Stanisław Lem - Odruch warunkowy
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Odruch warunkowy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1963, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Odruch warunkowy
- Автор:
- Издательство:Wydawnictwo Literackie
- Жанр:
- Год:1963
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Odruch warunkowy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Odruch warunkowy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Odruch warunkowy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Odruch warunkowy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dopiero po jakimś czasie można było zauważyć, że to ten, to inny z gospodarzy wychodzi, żeby niebawem wrócić. Później wyjaśniło się, że chodzili do obserwatorium, bo na Słońcu powstała bardzo piękna protuberancja. Kiedy to słowo padło, wszystko inne przestało dla Langnera istnieć. Właściwe naukowcom, im samym nieświadome, zapamiętanie ogarnęło cały stół. Przyniesiono fotografie, potem wyświetlano film nakręcony przez koronograf protuberancja była rzeczywiście wyjątkowa, miała trzy czwarte miliona kilometrów długości i wyglądała jak przedpotopowy stwór z płomienistą paszczęką. Ale nie o to zoologiczne podobieństwo chodziło, Ganszyn. Pnim trzeci astronom i Langner po zapaleniu światła zaczęli rozmawiać z błyszczącymi oczami, głusi na wszystko — ktoś wspomniał o przerwanym obiedzie — wrócili do jadalni, lecz i tu, odsunąwszy talerze, wszyscy zabrali się do rachowania na papierowych serwetkach, aż doktor Pnin zlitował się nad siedzącym niby na kazaniu tureckim Pirxem i zaprosił go do swego pokoju, malutkiego, ale wyposażonego w godną podziwu rzecz : duże okno, z którego otwierał się widok na wschodni szczyt Ciołkowskiego. Słońce, niskie, ziejące jak piekielne wrota, rzucało w chaos skalnych spiętrzeń drugi chaos, cieniów, pochłaniających czernią kształty, jakby się za każdą krawędzią oświetlonego głazu otwierała diabelska studnia, wiodąca do samego środka Księżyca. Jakby tam nicość rozpuszczała turnie, skośne wieże, igły, obeliski, które wyskakiwały dalej z atramentowych mroków niby jakiś ogień skamieniały, wstrzymany w locie, że oko traciło się wśród niemożliwych do scalenia form, znajdując wątpliwą ulgę tylko w okrągłych jamach czerni, niby oczodołach wyłupionych to były, wypełnione po brzegi cieniem, oka małych kraterów, szczególnie dobitne w tym skośnym, ponad rzeczywistość uplastyczniającym pustynię świetle.
Był to widok jedyny w swoim rodzaju. Pirx bywał już na Księżycu (co powtórzył ze sześć razy podczas rozmowy), ale nigdy o tej porze, dziewięć godzin przed zachodem. Siedzieli z Pninem długo. Pnin mówił mu „kolego”, a on nie wiedział, jak odpowiadać, lawirował więc w gramatyce jak się dało. Rosjanin miał fantastyczną kolekcję zdjęć, robionych w czasie wspinaczek — on, Ganszyn i trzeci ich towarzysz, znajdujący się chwilowo na Ziemi, zajmowali się w wolnych chwilach alpinistyką.
Byli tacy, co próbowali wprowadzić w obieg „lunistyka”, ale się nie przyjął, tym bardziej że istnieją przecież Alpy księżycowe.
Pirx, który jeszcze przed wstąpieniem do Instytutu chodził na wspinaczki, odkrywszy w Pninie bratnią duszę, zaczął go wypytywać o różnice między techniką ziemską a księżycową.
— Musicie pamiętać o jednym, kolego — powiedział Pnin tylko o jednym. Róbcie wszystko …jak w domu”, dopóki się uda. Lodu tutaj nie ma, chyba w bardzo głębokich szczelinach, a i to niesłychanie rzadko, śniegów, rozumie się, też żadnych, więc niby jest bardzo łatwo, tym bardziej że można spaść z trzydziestu metrów i nic się człowiekowi nie stanie — ale o tym nawet myśleć nie wolno.
Pirx bardzo się zdziwił. Dlaczego?
— Bo tu nie ma powietrza — wyjaśnił astrofizyk. — I żebyście nie wiedzieć jak długo chodzili, nie nauczycie się oceniać prawidłowo odległości. Tu nawet dalmierz niewiele pomaga, a któż chodzi z dalmierzem? Wejdziecie na szczyt, zajrzycie w przepaść i wydaje się wam, że ma pięćdziesiąt metrów. Może ma pięćdziesiąt, może trzysta, a może pięćset. Zdarzało mi się… Zresztą, wiecie, jak to jest. Jak człowiek raz sobie powie, że może odpaść, to prędzej czy później poleci. Na Ziemi głowa się rozbije i zagoi, a tutaj jedno dobre stuknięcie w hełm, szybka pęknie, i po wszystkim. Tak że zachowujcie się jak w ziemskich górach. Na co byście sobie pozwolili tam, możecie sobie pozwolić tutaj. Z wyjątkiem skakania przez szczeliny. Choćby się wam zdawało, że jest ledwo dziesięć metrów, to jakby na Ziemi półtora, poszukajcie kamienia i przerzućcie na drugą stronę. Obserwujcie jego lot, prawdę mówiąc jednak radziłbym, tak od serca, w ogóle nie skakać. No, bo jak sobie człowiek parę razy skoczy na dwadzieścia metrów, to mu już i przepaści nie straszne, i góry po kolana a wtedy najłatwiej o wypadek. Pogotowia górskiego tu nie ma… więc sami rozumiecie.
Pirx spytał o Mendelejewa. Czemu stacja jest pod granią, a nie na dole? I czy droga trudna? Podobno wspinaczka? — Prawdziwej wspinaczki nie ma, tylko trochę ekspozycji, a to dlatego, że poszła lawina kamienna. Spod Bramy Słonecznej. Zniosła drogę… Co do lokalizacji, niezręcznie mi o tym mówić. Teraz zwłaszcza, po tym nieszczęściu. Ale musieliście przecież czytać o tym, kolego?…
Pirx, okropnie zmieszany, wystękał, że miał wtedy sesję egzaminacyjną… Pnin uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. — No cóż. Księżyc jest umiędzynarodowiony, ale każde państwo ma swoją strefę badań naukowych — a my mamy tę półkulę. Kiedy się okazało, że pasy van Allena zakłócają bieg promieni kosmicznych na półkuli skierowanej ku Ziemi, Anglicy zwrócili się do nas, żebyśmy im dali wybudować stację na naszej stronie. Zgodziliśmy się. Właśnie braliśmy się już sami do roboty, w Mendelejewie, więc zaproponowaliśmy im, żeby przejęli go po nas, z tym że odstąpimy im wszystkie zwiezione przez nas materiały budowlane, a rozliczać się będziemy potem. Anglicy najpierw zaakceptowali, a potem odstąpili Mendelejewa Kanadyjczykom, jako należącym do Wspólnoty Brytyjskiej. Nam to nie robiło naturalnie różnicy. Ponieważ przeprowadzaliśmy już wcześniej wstępne rozpoznanie terenu, jeden z naszych, profesor Animcew, wszedł w skład projektującej grupy kanadyjskiej, z głosem doradcy, dobrze zorientowanego w lokalnych warunkach. Naraz dowiadujemy się, że Anglicy jednak biorą w tej historii udział. Przysłali Shannera, który oświadczył, że na dnie krateru mogą powstawać wtórne pęki promieniowania i będą zakłócać uzyskiwane rezultaty. Wasi specjaliści uważali, że to niemożliwe, ale w końcu Anglicy decydowali : to miała być ich stacja. Postanowili przenieść ją pod grań. Koszty oczywiście wzrosły przerażająco. A całą nadwyżkę finansowali Kanadyjczycy. No, ale mniejsza o to. Nie zaglądamy do cudzych kieszeni. Zlokalizowano stację, zabrano się do wytyczania drogi. Animcew daje nam znać: Brytyjczycy chcieli najpierw przekroczyć dwie przepaście na szlaku projektowanej drogi żelbetowymi mostami, ale Kanadyjczycy nie godzą się, bo kosztorys wzrasta przez to niemal dwukrotnie. Więc chcą wgryźć się w wewnętrzny stok Mendelejewa, przebić dwa skalne żebra kierunkowymi wybuchami. Odradzamy im — to może naruszyć równowagę krystalicznego trzonu bazaltowego. Ale nie słuchają. Co robić?
Cóż mogliśmy zrobić? Przecież to nie dzieci. Mamy więcej doświadczenia selenologicznego, ale skoro nie chcą słuchać rad, nie będziemy się im narzucali. Animcew złożył votum separatum i na tym się skończyło. Zaczęli odstrzeliwać skałę. Pierwszy nonsens — lokalizacji, pociągnął za sobą drugi, a skutki, niestety, nie dały na siebie długo czekać. Anglicy zbudowali trzy mury przeciwlawinowe, uruchomili Stację, poszły transportery na gąsienicówkach — proszę bardzo, udało się. Stacja pracowała już trzy miesiące, kiedy u podnóża przewieszki pod Bramą Słoneczną, tą wielką szczerbą zachodnią grani — pokazały się szczeliny…
Pnin wstał, wyjął z szuflady kilka dużych fotografii i pokazał je Pirxowi.
— O, w tym miejscu. To jest, a właściwie była półtorakilometrowa płyta, miejscami przewieszona. Droga szła mniej więcej w jednej trzeciej wysokości, jak ta czerwona linia. Kanadyjczycy wszczęli alarm. Animcew (wciąż tam siedział i perswadował) tłumaczy im: różnica temperatur dnia i nocy wynosi trzysta stopni. Pęknięcia będą się powiększały, na to nie ma rady. Przecież nie podeprze się niczym półtorakilometrowej ściany ! Drogę trzeba natychmiast zamknąć, a że Stacja już stoi, zbudować kolejkę linową. Oni zaś ściągają, jednego po drugim, ekspertów z Anglii, z Kanady — i odbywa się po prostu komedia eksperci, którzy mówią to samo, co nasz Animcew, natychmiast wracają do domu. Zostają tylko ci, którzy widzą jakąś radę na szczeliny. Zaczynają cementować. Głębokie zastrzyki, przypory, cementują i cementują bez końca, bo co zacementują za dnia, pęka po następnej nocy. Żlebem schodzą już małe lawinki, ale zatrzymują się na murach. Budują system klinów rozbijających większe lawiny. Animcew tłumaczy, że nie chodzi o lawiny: cała płyta może runąć! Nie mogłem wprost na niego patrzeć, kiedy do nas przyjeżdżał, ten człowiek ze skóry wychodził: widział nadchodzące nieszczęście i nic nie mógł na to poradzić. Lojalnie wam powiem: Anglicy mają doskonałych specjalistów, ale to nie był problem specjalistyczny, selenologiczny, to się zrobiła kwestia ich prestiżu: zbudowali drogę i nie mogą się wycofać. Animcew wreszcie złożył któryś tam protest i odszedł. Potem doszło nas, że między Anglikami a Kanadyjczykami wynikły spory, tarcia w związku z tą płytą; to jest krawędź tak zwanego Orlego Skrzydła. Kanadyjczycy chcieli ją wysadzić, całą: drogę zrujnuje, ale potem będzie można zbudować bezpieczną. Anglikom to nie odpowiadało — zresztą była to utopia; Animcew obliczył, że trzeba by sześciomegatonowego ładunku wodorowego, a konwencja ONZ zabrania użycia materiałów radioaktywnych jako środków wybuchowych.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Odruch warunkowy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Odruch warunkowy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Odruch warunkowy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.