— Byłem w Kosmosie przez pół roku, Jim. Chodźmy popatrzeć sobie na plażę.
Wyszli poza linię posterunków i usiedli na kamieniach tam, gdzie fale łagodnie obmywały brzeg morza u ich stóp. Stamtąd nie było widać zniszczeń spowodowanych pracami budowlanymi; najbliższy wartownik stał w odległości pięćdziesięciu metrów.
— Ładnie tutaj — zauważył Corning, ponownie wciągając w nozdrza zapach morza. — Twoim ludziom najwyraźniej tu się podoba. Ty też całkiem nieźle wyglądasz.
Przerwał.
— Jim, powiedz mi po prostu, co się tutaj dzieje.
— Nie sądzę, żeby w sztabie pokazali ci moje raporty — rzekł Yorish — i dlatego kazałem zrobić dla ciebie ich odpisy.
Wręczył je Corningowi, odszedł kilka kroków po plaży, zatrzymał się i patrzył na fale, podczas gdy admirał naprędce przeglądał raporty.
— No, dobrze — rzekł w końcu Corning. — Przejrzałem je na tyle, żeby się zorientować. Przeczytam je dokładnie wieczorem. Jaka była oficjalna reakcja?
— Żadna.
— To znaczy, oficjalnie złożyłeś te raporty, a sztab w ogóle nie zareagował?
— Nawet nie potwierdzili przyjęcia żadnego raportu. Kiedy spytałem, co zamierzają z tym zrobić, sztab po prostu mnie zbył.
Corning gwizdnął bezgłośnie.
— Całkowicie się z tobą zgadzam. To jakaś paskudna sprawa i pewnie w końcu polecą czyjeś głowy, ale to ciebie nie obchodzi. Twoim obowiązkiem jest meldować o sytuacji, co zrobiłeś. Siadaj tu.
Yorish usadowił się na pobliskim kamieniu.
— A teraz, co to za bzdura z tymi chatami tubylców?
— Zgodnie z rozkazami, jakie otrzymałem, jestem tu bezstronnym arbitrem — rzekł Yorish. — Mam tu utrzymywać spokój, to znaczy chronić Wemblinga przed jakimikolwiek ekscesami ze strony tubylców, ale również zabezpieczać tubylców przed naruszaniem ich prawa własności, świętych miejsc, obyczajów i tak dalej. Paragraf siódmy.
— Czytałem.
— Sprowadza się to do tego, że, jak sądzę, jeśli zapewni się właściwe traktowanie tubylców, nie trzeba będzie chronić obywateli Federacji i ich majątku. Te kilka chat tubylcy nazywają Wioską Nauczyciela i miejsce to ma dla nich jakieś religijne znaczenie.
— Aha! Więc to jest według ciebie to święte miejsce. Domyślam się, że Wembling wepchnął się tam i zaczął wszystko rozwalać.
— Otóż to.
— A ty go zawczasu uprzedzałeś, że musi mieć pozwolenie tubylców, lecz on wziął to za żart. Twoje postępowanie było nie tylko właściwe, ale i godne pochwały. Ale kto ci kazał zamykać Wemblinga i całkowicie wstrzymywać mu roboty? Dlaczego nie zaproponowałeś mu przeniesienia pola golfowego w inne miejsce? Gdyby na to złożył zażalenie, naraziłby się na śmiech. Wstrzymanie prac spowodowało stratę czasu i pieniędzy, więc teraz ma podstawy do skargi, a jego wpływy w kołach politycznych są ogromne.
— Zamknąłem go dla jego własnego bezpieczeństwa — rzekł Yorish.
— Dla jego… bezpieczeństwa? — powtórzył Corning jak echo.
— Sprofanował święte miejsce. Gdyby tubylcy chcieli się mścić, ja bym ponosił za to odpowiedzialność. A więc zamknąłem go pod strażą i ograniczyłem swobodę poruszania się jego robotnikom.
Corning wybuchnął śmiechem.
— A to świetne! Dla jego własnego bezpieczeństwa!
W porządku, poprę to. Przypuszczam, że uda mi się uchronić cię przed rozstrzelaniem.
— A co, zamierzali mnie rozstrzelać? — spytał Yorish z uśmiechem.
— Chcieli… chcą ci zaszkodzić ile tylko się da — powiedział admirał rzeczowo. — Nie podoba mi się to, ale mam rozkazy. Zostaniesz aresztowany, wrócisz „Hilnem” na Galaxię i staniesz przed sądem wojskowym.
— Bardzo mnie to cieszy. Tylko czekam, aż będę mógł opowiedzieć o niegodziwościach Wemblinga, które zostaną oficjalnie zaprotokołowane.
— Jest to ostatnia rzecz, jakiej życzyłby sobie sztab, a jeśli się uprzesz, by rozprawa odbywała się publicznie, prawdopodobnie każą ci o wszystkim zapomnieć i dostaniesz pochwałę. A więc, upieraj się!
— Uprę się — obiecał Yorish. — Rozprawa za zamkniętymi drzwiami nic by nie dała, może tylko tyle, że dostałbym po łbie. Cieszę się, że pozostawiam Langri w godnych rękach.
— O, nie, nie w moich — rzekł Corning. — Ze mną będziesz krótko. Wszystkim zajmie się Eskadra 984, która już jest w drodze. Jedenaście statków. Sztab nie może sobie pozwolić na żadne ryzyko, żeby sytuacja na Langri nie wymknęła się spod jego kontroli. Dowódcą jest wiceadmirał Ernst Dallman. Porządny człowiek. Znasz go?
Mecenas Jarvis Jarnes występował przed sądem w jedyny możliwy sposób — odważnie. Chociaż sędzia, Blorr Figawn, nigdy mu tego nie powiedział, jego zachowanie przy okazji poprzednich spotkań z Jarnesem wyraźnie wskazywało, że Wysoki Sąd był chory na jego widok, a Wysoki Sąd miał dobrą pamięć. Sam Jarnes nie mógł się doliczyć, ile już razy bez powodzenia występował w sprawach ludu langryjskiego.
Pan sędzia powitał Jarnesa z rezygnacją i przez dłuższą chwilę patrzył nań wilkiem.
— Czy musimy ponownie do tego wracać, panie mecenasie Jarnes?
— Sprawa ma niesłychaną wagę, Wysoki Sądzie. Lud planety Langri…
— No, tak. Oczywiście. Ci biedni tubylcy. Gdyby tylko można było pomóc, zapewniam pana… — przerwał, a potem spytał surowo: — Cóż to jest tym razem?
— Wniosek o wydanie zakazu, Wysoki Sądzie.
— Tego mogłem się spodziewać.
— Sprawa dotyczy sposobu korzystania przez firmę Wembling and Company z jej uprawnień na Langri, Wysoki Sądzie.
— Panie Jarnes, czy pan… tego sformułowania użył pański szanowny kolega i radca firmy Wembling and Company. Czy pan znowu będzie nam zawracał głowę drobiazgami?
— Chyba nie, Wysoki Sądzie.
— Mam nadzieję. Proszę mówić dalej.
Sędzia Figawn i sekretarz sądu Wyland, który siedział poniżej wyświetlonej postaci sędziego, mieli na twarzach identyczny wyraz uprzejmego znudzenia. Na sali nie było publiczności.
— Będę się streszczał, Wysoki Sądzie — obiecał Jarnes. — Wnoszę o wydanie nakazu przerwania prac i dokładne sprawdzenie klauzuli w uprawnieniach firmy Wembling and Company, dotyczącej zasobów naturalnych.
— Znowu? — spytał uprzejmie sędzia.
— Stawką jest istnienie całej ludności planety, Wysoki Sądzie. Tubylcy są w rozpaczliwym położeniu. Mam dowody…
— Doskonale wiem, w jakim są położeniu, mecenasie Jarnes. Mówi mi pan o tym bezustannie i choć bez wątpienia mam pewne wady, nie zaliczyłbym do nich braku pamięci. Nikt też nie współczuje im bardziej ode mnie. Niestety muszę stosować się do obowiązującego prawa i przestrzegać postanowień sądu drugiej instancji. Co pan teraz kwestionuje?
— Pola golfowe, Wysoki Sądzie.
— Pola golfowe? — powtórzył z niedowierzaniem sędzia.
— Tak, Wysoki Sądzie. Firma Wembling and Company planuje budowę pewnej liczby pól golfowych o dużych wymiarach, można by nawet powiedzieć, że te wymiary są absurdalnie duże. Liczba tych pól znacznie przekracza ewentualne potrzeby znajdującego się w budowie uzdrowiska, a większość z nich zlokalizowano w niczym nie uzasadnionej, znacznej odległości od uzdrowiska. Jest to niewątpliwie wybieg, Wysoki Sądzie. W ten sposób próbuje się zamaskować bezprawne zagarnięcie gruntów, czego konsekwencją będzie dalsze zagrożenie egzystencji ludności tubylczej, a firma Wembling and Company zamierza…
Sędzia pogroził mu palcem.
— Opinia rzecznika powództwa nie stanowi dowodu. Czy może pan udowodnić, że to wybieg?
Читать дальше