Tak czy inaczej, ten test jest zakończony. Oddaj mi arkusz.
— Przepraszam, pani Yennefer — dziewczynka opuściła głowę. - Tam oczywiście powinna być… jedna gwiazdka. Bardzo cię przepraszam. Proszę, nie gniewaj się na mnie.
— Spójrz na mnie, Ciri.
Uniosła oczy, zaskoczona. Bo czarodziejka po raz pierwszy zwróciła się do niej jej imieniem.
— Ciri — powiedziała Yennefer. - Wiedz, że ja wbrew pozorom gniewam się równie rzadko, jak śmieję. Nie rozgniewałaś mnie. Ale przepraszając, dowiodłaś, że nie myliłam się co do ciebie. A teraz weź następny arkusz. Jak widzisz, jest na nim pięć domków. Narysuj szósty domek…
— Znowu? Naprawdę nie rozumiem, po co…
— … szósty domek — głos czarodziejki zmienił się niebezpiecznie, a oczy błysnęły fioletowym żarem. - Tu, w tym pustym miejscu. Nie każ mi powtarzać, proszę.
*****
Po jabłuszkach, sosenkach, gwiazdkach, rybkach i domkach przyszła kolej na labirynty, z których należało bardzo szybko znaleźć wyjście, na faliste linie, na kleksy przypominające rozgniecione karaluchy, na inne dziwne obrazki i mozaiki, od których oczy zezowały, a w głowie wirowało. Potem była błyszcząca kulka na sznurku, w którą należało długo się wpatrywać. Wpatrywanie się było nudne jak flaki z olejem, Ciri regularnie przy tym usypiała. Yennefer, o dziwo, wcale się tym nie przejmowała, choć kilka dni wcześniej nakrzyczała na nią groźnie za próbę drzemki nad jednym z karaluszych kleksów.
Od ślęczenia nad testami rozbolały ją kark i plecy i bolały z dnia na dzień coraz dotkliwiej. Zatęskniła do ruchu i świeżego powietrza i w ramach obowiązku szczerości zaraz powiedziała o tym Yennefer. Czarodziejka przyjęła to tak gładko, jakby czekała na to od dawna.
Przez dwa kolejne dni obie biegały po parku, przeskakiwały rowy i płoty pod rozbawionymi lub pełnymi politowania spojrzeniami kapłanek i adeptek. Gimnastykowały się, ćwiczyły równowagę, chodząc po szczycie murku okalającego sad i zabudowania gospodarcze. W przeciwieństwie do treningów w Kaer Morhen, ćwiczeniom z Yennefer zawsze jednak towarzyszyła teoria. Czarodziejka uczyła Ciri oddechu, sterując ruchami piersi i przepony silnym naciskiem dłoni. Tłumaczyła zasady ruchu, działanie mięśni i kości, demonstrowała, jak odpoczywać, odprężać się i relaksować.
Podczas jednego z takich relaksów, wyciągnięta na trawie, wpatrzona w niebo, Ciri zadała nurtujące ją pytanie.
— Pani Yennefer? Kiedy wreszcie zakończymy te testy?
— Aż tak cię nużą?
— Nie… Ale chciałabym już wiedzieć, czy nadaję się na czarodziejkę.
— Nadajesz się.
— Już to wiesz?
— Wiedziałam o tym od początku. Niewiele osób jest zdolnych dostrzec aktywność mojej gwiazdy. Bardzo niewiele. Ty zauważyłaś to natychmiast.
— A testy?
— Zakończone. Wiem już o tobie to, co chciałam wiedzieć.
— Ale niektóre zadania… Nie bardzo mi wyszły. Sama mówiłaś, że… Naprawdę jesteś pewna? Nie mylisz się? Jesteś pewna, że mam zdolności?
— Jestem pewna.
— Ale…
— Ciri — czarodziejka sprawiała wrażenie, że jest rozbawiona i zniecierpliwiona jednocześnie. - Od momentu, gdy położyłyśmy się na łące, rozmawiam z tobą nie używając głosu. To się nazywa telepatia, zapamiętaj. I jak zapewne zauważyłaś, nie utrudnia nam to konwersacji.
— Magia — Yennefer, wpatrzona w niebo nad wzgórzami, oparta ręce na łęku siodła — jest w opinii niektórych ucieleśnieniem Chaosu. Jest kluczem zdolnym otworzyć zakazane drzwi. Drzwi, za którymi czai się koszmar, zgroza i niewyobrażalna okropność, za którymi czyhają wrogie, destrukcyjne siły, moce czystego Zła, mogące unicestwić nie tylko tego, kto drzwi uchyli, ale i cały świat. A ponieważ nie brakuje takich, którzy przy owych drzwiach manipulują, kiedyś ktoś popełni błąd, a wówczas zagłada świata będzie przesądzona i nieuchronna. Magia jest zatem zemstą i orężem Chaosu. To, że po Koniunkcji Sfer ludzie nauczyli posługiwać się magią, jest przekleństwem i zgubą świata. Zgubą ludzkości. I tak jest, Ciri. Ci, którzy uważają magię za Chaos, nie mylą się.
Kary ogier czarodziejki zarżał przeciągle, trącony piętami, i ruszył wolno przez wrzosowisko. Ciri popędziła konia, pojechała śladem, zrównała się. Wrzosy sięgały strzemion.
— Magia — podjęła po chwili Yennefer — jest w opinii niektórych sztuką. Sztuką wielką, elitarną, zdolną tworzyć rzeczy piękne i niezwykłe. Magia to talent dany nielicznym wybrańcom. Inni, talentu pozbawieni, mogą jedynie patrzeć z podziwem i zazdrością na rezultaty pracy artystów, mogą podziwiać stworzone dzieła, czując zarazem, że bez tych dzieł i bez tego talentu świat byłby uboższy. To, że po Koniunkcji Sfer niektórzy wybrańcy odkryli w sobie talent i magię, to, że odnaleźli w sobie Sztukę, jest błogosławieństwem piękna. I tak jest. Ci, którzy uważają magię za sztukę, również mają rację.
Na obłym, gołym wzgórzu, wystającym z wrzosowisk jak grzbiet przyczajonego drapieżnika, leżał olbrzymi głaz, wsparty na kilku innych, mniejszych kamieniach. Czarodziejka skierowała konia w jego stronę, nie przerywając wykładu.
— Są również tacy, według których magia jest nauką. By ją opanować, nie wystarczy talent i wrodzone zdolności. Nieodzowne są lata pilnych studiów i wytężonej pracy, konieczna jest wytrwałość i wewnętrzna dyscyplina. Tak zdobyta magia to wiedza, to poznanie, którego granice poszerzane są stale przez światłe i żywe umysły, przez doświadczenie, eksperyment, praktykę. Tak zdobyta magia to postęp. To pług, krosno, młyn wodny, dymarka, dźwig i wielokrążek. To postęp, rozwój, to odmiana. To ciągły ruch. W górę. Ku lepszemu. Ku gwiazdom. To, że po Koniunkcji Sfer odkryliśmy magię, pozwoli nam kiedyś dosięgnąć gwiazd. Zsiądź z konia, Ciri.
Yennefer zbliżyła się do monolitu, położyła dłoń na chropawej powierzchni kamienia, ostrożnie zgarnęła, z niego pył i zeschłe listki.
— Ci, którzy uważają magię za naukę — podjęta — również mają rację. Zapamiętaj to, Ciri. A teraz podejdź tu, do mnie.
Dziewczynka przełknęła ślinę, zbliżyła się. Czarodziejka objęła ją ramieniem.
— Zapamiętaj — powtórzyła. - Magia jest Chaosem, Sztuką i Nauką. Jest przekleństwem, błogosławieństwem i postępem. Wszystko zależy od tego, kto się magią posługuje, jak i w jakim celu. A magia jest wszędzie. Wszędzie wokół nas. Łatwo dostępna. Wystarczy wyciągnąć rękę. Spójrz. Wyciągam rękę.
Kromlech zadrżał wyczuwalnie. Ciri usłyszała głuchy, odległy huk, dobiegające z wnętrza ziemi dudnienie. Wrzosy zafalowały, spłaszczone wichrem, który nagle runął na wzgórze. Niebo pociemniało gwałtownie, zakryte chmurami pędzącymi z niesamowitą prędkością. Dziewczynka poczuła na twarzy krople deszczu. Zmrużyła oczy w ogniu błyskawic, którymi nagle zapłonął horyzont. Odruchowo przytuliła się do czarodziejki, do jej czarnych pachnących bzem i agrestem włosów.
— Ziemia, po której stąpamy. Ogień, który nie wygasa w jej wnętrzu. Woda, z której wyszło wszelkie życie i bez której to życie jest niemożliwe. Powietrze, którym oddychamy. Wystarczy wyciągnąć rękę, by nad mmi zapanować, zmusić do uległości. Magia jest wszędzie. Jest w powietrzu, w wodzie, w ziemi i w ogniu. I jest za drzwiami, które Koniunkcja Sfer przed nami zamknęła. Stamtąd, zza zamkniętych drzwi, magia niekiedy wyciąga rękę do nas. Po nas. Wiesz o tym, prawda? Poczułaś już dotknięcie magii, dotyk ręki zza zamkniętych drzwi. Dotyk ten przepełnił cię strachem. Taki dotyk każdego przepełnia strachem. Bo w każdym z nas jest Chaos i Ład, Dobro i Zło. Ale nad tym można i trzeba panować. Trzeba się tego nauczyć. I ty nauczysz się tego, Ciri. Po to przyprowadziłam cię tu, do tego kamienia, który od niepamiętnych czasów stoi na przecięciu tętniących mocą żył. Dotknij go.
Читать дальше