Aktorzy przestali paplać. Wang-mu spostrzegła, że dramat się skończył, dopiero gdy zabrzmiał głos z holowizora.
— Czy życzysz sobie obejrzeć kolejny nagrany program, czy może wolisz się połączyć z bieżącym przekazem?
Przez chwilę zdawało jej się, że głos należy do Jane. Potem uświadomiła sobie, że to po prostu menu odtwarzacza.
— Masz wiadomości? — spytała.
— Lokalne, regionalne, planetarne czy międzyplanetarne?
— spytała maszyna.
— Zacznij od lokalnych — zdecydowała Wang-mu. Przybyła tu niedawno, warto więc zaznajomić się z okolicą.
Peter wyszedł z łazienki czysty i ubrany w jeden ze stylowych miejscowych kostiumów, jakie dostarczyła Jane. Wang-mu z zaciekawieniem oglądała proces kilkorga ludzi oskarżonych o łowienie ryb w okresie ochronnym, w zimnym i bogatym akwenie o kilkaset kilometrów od miasta, w którym się znaleźli. Jak ono się nazywa? Aha, Nagoya. Ponieważ we wszystkich fałszowanych rejestrach Jane zapisała, że to ich miasto rodzinne, oczywiście tutaj dowiózł ich śmigacz.
— Wszystkie światy są takie same — stwierdziła Wang-mu. — Ludzie chcą jeść ryby, a niektórzy chcą złowić więcej, niż ocean jest w stanie dostarczyć.
— Co złego się stanie, jeśli będę łowił o dzień dłużej albo o tonę więcej? — zapytał Peter.
— Przecież gdyby każdy tak robił… — Urwała. — Rozumiem. Ironicznie naśladujesz tłumaczenia tych złoczyńców.
— Czy jestem już czysty i śliczny? — Peter zakręcił się, by zademonstrować swoje luźne, ale w jakiś sposób podkreślające sylwetkę ubranie.
— Kolory są krzykliwe — uznała Wang-mu. — Wyglądasz, jakbyś wrzeszczał.
— Nie, nie — sprzeciwił się. — Chodzi o to, żeby wrzeszczeli ludzie, którzy mnie zobaczą.
— Ach! Ach! — krzyknęła Wang-mu.
— Jane twierdzi, że to ubiór konserwatywny jak na człowieka w moim wieku i wykonującego mój oficjalny zawód. Mieszkańcy Nagoi znani są z tego, że noszą się jak pawie.
— A kobiety?
— Cały czas chodzą z odsłoniętymi piersiami. Wstrząsający widok.
— To nieprawda! Po drodze nie widziałam ani jednej półnagiej kobiety i… — Urwała znowu i spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. — Naprawdę chcesz mnie przekonać, że każdym słowem kłamiesz?
— Pomyślałem sobie, że warto spróbować.
— Nie bądź śmieszny. Ja nie mam piersi.
— Masz małe — stwierdził Peter. — Z pewnością potrafisz dostrzec różnicę.
— Nie życzę sobie rozmawiać o moim ciele z człowiekiem, który ma na sobie źle rozplanowany i zapuszczony klomb z kwiatami.
— Kobiety są tutaj poważne. To tragiczny, ale istotny fakt. Godność i takie rzeczy. Tak samo starcy. Tylko chłopcy i młodzi mężczyźni na łowach mogą się stroić w takie piórka jak ja. Myślę, że jaskrawe kolory mają ostrzegać kobiety: po tym chłopcu nie spodziewaj się niczego poważnego. Zostań dla zabawy albo nie ma sprawy. Coś w tym rodzaju. Podejrzewam, że Jane specjalnie wybrała dla nas to miasto, żeby mnie zmusić do noszenia czegoś takiego.
— Jestem głodna. Jestem zmęczona — oznajmiła Wang-mu.
— A co bardziej? — zapytał Peter.
— Głodna.
— Jedz. Są winogrona.
— Których nie umyłeś. Przypuszczam, że to wynik twojego pragnienia śmierci.
— Na Boskim Wietrze insekty znają swoje miejsce i nie ruszają się z niego. Żadnych pestycydów. Jane mi powiedziała.
— Na Drodze też nie mieliśmy pestycydów, ale myliśmy owoce, żeby spłukać bakterie i inne jednokomórkowe organizmy. Dyzenteria mogłaby nas tu przytrzymać.
— Ale toaleta jest tak ładna, że szkoda by było z niej nie korzystać.
Choć rzucił to żartobliwie, Wang-mu dostrzegła, że trochę go zaniepokoiła uwaga o dyzenterii.
— Zjedzmy na mieście — zaproponowała. — Jane przygotowała dla nas pieniądze, prawda?
Peter przez chwilę nasłuchiwał wyjaśnień z klejnotu.
— Tak. Musimy tylko powiedzieć właścicielowi restauracji, że zgubiliśmy identyfikatory. Pozwoli nam sięgnąć do kont przez odcisk kciuka. Jane twierdzi, że w razie potrzeby możemy być bardzo bogaci, powinniśmy się jednak zachowywać jak ludzie o skromnych środkach, którzy od czasu do czasu chcą coś uczcić. A więc, co uczcimy?
— Twoją kąpiel.
— Ty ją świętuj. Ja będę świętował nasze szczęśliwe wyjście z lasu, gdzie się zgubiliśmy.
Wkrótce znaleźli się na zatłoczonej ulicy. Było tu niewiele samochodów, setki rowerów i tysiące ludzi na samobieżnych chodnikach i poza nimi. Wang-mu niechętnie patrzyła na te obce maszyny i nalegała, by iść pieszo po twardej ziemi. To oznaczało, że muszą wybrać restaurację w pobliżu. Budynki w okolicy były dość stare, ale nie zaniedbane — dzielnica może niezbyt modna, lecz mająca swoją dumę. Budowle prezentowały styl radykalnie otwarty: łuki, dziedzińce, kolumny i zadaszenia, ale niewiele ścian i żadnych szyb.
— Muszą tu mieć idealną pogodę — zauważyła Wang-mu.
— Klimat tropikalny, choć na wybrzeżu czuje się wpływ zimnego prądu. Każdego popołudnia przez mniej więcej godzinę pada deszcz… przynajmniej przez większą część roku. Ale rzadko panuje upał i nigdy nie jest zimno.
— Mam wrażenie, że wszystko tu dzieje się na dworze.
— To oszustwo — stwierdził Peter. — Zauważyłaś chyba, że w naszym mieszkaniu są okna z szybami i klimatyzacja. Ale okna wychodzą na ogród na tyłach, a poza tym są umieszczone we wnękach, więc z dołu nie widać szkła. Bardzo sprytne. Sztucznie stworzony naturalny wygląd. Hipokryzja i fałsz… typowy ludzki standard.
— Podoba mi się ten styl — oświadczyła Wang-mu. — Lubię Nagoyę.
— Szkoda, że nie zostaniemy tu długo. Zanim zdążyła spytać, dokąd idą i po co, Peter wciągnął ją na dziedziniec zatłoczonej restauracji.
— Tutaj gotują ryby — wyjaśnił. — Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
— Chcesz powiedzieć, że gdzie indziej podają je na surowo? — Wang-mu roześmiała się. I natychmiast zrozumiała, że Peter nie żartował. Surowe ryby!
— Japończycy są z tego znani. A w Nagoi to niemal religia. Zauważ: w całej restauracji ani jednej japońskiej twarzy. Nie zniżyliby się do jedzenia ryby zepsutej wysoką temperaturą. To tradycja. W ich kulturze tak mało pozostało ściśle japońskich obyczajów, że bardzo dbają o te nieliczne ślady.
Wang-mu skinęła głową. Doskonale rozumiała, w jaki sposób — jedynie dla zachowania tożsamości narodowej — kultura może podtrzymywać dawno już martwe obyczaje. Była też wdzięczna losowi, że znalazła się w miejscu, gdzie takie obyczaje są dość powierzchowne, nie wypaczają ani nie niszczą życia ludzi, tak jak na Drodze.
Jedzenie podano im szybko — ryba gotuje się błyskawicznie — a kiedy jedli, Peter kilkakrotnie zmienił pozycję na macie.
— Ten lokal mógłby naruszyć tradycję jeszcze trochę i wstawić krzesła — powiedział.
— Dlaczego Europejczycy tak nienawidzą ziemi, że zawsze muszą wynosić się nad nią? — zapytała Wang-mu.
— Sama sobie odpowiedziałaś — odparł zimno Peter. — Zaczęłaś od założenia, że nienawidzimy ziemi. Mówisz niczym jakaś prymitywna kobieta wierząca w magię.
Wang-mu zarumieniła się i umilkła.
— Oszczędź mi tej demonstracji bierności kobiety Wschodu. Czy biernej manipulacji poprzez wywołanie winy. „Nauczono mnie być posłuszną, a ty zachowujesz się jak okrutny władca bez serca”. Wiem, jestem wredny, ale nie mam zamiaru się zmieniać tylko dlatego, że wyglądasz na załamaną.
— Mógłbyś się zmienić, bo nie chcesz dłużej być wredny.
Читать дальше