Ben Bova - Urwisko

Здесь есть возможность читать онлайн «Ben Bova - Urwisko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Olsztyn, Год выпуска: 2004, ISBN: 2004, Издательство: Solaris, Жанр: Космическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Urwisko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Urwisko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na Ziemi następuje przełom efektu cieplarnianego: zatapianie kontynentów, wybuchy wulkanów i ruchy sejsmiczne. Przeludnienie, głód, brak surowców powodują, że dla Ziemi nie ma już chyba nadziei. Są jednak obrotni ludzie, którzy uważają, że ratunek tkwi w kosmosie, w Pasie Asteroid, z jego bogactwem we wszystkie surowce.
Naukowcy dokonują odkrycia napędu fuzyjnego, który pozwoli tę ideę zrealizować. Potrzebne są jednak olbrzymie inwestycje, rozpoczyna się przepychanie korporacji, które doprowadzi do pierwszej wojny w kosmosie, Wojny o Asteroidy.
W
czytelnik ponownie spotka się z bohaterami innych książek Bovy — Martinem Humphriesem (
) czy Dougiem Stavengerem (
).
Wyśmienita, trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony fantastyka.

Urwisko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Urwisko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dwóch mężczyzn stało na brzegu zerodowanej grani, patrząc na nagą, czarną jak węgiel dolinę, w której niezmordowanie uwijały się tysiące chińskich robotników. Na wszystkich bogów, myślał Dan, wyglądająjak armia krzątających się mrówek. W środku doliny sterczały cztery wielkie kominy potężnej elektrowni, wyrzucając w zamglone niebo ciemnoszary dym. Wielkie jak góry hałdy węgla zalegały wzdłuż linii kolejowej ciągnącej się przy elektrowni. Na horyzoncie, za najdalszym nagim pasmem górskim, w zamglonym słońcu poranka lśniła rzeka Jangcy, jak śmiercionośny boa dusiciel wolno podpełzający do ofiary. Lekki ciepły wiatr przynosił zapach węgla i spalin z silników Diesla.

Dan drżał, zastanawiając się, ile miliardów bakterii właśnie przedziera się przez jego maskę sanitarną i zatyczki nosowe, by pokonać jego osłabiony system immunologiczny i zagościć w jego ciele.

— Dan, ja naprawdę nie mam na to czasu — odkrzyknął Freiberg, pokonując ryk wielkiej ciężarówki wiozącej dwadzieścia ton piasku i kamieni do doliny, na kołach wyższych niż obaj mężczyźni.

— Poświęć mi tylko parę godzin — rzekł Dan, czując, jak w gardle drapie go od krzyku. — Jezu, przejechałem taki kawał drogi, żeby spytać cię o jedną rzecz.

Skierowana do Freiberga prośba chińskiego rządu o osobisty nadzór nad wielkim programem budowlanym była oznaką, że rząd Chin z pewnym opóźnieniem zdał sobie sprawę z tego, że efekt cieplarniany zdziesiątkuje Chiny tak samo jak resztę świata. Na jednym końcu doliny chińscy inżynierowie budowali tamę mającą ochronić elektrownię przed wzbierającą Jangcy. Na drugim końcu ekipa Yamagata Industries budowała skomplikowaną pompownię, która miała usuwać dwutlenek węgla emitowany przez elektrownię i składować go głęboko pod ziemią, w wyrobiskach złoża węgla, które dostarczało paliwo dla elektrowni.

Z grymasem zniecierpliwienia Freiberg odparł:

— Posłuchaj, wiem, że Astro dalej płaci mi pensję, ale to nie znaczy, że podskoczę na każde klaśnięcie.

Dan spojrzał w błękitne oczy drugiego mężczyzny i zobaczył tam ból, rozpacz i nieskrywany strach. Zack obwinia się za tę katastrofę. Dan wiedział o tym. Odkrył przełom cieplarniany i zachowuje się, jakby to była jego wina. Jakby zamiast zastrzelenia posłańca przez jakiegoś głupiego króla, posłaniec próbował zastrzelić sam siebie.

— Posłuchaj, Zack — rzekł, tak spokojnie, jak tylko zdołał — musisz czasem coś jadać, prawda?

Freiberg skinął niechętnie głową. Już wielokrotnie Danowi zdarzało się namawiać go do robienia rzeczy, na które nie miał ochoty.

— Przywiozłem ci lunch — rzekł Dan, machając ręką w stronę wielkiego samochodu kempingowego, którym przyjechał. — Kiedy zagwiżdżą w południe, przyjdź i przełam się ze mną chlebem. O nic więcej nie proszę.

— Chcesz, żebym przyjrzał się tej propozycji podczas lunchu? Myślisz, że potrafię podjąć decyzję techniczną w ciągu godziny albo jeszcze szybciej?

Dan rozbrajająco wzruszył ramionami.

— Jak nie możesz, to nie możesz. Proszę tylko, żebyś rzucił okiem.

Freiberg rzucił Danowi spojrzenie dalekie od zadowolonego.

Pięć minut po wybiciu południa pojawił się jednak w otwartych drzwiach wielkiej furgonetki kempingowej Dana.

— Powinienem był to przewidzieć — mruknął, mijając Wielkiego George’a stojącego w drzwiach.

Furgonetka była luksusowo wyposażona. George był ma-jordomusem i ochroniarzem Dana. Śliczna młoda Japonka, malutka i milcząca, mieszała parujące jarzyny w elektrycznym woku. Składany stół w jadalni otaczała kanapa ze sztucznej skóry, na której siedział w zamszowej marynarce zarzuconej na ramiona, choć jak dla Freiberga w furgonetce było nieznośnie gorąco. Zack zobaczył na twarzy Dana odciski od maski sanitarnej.

— Drinka? — spytał Dan, nie wstając. Do połowy opróżniony kufel z czymś musującym stał na stole przed nim.

— Co pijesz? — zapytał Freiberg, opadając na kanapę przy zaokrąglonym rogu stołu. Stół był już zastawiony na dwie osoby.

— Piwo imbirowe — odparł Dan. — George mnie do niego przekonał. Bezalkoholowe i dobrze robi na trawienie.

Freiberg wzruszył zaokrąglonymi ramionami.

— Dobrze, poproszę o to samo.

George szybko wyjął brązową butelkę z lodówki, otworzył ją i nalał Freibergowi szklankę piwa imbirowego.

— Wiesz, pasuje też do brandy — wyjaśnił, podając mu szklankę. Naukowiec przyjął szklankę w milczeniu, a George wrócił na swoje stanowisko przy drzwiach, zakładając potężne ramiona na piersi jak profesjonalny bramkarz. Pociągnąwszy łyk, Dan spytał:

— Co takiego miałbyś przewidzieć?

Freiberg zatoczył ręką, wskazując na wnętrze furgonetki.

— Że nawet tutaj żyjesz w luksusie. Dan roześmiał się.

— Wiesz, udając się w dzikie rejony należy zabierać ze sobą podstawowe udogodnienia.

— Trochę tu ciepło — poskarżył się Freiberg. Dan uśmiechnął się lekko.

— Przyzwyczaiłeś się do życia w dziczy, Zack. Ja nie.

— Tak, pewnie tak — Freiberg spojrzał na obraz wiszący nad głową Dana: mała dziewczynka pod figowcem. — Czy to jest prawdziwe?

— Holodruk — odparł Dan. — Vickrey.

— Ładne.

— A ty gdzie tutaj mieszkasz?

— W namiocie — odparł Freiberg.

— Tak właśnie myślałem — rzekł Dan, kiwając głową.

— To całkiem dobry namiot, jak na namiot, ale tego na pewno nie przypomina — Freiberg potoczył wzrokiem po części jadalnej. — Ile tu masz pokoi?

— Tylko dwa: biuro i sypialnię. Łóżko oczywiście pełnowymiarowe.

— Oczywiście.

— Jak ci się podoba, to sobie weź.

— Holodruk?

— Furgonetkę. Cały ten kram. Wyjeżdżam dziś po południu. Jeśli znajdziesz kogoś, kto zawiezie mnie i George’a na lotnisko, możesz ją sobie zatrzymać.

— Możesz sobie pozwolić na to, żeby mi ją dać — wyrzucił z siebie zaskoczony Freiberg. — Z tego, co słyszałem…

— Dla ciebie, Zack — przerwał mu Dan — oddałbym ostatni grosz. Gdyby do tego doszło.

Freiberg zrobił niechętną minę.

— Próbujesz mnie przekupić.

— Tak. Czemu nie?

Z westchnieniem rezygnacji, naukowiec odparł:

— Dobrze, daj mi tę propozycję do przejrzenia.

— Hej, George — zawołał Dan — przynieś notebooka, dobrze? Prawie godzinę później Freiberg podniósł wzrok znad ekranu notebooka i rzekł:

— Cóż, nie jestem inżynierem rakietowym i prawie nic nie wiem o reaktorach fuzji wodorowej, ale nie znajduję tu niczego, co byłoby oczywistym nonsensem.

— Sądzisz, że to się uda?

— Skąd, u licha, miałbym wiedzieć? — warknął z irytacją Freiberg. — Po to przejechałeś taki kawał drogi, żeby zapytać mnie o zdanie na temat czegoś, co przekracza moją wiedzę?

Dan zawahał się przez kilka sekund, po czym odpowiedział:

— Bo ci ufam, Zack. Ten facet, Humphries, jest jakiś… oślizgły i nie potrafię mu zaufać. Wszyscy eksperci, z którymi się kontaktowałem, mówią, że napęd fuzyjny jest realny, ale skąd mam wiedzieć, że on ich wszystkich nie przekupił? On coś trzyma w rękawie, jakieś ukryte atuty, a ten pomysł z fuzją rakietową to tylko wierzchołek góry lodowej. Myślę, że chce dostać Astro w swoje łapska.

— Niezła mieszanka metafor — rzekł Freiberg, uśmiechając się mimowolnie.

— Mniejsza o składnię. Nie ufam Humphriesowi. Ufam tobie.

— Dan, moja opinia nic tu nie znaczy. Równie dobrze możesz spytać George’a, albo swoją kucharkę.

Pochylając się nad stołem, Dan rzekł:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Urwisko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Urwisko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Urwisko»

Обсуждение, отзывы о книге «Urwisko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x