— To byłoby zbyteczne — stwierdził kapitan Jung. — Biorąc pod uwagę sprzęt do wykrywania napędu skokowego.
— Wie pan, o co mi chodzi — odparł Tagore. — Consu nie zamierzają w żaden sposób nam pomagać, ponieważ najwyraźniej chcą żebyśmy walczyli z Rraeyami w celu „przemieszczenia” się na kolejny poziom kosmicznego rozwoju, cokolwiek to, kurwa, miałoby znaczyć.
— Consu i tak nie zamierzali nam w żaden sposób pomagać, więc dość już o nich — uciął major Crick. — Być może rzeczywiście działamy zgodnie z ich planami; ale pamiętajcie o tym, że do pewnego momentu ich plany są zgodne z naszymi. I nie sądzę, żeby Consu w ogóle przejmowali się tym, kto wygra — my czy Rraeyowie. Więc skoncentrujmy się na tym, co robimy, zamiast koncentrować się na tym, co robią Consu.
Mój MózGość kliknął; Crick przesłał nam obraz Koralu i macierzystej planety Rraeyów.
— Fakt, że Rraeyowie używają pożyczonej technologii oznacza, że możemy działać. Uderzymy szybko i mocno, zarówno w Koral, jak i w ich rodzinną planetę — powiedział. — Kiedy gawędziliśmy sobie z Consu, KSO przemieszczało okręty na dogodną odległość skokową. Mamy sześćset okrętów — to prawie jedna trzecia całej naszej floty — ustawionych w gotowości skokowej. Kiedy damy znak, KSO zacznie odliczać czas do symultanicznego ataku na Koral i rodzinną planetę Rraeyów. W ten sposób zarówno odzyskamy Koral, jak i przyszpilimy potencjalne rraeyskie siły wsparcia. Uderzenie na ich planetę zatrzyma tam ich flotę i zmusi znajdujące się gdzie indziej okręty do dokonania wyboru między powrotem do domu a wsparciem obrońców Koralu.
— Powodzenie obu ataków jest uzależnione od tego, czy uda nam się spowodować, żeby nie wiedzieli, że nadciągamy. Oznacza to, że musimy przejąć ich stację namierzającą i wyłączyć ją — ale nie możemy jej zniszczyć. KSO będzie mogło skorzystać z wykorzystywanej w tej stacji technologii. Być może Rraeyowie nie mogli jej rozgryźć, ale nam powinno się to udać. Zniszczymy stację tylko w wypadku, kiedy nie będzie innej możliwości jej wyłączenia. Ale na razie plan jest taki — przejmujemy stację i utrzymujemy ją w swoich rękach do czasu, kiedy nasze siły wsparcia dotrą na powierzchnię planety.
— Jak długo to może potrwać? — zapytał Jung.
— Oba ataki symultaniczne zaczną się w cztery godziny po tym, jak wejdziemy w przestrzeń Koralu — powiedział Crick. — W zależności od tego, jak intensywne będą walki naszych okrętów z flotą wroga, możemy się spodziewać pierwszych oddziałów KSO najwcześniej po paru godzinach.
— Ataki zaczną się w cztery godziny po tym, jak wejdziemy w przestrzeń Koralu? — zapytał Jung. — Nie po tym, jak zdobędziemy stację namierzającą?
— Dokładnie — potwierdził Crick. — Więc lepiej, żebyśmy zdobyli tę cholerną stację.
— Proszę mi wybaczyć — powiedziałem. — Ale martwi mnie jeden szczegół tego planu.
— Tak, poruczniku Perry — powiedział Crick.
— Powodzenie całej ofensywy jest uzależnione od tego, czy zdobędziemy stację namierzającą, która wykrywa nasze okręty wchodzące przeskokiem w ich przestrzeń — powiedziałem.
— Racja — potwierdził Crick.
— Więc ta właśnie stacja namierzy nas, kiedy będziemy wychodzić z przeskoku w przestrzeń Koralu — powiedziałem.
— Racja — powtórzył Crick.
— Jeśli sobie panowie przypominają, byłem na okręcie, który został namierzony w chwili wejścia w przestrzeń Koralu — powiedziałem. — Okręt został wypatroszony i poza mną wszystkie znajdujące się na jego pokładzie osoby zginęły. Dlaczego więc to samo nie miałoby się przydarzyć temu okrętowi?
— Już raz przekradliśmy się do przestrzeni Koralu niezauważeni — powiedział Tagore.
— Zdaję sobie z tego sprawę, bo to przecież właśnie „Krogulec” mnie uratował — powiedziałem. — I wierzcie mi, jestem za to wdzięczny. Ale taki trik może się udać tylko raz. Nawet jeśli wskoczymy w przestrzeń Koralu na tyle daleko od planety, żeby uniknąć namierzenia, to dotarcie do Koralu zajmie nam parę dobrych godzin. A wtedy będziemy mieli za mało czasu, żeby zdążyć wykonać nasze zadanie. Jeśli to wszystko ma zadziałać, to „Krogulec” musi wyjść z przeskoku w bezpośrednim sąsiedztwie planety. Chcę więc wiedzieć, w jaki sposób to zrobimy, nie narażając jednocześnie okrętu na zniszczenie.
— Rozwiązanie tego problemu jest naprawdę bardzo proste — powiedział major Crick. — My będziemy narażać nasz okręt. Spodziewamy się, że zostanie natychmiast zestrzelony. Prawdę mówiąc, właśnie na to liczymy.
— Słucham? — spytałem. Rozejrzałem się po siedzących przy stole, spodziewając się, że wszyscy będą równie zdezorientowani jak ja. Zamiast tego zobaczyłem same poważnie zamyślone twarze. To wszystko było naprawdę niepokojące.
— A więc wstawka z wysokiej orbity? — zapytał porucznik Dalton.
— Tak jest — odparł Crick. — Oczywiście zmodyfikowana.
— Robiliście to już przedtem? — spytałem, gapiąc się na nich wszystkich jak dureń.
— Robiliśmy już podobne rzeczy, poruczniku Perry — powiedziała Jane, zwracając moją uwagę na siebie. — Zdarzało nam się dokonywać zrzutu desantu bezpośrednio z pokładu statku kosmicznego; zwykle w sytuacjach takich jak ta, kiedy nie wchodziło w grę użycie wahadłowców. Dysponujemy specjalnymi kostiumami zrzutowymi, które izolują nas od gorąca powstającego w czasie wchodzenia w atmosferę; poza tym wygląda to jak zwykły desant z powietrza.
— Poza tym, że twój okręt zostaje zestrzelony spod twoich stóp — powiedziałem.
— I to jest właśnie mała zagwozdka — przyznała Jane.
— Wszyscy jesteście zupełnie szaleni — stwierdziłem.
— To doskonałe posunięcie taktyczne — oznajmił major Crick. — Kiedy nad planetą zostaje zestrzelony jakiś okręt, to ciała są oczywistym składnikiem deszczu jego szczątków. KSO właśnie przesłała nam bezzałogowy statek skokowy z najświeższym uściśleniem miejsca położenia stacji namierzającej, więc bez trudu możemy wyskoczyć nad powierzchnią planety w dogodnym miejscu do dokonania zrzutu naszych ludzi. Rraeyowie będą myśleć, że udaremnili nasz atak, zanim tak naprawdę zaatakujemy. Nie będą nawet wiedzieli, że tam jesteśmy, dopóki w nich nie uderzymy. A wtedy będzie już za późno.
— Oczywiście przy założeniu, że ktokolwiek przeżyje ich pierwsze uderzenie — stwierdziłem.
Crick spojrzał na Jane i lekko skinął głową.
— KSO zafundowało nam trochę dodatkowego czasu — powiedziała Jane. — Zaczęli montować napęd skokowy na opancerzonych wiązkach pocisków i wrzucać je do przestrzeni Koralu. Kiedy coś trafi w ich pancerze, wystrzeliwują pociski, które same w sobie są bardzo trudne do zestrzelenia. W ten sposób w ciągu ostatnich dwóch dni pozbyliśmy się kilku rraeyskich okrętów — teraz odczekują parę sekund przed oddaniem strzału, żeby upewnić się, że uda im się trafić we wszystko, co wystrzeli z przeskoku w ich stronę. Powinno nam to dać od dziesięciu do czterdziestu sekund zapasu, zanim „Krogulec” zostanie trafiony. Dla okrętu, który nie spodziewa się ataku to stanowczo za mało, ale my w tym czasie spokojnie zdążymy opuścić „Krogulca”. Być może załoga mostka zdąży również przeprowadzić odwracający uwagę przeciwnika atak rakietowy.
— Załoga mostka będzie w tym czasie na swoich stanowiskach? — zapytałem.
— Tak jak pozostali ubrani w kostiumy zrzutowe będziemy operować okrętem za pomocą naszych MózGościów — powiedział major Crick. — Z tym, że będziemy musieli pozostać na pokładzie okrętu co najmniej do chwili, kiedy zostanie odpalona pierwsza salwa naszych pocisków. Po opuszczeniu okrętu nie chcemy używać MózGościów przynajmniej do czasu, kiedy wejdziemy głęboko do wnętrza atmosfery Koralu; ponieważ mogłoby to zdradzić monitorującym nas Rraeyom, że wciąż żyjemy. To prawda, jest w tym pewien element ryzyka, ale pamiętajmy, że zagrożeni będą wszyscy znajdujący się na pokładzie tego okrętu. Co, nawiasem mówiąc, prowadzi nas do pana, poruczniku Perry.
Читать дальше