Jan Brzechwa - Podróże Pana Kleksa
Здесь есть возможность читать онлайн «Jan Brzechwa - Podróże Pana Kleksa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Podróże Pana Kleksa
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Podróże Pana Kleksa: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podróże Pana Kleksa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Podróże Pana Kleksa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podróże Pana Kleksa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Hm… tak… owszem… – odparł uprzejmie pan Kleks zapijając cierpkim napojem gorycz pozostałą w ustach po obiedzie.
Jak przystało na człowieka dobrze wychowanego, wyraził uznanie dla admiralskiej kuchni, ale jednocześnie ze smutkiem pomyślał o Bajdotach.
Pogardzana przez nich zupa szczawiowa mogłaby dziś uchodzić za przysmak iście królewski.
Miłą pogawędkę starych znajomych przerwał kapitan „Pigularii”, meldując Pierwszemu Admirałowi Floty, że widać już brzegi Przylądka Aptekarskiego i Obojga Farmacji.
– Wyjdźmy na pokład – zaproponował pan Kleks, albowiem dusił go dym z papierosów dla astmatyków.
Istotnie, trójmasztowiec szybko zbliżał się do portu. Na odległym wzgórzu widniało miasto. Szklane budowle połyskiwały w promieniach zachodzącego słońca.
Bajdoci nie ukrywali obrzydzenia i straszliwie wykrzywiali się na wspomnienie obiadu. Całe szczęście, że nikt z gospodarzy nie rozumiał ich języka. Oficerowie, a także marynarze „Pigularii” mówili wyłącznie po łacinie.
W pewnej chwili orkiestra zagrała tusz. Trójmasztowiec majestatycznie wpłynął do portu.
Stolica państwa zabudowana była długimi szklanymi pawilonami, które na podobieństwo gwiazdy zbiegały się przy centralnym placu. Stał na nim pomnik Magistra Pigularza I, założyciela miasta i odkrywcy witamin. W pawilonach wytwarzano leki, natomiast izby mieszkalne znajdowały się w podziemiach. Zresztą ludność Przylądka Aptekarskiego wynosiła zaledwie 5555 osób, w tym 555 kobiet. Resztę stanowili mężczyźni. Dzieci w ogóle nie było. Magister Pigularz II wynalazł tabletki odmładzające, dzięki którym ludność utrzymywała się stale i niezmiennie w tym samym wieku.
Dlatego też zmiana pokoleń stała się zbędna, a dzieci – niepotrzebne. Ludności ani nie ubywało, ani nie przybywało.
Okazało się jednak, że tabletki odmładzające są ściśle strzeżone, a sekret produkcji znany jest wyłącznie władcy tego kraju.
– Czemu nie chcecie swym wynalazkiem uszczęśliwić ludzi na całym świecie? – zapytał pan Kleks jednego z dygnitarzy Obojga Farmacji.
– To całkiem proste – odrzekł zagadnięty. – Nie chcemy, aby również w innych krajach dzieci stały się niepotrzebne. Świat bez dzieci byłby smutny jak nasz przylądek.
Mówiąc to, dygnitarz połą kitla otarł łzę i ciężko westchnął. Wróćmy jednak do Pierwszego Admirała Floty.
Po przybyciu do stolicy zaprowadził on niezwłocznie pana Kleksa do pałacu Magistra Pigularza II. Był to władca smutny i poważny. Jego biały kitel zdobiły haftowane złotem godła aptekarskie, a na głowie spoczywał wieniec z liści senesowych. W dłoni, zamiast berła, trzymał wielki termometr do mierzenia temperatury.
– Miło mi powitać tak słynnego uczonego – przemówił Pigularz II. – Pozwól, czcigodny gościu, że na dowód szczególnego wyróżnienia osobiście zmierzę ci temperaturę.
Mówiąc to, wsunął panu Kleksowi termometr pod pachę.
– Trzydzieści siedem i jeden… Ochmistrzu, proszę poczęstować naszego gościa aspiryną i dać mu do popicia wywar z kwiatu dziewanny.
Po wychyleniu tej zwyczajowej czary przyjaźni Pigularz II w otoczeniu świty udał się z panem Kleksem na zwiedzanie miasta. Na pałacowym dziedzińcu dołączyli do nich pozostali bajdoccy goście.
Gdy stanęli na centralnym placu, Udzielny Prowizor poinformował, że plac ten nosi nazwę Obojga Farmacji, stosownie do podziału leków na stałe i płynna. Następnie wskazał termometrem szklane pawilony i udzielił dalszych wyjaśnień:
– W każdym pawilonie wytwarza się określoną kategorię leków. W tym oto wyrabiamy krople, poczynając od walerianowych, a kończąc na kroplach do oczu. W następnym produkujemy oleje – rycynowy, lniany, kamforowy i tym podobne. W następnym – maści i smarowidła. Dalej – wywary z ziół. W tym najwyższym gmachu w kształcie młyna przyrządzamy proszki w stanie sypkim. W następnym pigułki, pastylki i tabletki. W tamtym zaś – cukierki ślazowe i eukaliptusowe od kaszlu. I tak dalej, i tak dalej. Wejdźmy jednak do środka.
Oszklone drzwi pawilonu rozwarły się na oścież i cały orszak znalazł się w ogromnej hali, gdzie kilkadziesiąt kobiet zajętych było rozlewaniem do buteleczek różnokolorowych specyfików, wywarów i mikstur.
Wszystkie te kobiety były w jednakowym wieku, miały na sobie białe kitle i wyglądały tak samo jak mężczyźni. Różniły się od nich jedynie tym, że nie miały zarostu.
Podczas gdy goście zwiedzali pawilon i oglądali najnowsze urządzenia, młodsza służba farmaceutyczna roznosiła na tacach napoje ziołowe.
Bajdoci krzywili się nieprzyzwoicie. Tylko pan Kleks dla ratowania sytuacji wychylał jedną szklankę po drugiej i udawał ukontentowanie.
Nagle w oczach jego pojawił się czerwony błysk, co wskazywało na wielkie wzburzenie uczonego. Roztrącił otaczających go Bajdotów, podbiegł do jednej z tac i porwał stojącą na niej szklankę.
– Mam… Mam to, czego szukałem! – krzyknął głośno.
Szklanka wypełniona była po brzegi granatowoczarnym płynem.
– Atrament! – wołał pan Kleks. – Prawdziwy atrament! Podajcie mi papier i pióro!
– Niestety – rzekł Pierwszy Admirał Floty. – Jest to wywar z korzenia siedmioróżdżki. Wygląda jak atrament, ale brak mu trwałości. Posiada bowiem tę właściwość, że po ochłodzeniu ulatnia się i znika.
Mówiąc to, wziął szklankę z rąk pana Kleksa i całą jej zawartość wylał na kamienną posadzkę. Gorący płyn rozlał się czarną strugą, ale już po chwili uniósł się w górę w kształcie granatowej mgiełki, po czym zniknął nie pozostawiając najmniejszego śladu.
– Niech diabli porwą wszystkie siedmioróżdżki – jęknął pan Kleks. – A wy, farmaceutyczne mądrale, czym piszecie? Mlekiem? Czy może wodą?
Nikt nie spodziewał się takiego wybuchu gniewu. Zresztą pan Kleks natychmiast się zreflektował, stanął na jednej nodze i w tej skromnej pozycji prosił gospodarzy o przebaczenie.
– Powiedz, Alojzy, mój dawny uczniu, czym piszecie? – zapytał już całkiem spokojnie.
– W ogóle nie piszemy – odparł Pierwszy Admirał Floty. – Pisanie jest godne gryzipiórków, lecz nie farmaceutów. Po prostu każdy z nas w swoim dziale zna na pamięć tysiąc dwieście recept. I to nam wystarcza.
Pan Kleks błyskawicznie pomnożył 5555 przez tysiąc dwieście.
– Sześć milionów sześćset sześćdziesiąt sześć tysięcy – oświadczył z podziwem. – To rzeczywiście wystarczy.
– Ochmistrzu – rzekł Pigularz II – proszę poczęstować naszych gości chininą i dać im do popicia nalewkę na agawie.
Podczas gdy roznoszono tace, Pierwszy Admirał nachylił się do ucha pana Kleksa i rzekł poufnie:
– Czcigodny profesorze… Jesteśmy genialnymi farmaceutami, ale brak nam doświadczonych marynarzy. Chciałbym zwerbować pięciu Bajdotów do mojej floty. Proszę mi w tym dopomóc.
– Chyba zwariowałeś, Alojzy – żachnął się pan Kleks. – Spójrz na ich wykrzywione twarze i zapadnięte brzuchy… Pozdychaliby jak muchy na tych waszych ziółkach… Do takiego wiktu trzeba zaprawiać się od dziecka. Wybij to sobie z głowy, Alojzy.
I gniewnie prychając wielki uczony odwrócił się plecami do swego wychowanka na znak, że nie zamierza więcej na ten temat rozmawiać. Gdyby się nie był odwrócił, dostrzegłby na twarzy Pierwszego Admirała wyraz takiej złośliwości i szyderstwa, że na pewno miałby się od tej chwili na baczności.
Istotnie, trudno jest uwierzyć w to, co stało się potem. Pod wieczór pan Kleks postanowił opuścić Przylądek Aptekarski i wyruszyć w dalszą drogę. Ale wtedy okazało się, że pięciu Bajdotów zniknęło jak kamfora. Długotrwałe poszukiwania nie dały rezultatu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Podróże Pana Kleksa»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podróże Pana Kleksa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Podróże Pana Kleksa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.