– Nie lubisz Haloween?
– Nie, Haloween jest w porządku… dla dzieci…
Po raz pierwszy Sharon widziała ją w takim stanie i była bardzo zaskoczona.
– Chyba nie stchórzysz przed przyjęciem, Tan. Daj spokój, wymyślę ci jakiś kostium.
Zaczęła przekopywać ich szafę, wyciągać ciuchy i wyrzucać je na łóżko, ale Tana wcale nie wyglądała na rozbawioną. Tego wieczora, gdy światła były już zgaszone, Sharon raz jeszcze próbowała wrócić do tej sprawy.
– Dlaczego właściwie nie chcesz pójść na tańce z okazji Haloween?
Wiedziała, że nie ma chłopaka, ale Sharon nie miała go także. Poza tym sytuacja jedynej w szkole czarnej dziewczyny była znacznie gorsza, ale pogodziła się z tym w momencie podjęcia decyzji o zdawaniu do Green Hill. Do tej pory nie poznały jeszcze nikogo. Tylko kilka dziewcząt chodziło już na randki, ale na pewno na tańcach będą całe tabuny chłopców i Sharon nie mogła już doczekać się tego wieczoru.
– Masz chłopaka w Nowym Jorku, takiego na stałe?
Nic o tym do tej pory nie wspominała. Sharon raczej wątpiła, żeby trzymała to w tajemnicy, mimo że były jeszcze rzeczy, o których nie rozmawiały. Unikały tematu dziewictwa lub jego braku, co było w Jaśminowym Domu raczej niespotykane. Wszystkie dziewczęta nie mogły się oprzeć pasjonującym dyskusjom na ten temat, tylko że, jak Sharon słusznie wyczuwała, Tana nie miała na to ochoty, a i jej także nie bawiły takie rozmowy. Ale teraz przy świetle księżyca Sharon oparła głowę na łokciu i popatrzyła na Tanę.
– Tan…?
– Nie, nic z tych rzeczy… Po prostu nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
– Masz jakiś konkretny powód? Masz alergię na mężczyzn?… kręci ci się w głowie na wysokich obcasach?… czy po północy zamieniasz się w wampira?… chociaż właściwie – zachichotała złośliwie – to byłby świetny numer na Haloween.
Usłyszała śmiech dochodzący z łóżka Tany.
– Nie świruj. Po prostu nie mam ochoty wychodzić. To nic takiego. Ty idź. Idź i zakochaj się w jakimś białym chłopcu i wykończ swoich starych.
Obie zaśmiały się na samą myśl o tym.
– Chryste, chyba wyrzuciliby mnie ze szkoły. Gdyby to zależało od pani Jones, najchętniej wyswatałaby mnie ze starym Samem.
Opiekunka wielokrotnie patrzyła protekcjonalnie na Sharon, a zaraz potem na Sama, jakby mieli ze sobą coś wspólnego.
– Czy ona wie, kim jest twój ojciec?
Freeman Blake całkiem niedawno znowu dostał nagrodę Pulitzera i każdy Amerykanin znał jego nazwisko, bez względu na to, czy czytał jego książki czy nie.
– Nie jestem pewna, czy ona potrafi czytać.
– Daj jej w prezencie książkę z dedykacją, jak następnym razem wrócisz z wakacji.
Tana śmiała się teraz od ucha do ucha, a Sharon wyła z radości
– Ona by umarła…
Ale problem potańcówki z okazji Haloween pozostawał nie rozwiązany. W końcu Sharon poszła przebrana za oszałamiająco seksownego, czarnego kota. W czarnym, obcisłym kostiumie, jej kakaowa twarz i wielkie oczy wyglądały pięknie. Niezwykle długie nogi przyciągały zaciekawione spojrzenia. Po chwili niezręcznego milczenia, ktoś poprosił ją do tańca i w ten oto sposób przetańczyła całą noc. Bawiła się świetnie, mimo że żadna z dziewcząt nie odezwała się do niej. Gdy po pierwszej nad ranem wróciła do domu, Tana spała snem sprawiedliwego.
– Tan?… Tana?… Tan…?
Przyjaciółka z trudem podniosła głowę, półprzytomna, uchyliła odrobinę jedno oko.
– Dobrze się bawiłaś?
– Było cudownie. Przetańczyłam całą noc! Była gotowa opowiadać jej o tej cudownej nocy aż do białego rana, ale Tana przewróciła się tylko na drugi bok i mruknęła:
– To świetnie… dobranoc…
Sharon patrzyła na plecy przyjaciółki i znowu zaczęła się zastanawiać, dlaczego Tana nie poszła razem z nią. Ale gdy następnego dnia próbowała z nią porozmawiać, stało się oczywiste,
• ona nie ma na to ochoty. Wszystkie dziewczęta zaczęły umawiać się teraz na randki z nowo poznanymi chłopcami. Tylko jeden z nich zadzwonił do Sharon Blake. Umówili się nawet i mieli pójść do kina, ale bileter przy drzwiach wejściowych nie pozwolił im wejść do środka.
To nie Chicago, przyjaciele – popatrzył na nich przeciągle, aż chłopak towarzyszący Sharon zaczerwienił się po uszy -jesteście na Południu. A ty, młody człowieku, – zwrócił się do chłopca – idź do domu i znajdź sobie przyzwoitą dziewczynę.
Opuścili to miejsce, a Sharon zapewniała go, że wcale nie miała ochoty iść do kina.
– Naprawdę wcale nie chciało mi się iść do kina, Tom. Nie przejmuj się.
Cisza, która zapadła, kiedy odwoził ją do Jaśminowego Domu była przerażająca. Gdy wreszcie przyjechali na miejsce, odezwała się do niego. Jej głos był łagodny, oczy spokojne, a dłoń, którą go dotknęła, aksamitna jak jedwab.
– Naprawdę wszystko jest w porządku, Tom. Ja to rozumiem. Jestem do tego przyzwyczajona. – Wzięła głęboki oddech.- Dlatego przyjechałam do Green Hill.
To, co powiedziała, wydało mu się bardzo dziwne i spojrzał na nią pytająco. Po raz pierwszy umówił się z czarną dziewczyną i okazała się najbardziej egzotyczną istotą, jaką spotkał w swoim życiu.
– Przyjechałaś tu, na głęboką prowincję, po to, żeby jakiś dupek w lokalnym kinie ubliżał ci?
Jeszcze kipiał ze złości i bezsilności, mimo że ona była zupełnie spokojna.
– Nie – mówiła cicho, wspominając słowa matki – przyjechałam, żeby to zmienić. Tak jest zawsze na początku i trwa to dosyć długo, a po jakimś czasie ludzie przestają zwracać uwagę na kolor skóry: czarne dziewczyny, biali chłopcy, wszyscy mogą chodzić do kina, rozbijać się samochodami, spacerować, jeść razem hamburgery, robić to, na co mają ochotę. Tak właśnie jest w Nowym Jorku. Dlaczego tutaj miałoby się to nie zmienić? Ludzie mogą ci się przyglądać, ale przynajmniej nie wyrzucają. Ale, żeby do tego dojść, trzeba małymi kroczkami zmierzać do celu, tak jak dziś wieczór.
Chłopiec przyglądał się jej, słuchając w zamyśleniu. Nigdy nie myślał o tych sprawach w ten sposób. Sharon Blake była naprawdę wyjątkowa, poza tym słyszał o jej ojcu. Zrobiła na nim naprawdę duże wrażenie. Zaimponowała mu tym, co powiedziała. Trochę wytrąciło go to wszystko z równowagi, ale na pewno było wiele prawdy w jej słowach.
– Przykro mi, że nie udało nam się wejść do środka. Może my spróbujemy w przyszłym tygodniu? Roześmiała się.
– Nie chodziło mi o to, żeby zmienić wszystko od razu.
Ale spodobała jej się odwaga tego chłopaka. Zrozumiał, o co jej chodzi. Może więc matka miała trochę racji. Może trzeba jednak poświęcić się trochę dla idei.
– Dlaczego nie? Prędzej czy później znudzi im się wyrzucanie nas. Do diabła, możemy iść do kawiarni… do restauracji…
Możliwości było wiele, a Sharon śmiała się z jego szalonych pomysłów, kiedy odprowadzał ją do Jaśminowego Domu. Zaproponowała mu filiżankę herbaty i mieli zamiar posiedzieć w dużym pokoju na dole, ale pary, które tam siedziały patrzyły na nich w taki sposób, że po chwili Sharon wstała. Powoli odprowadziła go do drzwi i posmutniała. I pomyśleć, że w Columbia UCLA wszystko byłoby takie proste… gdziekolwiek na Północy… wszędzie, tylko nie tu… Tom szybko wyczuł jej zmieniający się nastrój i wyszeptał stojąc w otwartych drzwiach.
– Pamiętaj… to się nie zmieni w ciągu jednej nocy.
Pogłaskał ją po policzku i już go nie było, patrzyła jak odjeżdża… oczywiście miał rację… to się nie zmieni w ciągu jednej nocy.
Читать дальше