Kim Robinson - Błękitny Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Błękitny Mars

Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W strasznym smrodzie doszedł z wiatrem zapach smoły.

— Wykopaliśmy całe Jezioro Smołowe przy La Brea. Ziemię wysłaliśmy morzem. Nie zostało nic z wyjątkiem czarnej dziury w ziemi i małego stawu, którego używamy lokalnie. Ten zapach pochodzi z nowej drogi nad wodą.

Niczym fatamorgana pojawiła się asfaltowa droga. Pot. Ludzie cisnący się na czarnych poboczach; wszyscy mieli czarne włosy. Jakaś młoda kobieta wspięła się na samochód, aby zawiesić Nirgalowi na szyi naszyjnik z kwiatów. Ich słodki zapach mieszał się z żądlącą słoną mgiełką. Perfumy i kadzidło, ścigane przez gorący roślinny wiatr, przesycony smołą i przyprawami. Perkusja, jakże znajoma w całym tym intensywnym hałasie. Grali tu marsjańską muzykę! Szczyty dachów w zalanej dzielnicy po lewej stronie wspierały teraz zrujnowane patia. Oranżeriowy smród stał się jeszcze dotkliwszy, wszystko gniło, powietrze było gorące, wilgotne i ciężkie; świat błyszczał w rozproszonym świetle. Pot spływał swobodnie po skórze Nirgala. Z zalanych dachów i z łodzi wiwatowali ludzie, pokryta kwiatami woda unosiła się i opadała na pianie. Czarne włosy połyskiwały jak chitynowe pancerzyki lub klejnoty. Kołyszący się drewniany dok zastawiony był zespołami muzycznymi; uszy zaatakowało wiele tonów naraz. Pod stopami widać było rybie łuski i płatki kwiatów, na wodzie pływały srebrne i czarne kropki. Rozrzucane kwiaty migały obok na wietrze, tworząc smugi o czystych barwach — żółte, różowe, czerwone. Kierowca samochodu odwrócił się i ignorując drogę, zaczął mówić:

— Słuchajcie tych dugla, oni grają muzykę deszczu, pogańską muzykę. Słuchajcie tego. To konkurs, najlepsze pięć zespołów w Port of Spain.

Przejechali przez starą dzielnicę, ewidentnie starożytną. Budynki wykonane były z małych kruchych cegieł; wieńczyły je skorodowane metalowe dachy albo nawet strzechy: wszystko było bardzo stare, maleńkie. Ludzie także byli maleńcy, o brązowej skórze.

— Krajobraz hinduski, czarne miasta. Trynidad i Tobago zmieszały ich ze sobą i tak powstali dugla.

Trawa pokrywała ziemię, wybuchała z każdej szczeliny w ścianach, dachach, okienkach, ze wszystkich miejsc, których nie pokryto ostatnio smołowanym asfaltem — wybuchowa fala zieleni, wylewająca się z każdej powierzchni świata. Gęste powietrze cuchnęło.

Potem wyjechali ze starej dzielnicy na szeroką, asfaltową aleję. Po obu stronach stały duże drzewa i wielkie marmurowe budynki.

— Te metanarodowe wysokościowce wyglądały na duże, kiedy je budowali, ale nic nie sięga tak wysoko jak kabel. — Kwaśna słodycz, słodki dym i wszystko płonące zielenią.

Nirgal zamknął oczy i usiłował opanować mdłości.

— Wszystko w porządku?

Owady furkotały, powietrze było tak gorące, że nie potrafił się domyślić temperatury, przekraczała bowiem jego osobistą skalę. Usiadł ciężko między Mają i Saxem.

Samochód zatrzymał się. Nirgal znowu wstał, z wysiłkiem, potem wysiadł. Miał kłopoty z chodzeniem; prawie upadł. Wszystko wokół niego kołysało się. Maja chwyciła go mocno pod ramię. Złapał się za skronie, oddychał przez usta.

— W porządku? — spytała ostro.

— Tak — odparł i próbował skinąć głową.

Znajdowali się w kompleksie nie dokończonych nowych budynków. Nie pomalowane drewno, beton, błoto pokryte zgniecionymi płatkami kwiatów. Wszędzie otaczali ich ludzie, prawie wszyscy w kostiumach karnawałowych. Uczucie wypalającego oczy słońca nie znikało. Nirgala zaprowadzono do drewnianego podium, które stało ponad tłumem szaleńczo wiwatujących ludzi.

Piękna czarnowłosa kobieta w zielonym, przepasanym białą szarfą, sari przedstawiła czworo Marsjan tłumowi. W silnym zachodnim wietrze wzgórza za nimi poruszały się niczym zielone płomienie; było chłodniej, osłabł także smród. Maja stała przed mikrofonami i kamerami. Wydawała się młodsza o wiele lat. Mówiła dosadnymi, oderwanymi zdaniami, na które publiczność żywo reagowała: wypowiedź i reakcja, wypowiedź i reakcja. Gwiazda mediów, którą obserwuje cały świat, cudownie charyzmatyczna, wypowiadająca frazy, przypominające Nirgalowi jej mowę w Burroughs w zwrotnym punkcie rewolucji, kiedy — w Parku Księżnej — bardzo opanowana koncentrowała się na tłumie. Teraz zachowywała się podobnie.

Michel i Sax nie zgodzili się przemówić, ale dali znak Nirgalowi, aby wszedł na podest, stawił czoło tłumowi i zielonym wzgórzom przybliżającym ludzi do słońca. Kiedy stał na estradzie, przez jakiś czas nie potrafił dosłyszeć własnych myśli. Szum wiwatów, tępy dźwięk w gęstszym powietrzu.

— Mars to zwierciadło — oznajmił do mikrofonu — w którym Ziemia dostrzega własną istotę. Przeprowadzka na Marsa była wyprawą oczyszczającą i pozostawiającą jedynie rzeczy najważniejsze. Na moją planetę zawieźliście ziemskie sprawy, takiż sposób myślenia i geny. Teraz my, Marsjanie, możemy wam pomóc nie tylko wysyłając rzadkie metale lub nowe genetyczne szczepy bakterii. Możemy też posłużyć jako lustro. Patrząc w nie, zrozumiecie lepiej samych siebie. Będziemy mapą dla waszej niewyobrażalnej wręcz wielkości. W ten sposób przyczynimy się do stworzenia wspaniałej cywilizacji. Jesteśmy bowiem ludźmi pierwotnymi reprezentującymi nieznaną kulturę.

Rozległy się głośne wiwaty.

— Tak właśnie myślimy. Długa ewolucja wiodła przez stulecia ku sprawiedliwości i pokojowemu współistnieniu. Im więcej wiedzą ludzie, tym lepiej rozumieją swą zależność od siebie nawzajem i od własnego świata. Na Marsie wiemy, że najlepszym sposobem wyrażenia tej wzajemnej zależności jest życie w celu dawania innym, życie w kulturze współczucia. Każdy człowiek jest wolny i równy wobec pozostałych, wspólnie pracujemy dla dobra wszystkich. Praca ta czyni nas wolnymi. Nie warto uznawać żadnej hierarchii, z wyjątkiem tej jednej: im więcej dajemy, tym wspanialsi się stajemy. Teraz, w środku wielkiej powodzi, dostrzegamy, że — z jej powodu — rozkwita kultura współczucia, jak wyłania się od razu na obu światach.

Nirgal siedział otoczony hałasem. Potem mowy zmieniły się w swego rodzaju publiczną konferencję prasową — Marsjanie odpowiadali na pytania zadawane przez piękną kobietę w zielonym sari. Nirgal także pytał — o nowe osiedle budynków, na którym się znajdowali, i o sytuację panującą na wyspie. Odpowiedziom kobiety towarzyszyły aprobujące komentarze oraz śmiech życzliwego tłumu, który wypatrywał zza ściany reporterów i kamer. Kobieta okazała się premierem Trynidadu i Tobago. Wyjaśniła, że przez większą część ubiegłego stulecia ich mały dwuwysepkowy świat został zdominowany przez metanarodowy Armscor i dopiero podczas powodzi narodowi udało się zerwać ten układ „oraz wszelkie kolonialne więzi”. Ależ mocno tłum wiwatował! I ten jej uśmiech, ileż w nim było oddania własnej społeczności. Nirgal widział, że zadziwiająco piękna pani premier była duglą.

Wyjaśniła, że otaczające ich osiedle należy do dziesiątków bardzo potrzebnych kompleksów szpitalnych, które mieszkańcy zbudowali na obu wyspach od czasu powodzi; stworzyli centra ratunkowe, które pomagały ofiarom powodzi, zapewniając wszystkim mieszkania, pracę i opiekę lekarską, wraz z kuracją przedłużającą życie.

— Wszyscy ją otrzymują? — spytał Nirgal.

— Tak.

— To dobrze! — rzucił, zaskoczony. Wcześniej słyszał, że na Ziemi taka sytuacja należy do rzadkości.

— Tak uważasz — powiedziała pani premier. — A ludzie mówią, że stwarza ona wszelkiego rodzaju problemy.

— Rzeczywiście. Sądzę jednak, że i tak powinniśmy to robić. Dać wszystkim kurację, a potem zastanowić się, co robić dalej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Błękitny Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Zielony Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
libcat.ru: книга без обложки
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - The Complete Mars Trilogy
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Błękitny Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x