Jarnes wstał.
— Jest taka sama dla wszystkich, Wysoki Sądzie.
W tym momencie poderwał się Khorwiss, wymachując rękami.
— Protestuję! Protestuję! Po pierwsze, podstawy do obliczania tych podatków są niesłychanie zawyżone.
— Protestuję! — wykrzyknął Jarnes. — Wartości te podała sądowi firma Wembling and Company!
Sędzia Figawn gestem przywrócił porządek. Na jego wargach błąkał się ledwo widoczny uśmiech, kiedy pochylał głowę w stronę Jarnesa.
— Moje gratulacje, mecenasie Jarnes. Przyjmuję pański protest. Firma Wembling and Company rzeczywiście sama złożyła stosowne oświadczenie w sprawie wysokości tych podstaw, które jej rzecznik teraz nazywa niesłychanie zawyżonymi, a ja mogę je przyjąć za właściwą podstawę do obliczania podatku i to czynię. Ponadto, potwierdzam prawo ludu langryjskiego do ustalania własnej stopy podatku. Jednakże muszę uwzględnić sprzeciw firmy Wembling and Company, że są to podatki selektywne.
— Nic takiego nie ma miejsca, Wysoki Sądzie — rzekł Jarnes. — Stopę dziesięć do jednego stosuje się jednakowo wobec wszystkich.
— Protestuję! — zabeczał Khorwiss. — Żaden obywatel Langri nie posiada nic poza chatą z trawy. Czymże jest dziesięciokrotna wartość jakiejś chaty z trawy? Natomiast firma Wembling and Company…
— Cisza! — krzyknął Figawn.
Usadowił się wygodniej, żeby rozważyć sytuację.
— Czy tubylcy będą rzeczywiście płacić podatki, mecenasie Jarnes? — spytał.
— Oczywiście, Wysoki Sądzie. Taka sama stopa podatkowa obowiązuje wszystkich, a ja mam ze sobą wykaz podatników do dyspozycji sądu. Ponadto, sprzeciwiam się używaniu określenia „chata z trawy”. Są to dobrze skonstruowane domy, których budowa wymaga kilku dni pracy zespołu robotników o najwyższych kwalifikacjach, a przy wznoszeniu tych domów w ogóle nie używa się trawy. Chciałbym zobaczyć, jak mój znakomity kolega wyplata z włókien maty, które nadawałyby się na ściany domów na planecie Langri. Mogą je utkać jedynie tubylcy o najwyższych kwalifikacjach. Jako dowód mogę przedstawić raport niejakiego Arica Horta, antropologa z wykształcenia i zastępcy urzędnika sądowego na Langri, opisującego jego własne próby zbudowania jednego z takich domów, złośliwie określanych mianem chat z trawy. Ponadto zaznaczam, że domy te są opodatkowane w zależności od lokalizacji oraz zgodnie ze zmiennym czynnikiem wartości gruntu, który stosuje się wyłącznie do publicznych terenów budowlanych, a więc nie dotyczy gruntów firmy Wembling and Company.
— Przyjmuję to oświadczenie — rzekł sędzia. — A teraz poproszę panów o dowody w sprawie selektywnego opodatkowania.
Tym razem Jarnes wyświetlił jeden precedens, usiadł wygodnie i cieszył oczy widokiem pocącego się Khorwissa, który próbował go obalić, wyświetlając szybko po sobie dwa precedensy. Jednakże komputer puścił je w niepamięć swym drwiącym „ping”. Khorwiss gorączkowo przetrząsał dyski z dowodami, często korzystając z podręcznego komputera w poszukiwaniu czegoś nowego.
Na ekranie ukazał się jeszcze jeden precedens, na co zachrypiał buczek.
— Wyświetla pan to po raz drugi, mecenasie Khorwiss — rzekł sekretarz Wyland.
Khorwiss wzruszył ramionami i wyświetlił inny precedens. Znowu odezwał się buczek.
— Wyświetla pan to po raz drugi, mecenasie Khorwiss.
Sędzia Figawn pochylił się do przodu.
— Proszę posłuchać, mecenasie Khorwiss. Mecenas Jarnes jest bardzo uprzejmy, a i ja pozwalam na wiele, ale czy ma pan coś, co naprawdę mógłby nam pokazać?
Khorwiss spróbował jeszcze raz i ponownie odezwał się buczek. Sekretarz Wyland wybuchnął śmiechem i zmieszany zatkał sobie usta dłonią. Sędzia zagryzał wargi, opanowując śmiech. Również Jarnes z trudem powstrzymał się od parsknięcia.
Khorwiss zerwał się na równe nogi.
— Nie będziemy tego dłużej tolerować. Złożymy odwołanie. To oburzające, a jeśli ten sąd nie podejmie odpowiednich kroków, żeby z tym skończyć, sprawą zajmie się Sąd Najwyższy. A ponadto…
Słuchając go, Jarnes opanował ziewnięcie. Będzie jedna apelacja, następnie druga i jeszcze jedna, a potem ta cała gimnastyka prawnicza, którą firma Khorwiss, Qwaanti, Milo, Byłym i Alaffro może wymyślić, ale Jarnes wiedział, że wygrał sprawę.
Tak samo myślał sędzia Figawn. W czasie rozprawy pracowicie badał precedensy, a teraz, kiedy Khorwiss szalał, studiował otrzymane wyniki. Następnie pochylił głowę w kierunku Jarnesa i puścił doń oko.
Rajska planeta Langri była w dalszym ciągu okropnie pokiereszowana, ale jej rany goiły się. Nie było już budynków uzdrowiska. Na lądowisku stał samotny statek transportowy, a jakaś maszyna zwoziła doń resztki złomu, za każdym razem nabierając na szuflę mamuci ładunek. Transportowce załadowywane złomem stały się na Langri tak zwykłym widokiem, że Talitha Warr przeszła obok, nawet nie spojrzawszy w tę stronę.
Ogromny taras uzdrowiska, przeznaczony dla tysięcy turystów, którzy mieli pławić się w nadmorskich basenach, był teraz odarty z drogich, importowanych wykładzin, a langryjskie kwiaty szybko odzyskiwały swą pierwotną niezależność. Na plaży poniżej tarasu stała samotna postać: H. Harlow Wembling, patrzący na połyskliwe, langryjskie morze pod popołudniowym słońcem. Nieśmiało podeszła doń Talitha.
Odwrócił głowę, kiedy usłyszał jej kroki na piasku. Potem patrzył w dal. Jego głos był bez wyrazu.
— A więc… zostajesz?
— Poprosił nas o to rząd Langri. Jutro biorę z Arikiem ślub razem z Fornrim i Dalią. Może byś przyszedł?
— Nie… nie, dziękuję — pośpiesznie rzekł Wembling. — Powiedziałem już Fornriemu, że dziś wieczorem zakończę ładowanie złomu i natychmiast wystartuję.
Przerwał na chwilę, a potem mruknął, jakby do siebie:
— Co za strata! Jakież to wspaniałe miejsce na uzdrowisko!
Plażą zbliżała się do nich grupa tubylców, którzy nieśli polana. Ostrożnie położyli je na plaży, przygotowując świąteczne ogniska. Potem uśmiechnęli się do Talithy i odeszli. Kiedy kolufy zaczęły już wracać na dawne żerowiska, zrzucili z siebie okropne jarzmo niedożywienia, ale nie tylko jedzenie wpłynęło na zmianę ich wyglądu. Byli szczęśliwi.
Wembling patrzył na nich ponurym wzrokiem.
— Przygotowania do wesela? — spytał.
— Nie. Ślub odbędzie się we wsi Starszego. A tu wieczorem mamy specjalne święto. Tubylcy chcą uczcić odzyskanie planety.
Przyszli następni tubylcy z polanami. Wembling nie zwracał na nich uwagi i znów patrzył daleko w morze.
— No, cóż, Tal… jesteś już dostatecznie dorosła i wiesz, co robisz. A ja życzę ci wszystkiego najlepszego.
— Przykro mi, że skończyliśmy jako przeciwnicy, wuju Harlow, ale nie miałam wyboru.
— W porządku, Tal. To mnie nie zrujnuje. Ale jaka to strata… co za wspaniałe miejsce na uzdrowisko!
Warkot maszyny nagle ucichł. Z lądowiska nadszedł pośpiesznie Hirus Ayns.
— Załadowaliśmy wszystko, co było tego warte — rzekł. — Sądzę, że tubylcom bardzo zależy, abyśmy jak najprędzej stąd odlecieli.
— Powiedziałem Fornriemu, że odlatujemy dziś wieczorem. Nie musimy przecież uciekać.
— Jeśli mam być szczery — rzekł Ayns — uważam, że musimy.
Wembling i Talitha odwrócili się i popatrzyli w stronę lądowiska. Spora część ludności Langri zbierała się tam na święto i tubylcy najwyraźniej uznali, że idealnym momentem rozpoczęcia uroczystości będzie odlot ostatniego statku Wemblinga. Zamiast gromadzić się tam, gdzie miało odbywać się święto, tłoczyli się na lądowisku, żeby zobaczyć odlot statku. Ciasno go otoczyli, zostawiając jedynie wąski pas drogi dla maszyny do ładowania złomu, którą właśnie wciągano na pokład.
Читать дальше