– Co takiego?
– Te pokoje tworzą odrębną całość – wyjaśnił Lorenzo. – Będą w sam raz dla nas.
– To nie będziemy mieli własnego domu? – zdumiała się Heather.
– To będzie nasz dom.
– Nie zamierzam mieszkać razem z twoim bratem.
– Kiepska sprawa – przyznał Renato.
– To nic osobistego… – zaczęła.
– Chyba raczej tak – odparł, spoglądając jej w oczy.
– Jeśli tu zostaniemy, Lorenzo będzie, jak przedtem, na każde twoje skinienie.
– A czy starczy ci czasu na znalezienie domu przed ślubem? – spytał rzeczowo Renato. – Oczywiście Lorenzo mógł już coś wybrać, ale chyba wolałabyś to zrobić sama. Skąd ta zła opinia o mnie?
– Przeczucie.
– Błędne – uśmiechnął się bezwstydnie.
– Nic podobnego. – Też się uśmiechnęła. Cóż za czarujący diabeł.
– Domu poszukasz później – rzekł Renato. – To musi wam chwilowo wystarczyć.
Jego słowa brzmiały na pozór rozsądnie, lecz poczuła niepokój. Renato lubił rządzić innymi, często wykorzystując w tym celu tak zwane mądre rady. Z jego wzroku wyczytała, że odgadł, o czym myśli.
– Ale tylko tymczasowo – nie ustępowała. – Jak tylko wrócimy z podróży poślubnej…
– Przedtem Lorenzo jedzie służbowo do Nowego Jorku.
– Zaraz… – zaczęła, szykując się do walki.
– Zakładam, że chciałabyś mu towarzyszyć.
Wytrącił jej broń z ręki. Marzyła przecież o podróży do Nowego Jorku.
– To przedsmak podróży poślubnej – dodał Renato.
– Tylko mi nie mów, że to też zorganizowałeś!
– Pomyślałem sobie, że mógłbym pożyczyć wam mój jacht na kilka tygodni. Załoga zrobi wszystko, a wy możecie się bawić i odpoczywać.
– To piękna łódź, kochanie – wtrącił Lorenzo. – Ma klimatyzację i…
– Widzę, że obaj wszystko uzgodniliście. A może nie lubię żeglować albo cierpię na morską chorobę?
– Cierpisz? – spytał Renato.
– Nie wiem, nigdy dotąd nie żeglowałam.
– Więc im szybciej się dowiesz, tym lepiej. Jutro Lorenzo leci do Sztokholmu nadgonić spóźnione terminy. Zabiorę cię na jacht i sama zobaczysz, czy ci to odpowiada.
Heather miała nadzieję, że popłynie z nimi Angie, ale ta zamierzała spędzić dzień z Bernardo.
– Pokaże mi swą rodzinną wioskę w górach – zwierzyła się przyjaciółce.
– Znasz go dopiero od wczoraj – zaprotestowała Heather.
– Wiem – zachichotała Angie.
– Bądź ostrożna. Angie promieniała pewnością siebie, dość typową dla młodej kobiety, która jak dotąd zawsze wodziła mężczyzn za nos. Roześmiała się więc beztrosko, a po chwili Heather słyszała, jak śpiewa pod prysznicem.
Bez wątpienia „Santa Maria", trzydziestometrowy jednomasztowiec, przyćmiewała wszystko, co cumowało w małej zatoczce w Mondello. Renato zaparkował auto i pokazał łódź.
– I co o niej sądzisz? – spytał z miłością i dumą.
– Jest piękna – przyznała. Wskoczył lekko na pokład i odwróciwszy się, złapał Heather oburącz w pasie. W następnej chwili frunęła w powietrzu.
– W porządku? – spytał.
– Tak – odparła bez tchu. Zaskoczył ją tym manewrem. Przedstawił jej ustawioną w szeregu załogę.
– To Alfonso, mój kapitan, Gianni i Carlo, załoganci. A to – dodał, wskazując na małego człowieczka – Fredo, kucharz. Potrafi przyrządzić wszystko, od prostych przekąsek po najbardziej wyrafinowane dania.
Słońce przypiekało ostro, a silny wiatr omiatał zatokę. Wkrótce wypłynęli na otwarte morze. Po kilku minutach Heather przyzwyczaiła się do kołysania i nawet zaczęło sprawiać jej to przyjemność.
– To jak – spytał Renato – chcesz wracać, wywiesić się za burtę czy mnie przez nią wyrzucić?
– To ostatnie brzmi całkiem nieźle – roześmiała się.
Zawtórował jej, odsłaniając piękne, białe zęby, kontrastujące z opalenizną. W Anglii był zdenerwowany i spięty, lecz u siebie zmienił się nie do poznania. Ubrany był również inaczej, bo wczorajszy elegancki garnitur zastąpiły granatowe szorty i biała rozpięta pod szyją koszulka bez rękawów. Emanowała z niego żywotność, siła i męskość.
– Pokażę ci twoje królestwo – rzekł, biorąc ją za rękę.
Wnętrze było luksusowe. W kambuzie Fredo, uzbrojony w najnowsze urządzenia, gorączkowo przygotowywał posiłek. Na końcu wąskiego korytarza znajdowała się sypialnia właściciela połączona z łazienką. Wszystko było wyłożone brzozowym drewnem, a pośrodku królowało podwójne łoże, idealne na noc poślubną.
– To na dziś twoja kwatera. Może przebierzesz się w kostium kąpielowy?
– Nie wzięłam żadnego.
Otworzył szafkę pełną kostiumów. Heather zdębiała. Musiało być ich z dziesięć, w różnych kolorach, fasonach i o różnym stopniu śmiałości.
– Ale skąd…? – zaczerwieniła się, widząc jego wzrok. – Zresztą wolę nie pytać.
– Chyba nawet nie musisz, co?
Jego upodobania były tak oczywiste, a szczerość tak bezwstydna, że nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Sięgnęła po pastelowy kostium, lecz Renato złapał ją za rękę.
– Nie ten – powiedział. – Tamten. Pokręciła głową.
– Nie mogę…
– Czemu, jest dość skromny.
Rzeczywiście, jak na bikini był wręcz staroświecki, lecz Heather zawsze uważała się za stworzoną do jednoczęściowego kostiumu.
– Nie pasuje mi wiśniowy – upierała się. – Mam zbyt jasną karnację.
– Żaden przepis nie zabrania, byś włożyła czerwony.
– To prawda.
Wyszedł, a Heather stwierdziła, że akurat tu ów jaskrawy kolor wydaje się na miejscu. Znalazła pasującą wstążkę i przewiązała nią głowę, pozwalając włosom rozsypać się swobodnie. Na wpół obnażone ciało okryła białą, jedwabną bluzką.
Po powrocie na pokład zastała Renata na rufie, przy stole z przekąskami i wysokimi kieliszkami, osłoniętym przed słońcem markizą. Gdy Heather usiadła, Renato podał jej kieliszek. Schłodzone wino było wyborne, a migdałowe ciasteczka przepyszne. Pomyślała, że z pewnością szybko przywykłaby do takiego życia.
– Sycylia leży w centrum Morza Śródziemnego – wyjaśnił Renato. – Dlatego łatwo dotrzeć stąd wszędzie. Do Tunezji, w drugą stronę do Grecji, można też żeglować wzdłuż włoskich wybrzeży.
– Dokąd popłyniemy dzisiaj?
– Pokręcimy się wokół wyspy, potem wrócimy. Znajdziemy cichą zatoczkę i wykąpiemy się. Czy masz chorobę morską?
– Nie, czuję się wspaniale. – Odetchnęła z zachwytem słonym powietrzem. – Cudownie!
– Jeszcze zrobimy z ciebie żeglarza – uśmiechnął się.
Wznieśli toast i Heather spróbowała owoców w cukrze. Wyglądały tak idealnie, że w pierwszej chwili uznała je za sztuczne. Potem Renato przejął ster. Stała obok niego, wiatr rozwiewał jej włosy, słona mgiełka zraszała twarz. Nagle ogarnęło ją poczucie szczęścia.
– Poopalamy się? – zaproponował. – Najpierw jednak posmaruj się kremem ochronnym. Masz zbyt jasną karnację.
– Nigdy nie spiekłam się na słońcu – odparła.
– Anglicy – zauważył pogardliwie Renato. – Co ty wiesz o upałach w moim kraju? Nawet na lądzie są groźne, jednak na wodzie odblask potęguje siłę słońca. Krem jest w kabinie.
Wybrała jeden z wielu znajdujących się w łazience olejków i wróciła, by wyciągnąć się na pokładzie. Renato patrzył, jak rozprowadza jedwabistą ciecz po rękach i nogach.
– Odwróć się i daj mi to – powiedział. – Pomyśl, co powiedziałby mój brat, gdybyś w dniu ślubu wyglądała jak homar z rusztu. Drżę na samą myśl.
Читать дальше