Stanisław Lem - Podróż czternasta

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Podróż czternasta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Interart, Жанр: Юмористическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Podróż czternasta: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podróż czternasta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Podróż czternasta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podróż czternasta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przedstawienie rozpoczęło się z jednominutowym opóźnieniem. Na dźwięk gongu widownia ściemniała, upodabniając się do rusztu pełnego gasnących węgli, aktorzy za to rozbłysnęli wspaniale. Grano sztukę symbolicznohistoryczną i prawdę mówiąc niewiele z niej rozumiałem, tym bardziej iż wiele spraw przedstawiano pantomimami barwnymi. Pierwszy akt toczył się w świątyni; grupa młodych Ardrytek wieńczyła posąg Drumy, śpiewając o swych oblubieńcach.

Nagle pojawił się bursztynowy prałat, który wypędził dziewczyny, z wyjątkiem najpiękniejszej, przejrzystej jak woda źródlana. Prałat zamknął ją wewnątrz posągu. Uwięziona wezwała śpiewem kochanka, który wpadł i zgasił starca. W tym momencie meteor zdruzgotał strop, część dekoracji i amantkę, ale z budki suflerskiej wysunięto natychmiast rezerwę, tak zręcznie, że kto właśnie chrząkał lub zmrużył powieki, niczego w ogóle nie zauważył. W dalszym ciągu kochankowie postanowili założyć rodzinę. Akt kończy się stoczeniem prałata w przepaść.

Gdy kurtyna podniosła się po przerwie, ujrzałem misterną kulę małżonków i potomstwa, bujającą się przy dźwiękach muzyki to w jedną, to w drugą stronę. Zjawił się służący, obwieszczając, że nieznany dobroczyńca przysłał małżeństwu naręcze sepulek. Jakoż wniesiono na scenę olbrzymią pakę, której otwieraniu przyglądałem się z zapartym tchem. Gdy podnoszono pokrywę, coś uderzyło mnie potężnie w ciemię i straciłem przytomność. Odzyskałem ją na tym samym miejscu. O sepulkach nie było już na scenie mowy, zgaszony prałat uwijał się tam, miotając najokropniejsze klątwy, wśród świecących tragicznie dzieci i rodziców. Złapałem się za głowę — guza nie było.

— Co się ze mną stało? — spytałem szeptem sąsiadkę.

— Proszę? A, meteor pana zabił, ale nic pan nie stracił z przedstawienia, bo ten duet był fatalny. Inna rzecz, że skandal: bo pańską rezerwę musieli posyłać aż do Galaxu — zaszeptała w odpowiedzi uprzejma Ardrytka.

— Po jaką rezerwę? — spytałem, czując że ciemnieje mi w oczach.

— No, po pańską właśnie…

— A gdzie ja jestem?

— Jak to? w teatrze. Czy panu słabo?

— To ja jestem rezerwą?

— No tak.

— A gdzie ten ja, co tu przedtem siedziałem? Siedzący przed nami zaczęli głośno psykać i moja sąsiadka umilkła.

— Jedno słowo, błagam panią — wyszeptałem cicho — gdzie są te… no… wie pani…

— Cicho! Co to jest! Proszę nie przeszkadzać! — wołano coraz głośniej z różnych stron. Pomarańczowy z gniewu sąsiad mój jął wzywać porządkowych. Na pół przytomny wybiegłem z teatru, pierwszym eboretem wróciłem do hotelu i obejrzałem się skrupulatnie w lustrze. Nabierałem już pewnej otuchy, wyglądałem bowiem całkiem jak dawniej, jednak przy dokładniejszej lustracji dokonałem straszliwego odkrycia. Oto koszulę miałem wdzianą na lewą stronę, a guziki pospinane na opak — jawny dowód, że ci, którzy mnie ubierali, zielonego pojęcia nie mieli o ziemskiej bieliźnie. Na domiar wszystkiego ze skarpetki wytrząsnąłem resztkę pozostawionego w pośpiechu opakowania. Zabrakło mi tchu; wtem zadzwonił telefon…

— Dzwonię do pana już czwarty raz — odezwała się panienka z K W K z K — profesor Zazul chciałby się z panem dziś widzieć.

— Kto? profesor? — powtórzyłem, zbierając z największym wysiłkiem myśli. — Dobrze, a kiedy?

— Kiedy pan sobie życzy, choćby zaraz.

— To jadę do niego natychmiast! — zdecydowałem się nagle — i… i proszę przygotować mi rachunek!

— Pan już wyjeżdża? — zdziwiła się panienka z KWKzK.

— Tak, muszę. Czuję się bardzo nieswój! — wyjaśniłem rzucając słuchawkę na widełki.

Przebrawszy się, zeszedłem na dół. Ostatnie wydarzenia tak na mnie podziałały, że choć w chwili, gdym siadał do eboretu, meteor rozwalił na kawałki gmach hotelowy, nie drgnąwszy nawet wymieniłem adres profesora. Mieszkał on w dzielnicy podmiejskiej, pośród łagodnie srebrzących się wzgórz. Zatrzymałem eboret dość daleko, rad przejść się po nerwowym napięciu ostatnich godzin. Idąc drogą, zauważyłem niskiego, starszawego Ardrytę, który popychał wolno rodzaj wózka z pokrywą. Pozdrowił mnie grzecznie; odpowiedziałem. Jakąś minutę szliśmy razem. Zza zakrętu wyłonił się żywopłot, okalający dom profesora; w niebo płynęły stamtąd rozwiane kłęby dymu. Ardryta, idący obok mnie, potknął się; wówczas spod pokrywy dał się słyszeć głos:

— Czy już?

— Jeszcze nie — odparł wózkarz.

Zdziwiłem się nieco, lecz nic nie powiedziałem. Gdyśmy się zbliżyli do ogrodzenia, zastanowił mnie ów dym walący z miejsca, w którym można się było spodziewać domostwa profesora. Zwróciłem na to uwagę wózkarza, który skinął głową.

— A tak, meteor spadł, będzie temu kwadrans.

— Co słyszę!!! — zawołałem przerażony — ależ to okropne!

— Zaraz przyjedzie gmaziownica — odparł wózkarz — pod miasto to oni się nigdy tak nie śpieszą, wie pan. Co innego my.

— Czy już? — dał się znowu słyszeć ów skrzeczący głos w głębi wózka.

— Jeszcze nie — powiedział wózkarz i zwrócił się do mnie: — Może będzie pan łaskaw otworzyć mi furtkę? Uczyniłem to machinalnie i spytałem:

— To pan też do profesora… ?

— Tak, przywiozłem rezerwę — odparł wózkarz, biorąc się do podniesienia pokrywy. Z zapartym tchem ujrzałem przewiązaną starannie dużą paczkę. W jednym miejscu papier był naderwany; patrzało stamtąd żywe oko.

— Pan do mnie… a… a to pan do mnie… — zaskrzeczał starczy głos z wnętrza paczki — ja zaraz… to ja zaraz… niech pan pozwoli do altanki…

— Ta… tak… już lecę… — odparłem. Wózkarz potoczył swoje brzemię dalej, wtedy odwróciłem się, przeskoczyłem płot i ze wszystkich sił pognałem na lotnisko. Po godzinie mknąłem już wśród rozgwieżdżonych przestworzy. Mam nadzieję, że profesor Zazul nie wziął mi tego za złe.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Podróż czternasta»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podróż czternasta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż dwudziesta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż osiemnasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż trzynasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż dwunasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż siódma
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Podróż czternasta»

Обсуждение, отзывы о книге «Podróż czternasta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x