Ocknął się ponownie, kiedy Astrin, zeskoczywszy z konia na ziemię, ściągnął go ostrożnie z grzbietu zwierzęcia i wniósł do chaty, zatrzaskując nogą drzwi za sobą i opędzając się od Xel, która wyskoczyła spod stołu im na powitanie. Morgon zwalił się na posłanie; Astrin rozciął mu szatę nożem do oprawiania zwierząt i nie zważając na protestacyjne pomruki Morgona, odsłonił głęboką ranę, która biegła od pachy w dół aż po trzecie żebro.
Zafrasowany Astrin pokręcił głową. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Astrin odwrócił się szybko i wstając, zagarnął jednym płynnym ruchem miecz leżący na klepisku obok posłania. Otworzywszy z rozmachem drzwi, przystawił czubek zbroczonej krwią klingi do piersi przybysza.
— Panie… — zaczął kupiec i głos uwiązł mu w krtani.
— Czego?
Kupiec, barczysty, czarnobrody mężczyzna o sympatycznej twarzy, ubrany w powiewny heruński płaszcz, cofnął się o krok.
— Mam pismo od… — Znowu urwał, bo czubek miecza trzymanego drżącą dłonią Astrina przesunął się z jego piersi i naparł na gardło. — Od Rorka Umbera — dokończył szeptem. — Znasz mnie przecież, panie…
— Znam. — Morgon uniósł z wysiłkiem głowę i spojrzał na ściągniętą, woskową twarz Astrina. — I tylko dlatego, jeśli się teraz odwrócisz i szybko stąd odejdziesz, może daruję ci życie.
— Ależ, panie… — Zaciekawienie wzięło górę nad strachem i kupiec, odrywając przerażony wzrok od twarzy Astrina, spojrzał na Morgona. Morgon, widząc w jego ciemnych, zdumionych oczach przebłysk swojego imienia, chrząknął pytająco. — A więc w tym rzecz? — wyrzucił z siebie kupiec. — Mowę mu odjęło…
— Ruszaj! — Ostry, nie uznający sprzeciwu ton w głosie Astrina wstrząsnął nawet Morgonem. Kupiec pobladł, ale dalej stał uparcie w progu.
— W Caerweddin jest harfista Najwyższego. Szuka…
— Zarąbałem dopiero co dwóch kupców i klnę się na imię Najwyższego, że usiekę trzeciego, jeśli zaraz stąd nie odejdziesz!
Kupiec cofnął się. Astrin patrzył za nim, dopóki nie ścichł tętent kopyt. Wtedy oparł miecz o framugę i znowu przykląkł przy Morgonie.
— Już dobrze — wyszeptał. — Leż spokojnie. Zrobię, co w mojej mocy.
Pod koniec drugiego dnia musiał zostawić Morgona samego, by udać się po Loor i sprowadzić stamtąd do pomocy żonę znajomego starego rybaka. Kobieta zbierała potrzebne mu zioła i czuwała przy Morgonie, kiedy Astrin spał albo polował. Po pięciu dniach stara wróciła do Loor bogatsza o kilka sztuk złota Panów Ziemi; zaś Morgon, choć jeszcze zbyt osłabiony, by chodzić, nabrał sił na tyle, że był już w stanie usiąść na posłaniu i wypić gorącą polewkę.
Astrin, sam umęczony brakiem snu i strapieniem, przez pół dnia nie odezwał się słowem, rozważając coś usilnie. W końcu podjął chyba decyzję.
— Tak — powiedział. — Nie możesz tu zostać; do Caithnard albo do Caerweddin strach cię prowadzić. Zaprowadzę cię do Umber i Rork pośle stamtąd po Detha. Potrzebna mi pomoc.
Od tego czasu nie zostawiał już Morgona samego. Kiedy Morgon nabrał sił, ślęczeli godzinami nad znalezionymi przez Morgona czerwonymi i purpurowymi odłamkami szkła, składając je mozolnie; powoli wyłaniał się z nich kształt kruchej, pięknie barwionej misy, czerwone przebarwienia na obwodzie układały się w korowód postaci symbolizujących chyba jakąś starą opowieść. Podniecony Morgon, bazgrząc piórem po księdze z zaklęciami Aloila, nakłonił Astrina do szukania brakujących fragmentów. Cały dzień spędzili w ruinach miasta i znaleźli jeszcze trzy odłamki. Wracając, zastali przed chatą czekającą na nich żonę rybaka. Przyniosła kosz świeżych ryb; zapędziła Morgona z powrotem do łóżka, zrugała Astrina i przyrządziła im wieczerzę.
Nazajutrz ukończyli sklejanie w całość rozbitej misy. Astrin wstawił ostrożnie na miejsce ostatnie odłamki. Morgon, wstrzymując oddech, zaglądał mu przez ramię. Zamknął się korowód czerwonych postaci, sunący poprzez zamgloną purpurę w jakimś dziwnym misterium. Astrin próbujący rozszyfrować znaczenie tego wzoru bez dotykania misy, bo klej jeszcze nie zasechł, mruknął coś pod nosem z irytacją, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Potem twarz mu stężała. Sięgnął po miecz i trzymając go w pogotowiu, otworzył drzwi.
— Rork! — wykrzyknął i odsunął się na bok.
Do izby wkroczyło trzech mężczyzn. Pod długimi, grubymi, pięknie haftowanymi płaszczami nosili srebrne kolczugi, u boku kołysały im się miecze zawieszone na wysadzanych klejnotami pasach.
— Oto on — powiedział, wskazując na Morgona czarnobrody kupiec, którego Astrin przegonił niedawno spod drzwi. — Książę Hed. Spójrz na niego. Jest ranny, mowę mu odjęło. Nie poznał mnie, a przecież pięć tygodni temu kupowałem od niego ziarno i owce; znałem jego ojca.
Morgon wstał powoli. Do izby weszło trzech kolejnych przybyszów: wysoki, bogato odziany, rudowłosy mężczyzna o zatroskanej twarzy; jeszcze jeden żołnierz; siwowłosy harfista. Morgon spojrzał skofundowany na Astrina i zobaczył na jego twarzy tę samą, pełną niedowierzania zgrozę co w oczach obcych.
— To niemożliwe, Rorku — wykrztusił Astrin. — Znalazłem go na brzegu, wyrzuconego przez morze… nie mógł mówić, nie mógł…
Wielki Lord Umber poszukał wzrokiem potwierdzenia w oczach harfisty i znalazł je tam.
— To książę Hed — powiedział znużonym głosem. Przeczesał palcami rude włosy i westchnął. — We własnej osobie. Deth szuka go od pięciu tygodni. Obecny tu kupiec przyniósł królowi do Caerweddin wieść, że oszalałeś i zabiłeś dwóch kupców, zraniłeś księcia Hed, uwięziłeś go i jakimś sposobem — chyba zaklęciem — odebrałeś mu mowę. Wyobrażasz sobie, co na to Heureu? Wśród nadbrzeżnych lordów z Meremont i Tor narasta dziwne wrzenie, z którym nie mogą sobie poradzić nawet Wielcy Lordowie. Po raz wtóry w tym roku wezwano nas pod broń, a tu jeszcze ziemdziedzic Ymris oskarżony zostaje o morderstwo i uwięzienie ziemwładcy. Król wysłał zbrojnych, by cię pojmali, a gdybyś stawiał opór, zabili; Najwyższy wysłał swego harfistę, by cię aresztował, gdybyś próbował ucieczki, ja zaś przybyłem… ja przybyłem, by cię wysłuchać.
Astrin zasłonił przedramieniem oczy. Morgon, wodzący zdumionym wzrokiem po twarzach obecnych, słysząc swoje imię, ale go nie rozpoznając, wydał nieartykułowany dźwięk. Kupiec żachnął się.
— Posłuchajcie go tylko. Pięć tygodni temu mówił. Kiedy widziałem go tu ostatnio, leżał, bełkocząc na tamtym barłogu, krew lała mu się z boku, a lord Astrin stał w progu ze skrwawionym mieczem w ręce i groził mi śmiercią. Już dobrze — dorzucił uspokajająco, spoglądając na Morgona. — Teraz jesteś bezpieczny.
Morgon wziął głęboki oddech, podniósł misę, którą z takim mozołem poskładali, i rozbił ją o stół. Spojrzeli na niego zdumieni. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł dobyć z siebie głosu. Usiadł i zakrył sobie rękami usta.
Astrin postąpił krok w jego stronę i zatrzymał się.
— On nie przetrwa drogi do Caerweddin — powiedział do Rorka. — Rana ledwie się zasklepiła. Rorku, chyba nie wierzysz… Znalazłem go na plaży niemego, bezimiennego… Chyba nie wierzysz, że wyrządziłem mu krzywdę.
— Nie wierzę — odparł Rork. — Ale skąd w takim razie wzięła się ta rana?
— Prowadziłem go do Caithnard w nadziei, że zostanie rozpoznany przez Mistrzów. Po drodze natknęliśmy się na dwóch kupców, którzy usiłowali nas zabić. Położyłem ich trupem. A potem, ledwie wróciłem do domu z półżywym księciem Hed, do moich drzwi zastukał ten tutaj kupiec. Czy to dziwne, że nie okazałem ci gościnności?
Читать дальше