś: chłopcy dorośli. [przypis edytorski]
– a doma – co mi po tym?
– Rzekliście do mogiły – odezwał się Hengo. – Niech was bogowie długo chowają – ano i do grobu to wziąć nie szkodzi… Wszak ci u was zwyczajem, że na stos się ubiera i zbroi, jak takiemu bogatemu kmieciowi przystało.
Stary ręką zamachnął w powietrzu.
– Co mi tam! – rzekł. – Chcieć i brać łatwo, ale co dać za to? Nie bardzośmy zapaśni 67 67 zapaśny – posiadający zapasy czegoś; zasobny. [przypis edytorski]
.
– Jużci choć bursztyn i skóry macie, bo wam tu do morza bliżej, a i w ziemi go tu kopiecie…
Wisz patrzał na drzwi, skąd się powrotu synów spodziewał. Ukazali się też wkrótce oba 68 68 oba – dziś: obaj. [przypis edytorski]
, jeden dźwigając wór duży, drugi na plecach niosąc pęk spory skór różnych, powiązanych pyskami. Rozłożono to na ziemi, Niemiec chciwie w worku grzebać się zaczął, aż mu oczy błyszczały. Wydobywał po jednemu 69 69 po jednemu – dziś: po jednej. [przypis edytorski]
bryły mułem i ziemią okryte, gdzieniegdzie jasnymi obłamy połyskujące… W tych zdawał się świecić, jakby zamknięty płyn jakiś, który stężał i zmarzł na kamień. Skóry też zwierza zabitego zimą, włosem świeciły lśniącym, a gdy Niemiec palcami ich próbować zaczął, nic mu w nich sierści nie pozostawało.
Dopiero się targ rozpoczął, milczący, bez słowa… Hengo odkładał, co mieć pragnął, stary głową trząsł i odrzucał… Razy kilka tak liczono skóry i to, co na stole leżało, ważono w rękach kawały bursztynu, ujmowano i dodawano.
Wisz, to Niemiec trzęśli głową. Jeden to drugi coś ustępował, jeden narzucał, to drugi… Szło to powoli, niekiedy przestankami dzielone długimi, w ciągu których umowa zerwaną się zdawała. Hengo niby swój towar chciał pakować, chłopcy skóry brać zaczynali. Ociągano się z tym jednak, aż nareszcie Hengo rękę wyciągnął i stary w nią uderzył dłonią. Zgoda zawartą została. Wisz zgarnął licząc swój nabytek i natychmiast rozdzielać go począł, wśród powszechnych oznak radości. Ściskano go za kolana. Dwór cały odzywał się wykrzykami… Niemiec wiązał skóry i pakował bursztyny.
Pot mu ciekł z czoła, napił się wody i usiadł na ławie.
Читать дальше