Wciąż jeszcze byliśmy pogrążeni w rozmowie, kiedy między drzewami dostrzegłem pełną wdzięku postać kasztelanki Thei. Trąciłem Jonasa łokciem i obaj umilkliśmy, przypatrując się jej uważnie. Zbliżała się do nas, ale jeszcze nas nie dostrzegła, w związku z czym poruszała się powoli i niepewnie jak wszyscy, którzy usiłują znaleźć jakieś miejsce wyłącznie na podstawie udzielonych im wskazówek. Od czasu do czasu samotny promień słońca oświetlał jej zwróconą do mnie profilem twarz; była tak bardzo podobna do Thecli, że nie mogłem oddychać, czując potworny ból w piersi. Jej chód także był identyczny jak chód Thecli; w ten sposób poruszają się dumne dzikie zwierzęta, których nigdy nie powinno zamykać się w klatkach.
— Spójrz na nią! — szepnąłem do Jonasa. — Bez wątpienia pochodzi z bardzo starożytnego rodu. Zupełnie jak driada albo wierzba, która ożyła i ruszyła na przechadzkę.
— Te starożytne rody są najmłodsze ze wszystkich — odparł. — W dawnych czasach w ogóle ich nie było.
Nie wydaje mi się, aby mogła rozróżnić poszczególne słowa, gdyż była jeszcze zbyt daleko, ale usłyszała jego głos i spojrzała w naszą stronę. Pomachaliśmy do niej, a ona ruszyła szybko w naszym kierunku. Co prawda nie biegła, lecz dzięki swoim długim nogom zbliżała się w zdumiewającym tempie. Wstaliśmy, a kiedy rozłożyła na trawie szal i usiadła na nim, zwrócona twarzą do strumienia, ponownie zajęliśmy swoje miejsca.
— Wspomniałeś, że masz jakieś wiadomości o mojej siostrze? — zaczęła. Kiedy mówiła, wydawała się mniej niedostępna, a siedząc była prawie równa nam wzrostem.
— Byłem jej ostatnim przyjacielem — odparłem. — Mówiła, że na Vodalusa będą czynione naciski, aby poddał się, żeby ją ocalić. Czy wiedziałaś, że została uwięziona?
— Służyłeś jej? — Thea nie spuszczała ze mnie przenikliwego spojrzenia. — Owszem, powiedziano mi, że zabrano ją do tego okropnego miejsca w najgorszej części Nessus, gdzie wkrótce potem umarła.
Przypomniałem sobie, jak długo czekałem przed drzwiami celi, zanim ujrzałem wyciekającą spod nich strużkę krwi Thecli, ale mimo to skinąłem głową.
— Wiesz może, w jaki sposób doszło do jej aresztowania?
Thecla opowiedziała mi o tym ze szczegółami, więc powtórzyłem jej relację, niczego nie pomijając.
— Rozumiem… — Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w milczeniu w płynącą wodę. — Nadal tęsknię za dworskim życiem, ale kiedy słucham o tych wszystkich ludziach i o tym, jak zawinęli ją w gobelin, żeby stłumić krzyki — och, jakie to do nich podobne! — utwierdzam się w przekonaniu, że słusznie postąpiłam rezygnując z niego.
— Myślę, że ona także tęskniła — odparłem. — W każdym razie często o nim opowiadała. Powiedziała mi jednak, że nie chciałaby tam wrócić. Opowiadała o wiejskiej posiadłości, którą pragnęła odnowić i wyposażyć w nowe meble, aby wydawać tam przyjęcia dla miejscowych notabli i urządzać wielkie polowania.
Przez twarz Thei przemknął gorzki uśmiech.
— Ja mam już dosyć polowań… Ale kiedy Vodalus zostanie autarchą, zasiądę na tronie obok niego. Znowu będę mogła przechadzać się koło Studni Orchidei, tym razem w towarzystwie pięćdziesięciu córek arystokratów, które będą umilać mi czas swoim śpiewem… Dosyć tego. Muszę jeszcze poczekać co najmniej kilka miesięcy, a na razie mam to, co mam. — Obrzuciła Jonasa i mnie poważnym spojrzeniem, po czym podniosła się z wdziękiem, dając znak, żebyśmy nie wstawali. — Cieszę się, że mogłam dowiedzieć się czegoś o mojej przyrodniej siostrze. Posiadłość, o której wspomniałeś, należy teraz do mnie, choć na razie nie wolno mi tam się zjawić. Jestem ci wdzięczna za wieści, więc przyjmij ode mnie życzliwą radę: strzeż się kolacji, którą wkrótce będziemy razem spożywać. Odniosłam wrażenie, że nie zrozumiałeś aluzji, jakich nie szczędził ci Vodalus. Czy mam rację?
Skinąłem głową.
— Jeżeli my, a także nasi sojusznicy i panowie w sąsiednich krajach, mamy odnieść zwycięstwo, to musimy wchłonąć wszystko, czego uda nam się dowiedzieć o przeszłości. Czy widziałeś kiedyś analeptyczne alzabo?
— Nie, kasztelanko, ale słyszałem opowieści o tym zwierzęciu. Podobno potrafi mówić, a nocą przychodzi pod drzwi domostwa w którym umarło dziecko i prosi, żeby wpuszczono je do środka.
— Dawno temu sprowadzono je z gwiazd, podobnie jak wiele innych rzeczy dla pożytku Urth. Stworzenie to nie dorównuje inteligencją psu, ale jest smakoszem padliny i rabusiem grobów. Po pożarciu ludzkich zwłok przez pewien czas mówi i zachowuje się zupełnie jak człowiek. Do przygotowania specjalnej potrawy wykorzystuje się gruczoł, który mieści się u podstawy jego czaszki. Rozumiesz mnie, oprawco?
Kiedy odeszła, Jonas i ja starannie unikaliśmy swojego wzroku, gdyż obaj wiedzieliśmy już, na jaką ucztę zostaniemy zaproszeni tej nocy.
Kiedy miałem już dosyć siedzenia w milczeniu i bezmyślnego wpatrywania się w trawę, podszedłem do strumienia, ukląkłem na miękkiej ziemi i zwróciłem cały obiad, który spożyłem w towarzystwie Vodalusa. Kiedy torsje ustały, pozostałem jeszcze przez jakiś czas pochylony nad wodą, oddychając ciężko i drżąc na całym ciele, potem zaś starannie opłukałem zimną wodą twarz i usta.
Czując, że odzyskałem przynajmniej część sił, wróciłem do Jonasa.
— Musimy iść — powiedziałem.
Spojrzał na mnie w taki sposób, jakby mi współczuł, co chyba było zgodne z prawdą.
— Wszędzie dokoła czają się ludzie Vodalusa.
— Widzę, że najnowsze wiadomości nie zaszkodziły ci tak jak mnie, ale chyba zrozumiałeś, co one oznaczają? Poza tym Chuniald mógł kłamać.
— Usłyszałem strażników przechadzających się między drzewami. Nie potrafią poruszać się zupełnie bezszelestnie. Ty masz swój miecz, Severianie, a ja sztylet, ale ludzie Vodalusa mają łuki. Zauważyłem, że większość tych, którzy siedzieli z nami przy stole, była w nie uzbrojona. Moglibyśmy spróbować ukryć się wśród liści jak skowronki…
Zrozumiałem, co chce przez to powiedzieć.
— Skowronki są często zabijane, gdyż przyrządza się z nich smakowite dania.
— Ale nikt nie poluje na nie w nocy. Za niecałą wachtę zrobi się zupełnie ciemno.
— Pójdziesz ze mną, jeśli mimo wszystko zjawią się po nas? — Spytałem, wyciągając do niego rękę. Jonas chwycił ją i mocno uścisnął.
— Nieszczęsny Severianie, mój przyjacielu… Opowiedziałeś mi o tym, jak spotkałeś Vodalusa, kasztelankę Theę i jeszcze jednego człowieka przy rozkopanym grobie. Czy naprawdę nie wiedziałeś, do czego jest im potrzebne to, co w nim znaleźli?
Oczywiście, że wiedziałem, ale wówczas nie przywiązywałem do tego większej wagi. Teraz przekonałem się, że nie wiem, co powiedzieć, i że właściwie nawet nie jestem w stanie o niczym myśleć, gdyż ogarnęło mnie tylko jedno, przemożne pragnienie, aby noc nadeszła jak najszybciej.
Jednak ludzie Vodalusa zjawili się po nas znacznie wcześniej. Czterech barczystych osiłków, prawdopodobnie wieśniaków, było uzbrojonych w berdysze, piąty zaś, który przypominał nieco szlachcica, miał lekki oficerski miecz. Możliwe, że wszyscy oni znajdowali się w tłumie, który obserwował nasze przybycie, gdyż najwyraźniej woleli nie ryzykować. Choć zwracali się do nas bardzo przyjaźnie, to stanęli w bezpiecznej odległości z bronią w każdej chwili gotową do użycia. Jonas zachowywał się niezwykle dzielnie, gdyż gawędził z nimi przez całą drogę, ja natomiast nie byłem w stanie wykrztusić słowa i szedłem tak, jakby prowadzono mnie na koniec świata.
Читать дальше