– Nie mogłam postąpić inaczej, mamusiu.
Ciotka Agata była oczywiście zbulwersowana, ale szczerze mówiąc, nie zdobyłabym się na dalszą podróż dyliżansem pocztowym po tym wszystkim… co się wydarzyło.
– To całkiem zrozumiałe – zgodziła się matka.
– Wybrałaś najlepsze wyjście w tych warunkach.
Dzięki Bogu, że miałaś dostatecznie dużo pieniędzy.
– Ledwie mi starczyło, mamusiu. Wróciłam do domu bez grosza przy duszy!
– Na to łatwo zaradzimy – odparła matka ze śmiechem. – Twój ojczym okazał niezwykłą szczodrość z okazji wprowadzenia mojej córeczki do towarzystwa. Nie tylko przewidział całkiem sporą sumę na nowe suknie dla nas obu, lecz także przyrzekł przed powrotem Muriel z Francji wyprawić bal specjalnie dla ciebie!
– Och, mamusiu, jak się cieszę! – powiedziała Ilonka, choć niełatwo jej było wykrzesać z siebie entuzjazm, bo sama myśl o tańcu przywodziła nazbyt żywe wspomnienie występu w jadalni hrabiego Lavenhama.
Do Londynu przeprowadzili się w dwa dni po powrocie Ilonki do domu.
Dziewczyna miała dużo zajęcia przy gorączkowych przygotowaniach do wyjazdu, pakowaniu, szukaniu służącej na miejsce Hanny i otwarciu londyńskiego domu sir Jamesa. Dzięki temu łatwiej było jej uwolnić myśli od hrabiego. Niestety, nocami, gdy już codzienne obowiązki nie zaprzątały jej głowy, bezwiednie pogrążała się we wspomnieniach żaru i uniesienia, jakie nią owładnęły, kiedy pocałunek mężczyzny uniósł ją na ośnieżone szczyty gór, wysoko ponad ziemię.
„Nie miałam pojęcia, że tak wygląda miłość” – powtarzała w kółko.
Niekiedy rankiem miała ciemne kręgi pod oczyma.
Za dnia była dziwnie spokojna i cicha.
Lady Armstrong zdawała się nic nie zauważać.
Pochłaniała ją ambicja, by uroda córki została na leżycie doceniona. Skoncentrowała się na sprawianiu sukien, które miały podkreślić białą cerę debiutantki i ogniste błyski w lśniących włosach.
Jeżeli w ogóle istniały jakieś wątpliwości co do sukcesu Ilonki, rozwiały się po pierwszym proszonym obiedzie. Było to przyjęcie wydane przez księżnę Bolton, dawną przyjaciółkę sir Jamesa Armstronga.
W chwili gdy Ilonka weszła do salonu, gdzie zgromadzili się już liczni goście, w tłumie przeszedł szmer. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że to jej wejście wywołało taką sensację, lecz lady Armstrong doskonale o tym wiedziała i była bardzo dumna.
Począwszy od tego wieczoru, zaproszenia posypały się wyjątkowo obficie.
– Coś mi się zdaje, że Ilonka długo z nami nie zostanie – rzekła lady Armstrong do męża. – Już otrzymała cztery propozycje małżeństwa, a lada chwila należy oczekiwać oświadczyn jeszcze dwóch bardzo dostojnych parów.
– Nie musi się śpieszyć z podjęciem decyzji – rzekł sir James. – Chociaż, kochanie, nie przeczę, niecierpliwie czekam, kiedy wreszcie będę cię miał tylko dla siebie.
– Jesteś dla nas taki dobry – rzekła lady Armstrong.
– Wiesz, jak jestem ci wdzięczna.
– Chcę tylko twego szczęścia.
Lady Armstrong ciepłym gestem przytuliła rękę męża do policzka.
– Jestem szczęśliwa – rzekła. – Choć trudno mi przywyknąć, bo pogrążona w żałobie po śmierci pułkownika nie spodziewałam się, że jeszcze odnajdę to uczucie.
– Nie pozwolę, by kiedykolwiek smutek przygasił blask twych oczu – oznajmił sir James i pocałował żonę.
Ilonka natomiast była przygnębiona.
„Powinnam być najszczęśliwszą panną w Londynie” – myślała.
Zamiast tego czuła się winna, bo choć postanowiła zapomnieć hrabiego Lavenhama, ciągle na niego czekała. Łapała się na tym, że szuka go wzrokiem pośród uczestników balu lub przy stole w czasie proszonego obiadu. Na przejażdżce w parku wypatrywała barw jego faetonu.
„Zapomnij o nim. Zapomnij. Zapomnij!” – rozkazywała sobie bez ustanku.
Bezskutecznie. Zawsze czuła siłę jego mocnych ramion, które zamknęły ją w objęciu.
– Jutro zostaniemy przyjęte na audiencji w sali tronowej – oznajmiła lady Armstrong pewnego wieczoru. – Mam nadzieję, moje drogie dziecko, że będziesz równie zachwycona jak ja. Już jedenaście lat minęło, od kiedy ostatni raz byłam w pałacu Buckingham.
– Na pewno wszystko będzie tak samo – odparła Ilonka.
– Król Jerzy IV jako ostatni dokonał zmian w ceremonii i była to doprawdy prawdziwa sensacja! – ciągnęła lady Armstrong. – Na mnie cała uroczystość zrobiła ogromne wrażenie, ale byłam wtedy bardzo płochliwa. Ty nigdy nie miałaś w sobie takiej niepotrzebnej rezerwy, kochanie.
– Zawsze byłam śmiała dzięki wam, mamusiu – tobie i tatusiowi. Nigdy mnie nie traktowaliście jak kogoś pośledniejszego. Ufaliście mi jak istocie dojrzałej i odpowiedzialnej, dlatego nie bałam się ludzi i uczyłam się bez trudu.
– Czy to nie za wiele, że jesteś i mądra, i piękna? – rzekła matka. – Mężczyzna, który cię poślubi, otrzyma znacznie więcej niż tylko śliczną istotkę, która by go prędko znudziła.
Ilonce przyszło na myśl, że hrabia docenił jedynie jej urodę. A może nie znali się dostatecznie długo, by mógł dostrzec w niej także inteligencję?
Następnego wieczoru, wystrojona w nową suknię, uszytą specjalnie na okazję, prezentacji, sama musiała przyznać, że wygląda wręcz zniewalająco.
Ponieważ czysta biel nie najlepiej uwydatniała piękną barwę magnoliowej cery, lady Armstrong wybrała dla córki tkaninę dyskretnie połyskującą srebrem. Cieniutki jedwab znaczył delikatny romboidalny wzór srebrnego haftu. Suknia miała szeroką spódnicę i wyjątkowo szczupłą talię. Całość bardzo stosowną dla młodej dziewczyny zdobiły srebrne wstążki.
Srebrzysta suknia natychmiast przywiodła dziewczynie na myśl występ w pałacu Lavenham. Obudziły się w jej pamięci słowa pana Archera: „nimfa, która wyszła ze srebrnej toni jeziora”.
Ojczym podarował jej w prezencie subtelny diamentowy naszyjnik połyskujący przy najlżejszym ruchu.
– Wyglądasz ślicznie – rzekł. – Nawet nie trzeba ozdób, byś olśniewała urodą.
Był to niewątpliwie szczery komplement. Do prawdy, wielkie szczęście spotkało je obie z matką, że znalazły w nim czułego opiekuna.
„Mama nie kocha go tak samo jak kochała tatusia – myślała dziewczyna – lecz choć inaczej, kocha go naprawdę. Może i ja odnajdę miłość do jakiegoś innego mężczyzny i wówczas poczuję, że będę mogła wyjść za niego za mąż”.
W rzeczywistości pragnęła jedynie takiej miłości, jaką kochali się jej rodzice i jaką w głębi serca czuła do hrabiego Lavenhama.
Minionej nocy znów długo leżała bezsennie i myślała o nim. Co by się stało, gdyby zamiast uciec, została w pałacu jeszcze jedną noc? Samo wspomnienie żaru pocałunku paliło jej usta i budziło wewnętrzne drżenie. Nie znała piękniejszego uczucia.
Nagle uderzyło ją straszne podejrzenie. Czy hrabia aby na pewno zjawił się w jej sypialni po to, by ją uratować przed lordem Marlowem? Och, jakże była niemądra i naiwna! Przyjęła za pewnik, że przyszedł do niej drzwiami łączącymi sypialnię z salonem, gdyż usłyszał hałas czyniony przez intruza na korytarzu.
Dopiero teraz po raz pierwszy uświadomiła sobie, że kiedy się odwróciła i zaczęła go błagać o ratunek, wyglądał na zdumionego widokiem mebli tarasujących drzwi i przez moment zdawał się nie rozumieć, dlaczego to zrobiła. Potem wyszedł, by przepędzić natręta.
Jeżeli przyszedł do jej sypialni nie wiedząc, co się dzieje, jaki był cel jego wizyty?
Ilonka była niewinna i niedoświadczona, a hrabia Lavenham wydawał się jej wszechwładny i powściągliwy.
Читать дальше