— Przekracza pan swoje uprawnienia, Wysoki Sądzie!
— Woźny, proszę przynieść kajdany i łańcuchy. Jeśli pan Quill znów się odezwie, zostaną mu założone, by przypominać, że w czasie tych przesłuchań nie ma żadnej władzy na sali.
Quill usiadł blady i drżący.
Przez dłuższy czas przesłuchania szły gładko. John wezwał najpierw Purity. Opisała naturę oskarżeń, jakie wniosła początkowo, po czym opowiedziała, jak Quill je przekręcał, jak zmienił niewinne zabawy w rzece w kazirodczą orgię, a spokojną rozmowę na brzegu w sabat czarowników. John spytał jeszcze o profesorów z college'u, a ona potwierdziła, że nigdy o nich nie wspominała; dowiedziała się, że są przesłuchiwani, dopiero kiedy Quill zażądał, by zadenuncjowała ich, a zwłaszcza Emersona.
Następnie pojedynczo wprowadzano profesorów. Opowiadali o przesłuchaniach przez Quilla. Każdy z nich stwierdzał, że dano mu do zrozumienia, iż pozostali przyznali się i wskazali również jego, i że jego jedyną nadzieją jest wyznanie swych win i skrucha. Każdy zaprzeczył, że to on doniósł na kolegów.
Wtedy John zwrócił się do Quilla.
— Czy nie przesłucha pan najpierw jego? — Łowca czarownic wskazał Alvina.
— Czy zapomniał pan, czego dotyczy to przesłuchanie?
— Chciałbym usłyszeć, czy on również zaprzeczy oskarżeniu o czary.
— Dowie się pan podczas procesu — wyjaśnił John. — Ponieważ w sprawach o czary oskarżony może zostać wezwany, by zeznawać przeciwko sobie.
— Faworyzuje go pan.
— A pan nadużywa mojej cierpliwości. Niech pan położy dłoń na Biblii i złoży przysięgę.
Quill zrobił, co mu kazano, i rozpoczęło się przesłuchanie. Odpowiadał pogardliwie i zaprzeczał, by kogokolwiek okłamywał.
— To ona mówiła o szatanie. Musiałem zatykać uszy, z taką miłością go opisywała. Chciała zyskać o nim wiedzę cielesną. Powiedziała mi nawet, że szatan kazał jej kłamać i twierdzić, że to ja wymyśliłem całą historię. Nie lękałem się jednak, gdyż wiedziałem, że w praworządnym sądzie bardziej będzie się ufać moim zeznaniom niż jej.
John słuchał Quilla spokojnie, a ton zeznań stawał się coraz bardziej przykry.
— Ci profesorowie zachowują się dokładnie tak, jak można się spodziewać po konklawe magów — tłumaczył Quill. — Nie przesłuchiwałbym ich nawet, gdyby dziewczyna ich nie wydała. Natychmiast zmieniła zdanie, oczywiście, i próbowała zaprzeczać, ale wystarczyło, co mówiła wcześniej. Oni też negują, że się przyznali, jednak niektórzy to zrobili, co potwierdzają złożone w sądzie protokoły.
John podniósł ze stołu plik zeznań.
— Istotnie, mam te protokoły i przeczytałem je wszystkie.
— A zatem zna pan prawdę — rzekł Quill. — A całe to przesłuchanie jest parodią.
— Jeśli nawet — odparł John — to przebiega według pańskiego scenariusza.
— Nie pisałem scenariusza do tego, co się tu odbywa. Oczekiwałem, że sąd będzie działał tak, jak na uczciwym procesie o czary.
— Ale panie Quill, to nie jest proces o czary. To przesłuchania dotyczące wniosku obrony. Wydaje się, że nie jest pan w stanie tego pojąć. Procedura jest całkowicie uprawniona. A ja jestem już gotów, by podjąć decyzję co do wniosku.
— Ale nie przesłuchał pan Alvina Smitha!
— No dobrze. — John westchnął ciężko. — Panie Smith, jak się pan dzisiaj czuje?
— Trochę mnie męczą te łańcuchy, Wysoki Sądzie — odparł Alvin. — Ale poza tym całkiem dobrze.
— Czy kiedykolwiek utrzymywał pan kontakty z szatanem?
— Nie jestem pewien, o kogo panu chodzi, Wysoki Sądzie. John zdziwił się. Oczekiwał krótkiego „nie”.
— O szatana — wyjaśnił. — Nieprzyjaciela Boga.
— No cóż, jeśli szatan oznacza nieprzyjaciela Boga, to owszem, swego czasu miałem kontakt ze sporą ich liczbą, w tym z obecnym tu panem Quillem.
— Wysoki Sądzie! — zaprotestował Quill.
— Proszę usiąść, panie Quill — polecił John. — Panie Smith, mam wrażenie, że świadomie źle pan zrozumiał moje pytanie. Niech pan nie nadużywa mojej cierpliwości. Szatan, jak się powszechnie uważa, jest istotą nadprzyrodzoną. Został pan oskarżony o to, że otrzymał pan moc od niego i że wykonuje pan jego polecenia. Czy otrzymał pan od szatana jakieś ukryte moce albo czy jest mu pan posłuszny?
— Nie, Wysoki Sądzie.
— Ściślej mówiąc: czy kiedykolwiek mówił pan Purity Orphan, że ma pan kontakty z szatanem, albo czy mogła zobaczyć pana w obecności szatana?
— Jeśli Wysoki Sąd ma na myśli tego czerwonego osobnika ze szponami niedźwiedzia, kozimi kopytami i rogami na głowie, to nigdy go nie widziałem ani nie słyszałem. Nie przysłał mi nawet listu. Czułem za to jego zapach, ale tylko wtedy, gdy byłem sam z panem Quillem.
John pokręcił głową.
— Nie wydaje mi się, żeby poważnie traktował pan to dochodzenie.
— Nie, Wysoki Sądzie — zgodził się Alvin. — Muszę przyznać, że faktycznie nie traktuję tego poważnie.
— A czemuż to? Czy nie rozumie pan, że pańskie życie może zależeć od wyników tych przesłuchań?
— Nie zależy — stwierdził Alvin. Cooper próbował go uciszyć.
— A dlaczego wierzy pan, że jest bezpieczny, niezależnie od wyników przesłuchania?
Alvin wstał i ściągnął z przegubów kajdany, tak łatwo, jakby zdejmował rękawiczki. Potrząsnął nogami i łańcuchy zsunęły się na podłogę.
— Ponieważ mam talent, z którym się urodziłem. A o ile wiem, to Bóg nas stwarza, nie szatan, zatem wszelki talent, jaki mi dano, od Boga pochodzi. Staram się korzystać z niego w sposób łagodny i uczciwy. Jedno, czego nigdy nie próbuję, to użyć mojego talentu, by zmusić kogokolwiek do zrobienia czegoś wbrew jego woli. Ale pan i mój adwokat postanowiliście, jak się zdaje, zmusić mieszkańców Nowej Anglii do zawieszenia prawa o czarach, czy tego chcą, czy nie. Pan Quill jest kłamliwą żmiją, ale nie obala się prawa tylko po to, żeby przyłapać kilku kłamców.
Verily Cooper oparł głowę o blat. John, który zadrżał na widok potęgi w tak oczywisty sposób nadprzyrodzonej, zrozumiał, że dla Coopera to żadna nowość.
Alvin mówił dalej.
— Miałem zamiar wytrzymać tu do końca i sprawdzić, jak obaj zdołacie nagiąć przepisy, nie łamiąc przy tym zbyt wielu, ale moja żona potrzebuje mnie natychmiast i nie będę marnował ani minuty dłużej. Kiedy znajdę czas, wrócę i możemy omówić to razem, Wysoki Sądzie, bo uważam pana za człowieka honoru. Jednak w tej chwili jestem niezbędny gdzie indziej.
Ruszył do drzwi w tylnej części sali.
Quill poderwał się i próbował go zatrzymać, ale jego dłonie ześliznęły się z ciała Alvina, jakby było wysmarowane tłuszczem.
— Zatrzymać go! — wrzasnął. — Nie pozwólcie mu uciec!
— Woźny — powiedział John. — Jak się zdaje, pan Smith zamierza uciec. Alvin odwrócił się i spojrzał na sędziego.
— Myślałem, Wysoki Sądzie, że to nie jest mój proces. Myślałem, że to przesłuchania w sprawie wniosku. Nie jestem panu potrzebny.
Verily wstał.
— Alvinie, a co z Purity?
— Nie będzie wisieć — odparł Alvin. — A zanim skończysz, zostanie już pewnie królową Anglii.
— Zaczekaj chwilę. — Verily zwrócił się do Johna Adamsa. — Wysoki Sądzie, zwracani się z prośbą o zwolnienie mojego klienta za jego własnym poręczeniem, z obietnicą, że stawi się przed sądem jutro rano.
John zastanowił się, o co prosi adwokat, i postanowił udzielić zgody. Ucieczka zmieni się wtedy w zgodne z prawem zwolnienie.
Читать дальше