Samuel Delany - Punkt Einsteina

Здесь есть возможность читать онлайн «Samuel Delany - Punkt Einsteina» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Phantom Press, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Punkt Einsteina: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Punkt Einsteina»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opuszczoną przez ludzi Ziemię zasiedliła humanoidalna rasa, usiłująca upodobnić się do swych poprzedników i przeżyć ich historię na nowo. Przybysze ze czcią traktują pozostawione przez ludzi ślady kultury i cywilizacji. W ich świecie postaciami mitycznymi są nie tylko Orfeusz i Chrystus, ale także bohater Dzikiego Zachodu — Billy Kid oraz Beatlesi. Nagła śmierć ukochanej sprawia, że bohater powieści, Lobey, porzuca swą idylliczną, zagubioną w lasach wioskę i wyrusza na wędrówkę, aby odnaleźć i odzyskać utraconą miłość.

Punkt Einsteina — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Punkt Einsteina», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Niski, długo brzmiący dźwięk. Zamknąłem oczy, czując każdą nutę w czworokącie mięśni, ramion i pośladów przyciśniętych do skały. Dźwięki powstawały zgodnie z rytmem mojego oddechu, mięśnie palców moich nóg i rąk zaczęły drgać, przystosowując się do szybszego taktu serca. Rozpoczął się żałobny hymn.

— Lobey, kiedy byłeś chłopcem, często uderzałeś w skały stopami wybijając rytm, tańcząc, bębniąc. Bębnij, Lobey!

Pozwoliłem melodii przyspieszyć, obniżając ją o oktawę, tak bym mógł się z nią bez kłopotu uporać — to znaczy, bym mógł ją grać tylko za pomocą rąk.

— Bębnij, Lobey!

Poderwałem się na nogi i zacząłem klaskać podeszwami stóp o skałę.

— Bębnij!

Zobaczyłem, jak mój znajomy pająk umyka w popłochu. Muzyka śmiała się. Uderzenie za uderzeniem, trele i szczebioty; La Dire również zaczęła się śmiać do mnie, a ja grałem, zgarbiony, aż pot wystąpił mi na kark i ściekał po kręgosłupie. Nieruchomy powyżej pasa, kręciłem biodrami, wybijając krzyżujące się rytmy za pomocą palców stóp i pięt, trzymając w górze ostrze celujące w słońce, a nowy pot, ściekający zza uszu, toczył się po mojej pomarszczonej szyi.

— Bębnij, mój Lo Ringo, graj mój Lo Orfeuszu! — krzyczała La Dire. — Och, Lobey! — Klaskała bez przerwy.

Później, kiedy jedynymi dźwiękami były tylko mój oddech, szmer liści i strumienia, skinęła głową uśmiechając się i powiedziała:

— Teraz wyraziłeś swój żal w sposób właściwy.

Skierowałem wzrok w dół. Pierś błyszczała mi od potu, żołądek rytmicznie kurczył się i rozkurczał. Pył pod moimi stopami stał się brązowym błotem.

— Jesteś już prawie gotowy do tego, co musi być zrobione — powiedziała La Dire. — Idź teraz, paś kozy, graj. Wkrótce Le Dorik przyjdzie po ciebie.

Wszystkie dźwięki we mnie zamarły. Oddech i bicie serca także. Synkopa, zanim rytm powrócił.

— Le Dorik?

— Idź. Ciesz się życiem, zanim zaczniesz swą podróż.

Przerażony, potrząsnąłem głową i uciekłem z mojej skały. Le…

Nagle małe wędrujące bestie czmychnęły, zostawiając na mych kolanach — o zgrozo! — posuwając się w stronę elektrycznego ogrodzenia. Prawdopodobnie to coś niedługo umrze. Skądś dalej dochodził śmiech Grigi; był „Lo Grigą” aż do swych szesnastych urodzin. Ale coś — nikt nie wie, czy była to wada genetyczna, czy nie — popsuło mu mózg i niepohamowany śmiech zaczął tryskać z jego ust. Stracił swe „ Lo” i został umieszczony w klatce. Le Dorik był prawdopodobnie gdzieś w środku, rozdzielając żywność, lecząc, tam gdzie leczenie mogło przynieść jakąś ulgę, lub zabijając, gdy jakiś osobnik nie kwalifikował się już do leczenia. Tak wiele smutku i przerażenia stłoczono tutaj; trudno było pamiętać, że wszyscy oni są ludźmi. Nie mają tytułów oznaczających czystość, ale są ludźmi. Nawet Lo Hawka gorszyły żarty na temat zamkniętych, w równym stopniu jak dyskusje o niektórych utytułowanych obywatelach.

Nie wiecie, co oni z nimi robili, gdy byłem chłopcem. Nigdy nie widzieliście, jak byli wywlekani z dżungli ci nieliczni, którym się udało przeżyć. Nie widzieliście, w jaki barbarzyński sposób działali ci całkowicie normalni, jak potworny strach zabijał w tych biednych istotach resztki rozsądku. Cieszcie się, że jesteście dziećmi bardziej cywilizowanych czasów.

Tak, byli ludźmi. Nie po raz pierwszy zastanawiałem się, jak czuje się Le Dorik, opiekując się nimi.

Wróciłem do wioski.

Lo Hawk spojrzał na mnie sponad naciąganej kuszy. Na ziemię przed drzwiami wyłożył stertę magazynków z nabojami, aby sprawdzić ich spłonki.

— Jak się macie, Lo Lobey!

Podniosłem stopą jeden z ładunków i obróciłem go.

— Złapaliście już tego byka?

— Nie.

Czubkiem maczety wypchnąłem nabój z magazynka. Był dobry.

— Chodźmy — powiedziałem.

— Najpierw sprawdź resztę.

W czasie gdy to robiłem, Lo Hawk skończył naciągać kuszę i przyniósł drugą dla mnie, a potem ruszyliśmy w dół rzeki.

Woda była żółta od mułu. Prąd był silny i wyginał długą trawę oraz paprocie, rozczesując liście i łodygi roślin jak włosy. Trzy kilometry szliśmy wzdłuż bagnistego brzegu.

— Co zabiło Frizę? — zapytałem w końcu.

Lo Hawk przykucnął, aby zbadać kłodę porysowaną kłami jakiegoś zwierzęcia.

— Ty tam byłeś, ty widziałeś. La Dire tylko się domyśla.

Oddaliliśmy się od rzeki. Jeżyny czepiały się nogawic spodni Lo Hawka. Ja nie potrzebuję spodni. Moja skóra jest twarda i mocna jak skóra Easy’ego i Małego Jona.

— Nic nie widziałem — powiedziałem. — Czego ona się domyśla?

Jastrząb albinos zerwał się z drzewa i zataczając kręgi na niebie, odleciał. Friza także nie potrzebowała spodni.

— To, co zabiło Frizę, jest niefunkcjonalne; podobnie jak niefunkcjonalna była sama Friza.

— Friza była funkcjonalna! — krzyknąłem. — Była!

— Ciszej, chłopcze.

— Stado trzymało się razem — powiedziałem łagodniej. — Mogła robić ze zwierzętami, co tylko chciała. Sprawiała, że niebezpieczeństwa się oddalały, a jednocześnie zdarzały się rzeczy piękne.

— Brednie — rzekł Lo Hawk, brnąc przez muł.

— Bez gestu czy słowa mogła skierować zwierzęta, dokąd chciała lub dokąd ja chciałem.

— To są nonsensy La Dire, których się nasłuchałeś.

— Nie. Sam widziałem. Mogła sterować zwierzętami, podobnie jak kamykiem.

Lo Hawk chciał coś powiedzieć. Nagle jednak dotarły do niego moje słowa.

— Jakim kamykiem?

— Tym, który podniosła i rzuciła.

— Jakim kamykiem, Lobey?

Tak więc opowiedziałem mu całą historię.

— I była funkcjonalna — zakończyłem. — Dbała o bezpieczeństwo stada, czyż nie? Mogła to robić nawet beze mnie.

— Tylko sama nie potrafiła się uchronić przed niebezpieczeństwem — stwierdził Lo Hawk i ruszył dalej.

Przedzieraliśmy się w milczeniu przez szepczące zarośla pogrążeni w myślach. Naraz:

Aaaaaa!!! — zabrzmiało w trzech różnych tonacjach.

Liście zaszeleściły i z lasu wypadły trojaczki Bloi. Jeden z nich wskoczył na mnie i nagle miałem ramiona pełne rozhisteryzowanego rudego dziesięciolatka.

— Cześć — powiedziałem.

— Lo Hawk, Lobey! Tam…

— Uważaj! — krzyknąłem, unikając łokcia.

— Tam! Tupał i drapał pazurami skały… — To ten u mego boku.

— Gdzie? — zapytał Lo Hawk. — Co się stało?

— Tam, koło…

— …koło starego domu, blisko miejsca, gdzie strop Jaskini się obniża…

— …pojawił się byk i…

— …wszedł na ten stary dom, w którym…

— …się bawiliśmy…

— Chwileczkę — powiedziałem i zsadziłem Bloi-3. — Gdzie się to wszystko wydarzyło?

Wszyscy trzej obrócili się jak na komendę i wskazali między drzewa.

Hawk zdjął z ramienia kuszę.

— W porządku — rzekł. — Wracajcie teraz do wioski.

— Powiedz — złapałem Bloi-2 za ramię — jak duży był ten byk?

Wystarczająco wymowne trzepotanie powiekami.

— Nie ma sprawy — powiedziałem. — Idźcie już.

Spojrzeli na mnie, na Lo Hawka i na las. I poszli.

W milczącej zgodzie skierowaliśmy się w wąski przesmyk pomiędzy liśćmi, skąd wyłonili się chłopcy. Tuż przed wyjściem na polanę zauważyliśmy leżącą w poprzek ścieżki deskę, zmiażdżoną z jednego końca. Minęliśmy ją, przedzierając się przez zwisające gałęzie sumaków.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Punkt Einsteina»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Punkt Einsteina» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Punkt Einsteina»

Обсуждение, отзывы о книге «Punkt Einsteina» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x