David Brin - Stare jest piękne

Здесь есть возможность читать онлайн «David Brin - Stare jest piękne» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1995, ISBN: 1995, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stare jest piękne: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stare jest piękne»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fizyk Dennis Nuel był pierwszym człowiekiem, który badał dziwne królestwa — światy alternatywne, gdzie panowały nawet inne prawa nauki. Jednak świat, który odkrył Dennis, wydaje się prawie taki sam jak nasz własny, z jedną tylko kłopotliwą różnicą.
Ku swemu zdumieniu Dennis zostaje tam powitany jako czarodziej i okazuje się, że walczy u boku pięknej i władającej przedziwnymi mocami kobiety przeciw tajemniczemu władcy. To tak jakby toczył batalię o rozwiązanie zagadki tego niezwykle tajemniczego świata.

Stare jest piękne — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stare jest piękne», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W tłumie zaległa cisza, gdy otworzył jedną z i wyjął z niej swój dziennik. Zaczął przerzucać stronice.

— „Pierwszy dzień” — przeczytał głośno. — „Ekwipunek okropny. Najtańszy z możliwych. Przysięgam, że któregoś dnia policzę się z tym sukinsynem Bradym…”

Podniósł wzrok znad zapisków, uśmiechając się ponuro.

— I na pewno to zrobię.

— Proszę pana — nalegał wysoki mężczyzna — powiedział pan coś o…

Dennis przerzucił gorączkowo jeszcze kilka stron. „Dziesiąty dzień. Ekwipunek jest dużo wyższej jakości, niż początkowo myślałem… Chyba jednak musiałem się mylić w czasie tych pierwszych dni…”

Wcale się nie mylił! Jego rzeczy po prostu stały się lepsze!

Zatrzasnął notatnik i rozejrzał się wokół siebie. Po raz pierwszy od przybycia na ten świat, naprawdę zobaczył.

Zobaczył wieżę, która po wielu pokoleniach przerodziła się w zamek — ponieważ przez tak długi czas była zużywana!

Zobaczył narzędzia ogrodnicze, które z dnia na dzień będą coraz lepsze, aż w końcu staną się takimi cudami, jak te, które widział przy domu Tomosha Sigela.

Odwrócił się i spojrzał na zebranych wokół mężczyzn. Zobaczył…

— Jaskiniowcy! — jęknął. — Nie znajduję tutaj żadnych naukowców ani techników, gdyż nikogo takiego tu po prostu nie ma! Wy w ogóle nie znacie żadnych technologii, prawda? — powiedział oskarżającym tonem do jednego z więźniów.

Zagadnięty cofnął się o krok, najwyraźniej nie mając pojęcia, o czym Dennis mówi.

Dennis odwrócił się gwałtownie i wyciągnął palec w stronę innego więźnia.

— Ty! Nie wiesz nawet, co to jest koło! No, zaprzecz! Więźniowie patrzyli na niego szeroko rozwartymi oczyma. Dennis zachwiał się. Jego świadomość migotała jak dopalająca się świeca.

— Powinienem… powinienem zostać przy śluzie i samemu zbudować ten pieprzony zevatron… Chochlak i robot byliby większą, pomocą niż banda dzikusów, która prawdopodobnie zje mnie dziś na obiad… i zużyje moje kości w łyżki i widelce… rnoje łopatki w przepiękną porcelanę…

Nogi ugięły się pod nim, opadł na kolana, potem runął twarzą w piasek.

.-To moja wina — powiedział ktoś ponad nim. — Nie powinienem pozwolić, żeby wstawał z takim guzem na głowie.

Dennis poczuł, jak silne ręce chwytają jego nogi i ramiona. Świat kołysał się wokół niego.

„Jaskiniowcy. Mają pewnie zamiar położyć mnie na pryczy, żebym przez sam fakt leżenia zużywał ją w puchowe łoże.”

Zaśmiał się półprzytomnie.

„Hej, Dennis, bądź sprawiedliwy… oni są nieco lepsi od jaskiniowców. Koniec końców odkryli przecież, że ćwiczenie prowadzi do doskonałości.”

Potem stracił przytomność.

* * *

To był późnowieczorny spektakl dyskusyjny w trójwizji. Gośćmi byli czterej wybitni filozofowie.

Właśnie przeprowadzono wywiady z Desmondem Morrisem, Edwinem Hubble’em, Williardem Gibbsem i Seamusem Murphym. Po przerwie na reklamy gospodarz programu zwrócił się z diabelskim uśmiechem ku holokamerom.

— Panie i panowie, od tych czterech gentlemanów usłyszeliśmy sporo na temat ich słynnych praw termodynamiki. Być może nadeszła właściwa chwila, żeby posłuchać, co ma do powiedzenia druga strona. Zatem z wielką przyjemnością przedstawiam państwu następnego gościa, dzisiejszą niespodziankę. Powitajcie, proszę, pana Persa Petera Mobile!

Czterej filozofowie poderwali się jak jeden mąż, gwałtownie protestując:

— Tego szarlatana?

— Oszust!

Nie będę występował razem z jarmarcznym naciągaczem!

Gdy się tak wściekali, orkiestra zagrała skoczną i zupełnie nie pasującą do okoliczności melodię. Zabrzmiały fanfary i na scenę wytoczył się wyglądający mądrze szympans, szczerząc w uśmiechu ogromne zęby i kłaniając się wiwatującej publiczności.

Na głowie miał czapeczkę z niewielkim śmigiełkiem.

Gdzieś z boku rzucono mikrofon i szympans chwycił go zręcznie. Zaczął tańczyć w rytm muzyki, jednym palcem okręcając śmigiełko na czapce.

Podskakiwał i wyginał się w rytm muzyki, jednak ani na chwilę nie przestał kręcić śmigiełkiem. Zamazany krążek na czubku jego głowy hipnotycznie przyciągał wzrok, jak falowanie i nakładanie się wzorów na różnych tkaninach.

Muzyka cichła, to znowu brzmiała głośniej. Towarzyszyło jej narastające wycie śmigiełka.

Rozmazany krąg na czubku głowy szympansa nie potrzebował już palca, który by go pobudzał. Właściwie to już wcale nie było małe śmigiełko! Czapeczka stała się hełmem kosmicznym i wirujące płaty uniosły Persa Petera Mobile w powietrze, ku wyraźnemu zgorszeniu pozostałych gości.

Kamera przekazała zbliżenie jego twarzy. Dwa rzędy wielkich, żółtych zębów wyszczerzyły się do publiczności. Muzyka nabrzmiewała w crescendo.

Szympans z furkotem przefrunął przez studio — teraz jego czapka była już pełnym skafanderem omitopterowym. Bzyknął nad wściekłymi filozofami, zmuszając ich do nurkowania pod krzesła.

Potem zrobił ostry nawrót i poleciał wprost na kamerę, śmiejąc się, wrzeszcząc, wyjąc z uciechy.

* * *

— Uch! — Dennis usiadł gwałtownie i chwycił obiema rękami krawędzie pryczy. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ciemność, oddychając ciężko. W końcu z westchnieniem opadł z powrotem na poduszkę.

A więc ten magiczny, latający szympans w rzeczywistości nie istnieje. Jednakże pierwsza część snu była prawdziwa. Przebywa w więzieniu w obcym świecie. Więzi go banda jaskiniowców, którzy nie mają pojęcia, że są jaskiniowcami.

Znajduje się w odległości przynajmniej pięćdziesięciu mil od strzaskanego zevatronu, na planecie, na której podstawowe, dotychczas dla niego niepodważalne prawa fizyki są dziwacznie wypaczone.

Była noc. Chrapanie więźniów niosło się echem po szopie. Dennis leżał bez ruchu na pryczy, wpatrując się w mrok, aż w pewnej chwili zdał sobie sprawę, że na sąsiednim wyrku ktoś usiadł i patrzy na niego. Odwrócił głowę i napotkał wzrok dużego, muskularnego mężczyzny o ciemnych, kręconych włosach.

— Miałeś zły sen — powiedział mężczyzna łagodnie.

— To było delirium — poprawił go Dennis.

Przyjrzał się swemu rozmówcy nieco bliżej.

— Twoja twarz wydaje mi się znajoma — powiedział. — Jesteś jednym z tych ludzi, na których wczoraj — wtedy, gdy nie bardzo wiedziałem, co się ze mną dzieje — niezbyt grzecznie nawrzeszczałem, tak? Jednym… ze zużywaczy strojów?

— Tak — potwierdził wysoki mężczyzna. Nazywam się Stivyung Sigel. Słyszałem, jak wczoraj mówiłeś o spotkaniu z moim synem.

Dennis skinął głową.

— Tomosh. Bardzo dobry chłopak. Powinieneś być z niego dumny.

Sigel pomógł mu usiąść.

— Czy nic mu się nie stało? — spytał z niepokojem w głosie.

— Nie musisz się martwić. Wszystko było dobrze, gdy go ostatni raz widziałem.

Sigel pochylił głowę, dziękując za dobre wiadomości.

— Spotkałeś też moją żonę, Surah?

Dennis zmarszczył brwi. Nie bardzo mógł sobie przypomnieć, co mu powiedziano. To wydawało się tak odległe, poza tym rozmowa była bardzo krótka. Nie chciał niepotrzebnie niepokoić Sigela.

Z drugiej jednak strony, ten człowiek zasługiwał na to, żeby wiedzieć wszystko, co wiedział on, Dennis.

— Hmm, ciotka Tomosha, Biss, wzięła go do siebie. powiedziała mi, że twoja żona poszła szukać pomocy… u kogoś lub czegoś, co się nazywa Latuf? Likoff?

Twarz Sigela pobladła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stare jest piękne»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stare jest piękne» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Stare jest piękne»

Обсуждение, отзывы о книге «Stare jest piękne» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x