Nagle odwrócił głowę i dostrzegł Nirgala. Jego ciemne oczy uporczywie się w niego wpatrywały, jakby szukając potwierdzenia, że istnieje jakiś sposób, znany chłopcu, dzięki któremu starzec będzie mógł wejść w jego ciało. Nirgal zadrżał na całym ciele, lecz przez chwilę wytrzymywał mroczne, intensywne spojrzenie Simona. Pomyślał: „Okay, wejdź we mnie. Zrób to, jeśli chcesz. Proszę bardzo, zrób to”.
Ale na szczęście nie istniał sposób takiego przejścia. Obaj o tym wiedzieli, a uświadomiwszy sobie tę prawdę, obaj odczuli ulgę. Nieznaczny uśmieszek przeciął twarz Simona. Mężczyzna wyciągnął z wysiłkiem rękę i chwycił dłoń Nirgala. Teraz wpatrywał się w chłopca z zupełnie innym wyrazem twarzy. Może próbował znaleźć słowa, które pomogłyby Nirgalowi w dalszym życiu, może chciał mu przekazać to, czego sam się w życiu nauczył.
Jednakże to również było niemożliwe. Obaj zdali sobie z tego sprawę. Simon musiał pozwolić Nirgalowi przeżyć życie tak, jak było mu pisane. W żaden sposób nie mógłby mu pomóc.
— Bądź dobrym człowiekiem — wyszeptał tylko i Hiroko wyprowadziła syna z sali.
Kiedy Nirgal znalazł się z powrotem w swoim pokoju, położył się i natychmiast zapadł w głęboki sen. Tej nocy, nieco później, Simon umarł.
To był pierwszy pogrzeb w Zygocie, a dla wszystkich dzieci w ogóle pierwsze takie wydarzenie w życiu. Okazało się jednak, że dorośli świetnie wiedzieli, co robić. Wszyscy zebrali się w jednej z oranżerii, między warsztatami i usiedli w kręgu wokół długiego pudła, w którym znajdowało się ciało Simona. Wśród grupy krążyła butla z winem ryżowym i każda osoba napełniała filiżankę sąsiada. Wszyscy wypili palący płyn, po czym starzy obeszli pudło trzymając się za ręce, a następnie usiedli wokół Ann i Petera. Maja i Nadia przysiadły obok Ann, otaczając ją ramionami. Ann była oszołomiona, Peter zrozpaczony. Jürgen i Maja zaczęli opowiadać historie o legendarnej małomówności Simona.
— Pewnego razu — mówiła Maja — gdy jechaliśmy roverem, wybuchł zbiornik z tlenem i wyrwał dziurę w dachu kabiny. Wszyscy zaczęliśmy biegać w kółko z krzykiem, a Simon po prostu wyszedł na zewnątrz, podniósł odpowiedni kamień, wsadził go w dziurę i w ten sposób ją zatkał. Potem wszyscy gadaliśmy, jak szaleni jedno przez drugie i pracowaliśmy, chcąc sporządzić prawdziwą zatyczkę, aż nagle uświadomiliśmy sobie, że Simon ani razu się nie odezwał. Przerwaliśmy więc pracę i spojrzeliśmy na niego, a on zauważył jedynie: „Było blisko”.
Wszyscy się roześmiali, po czym odezwał się Wład:
— Kiedyś przyznawaliśmy sobie, dla zabawy, nagrody w Underhill. Simona uhonorowano za najlepszy film wideo. Przyszedł odebrać nagrodę i powiedział: „Dziękuję”, po czym zaczął wycofywać się na swoje miejsce, aż nagle się zatrzymał i wrócił z powrotem na podium, jak gdyby przyszło mu do głowy coś jeszcze, co koniecznie trzeba w tym momencie powiedzieć. Oczywiście, przyciągnęło to naszą uwagę, a on odchrząknął i mruknął: „Naprawdę bardzo dziękuję”.
Ann prawie się roześmiała, wstała, inni uczynili to samo i wyszli z oranżerii. Powietrze na zewnątrz było lodowate. Starzy nieśli skrzynię w dół plaży, a pozostali mieszkańcy osady podążali za nimi. Śnieżyło i była mgła. Starzy wyjęli ciało z trumny i zakopali je głęboko w piasku, tuż obok znacznika wysokości poziomu wody. Oderwali deskę z wierzchołka długiej skrzyni, wypalili na niej imię Simona lutownicą Nadii, a potem wbili deskę w pierwszą wydmę. Teraz Simon stał się częścią cyklu węglowego, pokarmem dla bakterii i krabów, a przez to dla brodźców i mew; w ten sposób miał się więc powoli zmieszać z biomasą wybudowanej pod kopułą wioski. Dlatego właśnie zakopano go w taki sposób. W sposób, który niósł jakieś pocieszenie. Być czymś, co wrośnie w świat innych, rozproszyć się w tym świecie. A jednak do końca pozostać sobą, jaźnią, która odejdzie na zawsze…
Zakopawszy Simona w piasku, uczestnicy pogrzebu krążyli przez jakiś czas pod mroczną kopułą. Próbowali zachowywać się tak, jak gdyby nic się nie stało, jak gdyby rzeczywistość wcale nie rozpadła się i nie pochłonęła jednego z grupy. Nirgal nie mógł w to uwierzyć. Wracali do osady, chuchając w ręce i rozmawiając stłumionymi głosami. Nirgal wlókł się obok Włada i Ursuli, pragnąc jakiegokolwiek ukojenia. Ursula również była smutna i Wład usiłował ją pocieszyć.
— Żył ponad sto lat, nie powinniśmy traktować jego śmierci jako przedwczesnej. Pomyśl, ilu ludzi umarło w wieku lat pięćdziesięciu, dwudziestu albo nawet w pierwszym roku swego życia.
— A jednak była przedwczesna — odparła uparcie Ursula. — Dzięki leczeniu, kto wie, może dożyłby tysiąca lat.
— Nie jestem tego taki pewien. Najwyraźniej kuracje nie są w stanie przeniknąć do każdej części naszych ciał. A z powodu całej tej dawki promieniowania, którą przyjęliśmy kiedyś, możemy mieć więcej problemów, niż sądziliśmy na początku.
— Może i tak. Ale gdybyśmy znajdowali się w tej chwili w Acheronie, w pełnej obsadzie, z bioreaktorem i całym naszym sprzętem, uratowalibyśmy go. Mogę się o to założyć. Nie wiadomo, ile lat moglibyśmy mu ofiarować. Dlatego uważam, że jego śmierć jest przedwczesna.
Odeszła, aby pobyć przez jakiś czas sama.
Tej nocy Nirgal w ogóle nie mógł zasnąć. Czuł się tak, jakby jego ciało zostało poddane kolejnym zabiegom; w myślach odtwarzał, ze szczegółami, cały przebieg transfuzji i wyobrażał sobie, że nastąpiła swego rodzaju wymiana płynów organicznych między nim i Simonem i że zaraził się chorobą starca. Mogło to także nastąpić nawet przez kontakt z nim. Albo choćby to ostatnie spojrzenie Simona! Na pewno złapałem chorobę, powtarzał sobie, chorobę, której rozwoju nikt nie potrafi powstrzymać. Umrę. Zesztywnieję, oniemieję, zastygnę i odejdę z tego świata. Taka była przecież śmierć. Serce Nirgala szaleńczo łomotało, pot zalewał mu oczy. Krzyczał przerażony wizją śmierci. To potworne. Śmierć była straszna, niezależnie od tego, kiedy przychodziła. I straszne było także to, że cykl życia musiał przebiegać w taki sposób, w jaki przebiegał — że życie wciąż krążyło i krążyło, nieustannie się odradzając, podczas gdy oni żyli tylko raz, a potem odchodzili na zawsze. Po co więc w ogóle żyć? Chłopcu wydawało się to upiornie absurdalne. Przez całą nie kończącą się noc wstrząsały nim dreszcze, osaczał porażający lęk przed śmiercią.
Od dnia pogrzebu Nirgal miał jeszcze większe problemy z koncentracją niż przedtem. Wszystko wokół odbierał jako dalekie i obce; czuł się tak, jakby niepostrzeżenie wślizgnął się w biały świat i zupełnie nie mógł dostrzec zielonego.
Hiroko zauważyła jego dziwne zachowanie i zaproponowała mu, żeby pojechał z Kojotem na jedną z wypraw poza Zygotę. Chłopca początkowo zaszokował ten pomysł, ponieważ nigdy nie oddalał się daleko od osady, ale Hiroko bardzo nalegała. Masz siedem lat, mówiła, czas stać się mężczyzną. Czas, abyś zobaczył kawałek powierzchniowego świata.
Kilka tygodni później zjawił się w Zygocie Kojot, a kiedy wyjeżdżał ponownie, towarzyszył mu Nirgal. Siedział w fotelu współ-pilota kamiennego pojazdu i przez nisko umieszczone okienko wybałuszał oczy na purpurowy łuk wieczornego nieba. Przez jakiś czas Kojot jeździł w kółko wokół bieguna, aby chłopiec mógł obserwować wielką, połyskującą różową ścianę czapy polarnej, której owal widniał na horyzoncie niczym ogromny, wschodzący księżyc.
Читать дальше