Ktoś włączył reflektory, które natychmiast zostały zniszczone. Do wnętrza wszystkich okopów i stanowisk strzelniczych posłaliśmy rakiety, które porozrywały znajdujących się tam Rraeyów. Rraeyscy żołnierze wybiegający z centrum dowodzenia i innych budynków obozu namierzyli tory wystrzeliwanych przez nas rakiet i otworzyli ogień; w międzyczasie nasi żołnierze spokojnie zdążyli zmienić pozycje i zdejmowali teraz Rraeyów, którzy sami im się wystawili.
Namierzyłem sobie miejsce do lądowania tuż obok wieży transmisyjnej i poinstruowałem Dupka, żeby doprowadził mnie do niego jak najbardziej zawiłym torem. Kiedy byłem już bardzo blisko, z drzwi stojącego obok wieży baraku wyskoczyli dwaj Rraeyowie i zaczęli strzelać mniej więcej w moim kierunku, nie przerywając biegu w stronę centrum dowodzenia. Jednego z nich postrzeliłem w nogę; upadł skrzecząc. Drugi przestał strzelać i biegł dalej, używając swoich muskularnych nóg przypominających trochę nogi strusia do zwiększenia dystansu. Dałem Dupkowi sygnał uwolnienia spadochronu; który rozpuścił się w powietrzu, kiedy puściły podtrzymujące elektrostatyczne wiązania i mikroroboty rozproszyły się w postaci nieważkiego pyłu. Przeleciałem kilka pozostałych, dzielących mnie od ziemi metrów, zrobiłem przewrót do przodu, wstałem i spojrzałem na szybko oddalającego się przeciwnika. Zamiast kluczenia i nagłych przeskoków, które mogłyby utrudnić mi celowanie, wybrał najszybszą drogę ucieczki po prostej. Powaliłem go jednym strzałem w sam środek tułowia. Za mną wciąż skrzeczał drugi z Rraeyów, nagle irytujące dźwięki urwały się odgłosem wystrzału. Obejrzałem się i zobaczyłem, że za moimi plecami stoi Jane ze swoim Wuzetem wciąż skierowanym w stronę rraeyskich zwłok.
— Chodź ze mną — przesłała i wskazała na barak. Kiedy szliśmy w tamtą stronę dwóch kolejnych Rraeyów wybiegło sprintem z drzwi baraku; trzeci osłaniał ich, strzelając ze środka. Jane padła na ziemię i odpowiedziała ogniem, ja pobiegłem za uciekającymi w panice Rraeyami. Ci dwaj biegli klucząc; trafiłem jednego, ale drugi mi uciekł, ześlizgując się na pośladkach z pobliskiego nasypu. W tym czasie Jane, znudzona bezowocną wymianą ognia, wstrzeliła do wnętrza baraku granat; dobiegł stamtąd zgłuszony skrzek, a potem głośny odgłos wybuchu, po którym przez drzwi wypadły na zewnątrz spore kawałki ciała rraeyskiego żołnierza.
Zbliżyliśmy się do baraku i weszliśmy do jego wnętrza, w którym znajdował się skład rraeyskich urządzeń elektronicznych — wszystkie pokryte były rozbryzgami porozrywanego na strzępy ciała. Skanowanie MózGościem potwierdziło, że cały znajdujący się tam sprzęt komunikacyjny został wyprodukowany przez Rraeyów; było to centrum operacyjne wieży transmisyjnej. Oddaliliśmy się z Jane na bezpieczną odległość i zniszczyliśmy barak rakietami i granatami. Wybuch był bardzo efektowny; wieża nie mogła już przesyłać sygnałów, chociaż na jej szczycie wciąż znajdował się właściwy sprzęt transmisyjny, z którym musieliśmy jeszcze zrobić porządek.
Jane odebrała raporty sytuacyjne od swoich dowódców oddziałów; wieża wraz z otaczającym ją terenem była w naszych rękach. Los Rraeyów był przesądzony po naszym pierwszym ostrzale z powietrza. Ponieśliśmy niewielkie straty; nie zginął ani jeden z żołnierzy plutonu. Działania w innych miejscach także przebiegały bez przeszkód. Najcięższa walka wybuchła w centrum dowodzenia, we wnętrzu którego nasi żołnierze, przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego, stopniowo likwidowali znajdujących się tam Rraeyów. Jane wysłała tam do pomocy dwa oddziały, dwa kolejne miały okrążyć teren i zająć pozycje obronne, piąty oddział miał się zająć przeszukiwaniem ciał poległych Rraeyów i pozostawionego przez nich sprzętu.
— A ty — powiedziała, zwracając się do mnie i wskazując na wieżę. — Wejdź do góry i powiedz mi, co tam jest.
Spojrzałem w górę. Była to typowa radiowa wieża: miała około 150 metrów wysokości, aż do samego szczytu zbudowana była z krzyżujących się metalowych belek. Jak do tej pory było to najbardziej imponujące technicznie osiągnięcie Rraeyów. Nie było jej tutaj przed ich inwazją, więc musieli ją zbudować natychmiast po przybyciu, właściwie w jednej chwili. To była zwykła wieża radiowa, ale z drugiej strony, postaraj się zbudować zwykłą wieżę radiową w jeden dzień i zobaczymy, co ci z tego wyjdzie. Konstrukcja zaopatrzona była w szpikulce, tworzące drabinę wiodącą aż na sam jej szczyt; Rraeyowie mieli wzrost i fizjologię na tyle zbliżone do ludzkich, że mogłem po niej się wspinać. Ruszyłem w górę.
Na szczycie zastałem wiatr wiejący z niebezpieczną prędkością, a także wiązkę anten i instrumentów wielkości sporego samochodu. Zeskanowałem urządzenia transmisyjne przy pomocy Dupka, który porównał przesłany mu obraz ze swoją biblioteką poświęconą technologii Rraeyów. Tutaj wszystko także było ich dziełem. W takim razie dane przesyłane przez satelity musiały być przetwarzane w centrum dowodzenia. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że naszym udało się je zdobyć, nie niszcząc przy tym cennego sprzętu.
Przekazałem te informacje Jane. Ona poinformowała mnie o tym, że im szybciej zejdę na dół, tym łatwiej uniknę zmiażdżenia przez szczątki konstrukcji. Nie potrzebowałem lepszej zachęty. Kiedy stanąłem na ziemi odpalono rakiety, które przeleciały mi nad głową i uderzyły w znajdujące się na szczycie wieży urządzenia. Siła wybuchu zerwała liny stabilizujące konstrukcję, które pękły z metalicznym brzękiem, obiecującym ścięcie każdemu, kto znalazłby się w ich zasięgu. Wieża zachwiała się. Jane rozkazała uderzyć w jej podstawę; rakiety rozpruły metalowe dźwigary. Wieża przechyliła się i przewróciła, wydając w czasie upadku potężny, zgrzytliwy jęk.
Z centrum dowodzenia nie dobiegały już odgłosy walki, co było pocieszające — wszyscy Rraeyowie którzy tam się schronili, zostali zlikwidowani. Kazałem Dupkowi pokazać odczyt mojego wewnętrznego czasomierza. Minęło niecałe dziewiętnaście minut od chwili, kiedy wypadliśmy z wnętrza przystani „Krogulca”.
— Nie mieli zielonego pojęcia, że się do nich zbliżamy — powiedziałem do Jane i zadziwiło mnie brzmienie mojego własnego głosu.
Jane spojrzała na mnie, skinęła głową, a potem popatrzyła na wieżę.
— Nie mieli. To dobra wiadomość. Złe wiadomości są takie, że teraz wiedzą już, że tu jesteśmy. Mamy za sobą łatwiejszą część zadania. Przed nami jego trudniejsza część — powiedziała.
Odwróciła się i zaczęła wydawać rozkazy żołnierzom swojego plutonu. Spodziewaliśmy się kontrataku. Zmasowanego kontrataku.
* * *
— Chciałbyś znowu być człowiekiem? — zapytała mnie Jane ostatniego wieczoru przed naszym atakiem na Koral. Byliśmy właśnie w mesie i przeglądaliśmy dania na kolację.
— Znowu? — zapytałem z uśmiechem.
— Wiesz, o co mi chodzi — powiedziała. — Znowu mieć prawdziwe ludzkie ciało. Bez żadnych sztucznych dodatków.
— Pewnie — powiedziałem. — Mam do odsłużenia jeszcze tylko osiem lat z hakiem. Zakładając, że pozostanę przy życiu, przejdę na emeryturę i zostanę kolonistą.
— To znaczy, że znowu będziesz słaby i powolny. — Z właściwym żołnierzom Sił Specjalnych taktem stwierdziła Jane.
— To nie jest takie złe — powiedziałem. — Zresztą inne rzeczy ci to kompensują. Na przykład dzieci. Albo możliwość spotykania się z innymi, bez konieczności natychmiastowego uśmiercenia ich, ponieważ są obcymi zagrażającymi koloniom.
Читать дальше