Nie, nie!
Jej palce sięgnęły do miecza nieprzyjaciela, musnęły jego rękojeść, prawie udało jej się go dobyć.
— Nie ruszaj się, żmijo! — wykrzyknął trzymający ją mężczyzna, a jego cuchnący piwem oddech ogrzał jej twarz.
Dubhe próbowała się wyrwać, ale ciało jej nie słuchało. Cios w kark nadszedł prawie oczekiwany i wszystko wokół niej zgasło.
Wyruszyły konno trzy tygodnie wcześniej. Dubhe z przodu, Theana za nią. Przez pierwsze dni nie odezwały się ani słowem. Kiedy Dubhe decydowała, zatrzymywały się i jadły, unikając wzajemnie swojego wzroku. Wczesnym rankiem, kiedy Dubhe znikała w leśnej gęstwinie, aby ćwiczyć, Theana wstawała i pochylała się nad magicznymi księgami, poświęcając czas na naukę. Dostała je od Sennara i były w nich wszystkie formuły potrzebne do wypełnienia rytuału, który miał uwolnić jej towarzyszkę podróży od jarzma klątwy. Nawet kiedy biwakowały, cały czas w skupieniu, skrupulatnie i z oddaniem podkreślała na pergaminach najważniejsze fragmenty.
Im bardziej Dubhe jej się przyglądała, starając się ją zrozumieć, tym bardziej przekonywała się, że Theana jest tajemnicą, jak gdyby należała do innej rasy. W tym przypadku nie był to jednak zwykły dystans, jaki odczuwała do każdej istoty ludzkiej. Tu chodziło o coś innego.
Podczas ostatniego posiedzenia Rady Wód była pewna, że się na niej poznała. Theana była tylko młodą czarodziejką, która wzrastała pośród słodkiej bezczynności, pełna kobiecości i idealna u boku Lonerina. Potem jednak wbiła sobie do głowy, żeby towarzyszyć jej w tej podróży, i teraz Dubhe miała ją przed oczami, jak bez słowa skargi znosi pęcherze na stopach, jakie robiły jej się od długiego chodzenia. Co mogło popchnąć osobę taką jak ona, aby wyruszyć w świat z morderczynią, do której skądinąd żywiła głęboką urazę?
Chwilami, patrząc, jak przy ognisku Theana z przymkniętymi oczami recytuje w skupieniu swoje dziwne litanie, Dubhe wracała myślą do Lonerina. Ich podróż też zaczęła się pod znakiem milczenia. Ale oni mieli ze sobą coś wspólnego, coś, co popchnęło ich do zbliżenia się do siebie, aż za bardzo. Co natomiast mogło łączyć ją i tę dziewczynę?
Od kiedy Dubhe zostawiła w wiosce Huve list od Mistrza, w jej sercu otworzyła się otchłań, która sprawiała, że czuła się wypalona i samotna. Wspomnienie o nim przez zbyt długi czas wypełniało jej serce, stanowiąc jej jedyną więź z ludzkością. Teraz w tej pustce kiełkowało wspomnienie Lonerina, jego pocałunków i słów. Wspomnienie miejscami krępujące, ale nieskończenie słodkie. Być może z upływem lat żal zniknie, a wraz z nim i poczucie winy. Pozostanie tylko małe, odległe marzenie, które będzie dotrzymywało jej towarzystwa w chwilach samotności. Jeżeli bowiem cała ta historia czegoś ją nauczyła, to tego, że jej egzystencja miała być życiem w samotności. Nie było na świecie nikogo, kto mógłby dzielić z nią ciężar jej grzechów, a Lonerin nie należał do wyjątków. Może tylko Mistrz byłby w stanie, ale on wybrał inną drogę.
Dubhe była pewna, że jeżeli uda jej się przeżyć swoją klątwę, jej przyszłość będzie długim następstwem dni spędzonych na chowaniu się przed światem. Bo wielkie pytanie, które ciągnęła za sobą, od kiedy w wieku ośmiu lat podczas zabawy przez przypadek zabiła Gornara, jeszcze nie znalazło swojej odpowiedzi.
Już pierwszego wieczoru Dubhe zauważyła w swojej towarzyszce coś dziwnego. Theana miała szczególne zwyczaje, które chciała zachować w tajemnicy. Kładła się zawsze przed nią i owinąwszy się w płaszcz niczym w kokon, udawała, że śpi. Dubhe wiedziała doskonale, że symuluje, ale na początku nie chciała w to wnikać. Potem jednak pewnej nocy ciekawość przeważyła i dziewczyna postanowiła rozwiązać tę zagadkę. Zaczęła śledzić ją w ciemności. Nie miała zaufania do tej kobiety, pewnie dlatego, że ona też kochała Lonerina.
Kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, zobaczyła, jak Theana wstaje, ukradkowo i cicho jak kotka. Miała w ruchach wrodzoną elegancję, której Dubhe niemal jej zazdrościła: z pewnością mężczyźni musieli uważać ją za bardzo zmysłową.
Theana zamotała sobie wokół szyi skórzany rzemyk z wisiorkiem, który następnie wzięła w dłonie. Zaintonowała cichą litanię i zaczęła kłaniać się do ziemi w regularnych odstępach. Słowa melodyjnie układały się w rytm jej ruchów niczym hipnotyczny taniec.
Dubhe poczuła, jak ogarnia ją wściekłość. Zacisnęła pod płaszczem pięści, a obraz Theany nałożył się na widok tłumu Zabójców poruszających się w jednym rytmie podczas ceremonii w czeluściach Domu. Jej nozdrza wypełniły się słodkawym zapachem krwi, która zalegała tam w środku, w basenach u stóp posągu Thenaara, i dziewczyna pomyślała o Rekli, o Strażniczce Trucizn, o jej rozpalonych nienawiścią oczach.
Theana modliła się, jak czynili to wielokrotnie widziani przez Dubhe kapłani, i ten gest wydał jej się bluźnierczy. Miała ochotę to przerwać i rzucić czarodziejce w twarz prawdę, którą poznała podczas lat spędzonych w samotności i której nauczył ją Mistrz za cenę własnego życia. Wiara prowadzi do szaleństwa, a w najlepszym razie jest tylko niepotrzebnym blichtrem wykorzystywanym przez ludzi, aby umknąć śmierci. Jednak ktoś, kto tak jak ona miał śmierć w sobie, mógł patrzeć rzeczywistości faktów prosto w oczy.
Powstrzymała się. Nie miało sensu ściąganie w ten sposób na siebie wrogości jedynej osoby, która mogła jej pomóc w uwolnieniu się od klątwy. Były z pewnością źle dobraną parą, ale najkorzystniej będzie dalej się ignorować, tak jak robiły do tej pory.
Pierwsze słowa, które wymieniły, były pośpieszne i szorstkie.
— Postaraj się szybko wszystkiego nauczyć. Wkrótce będziemy musiały pozbyć się naszych bagaży.
Był wieczór, obie siedziały przy ognisku. Theana, która już zaczęła szykować się do spania, popatrzyła na nią z osłupieniem.
— Dlaczego? — spytała zdziwionym tonem, który rozdrażnił Dubhe.
— Ponieważ musimy dostać się na dwór Dohora — wyjaśniła spokojnie. — To jedyny sposób, aby go zabić i jednocześnie odzyskać dokumenty, których potrzebujemy do przełamania mojej pieczęci.
Theana lekko zadrżała.
— Nie rozumiem... Dlaczego to oznacza, że mamy porzucić nasze bagaże?
Dubhe przykucnęła przy niej i popatrzyła jej w oczy.
— Czy myślisz, że możemy wkraść się na dwór ubrane w ten sposób? Mamy przedstawić się w bramie jako czarodziejka z Rady Wód i Zabójczyni z Gildii?
Theana zaczerwieniła się i opuściła wzrok.
— Muszę nauczyć się jeszcze wielu rzeczy... Rytuał jest złożony, a...
— Masz na to dwa dni, dopóki nie dotrzemy do Shilve. Tam kupię wszystko, co potrzebne, aby nas ucharakteryzować. W momencie wyruszenia z Shilve porzucimy nasze imiona i nasze rzeczy. Staniemy się dwiema całkowicie odmiennymi osobami i zapomnimy o tym, kim byłyśmy.
W odpowiedzi Theana wyciągnęła z torby książki, rozpaliła mały magiczny ogień i ponownie wzięła się do nauki.
O czym myślała? Była zdenerwowana, zmęczona? Żałowała, że podjęła tę podróż?
Dubhe z irytacją kontemplowała jej ustępliwe zachowanie, ale nic więcej nie powiedziała. Otuliła się płaszczem i położyła spać. Tej nocy nie słyszała modlitw dziewczyny.
Ubrania musiały być najskromniejsze, jakie tylko można było znaleźć. Potem trzeba było zdobyć kataplazm na twarz, aby zmodyfikować kolor skóry, a w końcu szczególny rodzaj trucizny, która miała postarzyć ich dłonie.
Dubhe zapuściła się w najnędzniejsze dzielnice, poruszając się tym swoim skradającym się, sprężystym krokiem. Pewnie wchodziła do interesujących ją sklepów, zaś Theana po prostu szła za nią.
Читать дальше