Paul Thompson - Pierworodny

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Thompson - Pierworodny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierworodny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierworodny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Silvanos, dostojny założyciel zjednoczonego państwa elfów znanego jako Silvanesti, umiera i zostaje pochowany w kryształowym grobowcu. Tron Mówcy Gwiazd przechodzi na jego syna — Sithela, który sam jest ojcem dwóch bliźniaczych synów. Książęta Sithas i Kith-Kanan reprezentują rodzące się w narodzie nowe frakcje. Niestabilna sytuację starają się wykorzystać wrogowie — zarówno ci zewnętrzni jak i wewnętrzni. Nieznani najeźdźcy pustoszą dalekie prowincje państwa, narastają niepokoje wśród ludu, mnożą się kolejne spiski pałacowe. Drogi rywalizujących ze sobą braci rozchodzą się. Obaj zmuszeni będą dokonywać dramatycznych wyborów, które położą kres jedności i zadecydują o losach ich rodziny i wszystkich elfów...

Pierworodny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierworodny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ześlizgnąwszy się z następnego zbocza do dziewiętnastego już wąwozu, książę zatrzymał się, by odpocząć. Usiadł na zwalonym pniu, rzucając włócznię pod nogi. Po raz kolejny oblizał spierzchnięte wargi i odgonił narastające przeczucie, że popełnił straszliwy błąd, uciekając z domu. Jak mógł być aż tak głupi, by dla czegoś takiego porzucić swe życie w luksusie? Gdy tylko zadał sobie to pytanie, oczyma wyobraźni ujrzał przerażająco rzeczywisty obraz Hermathyi poślubiającej jego brata. Wraz z nim nadeszło uczucie bólu i straty. Aby odegnać ową wizję, Kith-Kanan zerwał się na nogi i zarzuciwszy na ramię swą włócznię, na nowo podjął wędrówkę. Uczynił zaledwie dwa kroki po dnie wąwozu, kiedy jego stopy zapadły się w gęstym, pokrytym grubą warstwą liści błocie.

„Tam gdzie jest błoto, jest i woda" — pomyślał z radością. Skręcił w prawo i podążył wąwozem w poszukiwaniu źródełka. Daleko przed nim jar stawał się znacznie szerszy. Może lam włośnie była sadzawka pełna czystej, słodkiej wody?

Wkrótce wąwóz połączył się z kilkoma innymi, tworząc pośród wzgórz głęboką misę. Kith-Kanan wlókł się przez coraz bardziej wilgotne błocko, czując przed sobą zapach czystej wody. Niedługo potem zobaczył ją — niewielką sadzawkę, tak gładką, że na jej powierzchni nie pojawiła się ani jedna zmarszczka. Widok przyciągał go niczym magia. Błoto sięgało mu już do kolan, ale młodzieniec brnął dalej, wprost do środka jeziorka. Złożywszy dłonie, wypełnił je wodą i podniósł do ust.

Natychmiast wszystko wypluł. Woda miała ohydny smak zgniłych liści. Kith-Kanan spojrzał w dół na swe wykrzywione grymasem bezsilnej wściekłości odbicie. Nie było sensu dalej tu tkwić. Musiał ruszać dalej.

Jego noga nie chciała jednak opuścić sadzawki. Spróbował wyciągnąć drugą. Tak bardzo starał się wyciągnąć nogi z błocka, że niemalże stracił równowagę. Wymachując ramionami, Kith-Kanan zaczął teraz poruszać biodrami, by w jakiś sposób uwolnić się z cuchnącej wody. Zamiast tego zapadł się jeszcze głębiej w zdradliwe grzęzawisko. Szybko rozejrzał się dookoła, szukając gałęzi tub chociaż winorośli, której mógłby się uczepić. Najbliższe drzewa były oddalone o dziesięć stóp.

Wkrótce błoto sięgnęło jego pasa i książę zaczął zapadać się w nim coraz szybciej.

— Pomocy! — zawołał zrozpaczony. — Czy ktoś mnie słyszy?

Na przeciwległym wzgórzu usadowiło się stado kruków. Ptaki z przerażającym spokojem patrzyły, jak Kith-Kanan powoli zanurza się w zabójczym bagnie.

Nie wydziobiecie mi oczu — zapewnił je szeptem.

— Kiedy nadejdzie koniec, skryję się pod powierzchnią, zanim uda się wam mnie rozdziobać, czarni padlinożercy!

— Kiedy pozna się je lepiej, wcale nie są takie złe — powiedział jakiś głos. Kith-Kanan szarpnął się niczym rażony piorunem.

— Kto tam jest? — krzyknął, patrząc dookoła na nieruchome drzewa. — Pomocy!

— Mogę ci pomóc. Nie wiem jednak, czy to uczynię. — Był to wysoki, pełen zadowolenia, dziecięcy głos. Odpowiadając, nieznajomy zdradził miejsce swej dotychczasowej kryjówki. Kith-Kanan dostrzegł go na jednym z rosnących po jego lewej ręce drzew. Na grubej gałęzi, oparta plecami o pień potężnego dębu siedziała młoda postać, odziana w dropiatą, zielono — brązową tunikę i pończochy. Jej głowę okrywał kaptur. Widoczną pod nim opaloną twarz pokrywały dziwaczne spirale i linie wymalowane jaskrawą czerwoną i żółtą farbą.

— Pomóż mi! — wrzasnął Kith-Kanan. — Wynagrodzę cię sowicie!

— Doprawdy? Czym?

— Złotem. Srebrem. Klejnotami. — „Czymkolwiek zechcesz", przysiągł w duchu. „Wszystkim, co tylko można znaleźć na Krynnie".

— Co to takiego „złoto"?

Błoto sięgało już piersi Kith-Kanana i trudno mu było złapać oddech.

— Kpisz sobie ze mnie — wydyszał. — Proszę! Nie mam zbyt wiele czasu!

— Nie, faktycznie nie masz go zbyt wiele — zauważyła obojętnym głosem zakapturzona postać. — Co jeszcze możesz mi ofiarować, jeśli ci pomogę?

— Moją włócznię! Chciałbyś ją?

— Mogę wyciągnąć ją z grzęzawiska, gdy już utoniesz.

Przeklęty nieznajomy.

— Nie mam niczego innego! — Zimne błoto sięgało teraz ramion Kith-Kanana — Na bogów, błagam, pomóż mi!

Zakapturzona postać zręcznym ruchem przeturlała się po gałęzi i stanęła na nogi.

— Pomogę ci zatem. Na bogów. Oni często robią dla mnie różne rzeczy, więc wydaje się uczciwe, abym i ja czasem zrobił coś dla nich.

Nieznajomy pokonywał gałąź na palcach, aż do chwili, gdy znalazł się tuż nad głową Kith-Kanana. Ramiona księcia zanurzone były w bagnie, choć ręce wciąż trzymał ponad głową, by nie zanurzać ich aż do ostatniej chwili. Stojąca na drzewie postać odwiązała ściskający talię pas. Owijał się on kilkukrotnie wokół jej smukłego ciała, a rozwinięty osiągnął długość przeszło dziesięciu stóp. Leząc płasko na gałęzi, nieznajomy opuścił skórzany rzemień prosto w dłonie Kith-Kanana, który natychmiast pochwycił go lewą ręką.

— Na co czekasz? Wyciągnij mnie! — nakazał książę.

— Jeśli ty sam nie umiesz się wyciągnąć, nie zrobię tego za ciebie — odparł jego wybawca. Kilkakrotnie okręcił pas wokół gałęzi i zabezpieczył go solidnym węzłem. Następnie położył się na gałęzi, wsparł głowę na dłoni i w milczeniu czekał na rezultat zmagań nieznajomego.

Kith-Kanan nachmurzył się i z wysiłkiem zaczął wspinać się na górę. Dysząc i przeklinając, w końcu wydostał się z grzęzawiska i sięgnął gałęzi. Chwilę później przerzucił przez nią nogę i przez kilka chwil leżał, sapiąc.

— Dziękuję — odezwał się w końcu, choć w jego głosie dało się wyczuć nutę sarkazmu.

Nieznajomy młodzik cofnął się kilka stóp w kierunku pnia i usiadł w kucki.

— Proszę bardzo — odparł.

Pod barbarzyńską farbą na jego tworzy kryty się lśniące, zielone oczy. Chłopak odrzucił kaptur, ukazując gęstą czuprynę włosów białych niczym kość. Wysokie kości policzkowe i spiczaste uszy świadczyły o jogo pochodzeniu.

Kith-Kanan usiadł powoli.

— Jesteś Silvanesti — rzekł zdumiony.

— Nie, jestem Mackeli.

Kith-Kanan potrząsnął głową. — Pochodzisz z plemienia Silvanesti, tak jak ja.

Chłopiec stanął na gałęzi.

— Nie wiem, o czym mówisz. Jestem Mackeli.

Gałąź była zbył wąska, by Kith-Kanan mógł na niej stanąć, tak więc siedząc na mej okrakiem cal po calu młodzieniec przesuwał się w kierunku pnia. Majaczące w dole zdradzieckie bagno po raz kolejny ukryło swe prawdziwe oblicze po powierzchnią wody. Kiedy spojrzał na ie z góry, mimowolnie wzdrygnął się z obrzydzenia.

— Przecież widzisz, że jesteśmy do siebie podobni, prawda?

Mackeli pokonał gałąź kilkoma zwinnymi susami, odwrócił się, spojrzał na Kith-Kanana i odparł:

— Nie. Nie widzę między nami żadnego podobieństwa. Kith-Kanan był już zbyt zmęczony i poirytowany, by ciągnąć temat, dał więc temu spokój.

W milczeniu zeszli z drzewa. Kith-Kanan wlókł się za pędzącym żwawo chłopcem. Mimo wszelkich starań ręce ześlizgnęły mu się z chropowatego pnia i książę spadł z drzewa. Runął na plecy z głuchym hukiem, po czym jęknął.

— Jesteś niezdarny — zauważył Mackeli.

— A ty nieuprzejmy. Czy wiesz z kim masz do czynienia? — spytał wyniośle.

— Z niezdarnym cudzoziemcem. — Chłopiec sięgnął za pas, wyciągnął obciągnięty jelenią skórą bukłak, po Czym wlał w otwarte usta strużkę krystalicznie czystej wody. Kith-Kanan przyglądał mu się z uwagą, czując niemalże, jakby sam przełykał zbawienny płyn.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierworodny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierworodny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Thompson - The Qualinesti
Paul Thompson
Paul Thompson - Sister of the Sword
Paul Thompson
Paul Thompson - Sanctuary
Paul Thompson
Paul Thompson - Destiny
Paul Thompson
Paul Thompson - The Forest King
Paul Thompson
Paul Thompson - The Middle of Nowhere
Paul Thompson
Paul Thompson - Dargonesti
Paul Thompson
Paul Thompson - Darkness and Light
Paul Thompson
Paul Thompson - Riverwind
Paul Thompson
Paul Thompson - A Hero's justice
Paul Thompson
Paul Thompson - The Wizard_s Fate
Paul Thompson
libcat.ru: книга без обложки
Paul Thompson
Отзывы о книге «Pierworodny»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierworodny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x