Kobieta rzuciła kolejny przedmiot, przypominający woreczek z fasolą, który ciężko spadł za Stile’em. Żaden z pocisków nie mógł go zranić, jeśli nie został uruchomiony.
Czerwona zrobiła to sama. Wzięła amulet w ręce, coś do niego powiedziała i położyła na podłodze. Przemienił się w syczącego węża o lśniących zębach.
— Zaatakuj tego człowieka — poleciła mu.
Gad zaczął czołgać się pośpiesznie ku Stile’owi. Nie chcąc wznieść się wyżej, czego mogła sobie życzyć Czerwona, Stile wyciągnął miecz i obciął stworowi łeb.
Ale jego przeciwniczka miała już gotowy następny amulet… nietoperza. Stile nie chciał go zabijać, gdyż mógł być to członek wampirzego klanu, który udzielił mu gościny poprzedniej nocy. Więzień okrutnej Adeptki, zmuszony do spełniania jej poleceń. Lecz jeśli zaatakuje…
I tak się stało. Małe oczka nietoperza płonęły szaleństwem, kropelki śluzowatej śliny spływały z jego zębów. Stworzenie mogło być wściekłe. Nie było wyjścia — musiał użyć czarów.
— Nietoperz zmiata, daleko ulata — zaśpiewał i zwierzę znikło.
Magia uruchomiła trzy amulety leżące nieruchomo obok niego. Jeden przeobraził się w goblinopodobnego demona i z każdą sekundą stawał się coraz większy. Drugi pluł jakąś zielonkawą mgłą, która mogła być toksyczna. Trzeci wybuchnął płomieniem, zamieniając się w ognistą kulę.
Stile musiał się nimi zająć. Na razie nie mogły go dosięgnąć, lecz wszystkie szybko rosły. Wolna przestrzeń nie była taka znów wielka, sufit zaś obwieszony był amuletami. Jeśli Stile uniesie się wyżej i zniszczy je zaklęciem, sufit przypominać będzie buchające płomieniami piekło. Czerwona miała więcej amuletów, niż Stile gotowych zaklęć, i taka wymiana magii mogła się dla niego źle skończyć. Atak na Czerwoną w jej własnym zamku mógł go wiele kosztować; jej siła była tu przeważająca. Już lepiej było chwycić się innych sposobów.
Czerwona Adeptka ze złośliwym uśmiechem rzucała kolejne amulety. Stile musiał albo zaatakować, albo się wycofać, a ustąpienie równało się porażce, gdyż przejście po raz drugi przez linie obronne czarownicy z pewnością przysporzyłoby mu nowych kłopotów. Musiał podjąć decyzję.
Neysa, dotąd polatująca nad nim jako świetlik, przeobraziła się w klacz. Nadziała demona na róg i wepchnęła w sam środek zielonej mgły. Stwór zawył w agonii i zdechł. A więc gaz był naprawdę trujący! Neysa cofnęła się, niosąc na rogu martwe monstrum. Nie odważyła się dotknąć trującej mgły niemagicznymi częściami ciała. W tej samej chwili ognista kula rozjarzyła się jeszcze bardziej i potoczyła w kierunku Stile’a.
Stile wpadł nagle na świetny pomysł. Zagrał na harmonijce. Muzyka wypełniła cały pokój, przyzywając magię, lecz Stile nie wypowiedział żadnego zaklęcia. Po prostu grał. Wiedział dobrze, że sama muzyko-magia, nawet bez towarzyszącego jej zaklęcia, może przynieść pewien efekt, jeśli kierować nią siłą wyobraźni. A więc w myślach rozkazał jej stłamsić cudzą magię. Jeśli muzyka podziała jak nowe zaklęcie, to efekt będzie wprost przeciwny do żądanego, a Stile znajdzie się w nieporównanie większych kłopotach; lecz jeśli działać będzie prawidłowo…
Ognista kula zmniejszyła się, pobladła i opadła na podłogę; magia zdusiła ogień. Zielony dym stracił kolor i przestał się rozprzestrzeniać. Żaden nowy amulet nie został uruchomiony. Hura! Ryzyko opłaciło się bez wątpienia.
Neysa ostrożnie zbliżyła się do mgły, która wyglądała tak, jakby podlegała powolnej denaturacji. Przy pomocy nabitego na róg martwego demona, używając go jako prymitywnej miotły, wepchnęła mgłę do ognia. Natychmiast rozgorzała walka między usiłującymi zniszczyć się nawzajem amuletami. Stile przestał na chwilę grać i bitwa, choć na coraz mniejszym terytorium, wybuchła ze zdwojoną siłą: ogień usiłował wypalić mgłę, zanim zdąży go ona zagasić. Mgła okazała się silniejsza; wkrótce ogień został stłumiony.
Neysa wytarła demonem resztę mgły z podłogi i jednym silnym ruchem głowy rzuciła stwora prosto w Czerwoną Adeptkę.
Atak zaskoczył czarownicę. Zerwała się z sofy dosłownie na sekundę przed wylądowaniem na niej namoczonego demona. Amulety rozsypały się po podłodze jak biżuteria. Zielona mgła nasączyła obicie sofy, czyniąc ją bezużyteczną dla człowieka, demon zaś spoczywał na niej jak we śnie.
Stile wpadł na jeszcze jeden pomysł. Dostrzegł, że Czerwona bardzo uważnie wybiera amulety, które sama uruchamia. Najwyraźniej jedne z nich atakowały tego, kto je wyzwolił, a inne mu służyły. Były jak dobre i złe zaklęcia. Gdyby udało mu się zdobyć kilka dobrych amuletów, mógłby ich użyć przeciwko Czerwonej. To powinno dać mu szansę zwycięstwa.
Wiedźma świadoma była tego zagrożenia. Rzuciła się w stronę swej zagrożonej kolekcji i zgarnęła talizmany, zanim Stile zdążył się zbliżyć.
Pod wpływem nagłego impulsu Stile rzucił zaklęcie, mając nadzieję, że nie będzie musiał tego żałować.
— Zaklęcia znikają, szybko uciekają ! — zaśpiewał, w myślach rozkazując wszystkim znajdującym się w jego zasięgu amuletom opuszczenie zamku. Muzyka harmonijki powinna dać jego magii siłę wystarczającą, by wypędzić większość z nich.
Wokół zapanował chaos. Zaklęcie uruchomiło wszystkie znajdujące się w pobliżu amulety, lecz jednocześnie skierowało je na zewnątrz zamku. Usiłowały więc wszystkie na raz ożyć i opuścić budowlę. Było ich tak wiele, że ich magia przytłumiła magię Stile’a. Dlatego szybciej ożywały, niż udawało się im wydostać na zewnątrz.
Żywiołowo powstające kształty i stworzenia przepychały się do wyjścia. Jedno z nich przypominało wędrującą na ruchomych mackach ośmiornicę, inne żółtą, toczącą się gąbkę, pozostawiającą za sobą wilgotną, śmierdzącą rozkładem ścieżkę. Kilka przybrało postać nietoperzy i innych latających stworzeń. Były też różnokolorowe chmury i jasne lub ciemne błyskawice. Jeden z amuletów przeobraził się w miniaturowy potop, wlewający się we wszystkie szczeliny, inny przypominał sznur hałaśliwie wybuchających ogni sztucznych. Stile zmuszony był uchylać się i skakać, by uniknąć zetknięcia się z amuletami. Jego czary pozbawiły mocy również unoszące go w powietrzu zaklęcie; nie mógł więc opuścić podłogi, choć wolałby znaleźć się gdzie indziej. Chociażby dlatego, że stała na niej również Czerwona Adeptka, uchylająca się przed amuletami z równą mu zręcznością. Właśnie próbowała wytrzepać sobie z włosów cały rój małych, czerwonych pajączków. Oboje, i Błękitny, i Czerwona, zbyt byli zajęci, by poświęcić sobie choć odrobinę uwagi.
Ale dlaczego Stile bawił się tymi cząstkowymi zaklęciami, skoro mógł rozwiązać cały problem, pozbywając się samej Czerwonej? Może coś powstrzymywało go, mimo złożonej przysięgi, przed zabiciem ludzkiej istoty. Stile przypomniał sobie śmierć Hulka i to umocniło go w powziętej decyzji.
— Czerwona, bądź zgubiona ! — wydeklamował śpiewnie.
Kobietę objęła jednocześnie bezgłośna eksplozja i implozja. Jej ubranie ogarnęły płomienie. Po chwili była naga… i żywa.
— Głupcze! — syknęła. — Czyżbyś nie wiedział, że żaden Adept nie może zostać zniszczony przez samą magię. Giną tylko nieostrożni i nieodporni.
— Lecz twój amulet zabił Błękitnego Adepta! — zaprotestował Stile.
— Nigdy by nie zadziałał, gdyby Błękitny był choć trochę ostrożny, ale on stał się łatwowiernym głupcem. Zresztą i tak jestem zdziwiona, że się nie uratował; sądzę, że mógłby, gdyby tylko się postarał.
Читать дальше