Emily zabrała się do zmywania kubków po zupie i talerzy, a łzy spływały jej po twarzy. Nie odezwała się więcej ani słowem, bo i po co.
– Do zobaczenia, kochanie – odezwał się Ian cmokając ją w policzek. – Bardzo mi się podoba ten twój nowy szampon; pachnie jak powiew letniego wiatru. – Zwichrzył jej włosy. – Nigdy nie obcinaj tej gęstej czupryny, Emily; to cała ty. Myślę, że zakochałem się w tobie między innymi z powodu twoich włosów.
Emily poczuła się onieśmielona i zmieszana; nie była przyzwyczajona do tego rodzaju komplementów.
– Gdyby tylko nie były aż tak skręcone… – Czuła, że powinna powiedzieć coś dowcipnego i może dwuznacznego, ale nic więcej nie mogła z siebie wydusić. – Pewnie zobaczymy się wieczorem – dodała.
Nie chciała teraz o niczym myśleć. Zabrała się więc do wykonywania codziennych, rutynowych czynności. Najpierw zdjęła z siebie spódnicę i bluzkę i wciągnęła grube przeciwżylakowe pończochy, które przypominały raczej elastyczne bandaże. Bardzo się tym zmęczyła. Zapragnęła wziąć godzinną kąpiel w pianie, a potem poleżeć na łóżku. Zamiast tego miała w perspektywie długą pracę w „Heckling Pete’s”. – O niczym nie myśl, Emily – mruknęła do siebie, by odpędzić wizję odpoczynku – po prostu rusz tyłek i weź się do roboty. – Najstaranniej jak mogła policzyła w myślach minuty i sekundy, które dzieliły ją od powrotu do maleńkiej łazienki, gdzie wreszcie ściągnie elastyczne pończochy i wymoczy się w gorącej kąpieli. Chociaż Ian będzie pewnie miał jakieś uwagi na temat nalewania wody do wanny o drugiej w nocy. Kiedyś powiedział, że przeszkadza mu smuga światła dobywająca się spod drzwi łazienki, więc od tej pory Emily kąpała się przy świeczce, a wodę lała przez okręcony wokół kranu ręcznik. – Jestem szalona – powiedziała do siebie. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie zachowuje się tak, jak ja względem Iana. Chyba któregoś dnia zapakują mnie w kaftan bezpieczeństwa i zamkną w wariatkowie.
* * *
– Widziałaś, jaka jest pogoda? – spytał Ian tydzień później zatrzaskując wieko walizki. – Boże, będziemy mieć szczęście, jeśli uda nam się dojechać na lotnisko. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio była taka śnieżyca.
– Jakieś pięć lat temu. Napadało wtedy chyba ze trzydzieści pięć centymetrów. W każdym razie wybieram się na lotnisko, nawet gdybym musiała iść tam pieszo.
– Oboje się wybieramy, więc rozchmurz się.
– Dobrze. – Już mieli wychodzić z domu i sprawdzali jeszcze, czy zostawiają wszystko w porządku, gdy zadzwonił telefon. Popatrzyli na siebie. – Nie podnoś słuchawki, Ianie.
Rozlegał się właśnie szósty, potem siódmy i ósmy dzwonek. Nagle ucichł, lecz kilka sekund później znów się rozdzwonił. Emily pokręciła głową.
– Muszę odebrać, Emily. Jestem lekarzem. – Emily przysiadła na poręczy sofy i utkwiła wzrok w twarzy męża. Gdy usłyszała, jak mówi: – Będę czekał na karetkę w Muhlenbergu. Mnie jest jeszcze bardziej przykro – zdjęła płaszcz. – Jeden z moich pacjentów jest w bardzo ciężkim stanie. To pani Waller i miała właśnie atak serca. Jest w klinice. Przewożą ją teraz do miejsca, które nazywamy Muhlenberg. Muszę tam jechać. A niech to szlag, już tak dobrze się czuła. Nie chcę, żeby coś jej się stało, Emily – mówił ściągając z siebie grubą marynarkę i robiony na drutach sweter. Żona automatycznie je podniosła i złożyła w kostkę.
– Co mam zrobić?
– Weź samochód i jedź na lotnisko. Zostaw mój bilet w stanowisku odprawy. Jak tylko upewnię się, że pani Waller nic nie grozi, polecę następnym samolotem. I odpraw mój bagaż razem ze swoim. To najlepsze rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy – powiedział Ian wkładając płaszcz. – I nic więcej nie mów, Emily. Wydarzył się wypadek, a ja jestem cholernym lekarzem. No, idź już, wsiądź do samochodu i jedź. To przecież mnie omijają wakacje. Wezmę twój samochód.
Po chwili już go nie było. Emily usłyszała, że silnik jej auta prychnął trzy razy, zanim zapalił, po czym Ian odjechał. Nawet, gdyby nie udało mu się uruchomić wozu, mógłby przejść pieszo te trzy bloki dalej. Zaczęła się zastanawiać, co powinna teraz zrobić?
Na Kajmany już nie pojedzie, to pewne. W głębi ducha wiedziała, że Ian nie dołączyłby tam do niej.
Usiadła wygodnie na sofie. Ta staruszka zdołała poruszyć uczucia Iana, podobnie jak wcześniej dzieci w klinice. Wszyscy zdawali się go kochać. Wspaniale umiał postępować z chorymi i zawsze zdawał się wiedzieć, jakich użyć słów, by uspokoić podenerwowanych pacjentów. W rezultacie ludzie kierowali do niego swoich znajomych. Każdy, kto przychodził do kliniki, chciał być leczony przez doktora Thorna.
Emily chwyciła portfel i rzuciła go w drugi koniec pokoju. Bilety lotnicze i kolorowe foldery o Kajmanach wypadły na podłogę.
Potem zaczęła ryczeć jak bóbr.
Dzień ten przyniósł jej więcej rozczarowań niż chciała to przed sobą przyznać. Zasnęła i spała bez przerwy jedenaście godzin. Gdy się obudziła, dochodziła północ, a o wakacjach na Kajmanach nie było już nawet co marzyć.
Chwiejnym krokiem poszła do sypialni, by sprawdzić czy Ian wrócił, kiedy ona spała. Nie było go, a łóżko wciąż stało pościelone dokładnie tak, jak je rano zostawiła. Coś ją tknęło i wyjrzała przez okno. Aż uniosła brwi ze zdumienia. Na zewnątrz było tyle śniegu, że nie mogła dojrzeć przeciwległej strony ulicy i ciągle padało, co znaczyło, że Ian zostanie na noc w szpitalu. Jej samochodem nie zdołałby przejechać w taką pogodę, a nie włożył tym razem śniegowców. Zresztą, żeby nie wiem co się stało, to i tak nie brodziłby w śniegu. Ale też nie zadzwonił do domu. Chociaż Emily mogła nie słyszeć dzwonka, kiedy spała. Wszystko było możliwe. Tak, owszem, tyle że mało prawdopodobne, Ian na pewno myślał, że żona jest na Kajmanach. Emily żałowała, że nie starczyło jej odwagi, by pojechać sama. Bo co niby miała teraz robić? Wzięła tydzień urlopu i nie miała ani gdzie pójść, ani z kim spędzić tego czasu.
Poszła więc do kuchni i zajęła się tym, co zawsze, kiedy była sfrustrowana i zła. Zaczęła jeść. Kiedy skończyła, powiedziała sobie to co zwykle w takiej sytuacji: – Nie powinnam tak się opychać.
Następnie ciężkim krokiem ruszyła do łazienki, by nalać wody do wanny. Kąpiel w pianie sprawiła, że ucisk, jaki czuła między łopatkami, zelżał nieco. Doszła do wniosku, że kieliszek wina na pewno jeszcze bardziej jej pomoże. A potem chciała się przespać. Po obfitej kolacji i wszystkich zjedzonych słodyczach czuła się bardzo ospała.
Godzinę później leżała już w łóżku ubrana w długą flanelową koszulę w stylu babuni. Spała do trzeciej po południu, a gdy tylko wstała przygotowała sobie lunch składający się między innymi z ogromnej porcji smażonych ziemniaków i całej puszki puree z kukurydzy. Na deser zjadła pół Paczki maślanych herbatników i wypiła dwie szklanki czekoladowego mleka. Resztę popołudnia spędziła na oglądaniu seriali. W czasie przerw na reklamę przełączała program na stację nadającą prognozę pogody.
Trzeciego dnia, w samo południe, do domu wrócił Ian. Emily siedziała akurat przy kuchennym stole i popijając kawę czytała gazetę.
– Emily! – krzyknął zdziwiony.
– Ianie!
– Emily, co ty tu robisz, na miłość boską? Myślałem, że jesteś na Kajmanach. Dzwoniłem do ciebie całą noc, ale nikt nie odpowiadał.
– Bo spałam. Pewnie nie słyszałam dzwonka – odparła. – Bałam się jechać sama, a poza tym, nie miałam ochoty jechać bez ciebie.
Читать дальше