Ben Bova - Powersat — satelita energetyczny

Здесь есть возможность читать онлайн «Ben Bova - Powersat — satelita energetyczny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Solaris, Жанр: Космическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Powersat — satelita energetyczny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Powersat — satelita energetyczny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść będąca prequelem do całego cyklu „Droga przez Układ Słoneczny”. Ambicją młodego inżyniera, Dana Randolpha, jest zapewnienie uzależnionej odbliskowschodniej ropy Ameryce alternatywnego źródła energii. Eksploatacjazbudowanego przez Dana satelity energetycznego będzie jednak opłacalnatylko pod warunkiem wykorzystywania taniego środka transportu na orbitę, aprototyp wahadłowca ulega katastrofie podczas lotu próbnego. Wiele poszlakwskazuje, że ktoś dokonał sabotażu. Kto stoi za tą zbrodnią? Międzynarodowekoncerny naftowe czy arabscy fundamentaliści? Firma Dana, AstroCorporation, stoi na skraju przepaści. Skąd może nadejść ratunek? Czy od Saito Yamagaty, którego koncern również inwestuje w energię ze Słońca? Amerykańskich koncernów naftowych, które zastawiają się nad inwestowaniem winne źródła energii?

Powersat — satelita energetyczny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Powersat — satelita energetyczny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Tylko że zgodnie z programem wcale nie miały się tu uruchamiać — rzekł Tenny, stukaj ąc w klawiaturę. — Widzi pan? To ten program, po lewej, a po prawej rzeczywiste zachowanie silnika.

Passeau wpatrywał się w ekran z taką uwagą, jakby to była Mona Lisa. Albo rozkładówka Playboya, pomyślał Dan.

Zabrał urzędnika z FML do biura Tenny’ego, gdzie Passeau mógł porównać swoje notatki na temat katastrofy ze spostrzeżeniami potężnego inżyniera. Tenny narzekał kiedyś, że tylu ludzi z FML, Krajowej Rady ds. Bezpieczeństwa w Transporcie i pól tuzina innych agencji rządowych kręciło się po siedzibie Astro, że spędzał cały czas na pilnowaniu tej bandy biurokratów. Tak jednak musiało być. Jeśli zdarzy się wypadek, zwłaszcza śmiertelny, stada rządowych ogarów będą węszyć wszędzie. Nawet NASA przysłała zespół doradców, choć wahadłowiec byl przedsięwzięciem w całości prywatnym.

Dan polecił Tenny’emu, by ściśle współpracował z prowadzącymi dochodzenie. Inżynier z niechęcią przekazał swoje najważniejsze zadania głównej asystentce, Lynn Van Buren, i poświęcił cały swój czas na pracę z Passeau i innymi ludźmi z agencji rządowych.

Biuro Tenny’ego znajdowało się naprzeciwko biura Dana; miało prawie identyczny metraż, ale było schludne i niezagra-cone. Jedyną rzeczą, która wydawała się nie na miejscu, były malarskie sztalugi w odległym kącie pomieszczenia, a na nich niedokończony akrylowy pejzaż tropikalnej plaży o zachodzie słońca, namalowany jaskrawymi, śmiałymi kolorami.

Kiedy tylko zaczęli rozmawiać o szczegółach technicznych, zachowanie Passeau — cała jego osobowość — zmieniły się. Dan pomyślał, że w jego biurze zachowywał się jak biurokrata przystawiający pieczątkę pod jego aktem zgonu. Ale tu, w obecności Joe, był inżynierem próbującym wymyślić, co też, u licha, stało się złego podczas tego lotu.

— Mogę zobaczyć jeszcze raz powiększenie na filmie? — spytał Passeau.

— Jest dość ziarnisty — rzekł Tenny, ujmując mysz komputerową potężną dłonią.

— Tak, wiem, ale chcę zobaczyć ten manewr lotu nurkowego. Może można na tyle poprawić obraz, żeby zobaczyć obłoczek z silnika.

Tenny pokiwał głową, był pod wrażeniem.

— Tak, myślałem o tym.

Randolph wstał z krzesła, które podsunął mu Tenny. Lepiej zostawić ich samych. Im więcej czasu Passeau spędzi z Joe, tym mniej będzie zawracał głowę mnie.

— Panowie — odezwał się Dan — wybaczcie, że was opuszczę, ale muszę trochę pozarządzać.

Ledwo zauważyli jego wyjście, uważnie wpatrując się w film z katastrofą wahadłowca, głowa przy głowie. Dan nie był w stanie oglądać tego jeszcze raz.

Ciesząc się, że udało mu się wyjść, Dan wyjął komórkę z kieszeni spodni i sprawdził plan dnia. Spotkanie z dyrektorem PR o dziesiątej. Dostrzegł, że jest już parę minut po pełnej godzinie, i pobiegł korytarzem, odpowiadając burkliwie na pozdrowienia mijanych pracowników, aż zobaczył spieszącego w jego stronę dyrektora PR.

Len Kinsky był wysokim, tyczkowatym, typowym nowojorczykiem. Pracował tam wiele lat jako redaktor i dziennikarz czasopism technicznych. Wyjechał z miasta w trakcie paskudnego rozwodu i przyjął pracę, jak to określał, „na zadupiu”, bo potrzebował zarobków wyższych, niż mogła mu zapewnić praca dziennikarza, odkąd musiał płacić prawnikowi i spełniać nieustanne żądania byłej żony.

Choć opuścił Nowy Jork, to miasto nadal w nim tkwiło. Był dumny z tego, że był rdzennym mieszkańcem Wielkiego Jabłka. Co najmniej raz dziennie mówił każdemu, kto miał ochotę tego słuchać, że cały stan Teksas nie jest wart tyle co jedna przecznica najgorszych slumsów Manhattanu. Nie wierzył w rakiety, nie interesował się badaniami kosmosu ani satelitami energetycznymi, ani niczym, co byłoby bardziej skomplikowane od fotela. Dzięki temu był fantastycznym kandydatem na dyrektora PR w Astro, przynajmniej Dan tak sądził. Najgorsza pułapka, w jaką może wpaść specjalista od PR, to uwierzenie we własną propagandę. Kinsky nie był do końca przekonany, czy wierzy nawet w samoloty.

Miał pociągłą, końską twarz, jasnoniebieskie, chłodne oczy, które spoglądały podejrzliwie spod grubych, rudawych brwi. Miał rude włosy barwy imbiru, grube i splątane jak poszycie w dżungli. Był znany z tego, że na przyjęciach zwraca na siebie uwagę, wyciągając starą zapalniczkę Ronsona i podpalając sobie włosy. Wszyscy wstrzymywali oddech i zamierali, a Kinsky gasił pożar kilkoma klepnięciami, uśmiechał się i rzucał:

— Czy to nie rewelacja?

Teraz nie uśmiechał się, zbliżając się do Randolpha, aRon-son tkwił w jego kieszeni.

— Jak leci, Len?

Kinsky zmienił kurs jak żołnierz wykonujący w tył zwrot i zrównał się z Randolphem. Obaj szli szybkim krokiem w kierunku biura Dana.

— Kiepsko, szefie. Pieprzony New York Times wrzucił tradycyjny tekst od redaktora, jak to ludzie powinni trzymać się z dala od kosmosu. Prawie oskarżyli cię o morderstwo.

Randolph prychnął z niechęcią.

Wall Street Journal pisze mniej więcej to samo, tylko w bardziej eleganckim stylu.

— A konkretnie?

— Twierdzą, że satelitą energetycznym można zarządzać zdalnie, za pomocą maszyn; nie trzeba wysyłać ludzi w kosmos.

— Taaaa… — mruknął Dan. — A księżyc jest z zielonego sera.

— Zacytowali trzech profesorów uniwersyteckich.

Dan otworzył z hukiem drzwi swojego biura, aż wystraszył siedzącą przy biurku April.

— Kiedy tylko któryś z tych przemądrzałych geniuszy zacznie pracować w swoim laboratorium za pomocą zdalnie sterowanych maszyn, nie korzystając ze studentów niższych lat ani ludzi w ogóle, wtedy uwierzę, że nie musimy wysyłać żadnych ludzi na satelitę.

Wkroczył do swojego gabinetu i opadł na fotel przy bogato zdobionym biurku.

— Ty o tym wiesz, szefie — powiedział Kinsky, sadowiąc się na wyściełanym krześle przed biurkiem — a może nawet ja o tym wiem. Ale media i opinia publiczna nie.

— Durnie i tępaki — mruknął Randolph. — Ale jeśli chcesz sobie zjednać rząd…

— Dwakroć przeklęty rząd — warknął Dan. — W tej chwili u Tenny’ego siedzi facet z FML. Z zamiarem zamknięcia firmy. Na dobre.

— Masz wysoko postawionych przyjaciół, szefie.

— Może powinienem wybudować kościół?

Na podłużnej twarzy Kinsky’ego pojawił się wyraz sprytu.

— Albo porozmawiać z gubernatorem stanu.

— Gubernatorem?

— Gubernatorem Scanwellem. Mówią, że w przyszłym roku będzie kandydował na prezydenta.

— I co mi z tego przyjdzie?

— Cóż — mruknął Kinsky — Scanwell to czarny koń. Dla waszyngtońskich polityków to autsajder. Przyda mu się jakiś temat, którego bandyci z firm konsultingowych doradzających politykom jeszcze dla siebie nie zagarnęli.

Randolph skrzywił się.

— Od czasów Kennedy’ego żaden polityk nie mieszał się do lotów kosmicznych.

Kinsky potrząsnął energicznie głową.

— Nie, nie, szefie. Nie chodzi o loty kosmiczne. Chodzi o energię.

— Energię.

Dyrektor od PR-u pochylił się gwałtownie w fotelu i rzekł:

— Posłuchaj. Z każdym rokiem Stany są coraz bardziej zależne od ropy z Bliskiego Wschodu, prawda? Europa też.

— Zgadza się — przytaknął Dan.

— Każdy prezydent od czasów Nixona przebąkuje coś o niezależnych źródłach energii, tak? I co roku kupujemy od Arabów coraz więcej ropy. Z pieniędzy za ropę finansuje się dyktatury, niewolnictwo, ataki na Izrael, co tylko chcesz.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Powersat — satelita energetyczny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Powersat — satelita energetyczny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Powersat — satelita energetyczny»

Обсуждение, отзывы о книге «Powersat — satelita energetyczny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x