– Przyszłam porozmawiać o twoim nieszczęsnym zniknięciu wczoraj wieczorem.
– Panicz Neville zwabił mnie do labiryntu, proszę pani. Nie mogłam się wydostać.
– Proszę nie próbować zrzucać winy za swoje postępki na pięcioletnie dziecko.
Victoria zacisnęła pięści.
– Czy zdajesz sobie sprawę – ciągnęła lady Hollingwood – na jakie naraziłaś mnie nieprzyjemności? Dom pełen gości, a ja sama musiałam kłaść syna do łóżka. A to należy do twoich obowiązków.
– To prawda, proszę pani – odezwała się Victoria przez zaciśnięte zęby. – Ale byłam uwięziona w labiryncie. Na pewno pani…
– Panno Lyndon, proszę to potraktować jako ostatnie ostrzeżenie. Jestem niezadowolona z twojej pracy. Jeszcze jeden występek, a będę zmuszona cię wyrzucić. – Lady Hollingwood odwróciła się plecami i wyszła do holu. Na koniec obejrzała się za siebie. – I to bez referencji.
Victoria kilka sekund wpatrywała się w otwarte drzwi.
W końcu wzięła głęboki oddech. Musi sobie poszukać innej pracy. Tu jest nie do zniesienia. Nie da się wytrzymać. Tu…
– Victoria. – W drzwiach pojawił się Robert.
– O nie, gorszego początku dnia nie można sobie wyobrazić – mruknęła.
Robert gniewnie zmarszczył czoło i spojrzał na zegar na nocnym stoliku.
– Cóż złego cię spotkało o tak wczesnej porze?
– Muszę wrócić do swoich obowiązków – próbowała się go pozbyć.
– Nakarmić małego Neville'a? – Złapał ją za ramiona i nogą zamknął za sobą drzwi. – Nie ma pośpiechu. Neville wyjechał na przejażdżkę konną z moim przyjacielem Ramsayem, który zgodził się opiekować bachorem do południa.
Zamknęła na moment oczy, nagle wróciły wspomnienia. Robert zawsze umiał zapanować nad sytuacją, nie zapominał o najmniejszym szczególe. Powinna się domyślić, że jeśli chce się z nią zobaczyć sam na sam, to znajdzie sposób, żeby pozbyć się Neville'a.
Gdy otworzyła oczy, on bez większego zainteresowania oglądał książki na nocnym stoliku.
– Żadnych romansów? – zapytał, biorąc do ręki naukową rozprawę o astronomii.
Na moment mocniej zacisnęła zęby.
– Nie czytuję już romansów. Przestały mnie bawić. Robert przejrzał książkę.
– Nie wiedziałem, że pasjonujesz się astronomią. Powstrzymała się od wyznania, że patrząc na księżyc i gwiazdy, czuje się bliżej niego. A raczej bliżej osoby, za którą kiedyś go uważała.
– Drogi panie – powiedziała z westchnieniem. – Czemu pan to robi?
Wzruszył ramionami i usiadł na jej małym łóżku. Niby co?
– A to! – Uniosła ręce. – Wchodzisz do mojego pokoju. Siadasz na moim łóżku. – Zmrużyła oczy, jakby dopiero w tej chwili uświadomiła sobie całą niestosowność jego zachowania. – Siedzisz na moim łóżku. Złaź z niego, na litość boską.
Bez pośpiechu się uśmiechnął.
– Możesz mnie zgonić.
– Nie jestem naiwna, żeby się nabrać na takie numery.
– Nie? – Oparł głowę na jej poduszce i położył nogi na łóżku. – Nie przejmuj się, mam czyste buty.
Victoria zmarszczyła brwi, chwyciła miskę Z wodą po myciu i chlusnęła mu na głowę.
– Cofam się w rozwoju – odezwała się zjadliwie. – Jak jest okazja, staję się dziecinna.
– Jezu Chryste! Kobieto! – jęknął Robert, podrywając się z łóżka. Po twarzy spływały mu strużki wody, mocząc krawat i koszulę.
Victoria oparła się o ścianę i zadowolona z siebie założyła ręce na piersi.
– A wiesz, że czasami myślę, że jednak jest na świecie sprawiedliwość? – mówiła z pełnym satysfakcji uśmiechem.
– Ani się waż powtórzyć tego wyczynu.
– A bo co? Bo uwłaczam twojemu honorowi? Nie wiedziałam, że go masz.
Ruszył w jej stronę z groźną miną. Victoria zerwałaby się do ucieczki, gdyby za plecami nie miała ściany.
– Jeszcze tego pożałujesz – wycedził groźnie.
Nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
– Robert – odezwała się z udawaną życzliwością. – Nigdy w życiu tego nie pożałuję. Zawsze będę cieszyć się tą chwilą. Będę ją traktować jak prawdziwy skarb. To przypuszczalnie ostatnia rzecz, jakiej mogłabym pożałować.
– Lepiej nic nie mów – rzucił oschle.
Zamilkła, ale nie przestała się uśmiechać.
Podchodził coraz bliżej, aż znalazł się o włos od niej.
– Jak mnie jeszcze raz polejesz – mówił zniżonym i ochrypłym głosem – to, do jasnej cholery, będziesz mnie musiała wysuszyć.
Umknęła na bok.
– Może ręcznik? Chętnie ci pożyczę swój.
Odwrócił się i znów stanął naprzeciw niej. Końcami palców dotknął jej podbródka. Rozpalony był cały, ale oczy wręcz pałały ogniem.
– Czekałem na to całe życie – szepnął, napierając na nią ciałem.
Sukienka pomoczyła się od jego ubrań, ale Victoria nie czuła nic prócz gorącego Roberta.
– Nie – zaprotestowała cicho. – Nie rób tego.
Z jego oczu biła dziwna desperacja.
– Nie mogę się powstrzymać – wydusił. – Jak mi Bóg miły, nie mogę.
Powoli zbliżał usta do jej ust. Na moment się zawahał, jakby przypomniał sobie, co się stało przed chwilą. A potem lekkim ruchem objął Victorię, chwycił za głowę i pocałował.
Nie zwracając uwagi na to, że spinki spadają na podłogę, wplótł dłoń w jej gęste włosy. Były w dotyku takie same jak dawniej – jedwabiste i gęste, a ich zapach doprowadzał go do szaleństwa. Cicho wymawiał jej imię, zapominając na moment o nienawiści do niej – za to, że go opuściła i sprawiła, że przez tyle lat jego serce było martwe. Zdał się wyłącznie na instynkt, a ten uznał, że miejsce Torie jest i będzie w ramionach Roberta.
Całując ją namiętnie, próbował spić z niej esencję tego wszystkiego, co ominęło go przez siedem lat. Wodził dłońmi po całym ciele, jakby próbował przypomnieć sobie wszystkie jej kształty.
– Torie – wyszeptał, przesuwając wargami po jej szyi. – Nigdy… Żadna kobieta…
Victoria odchyliła głowę do tyłu. Cały rozsądek uleciał z niej wraz z pierwszym pocałunkiem. Sądziła, że już zapomniała, jak to jest być w jego ramionach i czuć na skórze jego usta.
Ale nie. Każdy dotyk był znajomy i zdumiewająco podniecający. A gdy kładł ją na łóżko, nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby zaprotestować.
Ciężarem swego ciała przycisnął ją do materaca. Jedną ręką sięgnął pod jej kolano i delikatnie przesuwał do góry.
– Chcę się z tobą kochać, Torie – powiedział drżącym z namiętności głosem. – Kochać się z tobą, aż nie będziesz w stanie myśleć. – Jego dłoń wędrowała coraz wyżej po udzie aż do miejsca, gdzie kończyła się pończocha. – Chcę się z tobą kochać tak, jak powinienem się kochać wtedy.
Victoria jęknęła z rozkoszy. Od siedmiu lat nikt jej nie przytulał i czuła głód fizycznego kontaktu. Wiedziała, co znaczy być pieszczoną i całowaną, ale aż do tej chwili nie miała pojęcia, jak bardzo jej tego brakowało. Robert zabrał rękę i Victoria poczuła, że odpina sobie bryczesy…
– O, nie! Boże! – krzyknęła, próbując go odepchnąć. – Nie, Robercie – powtórzyła, wysuwając się spod niego. – Nie mogę.
– Nie rób tak – ostrzegł wpatrzony w jej oczy. – Nie zwódź mnie…
– Ty chcesz tylko jednego, prawda? – powiedziała wstając z łóżka. – Zawsze chodziło ci tylko o jedno.
– Oczywiście o to też – mruknął z miną wyrażającą cierpienie.
– Boże, ale jestem głupia. – Złożyła ręce na piersi i przyjęła pozycję obronną. – Można by powiedzieć, że dopiero teraz dostałam nauczkę.
Читать дальше