Anna Brzezińska - Plewy Na Wietrze

Здесь есть возможность читать онлайн «Anna Brzezińska - Plewy Na Wietrze» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Plewy Na Wietrze: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plewy Na Wietrze»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Anna Brzezińska to w opinii wielu czytelników pierwsza dama polskiej fantastyki. Już jej debiutanckie opowiadanie zostało nagrodzone Zajdlem, a później było tylko lepiej. Jej utwory cieszą się nieustającą popularnością wśród licznych fanów. Także ja się do nich zaliczam, choć początki były ciężkie. Pierwszą pozycją Brzezińskiej, jaką przeczytałem, był „Zbójecki gościniec”, powieść rozpoczynająca „Sagę o zbóju Twardokęsku”. Powiem szczerze, że po lekturze miałem mieszane uczucia – stworzony świat i kreacje bohaterów stały na wysokim poziomie, ale całość była miejscami trudna do strawienia. Jednakże następne książki tej autorki: „Żmijowa harfa”, „Opowieści z Wilżyńskiej Doliny” czy „Wody głębokie jak niebo” całkowicie przekonały mnie do talentu i umiejętności Anny Brzezińskiej. Gdy dowiedziałem się, że niedługo ukażą się „Plewy na wietrze” – rozszerzona i poprawiona wersja „Zbójeckiego gościńca”, bardzo byłem ciekaw, jak je odbiorę. Z niewielkimi obawami, ale także z dużymi oczekiwaniami zabrałem się za lekturę i… wsiąkłem.
„Plewy na wietrze” nie są powieścią prostą w odbiorze. Autorka nie wprowadza delikatnie czytelnika w realia Krain Wewnętrznego Morza. Nie przedstawia także wcześniejszych losów bohaterów. Rozpoczynając lekturę zostajemy rzuceni na głęboką wodę. Musimy orientować się w sytuacji na podstawie inteligentnie skonstruowanych poszlak, drobnych aluzji i urywkowych uwag dotyczących zarówno historii świata, jak i samych bohaterów. Jest to układanka, którą autorka zaplanowała na kilka tomów, zatem nie należy spodziewać się wyjaśnienia większości wątków w pierwszej powieści z cyklu. Na wiele pytań nie poznamy odpowiedzi prawdopodobnie aż do samego końca. Dzięki temu będziemy mogli przez cały czas snuć spekulacje i przypuszczenia, które Anna Brzezińska z łatwością będzie obalać lub też – przeciwnie, potwierdzać. Już tylko dla tego elementu warto sięgnąć po „Sagę o zbóju Twardokęsku”.
Fabule „Plew na wietrze” daleko do liniowości. Liczne wątki nawzajem się przeplatają, zazębiają. Poznajemy losy zbója Twardokęska, związanego wbrew swej woli z tajemniczą Szarką; zostajemy wprowadzeni w tajniki gier politycznych pomiędzy poszczególnymi krajami, śledzimy losy Koźlarza i Zarzyczki – książęcego rodzeństwa, próbującego odzyskać ojcowiznę. Gdyby tego było mało – swe intrygi snują bogowie i podlegli im kapłani, a w Żmijowych Górach zanotowano nieprzeciętnie wysoką aktywność szczuraków. Krainy Wewnętrznego Morza przestają być bezpieczne dla zwykłych ludzi, a co dopiero dla bohaterów zamieszanych w wiele niepokojących spraw…
Wielkim atutem „Plew na wietrze” jest klimat, nastrój, w jakim są one utrzymane. Fantasy, a szczególnie ta pisana przez kobiety, kojarzy się zwykle z pogodnymi (nie zawsze zgodnie z zamierzeniami autora) przygodami nieskazitelnych bohaterów, którzy stają na drodze Wielkiego Zła. Jeśli nawet zdarzają się sceny przemocy, to nie przerażą nawet kilkulatka. Całe szczęście w powieści Brzezińskiej tego schematu nie znajdziemy. Krainy Wewnętrznego Morza to ponure miejsce, w którym za każdym rogiem czai się niebezpieczeństwo. Nie spotkamy tu herosów bez skazy, autorka głównymi bohaterami uczyniła postacie o co najmniej wątpliwej moralności, ale nawet wśród osobników pojawiających się epizodycznie ciężko doszukać się tak typowego dla fantasy heroicznego rysu charakterologicznego. Wrażenie niepokoju pogłębia jeszcze fakt, że bohaterowie z rzadka tylko są panami swojego losu, znacznie częściej znajdują się w sytuacji tytułowych plew na wietrze – porywani prądem wydarzeń, które zmuszają ich do działania w okolicznościach, w jakich z własnej woli nigdy by się nie znaleźli.
Ważną rolę w kreowaniu nastroju spełnia także stylizacja językowa. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie byłem zwolennikiem tego elementu w powieściach pisanych przez polskich pisarzy fantastyki, gdyż zwykle robią to przeciętnie i bardziej na zasadzie sztuka dla sztuki niż z rzeczywistej potrzeby. Na palcach jednej ręki pijanego drwala można policzyć tych autorów, którzy robią to z wyczuciem, a zastosowanie tej techniki jest uzasadnione. Anna Brzezińska należy do tego elitarnego grona. Sprawnie stosuje słowa, które wyszły już dawno z użytku. Stylizacja jest wszechobecna, ale w najmniejszym stopniu nie przeszkadza w odbiorze, doskonale komponując się z innymi elementami składowymi powieści.
„Plewy na wietrze” to porywająca książka. Można się o niej wypowiadać tylko w samych superlatywach. Nie ma sensu porównywać jej z pierwowzorem, bo to kompletnie dwa różne utwory, tyle że opowiadające tą samą historię. Anna Brzezińska zrobiła z raczej przeciętnego „Zbójeckiego gościńca” książkę, która w mojej prywatnej opinii jest numerem jeden do wszystkich nagród fantastycznych za rok 2006 – i to mimo faktu, że przyjdzie jej rywalizować z przyjemnym, świetnym, choć znacznie trudniejszym w odbiorze „Verticalem” Kosika, „Popiołem i kurzem” Grzędowicza, czy też z posiadającym rzeszę fanatycznych wielbicieli Andrzejem Sapkowskim i jego „Lux perpetua”.
Wśród polskich autorów popularna jest praktyka wydawania poprawionych wersji starych powieści. Zwykle są to niewielkie korekty, niezmieniające w zasadniczy sposób ich odbioru. Trochę się obawiałem, czy ta przypadłość nie dopadnie także „Plew na wietrze”. Całe szczęście nic takiego się nie stało. Choć jest to ta sama historia, co opowiedziana w „Zbójeckim gościńcu”, to przeskok jakościowy między tymi książkami jest ogromny. „Plewy na wietrze” są lepsze pod względem językowym, koncepcyjnym i fabularnym. Pomijam nawet fakt, że są niemal dwukrotnie obszerniejsze. Gdyby tak wyglądały wszystkie poprawione wydania powieści, to nie miałbym nic przeciwko ich publikacji.
Co można jeszcze powiedzieć o „Plewach na wietrze”? Pewnie to, że właśnie tak powinny wyglądać wszystkie powieści fantasy – świetnie napisane, z interesującą fabułą i niesztampowymi bohaterami. Jest to początek fascynującej historii, której przebieg śledzi się z zapartym tchem. Pozostaje jedynie czekać, aż Anna Brzezińska ukończy „Sagę o zbóju Twardokęsku”. Jeśli zaś nie przekonał was „Zbójecki gościniec”, nie zrażajcie się do tego cyklu i przeczytajcie „Plewy na wietrze”. Naprawdę warto!

Plewy Na Wietrze — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plewy Na Wietrze», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jasnowłosy chyba wyczuł rozdrażnienie towarzysza, bo odstawił pustą miskę i przywołał służebnego z dzbanem wina. Trunek – obficie zmieszany z wodą, ale tego akurat można się było spodziewać w domostwie prowadzonym przez najoszczędniejszy zakon w Krainach Wewnętrznego Morza – spełnił zadanie, bo wkrótce wszyscy zaczęli narzekać na jego jakość, straciwszy zainteresowanie kostropatym człowieczkiem, który jako jedyny nie przyjął kubka. Szpakowaty najemnik odczekał chwilę i przepił do sąsiada, rudobrodego szypra.

– A skąd was bogowie prowadzą? – zagaił. – Strój macie po trochu zwajecki, ale z twarzy i mowy nie patrzycie mi się na Zwajcę.

Kapitan uśmiechnął się i z lubością pogładził się po rudej brodzie.

– Bo ja stąd jestem, alem pół tuzina lat woził zwajecką rudę to do Skalmierza, to znów do Żalników albo i na sam Pomort. A człek z czasem nasiąka miejscowym obyczajem.

Młody najemnik w przeszywanym kaftanie podniósł głowę, zaintrygowany.

– Niebezpieczne zajęcie – zauważył.

– A bo to dużo teraz bezpiecznych zajęć pod gwiazdami? – odparł sentencjonalnie szyper. – Nie będę jednak burczeć, wiodło mi się niezgorzej. Widzicie, niby Zwajcy ze wszystkimi wokół skłóceni, ale żelazo najlepsze dobywają i jak przyjdzie co do czego, każdy tę rudę chętnie kupi.

– Albo złupi – poddał jasnowłosy.

– Ba. – Kapitan wydął wargi. – Pewnie, że najlepiej i dudki mieć, i rudę. Czysty więc zysk, jak się uda statek na mieliznę zapędzić albo w porcie załogę wybić. Ale ze mną się nie udało.

– Tedy czemu wracacie? – zapytał szpakowaty.

Szyper się skrzywił, jakby wino w kubku zmieniło mu się z nagła w ocet.

– Bo zewsząd słychać, że wojna nowa idzie – wyznał niechętnie. – Nie byle utarczka o parę granicznych grodów, lecz zawierucha podobna tamtej, kiedy Zird Zekrun uderzył na Żalniki z całą pomorcką potęgą i zmiażdżył je doszczętnie. A ja jestem człek prosty, swoje miejsce znam. Mogę mieć sprawę ze Skalmierskim dożą, co mu się w porcie trzeba za każdym razem nową łapówką okupić, albo nawet z piracką Skwarną, co po morzu grasuje i okręty łupi. Ale od pomorckiego boga chcę się trzymać z daleka. Co też każdemu człekowi doradzę, choćby był i kapłan… – znacząco spojrzał na pobliźnionego.

– Ano, Zird Zekrun okrutny pan – rzekł szybko szpakowaty.

W duchu ponownie przeklął kapłana. Po co on tutaj lazł, durak, i na niepotrzebny hazard się wystawiał? – myślał. Ani tę swoją gębę zamaskować umie, ani trzymać zawartą. Co jemu się zdaje, że będą tutaj jakieś ceregiele czynić, zanim go obwieszą na dusienicy? Mogą go uśmiercić ot tak, bez żadnej przewiny, po to jedynie, by Zird Zekrun przychylniejszym okiem spojrzał na Szczeżupiny. Służebnicy Fei Flisyon dobrze wiedzą, skąd wiatr wieje, a mało co może się równać z potęgą boga Pomortu. Rychło ktoś im szepnie, że pod samym bokiem, w zakonnym domu gościnnym, utaił się sługa z zakonu wyklętego we wszystkich Krainach Wewnętrznego Morza.

Dziś go jeszcze nie złapią, pomyślał, tłumiąc gniew, nie w noc wyniesienia nowego dri deonema, kiedy miasto ogarnie zamęt i uciecha. Prędzej spróbują wyłuskać heretyka o świcie, gdy ludzie będą ociężali i znużeni po pijaństwie. Ale nas już wówczas nie znajdą w gościnicy.

– A wy dokąd ciągniecie? – zapytał szyper, chcąc się uprzejmością odwdzięczyć za wcześniejsze zainteresowania.

– Na północ – odparł krótko szpakowaty. – Takie zajęcie, że my i kruki jednymi drogami chadzamy.

Nie chciał łgać więcej, niż potrzeba. Zbyt pokrętne kłamstwa zwykle szybko przywodziły do zguby.

– I my na północ. – Jeden z rzemieślników, człek z wyglądu stateczny, dobrze średni w leciech i pobrużdżony na twarzy, potoczył dłonią po swoich towarzyszach. – Do Książęcych Wiergów nas zgodzono. Mury tam umyślili sobie kupczykowie stawiać, żeby ich wojenną porą przed furią obcych wojsk obroniły.

Kapitan ze zrozumieniem pokiwał głową.

– Dziwne czasy nastały – rzekł. – Kupcy się obwarowują, a bogowie za łby biorą i nie wiedzieć, co jutro przyniesie. Obyśmy nie zatracili się w nim bez reszty.

– Za to wypijmy. – Szpakowaty uniósł kubek i przywołał służebnego z dzbanem, rad, że nadarzyła się okazja, aby skończyć rozmowę.

* * *

Kapłan nie miał nawet tyle rozumu, aby pójść w głąb miasta. Przeciwnie, przyczaił się tuż za murem domu gościnnego. Zoczywszy najemników, wychynął z ocienionej bramy na rozpalony kamienny trakt i pokłoniłby się nisko, gdyby go jasnowłosy nie poderwał za ramię do góry.

– Nie tutaj! – syknął ze złością. – Zdumieliście?

Kapłan zaciął wargi.

– Chciałem was tylko powitać, jak obyczaj każe. Z pokorą i czołobitnie.

Ale w jego głosie nie pobrzmiewał ni cień uniżoności i szpakowaty po raz kolejny pomyślał, że będą z tym człowiekiem niemałe kłopoty. Rozumiał, że kapłan zbyt wiele lat wyczekiwał na to spotkanie, by zadowolić się kilkoma przypadkowymi słowami, rzuconymi od niechcenia w refektarzu pełnym najemników i przekupni. Zapewne miał też własne wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać ich dalsza wędrówka. Zamiast nędznej krypy poławiaczy dorszy czy zarobaczonych gospód na wybrzeżu solarzy spodziewał się raczej czerwonego sukna podścielanego pod nogi i popasów w szlacheckich dworach, gdzie by ich przyjmowano niczym wytęsknionych oswobodzicieli. Szpakowaty najemnik był świadom, że to jemu przypadnie niewdzięczne zadanie rozwiania złudzeń kapłana.

– Powitacie. – Jasnowłosy uśmiechnął się nieoczekiwanie. – Ale już na naszej ziemi.

– Panie! – Kapłan znów uczynił gest, jakby chciał złożyć pokłon, lecz zatrzymał się w pół ruchu, gdy spoczęło na nim spojrzenie przejrzystych oczu młodego wojownika.

Cofnął się nieznacznie i pierwszy raz wydał się onieśmielony. Szpakowaty nie dziwił się, jego towarzysz często wywierał taki wpływ na ludzi. Nawet na południu, za połacią spalonych słońcem kamienistych gór, wyczuwano w nim obcość, która sprawiała, że brodaci naczelnicy plemion rozmawiali z nim jak z równym sobie. W namiotach pośrodku pustyni, gdzie nikt nie znał imion bogów panujących nad Krainami Wewnętrznego Morza, zwano go Orgethe – Dotknięty. Szamani i starcy potrafili rozpoznać tę straszliwą samotność, która trawi człowieka, jeśli zanadto zbliży się do bóstwa.

Na północy było inaczej. Tam wciąż mówiono o dziecku. Dziecku, które jeździło w kohorcie boga.

– Mojego towarzysza wołają Przemęka – rzekł mężczyzna o włosach wypłowiałych od pustynnego słońca i szpakowaty najemnik nieznacznie skinął głową. – Ja zaś noszę teraz imię Koźlarz. Nigdy nie nazywaj mnie inaczej.

ROZDZIAŁ 3

Głos olbrzymiego portowego dzwonu obwieścił koniec dnia, choć niebo nie pociemniało jeszcze i nad wodami wisiała zaledwie lekka, grafitowa mgiełka. Ale na obu cyplach zatoki niewolnicy zacinali już woły u kołowrotu, na który nawinięto łańcuch, podobno dar samego Kii Krindara od Miecza, wykuty w pradawnym ogniu w głębi ziemi. Olbrzymie żelazne ogniwa, co zmierzch podnoszone z morskiego dna, wytyczały granicę portu, aby pod osłoną ciemności żaden obcy okręt ani inna niegodziwość nie wkradły się do uśpionej Traganki.

Z wolna u nabrzeża i wzdłuż traktu, który jak marmurowy wąż wił się wokół Białogóry, rozpalano latarnie. Nawoływania stróżów ogniowych niosły się wzdłuż ogrodów ocieniających drogę do siedziby bogini. Kobieta w stroju norhemnów przystanęła i popatrzyła przez ramię na miasto, rozpostarte pomiędzy jaśniejszą krawędzią portu i stokiem góry. Nie miało murów ani potężnych baszt, by strzegły jego bezpieczeństwa. Za wszystkie zasieki i szańce wystarczała sama Zaraźnica, kapryśna, dziecięco okrutna bogini wyspy. Ale Szarka nie rozmyślała o Fei Flisyon. Oparta o chłodny pień jesionu nasłuchiwała ponad miastem głosu, który przywiódł ją aż na Tragankę. Daremnie. W gorącym, dusznym powietrzu rozlegało się granie cykad i ptaki pokrzykiwały z rzadka w zaroślach, układając się do snu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Plewy Na Wietrze»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plewy Na Wietrze» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
forever anna(bookfi.org)
Patricia McKillip - Harfista na wietrze
Patricia McKillip
Anna Brzezińska - Wody głębokie jak niebo
Anna Brzezińska
Anna Brzezińska - Żmijowa Harfa
Anna Brzezińska
Anna Brzezińska - Zbójecki Gościniec
Anna Brzezińska
Anna Brzezińska - Letni deszcz. Kielich
Anna Brzezińska
Anna Slevogt - Laurins Berg
Anna Slevogt
Annalu Braga - White Squad
Annalu Braga
Anna Schneider - Erwin und Anna
Anna Schneider
Отзывы о книге «Plewy Na Wietrze»

Обсуждение, отзывы о книге «Plewy Na Wietrze» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x