Spójrzmy więc na świat, który istniał 40 milionów p.c.o., kiedy to pierwsze proste, szczęśliwe Yilanè zapełniły Ziemię. Był on wówczas bardziej wilgotny i ciepły, pełen wszelkiego niezbędnego pożywienia. Tak jak obecnie Yilanè były wtedy mięsożerne, karmiły się ciałem stworzeń wypełniających lądy i morza. Młode, jak i teraz, gromadziły się w morzu w efenburu, współpracowały ze sobą i nie brakowało im żywności. To, co nastąpiło, gdy wynurzyły się na ląd, nie wynika jasno z danych geologicznych; możemy jedynie snuć przypuszczenia.
Nauczywszy się w morzu współdziałania, Yilanè na pewno nie zrezygnowały z niego po wynurzeniu się z oceanów i wyjściu na stały ląd.
Samce, tak jak obecnie, były prostymi, łagodnymi stworzeniami potrzebującymi ochrony. Jak i obecnie musiano wówczas strzec plaż podczas odrętwienia samców, rozwoju jaj. Jedzenia było mnóstwo, żyło się łatwo. To właśnie było prawdziwym jajem czasu, z życiem prostym i beztroskim.
Z tego wczesnego okresu pochodzą pierwsze dowody znanej nam obecnie wiedzy Yilanè. Można je dostrzec na Ścianie Cierni w naszym mieście. Dla obrony samców chwytano i oswajano wielkie skorupiaki, ich szczypce stanowiły potężną broń. Tym potężniejszą, im były dłuższe, dlatego szukano jak największych. Jednocześnie dobierano najmocniejsze i najbardziej odpychające korale, by broniły plaż od strony morza. Stawiano pierwsze, niepewne jeszcze kroki ku współczesnym naukom biologicznym, opanowanym dziś w sposób mistrzowski.
Jednakże to szczęśliwe życie musiało się zakończyć. Rozwijające się Yilanè stawały się coraz liczniejsze, wypełniały Ziemię, aż nie zmieściły się już w jednym mieście na skraju tamtego pradawnego morza. Musiało powstać miasto następne, potem następne… Gdy zaczęło brakować żywności, przystąpiono do grodzenia pól, hodowli zwierząt karmnych i ich obrony przed drapieżnikami.
Dokonując tego, Yilanè dowiodły swej wyższości nad innymi formami życia. Spójrzcie na tyranozaura, mięsożernego tak jak i my. Te gigantyczne, głupie stworzenia potrafią tylko wściekle gonić i rozdzierać zdobycz, marnując większość dobrego mięsa. Nigdy nie myślą o jutrze, nie pasą stad, nie tuczą zwierząt. Są bezmyślnymi niszczycielami. Mądrzejsze Yilanè dbają o swe otoczenie. Zniszczenie jakiegoś gatunku oznacza niszczenie tego, co może nam służyć. Nasz szacunek do życia można dostrzec w różnorodności zwierząt na naszych polach, w przedstawicielach gatunków, które wyginęłyby przed milionami lat, gdyby nie nasze wysiłki. Budujemy, a nie niszczymy; zachowujemy, a nie tylko pochłaniamy. Gdy weźmie się to pod uwagę, jasne jest, dlaczego stanowimy na tej planecie gatunek panujący. Nie jest to przypadek, lecz logiczna konsekwencja naszego rozwoju.
Aby zrozumieć naszą fizjologię, musimy wpierw przyjrzeć się fizjologii innych zwierząt Prymitywne stworzenia, jak większość owadów, są poikilotermiczne. Oznacza to, że tworzą jedność ze swym środowiskiem; temperatura ich ciała jest taka sama jak temperatura otaczającego powietrza. Przy małych rozmiarach jest to wystarczające, jednakże bardziej złożone organizmy wymagają sterowania ciepłotą ciała. Owady są hemotermiczne, to znaczy temperatura ich ciał jest względnie stała, zależy w dużej mierze od temperatury otoczenia. Yilanè natomiast należą do zwierząt ciepłokrwistych i egzotermicznych. Takie są wszystkie rozwinięte zwierzęta świata; ten sposób sterowania ciepłotą ciała przewyższa znacznie metodę ustuzou, które muszą stale wydatkować energię, aby utrzymać tę samą temperaturę swych organizmów.
Stanowimy jedność z naszym otoczeniem, wykorzystujemy naturalne różnice temperatur dla utrzymania stałej ciepłoty naszych ciał. Po chłodnej nocy szukamy słońca; jeśli grzeje zbyt mocno, wystawiamy się na wiatr, rzadziej zwracamy ciało ku światłu, a nawet poszukujemy cienia. Robimy to automatycznie, podobnie jak przy oddychaniu nie uświadamiamy sobie regulacji naszej temperatury wewnętrznej.
Nasza fizjologia jest jeszcze pod wieloma innymi względami wyższa aniżeli endotermicznych ustuzou. Nie jesteśmy jak one zmuszone do nieustannego poszukiwania pożywienia dla zapewnienia rozwoju komórek. Nasz metabolizm zmienia się zależnie od okoliczności. Na przykład podczas długich rejsów w uruketo zwalniamy po prostu nasze procesy życiowe. Czas subiektywny płynie wówczas szybko, a każdy osobnik wymaga mniejszej ilości pożywienia.
Jeszcze bardziej znamiennym przykładem świadczącym o wyższości fizjologicznej Yilanè jest nierozdzielny związek naszego metabolizmu i naszej kultury; jesteśmy miastem, miasto jest nami. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Świadczy o tym nieodwracalna przemiana fizjologiczna zachodząca w bardzo rzadkich przypadkach, gdy ktoś przekracza przepisy prawa, popełnia czyn niedopuszczalny przez zasady Yilanè. Dla ukarania zbłąkanych osobniczek niepotrzebna jest zewnętrzna przemoc fizyczna. Sprawiedliwości staje się zadość wewnątrz ich ciała. Eistaa, wcielenie miasta, naszej kultury i naszych praw, wydaje jedynie rozkaz zbłąkanej, by opuściła miasto, zabierając jej jednocześnie imię. Sprawiedliwie ukarana osobniczka przechodzi nieodwracalną przemianę fizjologiczną, prowadzącą do jej śmierci.
Działa wówczas mechanizm hormonalny, używający prolaktyny, regulującej nasz metabolizm i nasze zachowanie seksualne. Gdy zbłąkana osobniczka zostaje skazana na taką przemianę, jej podwzgórze ulega przeładowaniu, powoduje ciągły, niezrównoważony stan fizjologiczny. Dla naszych przodków był to czynnik korzystny, zapewniający hibernację. Teraz jednak, na wyższym stopniu rozwoju, prowadzi do nieuniknionego zgonu.
Powiada się, że jeśli zajrzysz do ust stworzenia dowiesz się, co je. Uzębienie świadczy o pożywieniu. Nenitesk ma płaskie, kwadratowe zęby, służące do mielenia ogromnych ilości karmy roślinnej, którą musi pochłaniać. Natomiast z przodu sterczą mu zęby ostrokrawędziaste dla jej ścinania i zrywania. Piękne, pociągające rzędy stożkowatych zębów w naszych szczękach wskazują na nasze zdrowe, mięsne i rybne pożywienie. Grubość i siła szczęk świadczą, iż dla naszych przodków ważną część pożywienia stanowiły małże. Dziś jeszcze potrafimy kruszyć muszle tych smacznych stworzeń.
O pewnych rzeczach Yilanè nigdy nie mówią; jest to słuszne i właściwe w dobrze zorganizowanym społeczeństwie. Póki jako młode przebywamy w morzu, życie jest bezustanną przyjemnością. Trwa to nadal, gdy jesteśmy fargi; ich prostych myśli nie obarczają sprawy zbyt trudne do zrozumienia.
Jako Yilanè nie tylko możemy rozważać wiele tematów, ale i musimy, jeśli chcemy zrozumieć świat, w którym żyjemy. Cykl życiowy Yilanè jest doskonały w swej symetrii. Prześledźmy go, zaczynając od początku życia, kiedy to młode opuszczają ochronę ojca i wkraczają do morza.
Stanowi to początek świadomego życia. Wszystkie wcześniejsze działania były odruchami wrodzonymi — oddychanie, pływanie, łączenie się w grupy. Dopiero teraz rozwija się inteligencja. Rozpoczyna się porozumiewanie, obserwowanie i wnioskowanie. Członkinie młodych efenburu uczą się, przyglądając starszym.
Takie są początki mowy. Wśród badających język panują dwa poglądy na temat jego pochodzenia. Pomijając uzasadnienie i przedstawiając w sposób popularny, można je określić jako teorię płyń-płyń i teorię świszcz-świszcz. Teoria płyń-płyń zakłada, że nasze pierwsze próby porozumiewania się zrodziło naśladowanie innych stworzeń morskich, czyli że ruch dłoni i ręki, naśladujący ruch płynącej wody, miałby oznaczać pojęcie „ryba”. Zwolenniczki teorii świszcz-świszcz twierdzą, że pierwsze były dźwięki, naśladowanie odgłosów wydawanych przez ryby. Nie możemy i może nigdy nie będziemy mogły rozstrzygnąć, która z tych teorii jest słuszna. Obserwujemy jednak wciąż, jak młodzież zaczyna się porozumiewać na pełnym morzu.
Читать дальше