- Wehikuł Wyobraźni
Здесь есть возможность читать онлайн « - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wehikuł Wyobraźni
- Автор:
- Издательство:Wydawnictwo Poznańskie
- Жанр:
- Год:1978
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Chłodny umysł Iyxa nie przeceniał zalet naprawdę dzikiej Natury. Wiedział on, że rozmaitość form najlepiej się prezentuje w zestawieniu z zorganizowanym, surowym tłem cywilizacji. Miejsce swojego pobytu na Ziemi Iyx wybrał posługując się ustalonym zawczasu algorytmem poszukiwania: jego realizacja zabrała mu nie więcej niż dwie sekundy czasu, a rezultat zgadzał się dobrze z oczekiwaniami. Przed wyruszeniem w podróż do innych zamieszkanych gwiazd w Ramieniu Spiralnym Iyx gromadził teraz wrażenia, których systematyka i formalizacja miały mu zająć czas w kolejnym etapie podróży.
Andrzej Czechowski
Rekonstrukcja
Wyszliśmy na dużą przerwę po lekcji historii, ja i Rino. Lekcja była na temat: „Pierwsza rekonstrukcja i problemy moralne”. Dyskutowaliśmy już podczas lekcji i wyglądało na to, że całą przerwę też przegadamy.
Stanęliśmy przy ogrodzeniu, pod wielkim kasztanem. Drzwi szkoły otworzyły się znowu i parami wymaszerowali pierwszoklasiści. Rozbiegli się po boisku i zaczęła się zabawa w Ostatniego Człowieka. Zasady były nieskomplikowane, chodziło się w koło i śpiewało piosenkę:
Nie wiadomo, skąd się wziął,
nie wiadomo po co.
Wróciliśmy do naszej rozmowy. W podręczniku było tak napisane: „Już wtedy korzyści z rekonstrukcji musiały być oczywiste. Niemniej jednak humaniści byli gotowi» wrócić na czworakach do lasu«, jeżeli okazałoby się to niezbędne do uratowania ich koncepcji człowieka”. Rino twierdził, że to nieprawda: jego zdaniem konserwatyści nie mogli być aż tak niemądrzy. Przekonywałem go, że byli.
— Weź takiego Don Kichota — mówiłem. — Przecież w jego czasach wiatraki już były znane. A on uważał, że to nieprzyjaciel. Albo weź takiego Arystotelesa.
Ale Rino uważał, że to zupełnie inna sprawa.
— Musieli mieć jakiś powód — powiedział w zamyśleniu. — Ja myślę, że chodziło im o serte Czytałeś ich książki? Wszyscy pisali o uczuciach i o sercach.
— Co serce miało wspólnego z uczuciami? — zapytałem.
— Bo ja wiem? — powiedział Rino. — Biło raz tak, raz tak.
Zaczęliśmy się zastanawiać, ale nic z tego nie wychodziło. Rino usiadł pod drzewem, żeby poprawie swój dotleniacz. Pierwszoklasiści bawili się w najlepsze. Chodzili i śpiewali:
Jak to żyje, czego chce?
Głowa mu się chwiała,
Ręce dwie i nogi dwie,
I był cały z CIAŁA.
Rino nie odzywał się, a więc otworzyłem podręcznik i zacząłem oglądać kolorowe tablice anatomiczne. Na jednej z nich był człowiek sprzed rekonstrukcji — wszystkie niepotrzebne organy były pomalowane na niebiesko. Druga przedstawiała jego typowe defekty i lepiej było na nią w ogóle nie patrzeć. Na następnej stronie był człowiek współczesny w trzech rzutach i w przekroju i projekty następnych rekonstrukcji. Pokazałem je Rinowi.
— Najbardziej mi się podoba ostatni projekt Forda — powiedział.
Pomyślałem, że nigdy naprawdę nie zrozumiem tych dawnych czasów. Oczywiście to nie moja wina: po prostu wtedy jeszcze nikt nie potrafił myśleć logicznie. Przypomniałem sobie, że właśnie ci, którzy najbardziej narzekali, nie chcieli się zmienić, kiedy przyszło do rekonstrukcji. Pomyślałem, że rekonstrukcja mogła im się nie podobać właśnie dlatego, że była koniecznie potrzebna, ale następne rekonstrukcje będą już dla przyjemności. Wreszcie zacząłem myśleć o ostatnim człowieku, ale zaraz przestałem. To był temat wątpliwy moralnie. Pierwszoklasiści śpiewali ostatnią zwrotkę:
Wędrowały długo tak,
Lecz coś się zdarzyło:
Znalazł sobie sznur i hak.
— wszyscy parsknęli śmiechem —
WIĘCEJ ICH NIE BYŁO.
Konrad Fiałkowski
Biohazard
Ciężarówka zatrzymała się przed zakrętem; Wysiadł, chwycił swoją gdzieniegdzie przetartą torbę podróżną, uśmiechnął się raz jeszcze do kierowcy i ruszył w górę. Za sobą słyszał warkot ciężarówki mijającej zakręt i zjeżdżającej w dół, w dolinę. Szedł powoli i zatrzymywał się co dwieście, trzysta metrów, mimo że boczna droga, w którą skręcił, była dość szeroka i wznosiła się pod niewielkim kątem przecinając stok. Poprzez koszulę czuł na plecach ciepło promieni popołudniowego słońca. Wokół na białych skałach rosły karłowate sosny, ale słońce wysuszyło je podczas upalnego dnia i czuł tylko zapach swego potu i ledwo uchwytną woń morza, które było gdzieś za najbliższymi wzgórzami. Minął tablicę zakazu wjazdu i drugą informującą o tym, że znajduje się na terenie prywatnym. Gdy ją mijał, ból nasilił się. Stanął i z górnej kieszeni koszuli wyjął fiolkę z pastylkami. Wysypał je na rękę, wsunął jedną pod język i po krótkiej chwili wahania jeszcze połówkę następnej. Nie czekał, aż ból ustąpi zupełnie, i ruszył dalej. Dalej było więcej cienia, bo drzewa były wyższe. Jeszcze jeden zakręt i stanął przed bramą. Spodziewał się jakiejś tablicy, ale brama była anonimowa, kuta z żelaza, nieco staroświecka. Obok stała portiernia zbudowana jak wszystko tutaj z białego kamienia. Wszedł do niej i wtedy zobaczył człowieka. Tamten siedział za niewielkim, przymocowanym do ściany stolikiem, na którym stał telefon. Miał na sobie coś, co mogło być uniformem, bo guziki błyszczały metalem, ale nie miał pasa ani czapki, tylko na głowie niewielki metalowy hełm okrywający potylicę.
— Pan był umówiony? — zapytał.
— Nie. Przyszedłem…
— Przeczytał pan tablicę?
— Oczywiście, ale…
— Proszę się zastosować do tego, co pan przeczytał, i opuścić teren. To własność prywatna.
Gdybym przyjechał tu własnym samochodem, rozmawiałby ze mną inaczej — pomyślał mężczyzna.
— To posiadłość doktora Egberga? — zapytał.
— Tak, ale powiedziałem już panu…
— Jestem przyjacielem doktora Egberga, znajomym z dawnych lat — dodał, by osłabić poprzednie zdanie, które nie było prawdą. Człowiek w uniformie nie zdziwił się, nie zawahał, tylko podniósł słuchawkę telefonu.
— Mówi brama — powiedział. — Z sekretariatem doktora proszę.
Centrala widocznie łączyła.
— Pana nazwisko? — zapytał ze słuchawką przy uchu.
— Ralf Molnar, profesor Ralf Molnar — uzupełnił, przypomniawszy sobie, że Egberg będzie go pamiętał jako profesora.
Odźwierny pozostał obojętny, tak jakby anonsowanie profesorów przychodzących pod bramę z siwiejącym dwudniowym zarostem było jego codzienną czynnością. Potem podał jego nazwisko i czekali obaj. Molnar oparty o mur, tamten nieruchomo wpatrując się w jakiś punkt na murze.
— Tak. Przyjdą po pana — powiedział w końcu. — Proszę zostawić swoje rzeczy.
— Moje rzeczy?
— Tak. Przyniesiemy je panu później. Tu są takie zwyczaje — dodał, jakby to wyjaśniało wszystko.
Molnar wzruszył ramionami i pchnął nogą swoją torbę w kierunku odźwiernego. Wtedy na ścieżce usłyszał kroki. Odwrócił się. To była dziewczyna, wysoka dziewczyna w letniej sukience bez rękawów. Tyle zauważył.
— Doktor Egber prosił, abym pana przywitała w jego imieniu. Mam się również panem zaopiekować, profesorze, i zapytać, czy zostanie pan u nas na dłużej…
— Zobaczę. Nie wiem jeszcze.
— W każdym razie do jutra na pewno. Jest już późno. Zresztą doktor zaprasza pana na kolację.
Szedł teraz za nią wykładaną kamieniem aleją, wśród gęstych, nie znanych mu krzewów. Musiały być tu specjalnie sadzone — pomyślał patrząc równocześnie na długie, mocno umięśnione, a mimo to smukłe nogi idącej przed nim dziewczyny. Znowu poczuł ból i ucisk w piersi, za mostkiem, ale nie zatrzymał się. Dom musiał być blisko. Rzeczywiście, wychodził w ogród wielką nie oszkloną werandą i nagle Molnar zdał sobie sprawę z tego, jak duży jest to dom. Jego wielkość maskowała zieleń, drzewa wpychające swe gałęzie wprost w okna i pnącza wspinające się po ścianach, sięgające pod sam niemal dach.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.