– Kim? – mruknęła Shha. – Niczego nie kupujemy – dodała.
– Ależ ja nie chcę niczego sprzedawać – chłopak zręcznie zeskoczył z osła, który przyjął to z wyraźną ulgą. – Jestem bankierem. Ja nie biorę pieniędzy od ludzi, dając im jakiś towar. Ja biorę pieniądze i już – uśmiechnął się rozbrajająco.
Shha położyła dłoń na rękojeści noża.
– Rozbój robisz?
– Ależ, droga, pani – żachnął się chłopak. Był naprawdę sympatyczny. – Jestem bankierem, a nie rozbójnikiem. Czy tego nie widać?
– Nie – warknęła Shha, choć i u niej widok osła nie wywoływał skojarzeń z brutalnymi napadami. – Czego, kurde, chcesz?
– Waszych pieniędzy – uśmiechnął się Baruch. – Bank zakładam – dodał wyjaśniająco, ale niczego nie zrozumiały. – No, bank – powtórzył. – U nas już takie są, tu jeszcze nie. Więc postanowiłem, że będę pierwszy w Arkach.
– A nie za młodyś ty, żeby rozbój w biały dzień czynić we wsi? – spytała Shha, ale bez przekonania.
– To nie rozbój. To bank. Rzecz w tym, że każdy ma jakąś gotowiznę. Po co narażać się na to, że skradną albo siłą wydrą? Złóżcie pieniądze u mnie. W banku będą bezpieczne.
– I niby ty je obronisz, pętaku? – skrzywiła się Shha. – Jakbym cię kopnęła w dupę, to byś mi oddał całą gotowiznę tylko za to, żebym tego drugi raz nie zrobiła.
– Nie oddałbym – uśmiechnął się chłopak. – Nie oddałbym, bo jeszcze nic nie mam – wyjaśnił. – Panie mogą być pierwszymi klientami mojego banku. A ja… w przeciwieństwie do tych, co u nas w tym interesie robią, dam wam nie jeden, a dwa od sta w stosunku rocznym – zakończył triumfalnie.
– Co?
– Interes kręci się tak. Wielmożne panie powierzacie mi gotowiznę, bo wszak wasze piękne głowy nie po to, żeby dumać, jak pieniądzem obracać. Ja będę obracać. Gwarantuję dwie rzeczy, w każdej chwili powierzone mi dobra oddam, ale jak rok wytrzymacie, to od każdego sta dwa wam wypłacę.
– Dwa od sta? – spytała Achaja. – Za bezdurno?
– Tak jest – Baruch skłonił głowę. – Tyle nigdzie nie dostaniecie. Ale ja zakładam dopiero swój bank – uśmiechnął się promiennie.
– Czekaj – Achaja przeliczała w głowie. Jeden złoty to trzydzieści srebrnych, a jeden srebrny to trzydzieści brązowych, to dwa od sta, licząc od jednego złotego, wynosi… osiemnaście brązowych rocznie. Roześmiała się, rozwiązała sakiewkę i rzuciła mu złotą monetę. – Masz – mrugnęła do niego. – To nie dla tych kilku brązowych. Ale skoro ode mnie zacząłeś, jako od pierwszego klienta, to chciałabym, żeby ci się spodobało w tym kraju. Ja też kiedyś byłam tu obca. Ale oni – skinęła głową w stronę Shhy, która pomstowała właśnie, widząc straszliwą głupotę swojej siostry – oni mają w sobie coś takiego, że… to jest jedyne miejsce na świecie, gdzie każdy obcy może poczuć się jak u siebie. Często nawet lepiej.
Chłopak, który zręcznie chwycił w locie rzuconą mu monetę i schował pieczołowicie do swojej chudziutkiej sakiewki, wyjmował właśnie z juków deskę obwiązaną sznurkiem, papier i inkaust.
– Podoba mi się Arkach – uśmiechnął się szeroko. Zawiesił sobie sznurek na szyi tak, że deska zawisła mu mniej więcej na wysokości mostka. – Pierwszy dzień i już złota moneta. Tu mi będzie dobrze.
Położył dwie zapisane już karty na deseczce i umoczył pióro w trzymanym lewą dłonią kałamarzu.
– Przepraszam za urzędowy ton, ale muszę to dokładnie wypełnić. Imię?
– Moje?
– Mhm.
– Achaja.
Zapisał informację od razu na obu kartach.
– Córka?
– Archentara.
– Wiek?
– Nie wiem.
– Hmmmm… Coś muszę zapisać – spojrzał na nią taksująco. – Dwadzieścia?
– Pisz, co chcesz – uśmiechnęła się.
– Zawód wyuczony?
– Księżniczka.
Przygryzł wargi i ukłonił się lekko.
– Zawód wykonywany?
– Major. Służba Rozpoznania i Zaopatrzenia Królestwa Arkach.
– Posiada stałe źródło dochodów?
– Zdecydowanie tak. Oficerska pensja, dzierżawne, dochody z lenn i jakichś wiosek. Ale nawet nie wiem, gdzie te wioski leżą, więc… nie pytaj mnie o wysokość.
– Podziwu godna lekkomyślność – mruknął. – Ale ja się dowiem i przedstawię szanownej pani raport.
– Słucham?
– Świadczymy takie usługi naszym klientom – skłonił głowę. – Uporządkuję pani sprawy finansowe, jeśli dostanę odpowiednie plenipotencje. Stałe miejsce zamieszkania ma?
– Ma – skinęła głową. – Dwór w stolicy.
– Zawód wykonywany przez ojca?
– Wielki Książę Królestwa Troy.
– Oż kurde balans! – wyrwało mu się nagle. – Pani jakby chciała wziąć u mnie kredyt, to… starczy palcami strzelić.
– Nie sądzę, żeby ojciec chciał za cokolwiek płacić.
– A to już moje zmartwienie – uśmiechnął się przymilnie. – To jest bank! Ja pani daję nieograniczony kredyt. A jak pieniądze odzyskam? To już mój problem. Niedługo nasze banki będą i w Troy, i w Luan, i wszędzie. Wystarczy się zgłosić i pokazać kwit, który pani dam. Na razie co prawda nie mam wielu umów z innymi bankami, ale jestem tu pierwszy. Mój bank będzie taki, że to niedługo inni będą sami się prosić. Już za kilka lat! Zobaczy pani.
– Mam nadzieję, że nie będę musiała skorzystać z kredytu – zażartowała.
– Złożyła pani u mnie kapitał – pokazał jej, gdzie ma złożyć podpisy. Potem umoczył jej kciuk w atramencie i kazał dokładnie odcisnąć na obu papierach. Jeden dokument dał jej, a drugi zachował dla siebie. – To nie zginie. Choćby za tysiąc lat pani spadkobiercy mogą zgłosić się do moich spadkobierców i otrzymają całą gotowiznę plus odsetki.
Słysząc to, stojąca obok Shha tylko załamała ręce. Jak niby można sprawdzić to, co stanie się za tysiąc lat…?
Wysłannik miał na sobie strój pustynnego łowcy niewolników. Wytatuowane godło pomiędzy palcem wskazującym a serdecznym było jednak prawdziwe. Z odpowiednim błędem w odpowiednim miejscu umieszczonym tak, by ci, którzy chcieliby je podrabiać, musieli znaleźć gdzieś na świecie drugiego człowieka z tak unikalną fałdą skóry między palcami. Teoretycznie możliwe, ale nie do zrobienia w krótkim czasie.
– Mów – rozkazał Zaan.
– Panie. Wąwóz zablokowany. Nasze oddziały posuwają się imperialną drogą numer cztery, nie napotykając poważniejszego oporu.
– Gdzie są główne siły przeciwnika? – przerwał Orion.
– Nie wiem, wielki panie – posłaniec pochylił głowę.
– Co się dzieje? Co z bitwą?
– Tak jak było w rozkazach. Jedynie niewielka część naszych sił wzięła udział w bitwie powstrzymującej. Reszta przeszła bokiem i…
Przerwały im okrzyki przed namiotem. Wysokiej rangi oficer wprowadził gońca poczty konnej.
– Wielki Panie – goniec nawet nie usiłował udawać, że wykonuje ukłon. Płacono mu za przebyte odległości i wiadomości, które dostarczył. Był pracującym człowiekiem i po prostu bardzo się spieszył, bo zależało mu na pieniądzach – Nadchodziły zupełnie inne czasy… – Biafra zdobył Negger Bank! Armia ekspedycyjna Arkach zamknęła się w murach miasta!
– Bogowie! – Orion aż podskoczył w stanie najwyższej ekscytacji. – Biafra jest w mieście???
– Tak, panie. Suhren wycofuje swoje oddziały. Na zachodzie ogólna panika, chyba okopują się przy węźle drogowym pod LaMoy. Była straszna bitwa…
– Mów – wrzasnął Orion. Przez chwilę wydawało się, że nie pamiętał o swoich dostojeństwach i tytułach. Przypominał teraz małego chłopca, który rozpaczliwie potrzebuje wiadomości o rodzicach, którzy zbyt długo nie wracają z targu, a wokół zapadają ciemności. – Mów!!!
Читать дальше