Harry Harrison - Planeta Smierci 3

Здесь есть возможность читать онлайн «Harry Harrison - Planeta Smierci 3» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Planeta Smierci 3: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Planeta Smierci 3»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pyrrus to zabójcza planeta. Ale w galaktyce istnieje świat jeszcze bardziej przerażający. Felicity jest ponurą areną nieustającej krwawej wojny dzikich plemion. Tylko osadnicy z Pyrrusa, wyposażeni genetycznie w niezwykłe umiejętności walki, mogą odważyć się postawić stopę na powierzchni groźnej planety. I tylko Jason Dinalt może stanąć na ich czele…

Planeta Smierci 3 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Planeta Smierci 3», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Temuchin z wściekłością postąpił naprzód w otoczeniu swych ludzi, podczas gdy Kerk, Rhes i pozostali Pyrrusanie zsiedli z wierzchowców. Szykowało się naprawdę niezłe mordobicie.

— Czekajcie — krzyknął Jason, rzucając się między dwie grupy, najwyraźniej dążące do konfrontacji. — To są właśnie Pyrrusanie! Moje plemię. Wojownicy, którzy przybyli, by połączyć się z siłami Temuchina.

— Spokojnie — szepnął do Kerka. — Odpręż się. Przyklęknij nieco, zanim nas zmasakrują.

Kerk zignorował sugestię. Zatrzymał się. Wyglądał na równie poirytowanego jak Temuchin i równie znacząco dotykał rękojeści miecza. Temuchin ruszył niczym czołg; Jason musiał uskoczyć mu z drogi. Wódz zatrzymał się tak blisko, że stopami niemal dotykał nóg Kerka. Mierzyli się wzrokiem, stojąc twarzą w twarz.

Byli do siebie bardzo podobni. Wódz był wyższy, ale Kerk miał potężniejszą budowę. Także ich stroje były równie okazałe, bowiem Kerk zastosował się do radiowych poleceń Jasona. Jego napierśnik zdobiła wielobarwna i prawie dwuwymiarowa sylwetka orła, zaś hełm uwieńczony był orlą czaszką.

— Jestem Kerk, wódz Pyrrusan — oznajmił, wysuwając nieco miecz, poczym schował go z przeraźliwym zgrzytem.

— Jestem Temuchin, wódz plemion. Oddaj mi pokłon.

— Pyrrusanie nie składają pokłonów przed nikim. Temuchin wydobył z gardła głęboki charkot i rozwścieczony sięgnął po miecz. Jason ledwie się opanował, by nie zamknąć oczu i uciec. Zanosiło się na krwawą jatkę.

Kerk wiedział, co robi. Nie przyjechał po to, by obalać Temuchina — przynajmniej nie teraz — więc nie dobył miecza. Zamiast tego, błyskawicznym ruchem, do jakiego tylko Pyrrusanin był zdolny, złapał Temuchina za przegub.

— Nie przyszedłem z tobą walczyć — powiedział spokojnie. — Przybyłem jak równy do równego, by poprzeć twoją sprawę. Będziemy rozmawiać.

Głos mu nie drgnął, ale miecz Temuchina nie wysunął się ani o centymetr dalej. Wódz był niezwykle silny, ale Kerk stał niczym głaz. Nie poruszył się, ani nie okazał najmniejszego wysiłku, za to na czole Temuchina wystąpiły żyły.

Cicha walka trwała dziesięć, piętnaście sekund. Mimo śniadej skóry widać było jak Temuchin poczerwieniał, a każdy mięsień stwardniał mu z wysiłku.

Gdy wydawało się, że ludzkie ścięgna i muskuły nie są w stanie więcej wytrzymać, Kerk uśmiechnął się. Było to lekkie uniesienie kącików ust, widoczne tylko dla Temuchina i Jasona, który stal obok. Potem wolno, systematycznie miecz zaczął wsuwać się z powrotem, aż oparł się rękojeścią o brzeg pochwy.

— Nie przybyłem z tobą walczyć — szepnął Kerk ledwie słyszalnym głosem. — Brać się za bary mogą młodzieńcy. My jesteśmy wodzami. Będziemy rozmawiać.

Rozluźnił chwyt tak gwałtownie, że Temuchin się zachwiał. Decyzja należała do niego. Znowu. Inteligencja walczyła w nim z brutalnymi odruchami urodzonego barbarzyńcy.

Milczący impas trwał długo. W końcu Temuchin zaczął chichotać, by po chwili ryknąć na całe gardło. Odrzucił głowę do tyłu i rechotał jakby chciał wyzwać cały wszechświat. Potem zamknął się i klepnął Kerka po plecach. Cios ten mógłby ogłuszyć moropa lub zabić słabszego człowieka. Kerk zachwiał się nieznacznie i odwzajemnił uśmiech.

— Jesteś człowiekiem, którego mógłbym polubić — zawołał Temuchin. — O ile cię najpierw nie zabiję. Chodź do mego camachu.

Odwrócił się, a Kerk poszedł za nim. Minęli Jasona nie racząc go zauważyć. Jason wzniósł oczy do góry, szczęśliwy, że niebo nie spadło mu na głowę, a słońce nie zmieniło w kupkę popiołu. Odwrócił się i ruszył za nimi.

— Zostaniesz tutaj — rozkazał Temuchin, gdy doszli do camachu.

Patrzył na Jasona wzrokiem pełnym zimnej furii, jakby to on był winien wszystkiemu, co zaszło. Rozstawił straże i wszedł za Kerkiem do środka. Jason nie protestował. Wolał czekać tu na wietrze i chłodzie niż być świadkiem rozmowy w namiocie. Gdyby Temuchin zginął — jak zdołają uciec? Zmęczenie i ból znowu dawały mu się we znaki. Zaczął się zastanawiać, czy nie powinien zaryzykować zastrzyku z med-pakietu. Oczywiście było to niemożliwe, więc słaniając się na nogach, czekał.

Wewnątrz rozległy się, gniewne głosy. Jason skulił się, oczekując najgorszego. Nic się jednak nie stało. Znów się zachwiał. Stwierdził, że łatwiej będzie mu siedzieć. Osunął się na ziemię. Była lodowata. Rozmowa w namiocie przybrała ostrzejszy ton, po czym zapadła złowroga cisza. Jason zauważył, że nawet strażnicy wymieniają niespokojne spojrzenia.

Nagle rozległ się ostry dźwięk dartego materiału. Strażnicy podskoczyli, nastawiając lance. Kerk mocno szarpnął za derkę, otwierając wyjście. Tyle, że go wcześniej nie rozsznurował. Grube rzemienie pękły, a żelazna podpora wygięła się. Kerk oczywiście tego nie zauważył. Nie zatrzymując się, minął straże. Skinął na Jasona. Ten rzucił okiem na Temuchina, który stanął w wejściu, z twarzą pałającą gniewem. Jedno spojrzenie wystarczyło. Jason odwrócił się i pognał za Kerkiem.

— Co tak się tam stało? — zapytał.

— Nic. Po prostu rozmawialiśmy, usiłując się nawzajem wybadać i żaden nie chciał ustąpić. On nie chciał odpowiedzieć na moje pytania, więc ja zignorowałem jego. Na razie jest remis. Jason był zły.

— Powinniście byli zaczekać na mój powrót. Dlaczego przyjechaliście; i to w taki sposób?

Odpowiedź znał. Kerk tylko potwierdził jego przypuszczenia.

— Dlaczego? Nie chcieliśmy siedzieć w górach jak więźniowie Przyjechaliśmy sprawdzić na własne oczy, co się dzieje. Po drodze mieliśmy kilka potyczek i morale bardzo się poprawiło.

— O! Na pewno! — Jason gorąco przytaknął i stwierdził, że chciałby już wyciągnąć się w swym camachu.

Rozdział XIII

Wrócili do domów z krainy wilgoci
Wrócili do domów z pękami kciuków
Głosząc pieśń o chlubnych bojach
Na ziemi pod Wielką Skarpą.

Chociaż wiatr hulał wokół camachu, chwilami sypiąc do środka kłębami śniegu, jednak wewnątrz było ciepło i wygodnie. Atomowy piecyk dawał dostatecznie dużo ciepła, by pokryć wszelkie straty, a mocny alkohol przywieziony przez Kerka lepiej rozgrzewał Jasonowi żołądek niż wstrętny achadh. Rhes zadbał o dostawę pakietów żywnościowych i Meta właśnie je otwierała. Reszta Pyrrusan rozstawiała w pobliżu swoje camachy lub dyskretnie pilnowała wejścia. Na razie byli bezpieczni.

— Świntuch! — skomentowała Meta, gdy Jason sięgnął po drugą parującą porcję. — Już jedną zjadłeś.

— Pierwsza była dla mnie. Ta jest dla moich zmaltretowanych członków i rozwodnionej krwi. — Mając usta pełne gorącej, soczystej strawy, wskazał palcem na hełm Kerka. — Widzę, że przyłączyliście się do klanu Orła. Świetnie. Ale skąd wzięliście tyle czaszek? Nie sądziłem, że na tej planecie jest tyle orłów.

— Prawdopodobnie nie ma ich tak wiele — odparł Kerk, wodząc palcem po bezokiej, zakończonej mocnym dziobem czaszce. — Udało nam się jednak ustrzelić jednego i zrobiliśmy formę. Reszta to plastikowe atrapy. Powiedz teraz, jakie masz plany, bo ta dziecinna maskarada, chociaż zabawna, musi się skończyć. Tego chcemy. Trzeba w końcu otworzyć kopalnię.

— Cierpliwości! — jęknął Jason. — Ta operacja musi zabrać trochę czasu, ale gwarantuję wam sporo potyczek, więc będziecie mieli parę miłych chwil i dla siebie. Pozwólcie, że najpierw opowiem, co odkryłem od czasu naszej ostatniej rozmowy. Temuchin ma za sobą większość liczących się plemion na równinach. Jest piekielnie inteligentnym człowiekiem i urodzonym przywódcą. Intuicja podpowiada mu wszystkie książkowe aksjomaty wojskowości. Najważniejszy — dostarczyć stałego zajęcia swym ludziom. Gdy tylko zaliczy jedną kampanię, rozmawia z klanami i wynajduje jedno lub dwa plemiona, z którymi mają jakieś porachunki. Wtedy je wyrzynają i dzielą łup. Tak to wyglądało do tej pory. Można być albo z nim, albo przeciw niemu — nie ma neutralnych. Wszystko to pomimo, naturalnej tendencji nomadów do chodzenia własnymi drogami i łączenia się jedynie w chwilowe sojusze. Tych kilku naczelników, którzy próbowali się wyłamać z nowego reżimu spotkała tak straszna śmierć, że reszta jest pod jej wrażeniem. Kerk potrząsnął głową.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Planeta Smierci 3»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Planeta Smierci 3» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Planeta Smierci 3»

Обсуждение, отзывы о книге «Planeta Smierci 3» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x