– Najwyraźniej.
Przez chwilę szli obok siebie w milczeniu.
– Jesteś na mnie zła? – zapytał w końcu.
– Skądże znowu. – Jej odpowiedź była jednak zbyt szybka.
– Wydaje mi się, że jesteś. Zrozum, spędziłem szmat czasu w górach, wśród ludzi, którzy żyją tak samo jak przed wiekami. Tobie moglibyśmy wydać się nieokrzesani. -Nie uśmiechał się, ale jego głos brzmiał łagodnie.
– Nie jestem zła. To ja czepiam się drobiazgów. – Uśmiechnęła się pojednawczo. – Ale, ale, opowiadałam ci o Heather. Poznałyśmy się, polubiłyśmy i w końcu zamieszkałyśmy razem.
– Opowiedz mi o niej. Jest tak inna niż… no wiesz, zupełnie inna niż Lorenzo – skończył z pewnym zażenowaniem.
Angie wydało się dziwne, że mężczyzna z tak bogatego rodu jest nieśmiały i w rozmowie nie czuje się zbyt pewnie. Jednego nie robił – nie używał gładkich słówek. Ale Angie uznała to za zaletę.
– Zastanawiasz się pewnie, czy to dobrze świadczy o Heather, że uległa takiemu uwodzicielowi jak Lorenzo? – podpowiedziała ze śmiechem.
Bernardo lekko się zmieszał, jednak po chwili opanował się.
– Heather na pewno nie jest kokietką, skoro Renato ją zaaprobował. Wyrażał się o niej w samych superlatywach.
– Za to ona o nim nie. Ponoć zachował się wobec niej skandalicznie – rzuciła Angie.
– Tak, wiem, co zaszło tamtego wieczoru. Tych dwoje pewnie już nigdy się nie pogodzi, a Lorenzo znajdzie się między młotem a kowadłem.
– Chciałabym poznać Renata. Jaki on jest?
– Jest głową rodziny. – W głosie Bernarda zadźwięczała poważna nuta.
– Domyślam się, że tutaj to się liczy?
– A u was nie?
– Raczej nie. – Angie zastanowiła się. – Oczywiście, wszyscy szanujemy tatę, ale to dlatego, że pracując przez kilkadziesiąt lat jako lekarz, pomógł tysiącom ludzi.
– Czy dlatego zostałaś lekarką?
– Wszyscy jesteśmy lekarzami. Moi dwaj bracia, ja. Moja mama też była lekarką. Zmarła, kiedy odbywałam praktyki.
– Twoi rodzice założyli prawdziwą dynastię lekarską.
– Chciałabym, żeby cię słyszał mój ojciec. – Angie parsknęła śmiechem. – Nigdy nas nie zachęcał, byśmy szli w jego ślady. Pamiętam, jak nam powtarzał: „Możecie robić cokolwiek, tylko nie idźcie na medycynę. To koniec życia prywatnego i całe lata bezsenności". No i przekonaliśmy się, że miał rację. Ale musisz wiedzieć, że w Anglii mężczyzna nie może liczyć na szacunek tylko dlatego, że jest mężczyzną. Prawdę mówiąc… – urwała.
– Nie przerywaj, mów. – W oczach Bernarda igrały wesołe iskierki. – Widzę, że musisz odpłacić mi pięknym za nadobne.
– Kiedy zdawałam ostatni egzamin, za punkt honoru postawiłam sobie, że dostanę lepszą ocenę niż moi bracia. I udało się!
– Angie miała minę rozradowanego dziecka. – Mówię ci, byli wściekli!
Bernardo przyglądał się jej z wyraźną przyjemnością, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– A twój tato?
– Przed egzaminami powiedział: „Trzymaj się!", a potem: „Dzielna mała!".
– No, a co na to twoi bracia?
– Kiedy? Przed czy po przełknięciu tej gorzkiej pigułki? Chichotali na myśl o tym, co mnie czeka.
– A co cię czekało?
– Cztery lata praktyk podyplomowych. Interna, chirurgia, pogotowie, położnictwo, ginekologia, pediatria, psychiatria…
– Musiało być strasznie – wtrącił Bernardo pół żartem, pół serio.
– O tak! Pewnie dlatego jest tak koszmarnie, żeby wyeliminować słabeuszy. Ale ja do nich nie należę. Popatrz tylko! – Zacisnęła pięść i z udaną dumą napięła biceps.
Bernardo z pewnym zakłopotaniem dotknął ledwie widocznej wypukłości.
– Jestem pod wrażeniem – powiedział z uśmiechem. – Tyle dokonań, a przecież jesteś jeszcze… – Chciał powiedzieć „małą dziewczynką", ale coś kazało mu zamilknąć.
– Mam dwadzieścia osiem lat. I jestem dużo silniejsza, niż ci się wydaje.
– Trudno się domyślić – wyraził wątpliwość, obrzucając wymownym spojrzeniem jej wiotką postać.
Trzymając się pod ręce, spacerowali pod drzewami, a w An-gie kiełkowało poczucie bliskości do tego mężczyzny. Właściwie nic takiego nie zrobił ani nie powiedział. Nie był też wcale najprzystojniejszym mężczyzną pod słońcem. Prawdę mówiąc, wypadał źle w porównaniu z niektórymi jej adoratorami. A jednak jego widok sprawiał jej przyjemność. Pierwsze wrażenia ze spotkania na lotnisku nie myliły jej.
– Ten ogród jest cudowny – westchnęła, rozglądając się wokół.
– Tak, jest doskonały – zgodził się z nią.
Nuta rezerwy w jego głosie sprawiła, że Angie spojrzała na niego pytająco:
– Nie podoba ci się?
Zastanowił się.
– Nie lubię rzeczy doskonałych. Dla mnie jest zbyt wypieszczony. Człowiek nie czuje się w nim swobodnie. – Zamilkł nagle i uśmiechnął się przepraszająco.
– A gdzie czułbyś się swobodnie? – zapytała zafrapowana. – Wysoko w górze, gdzie szybują złote orły.
– Złote orły? – powtórzyła z zapałem. – Gdzie?
– W moim domu w górach. Tutaj, bywam bardzo rzadko. Mój prawdziwy dom to Montedoro.
– Poczekaj – „monte" to znaczy góra, a „oro" złoto, mam rację?
– Znasz włoski?
– Siostra mojej matki wyszła za Włocha. Kiedy byłam dzieckiem, jeździliśmy do nich każdego lata.
– Masz rację. Montedoro to Złota Góra.
– Od złotych orłów?
– Częściowo. Również dlatego, że oświetlają ją pierwsze promienie wschodzącego słońca, a światło zachodu gaśnie tam najpóźniej. To najpiękniejsze miejsce na ziemi.
– Chyba ci wierzę – powiedziała Angie w zadumie.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– Czy ty…? – zaśmiał się zmieszany. – To znaczy… zastanawiam się, czy…
– Tak? – zachęciła go.
Westchnął. Angie nie mogła się doczekać, aż w końcu powie to, co chciała usłyszeć.
– Hej, Bernardo! – dobiegło ich nagle wołanie.
Bernardo wzdrygnął się, a Angie miała dziwne wrażenie, jakby została obudzona ze snu. Na ścieżce ujrzeli Lorenza.
– Czas przygotować się do kolacji! – zawołał, machając ręką.
Angie wracała do domu w towarzystwie dwóch mężczyzn rozczarowana nieco, ale nie zniechęcona. Bernardo chciał jej pokazać swój dom, tego była pewna. Z każdą chwilą pragnęła wiedzieć więcej o tym mężczyźnie. Przed nią jeszcze cały wieczór i niech się nie nazywa Angela Wendham, jeśli nie uda jej się wymóc na nim tego zaproszenia!
W pokoju rzuciła się na łóżko i westchnęła błogo, podkładając ręce pod głowę.
– D.S czy S.K.? – zainteresowała się Heather.
– D.S.! Z całą pewnością D.S. – odparła radośnie.
– Oj, niebezpiecznie. – Heather była wyraźnie zaniepokojona.
– Doprawdy nie wiem, o czym mówisz – powiedziała Angie niewinnie.
– O, wiesz dobrze. Zawsze poznam, kiedy zagniesz parol na mężczyznę. Ukrywasz w zanadrzu cały arsenał niezawodnych i sprawdzonych sztuczek. Ale Bernardo nie wygląda na faceta, którego można okręcić sobie wokół palca.
– Masz rację. Jest niesamowicie poważny. – Angie zaśmiała się. – Ale to czyni z niego tym cenniejszą zdobycz.
– Poddaję się.
– Całkiem słusznie, kochana. Jestem stracona!
Do kolacji Angie włożyła suknię mieniącą się zielenią i błękitem, w odcieniach, których nie powstydziłby się paw. Taka kreacja nie każdej blondynce wyszłaby na dobre, ale Angie wiedziała, że wygląda jak gwiazda. Zastanawiała się, czy Bernardo tak właśnie pomyśli.
Читать дальше