- Wehikuł Wyobraźni

Здесь есть возможность читать онлайн «  - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Antologia opowiadań fantastycznonaukowych polskich pisarzy współczesnych.

Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Czego chcecie ode mnie?

— Informacji. Przeżyłeś tu długie lata, musiałeś wiele poznać i wiele zrozumieć.

— Cóż dacie mi w zamian?

— Będziesz mógł wrócić, dokąd zechcesz,

— Tak sądzicie? Tego miejsca już nie ma.

— Sam zdecydujesz. Nas interesuje ta planeta, nie zjawiliśmy się tu przypadkowo.

— Co chcecie znaleźć? Ruiny miast? Czyżbyście nie znali reguły Kosmosu, według której obok planet martwych od początku świata — najczęściej spotyka się właśnie ruiny?

— Jednak to nie są ruiny.

— Naprawdę? Może nie ja, tylko wy spędziliście tu kilka lat?

— Posłuchaj, Rudier. Niedawno sam szukałeś ich mieszkańców, nie byłeś pewien ostatecznego wyludnienia miasta.

— Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej, może Układ udzieliłby zbawiennej rady, co można robić po katastrofie statku, jeśli nie szukać pomocy u potencjalnych mieszkańców planety. Tym bardziej, że cywilizacja istniała tutaj naprawdę.

— Dlaczego mówisz w czasie przeszłym?

Roześmiał się sucho.

— Trzeba tu być i samemu choć raz zobaczyć te opuszczone miasta. Przewędrowałem już wiele tysięcy kilometrów.

— Mamy dowody działalności tych istot w celu nawiązania kontaktu z innymi cywilizacjami Wszechświata. Bieżącej działalności.

— Skąd to przekonanie?

— To proste. Istnieje pewien nośnik energetyczny potencjału czy też kwantowy przejaw biogenezy. Nie potrafimy sprecyzować zależności, co jest czego przyczyną: czy życie jest wynikiem owego „kwantu życia”, czy na odwrót. Ogólnie przyjęliśmy, że podobnie jaik charakterystyczne procesy’ wzrostu, rozmnażania lub dostosowywania się do warunków środowiskowych są przejawem życia w ujęciu makroskopowym, tak występowanie „kwantu życia” towarzyszy na poziomie submolekularnym tym specyficznym reakcjom fizykochemicznym, które uważa się za symptomy życia. Dysponując odpowiednią aparaturą rejestrującą, wyodrębniliśmy w kosmicznym szumie pasmo promieniowania będącego pochodną procesów organizacji materii na tym właśnie poziomie.

— Czyli jeszcze w przestrzeni stwierdziliście występowanie życia na tej planecie? Wygodne.

— Więcej, odkryliśmy działalność istot rozumnych.

— W jaki sposób?

— Promieniowanie tego globu jest świadomie modulowane.

— Całego globu?

— Tak.

— Niemożliwe1

— Raczej nieprawdopodobne. Co nie zmienia faktu, że cywilizacja tej planety stworzyła jedyną w swoim rodzaju stację sygnalizacyjną, wprzęgając w mechanizm modulujący promieniowanie biosferę całego globu, żywą materię wszystkich mikroorganizmów, roślin i zwierząt. Nie istnieje bardziej uniwersalny sposób przesłania informacji o swoim istnieniu niż włączenie systemów znaków, poddających się matematycznej analizie, w puls promieniowania, które już samo w sobie jest emisją życia.

— Więc oni — Rudier spojrzał w stronę miasta — od wielu, może od tysięcy lat usiłują nawiązać łączność z istotami rozumnymi z innych światów? Dlaczego więc ja, będący tak blisko, przez osiem lat nie mogłem dobić się kontaktu, bodaj śladu zainteresowania z ich strony?

— Nawet nie widziałeś ich nigdy? Nie wiesz, gdzie mogą być?

— W tym rzecz, że nie mogę ich znaleźć, wbrew podświadomemu przekonaniu, iż nie mogli odejść stąd, ot tak sobie, zostawiając wszystko. Wiem na pewno, że jeszcze jakieś sto, dwieście lat temu ulice tych miast tętniły życiem. Oni byli tu i nagle gdzieś zniknęli. Ale nie w przestrzeni, tego jestem pewien. Oni nigdy nie wyszli poza atmosferę planety. Nie znalazłem nigdzie znaków świadczących o ich wyobrażeniu tego, co jest poza nieprzenikliwym płaszczem atmosfery, jakby wszechświat nie istniał dla nich. Kierunek rozwoju tej cywilizacji jest jakiś dziwny, fascynujący, a zarazem obcy człowiekowi. Nie zdołałem zrozumieć symboliki ich nauki i kultury, gdybym choć potrafił przeniknąć we wnętrza budowli ich miast…

— Dlaczego nie mają wejść?

— Nie wiem. Może, kiedy orni zniknęli, wszystkie otwory zabliźnił ten przeklęty żywy kamień?

— Dziwny świat.

— Zobaczycie jeszcze, jak bardzo dziwny — powiedział Rudier. — Nie ma tu wiatrów, gdyż nie ma nocy, pór dnia, wahań temperatury. Przecież planeta krąży wokół czerwonego karła, nie dającego światła ni ciepła. Szkarłatna luminescencja sączy się nieprzerwanie z niskiego pułapu obłoków, które przesłaniają niebo szczelną powłoką, a ciepło wydziela tu sama ziemia. Lecz z chmur nie pada deszcz, nigdzie nie płyną rzeki. Rośliny wyrastają tu z nagiego kamienia, jak gdyby były jego częścią, a zwierzęcą padlinę czarna skała wchłania prędzej, nim tlen powietrza dokona jej rozkładu. Gdybym mógł zajrzeć w głąb ziemi, przeniknąć ściany… Po co zbudowali miasta bez bram…

— Spróbujemy razem, Rudier.

— Może wam się poszczęści. Ale musicie się spieszyć. Ten kamień… on się rozpada, kruszeje z każdym rokiem, z każdym dniem.

W zupełnej ciszy lekki szmer jakby nieśmiałego tchnienia wiatru poruszył powietrze i znów wrócił spokój.

— To dziwne, Rudier. Ten głos, odebrany przez nas z odległości kilku parseków…

— Co z nimi?

— Widzisz, ten modulowany przez rozumne istoty sygnał biosfery całego globu też osłabł wyraźnie. Prowadziliśmy obserwacje i stwierdziliśmy, że wygasa od kilku lat.

— Co?

Rudier z lękiem obejrzał się na spiętrzony za jego plecami głuchy i posępny masyw muru.

— Więc to… koniec — powiedział. — Kiedy będziecie tutaj?

— Już jesteśmy.

Odwrócił się gwałtownie i postąpił krok do przodu. W niemym geście wyciągnął dłoń. Pośród pasm mlecznego różu, który rozścielało nieruchome morze traw, stały trzy wysokie postacie, jakby nagie w opinającym ciała lśnieniu żywego srebra. Chciał dojrzeć twarze tych ludzi, lecz z niecierpliwego wzruszenia zaszkliły mu się oczy i w szkarłatnym zarzewiu nieba nie mógł rozróżnić ich rysów.

Gwiazdy znowu odnalazły swoje miejsca, rozpięły w przestrzeni zawój Mlecznej Drogi. Sięgając ich chciwym spojrzeniem, czuł się jakby bliżej domu pod błękitnym niebem, bliżej tego miejsca, które gwiazdy usiłowały zgubić w swym mrowiu. A przecież nie zmalał szmat wiodącej tam drogi, wobec dziesiątków świetlnych lat nic nie znaczył ten pierwszy krok spod okapu szkarłatnych obłoków, które teraz snuły się w dole, wyginając nalany purpurą owal globu.

— Słyszysz nas, Budier? To głos stamtąd.

— Słyszę. Czekałem cały czas.

Leży nieruchomo na dnie gigantycznej czaszy, po brzegi wypełnionej perspektywą kosmicznej przestrzeni.

— Szczęście, że nie ma tu wiatrów… kruszeje wszystko.

— Co z wami?

— Przenikamy w ich świat. To ostatnia szansa kontaktu.

— Idziecie wszyscy trzej?

— Tylko Orst i Paldan. Wystarczy dwóch.

Rudier obraca się w ognisku kryształowej sfery, każdym ruchem, każdą myślą przemieszczając wypustki srebrzystej przędzy, która napiętymi strunami nanizuje elementy przestrzennej konstrukcji. Nie czuje własnego ciała, jest w jednej chwili wszędzie, jak wypreparowany z czaszki mózg włóknami neurytów sięga najdalszych zakamarków kosmicznego statku, w obwodach niewidzialnych maszyn znajduje nieomylność matematycznych abstrakcji, ulegając jednocześnie ludzkim niepewnościom. Mógłby nie pytać o nic. Układ zawiera jedną świadomość, lecz to coś, co ma na imię Rudier, broni się jeszcze, usiłuje zachować odrębność w kręgu mechanizmów przeistoczonych w zmysły, zachować miraż świata, którego już nie ma, i lęk przed rzeczywistością obnażoną w świadomości Układu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni»

Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x