— Co to takiego? — spytała.
— Zdążyłem już zapomnieć — odparł. Klęknąwszy, Heather podniosła pudełko, otworzyła je i wyjęła zmięte gazety oraz błękitną wazę. Naczynie nie zbiło się.
— Och — szepnęła cicho. Wstała i obejrzała wazę, przysuwając do światła. — Jest niewiarygodnie piękna. Dziękuję.
— Nie zabiłem tej kobiety — rzekł Jason.
Heather odeszła od niego i postawiła wazę na wysokiej półce z drobiazgami. Nic nie powiedziała.
— Co mogę zrobić… oprócz tego, że odejdę? — Czekał, lecz ona nadal się nie odzywała. — Nie umiesz mówić?
— Zadzwoń do nich — rzekła Heather — i powiedz, że tu jesteś.
Podniósł słuchawkę, wykręcił numer centrali.
— Chcę zamówić rozmowę z Akademią Policyjną Los Angeles — powiedział telefonistce. — Z generałem Felixem Buckmanem. Powiedzcie mu, że dzwoni Jason Taverner.
Telefonistka milczała.
— Halo?
— Może pan połączyć się bezpośrednio, sir.
— Chcę, żeby pani to zrobiła.
— Sir, przecież…
— Proszę — nalegał Jason.
Phil Westerburg, naczelny koroner Akademii Policyjnej Los Angeles, mówił do swojego zwierzchnika, generała Felixa Buckmana:
— Zaraz wyjaśnię panu działanie tego narkotyku. Nie słyszał pan o nim, ponieważ nie jest jeszcze stosowany; musiała zwinąć go z tajnego laboratorium policyjnego. — Na kartce papieru rysował jakiś wykres. — Związki czasowe są determinowane przez mózg. To powiązanie percepcji oraz orientacji.
— Dlaczego to ją zabiło? — zapytał Buckman. Było późno i bolała go głowa. Chciał, żeby ten dzień już się skończył, żeby odeszli wszyscy i wszystko. — Przedawkowanie?
— Na razie w żaden sposób nie możemy określić śmiertelnej dawki KR-3. Obecnie testujemy ten związek na ochotnikach z obozu pracy w San Bernardino, ale dotychczas… — Westerburg nadal rysował. — W każdym razie, jak już mówiłem, związki czasowe są determinowane przez mózg, co zachodzi, dopóki mózg odbiera sygnały. Obecnie wiemy, że mózg nie może funkcjonować, jeśli równocześnie nie ma poczucia przestrzeni… ale jeszcze nie wiemy, dlaczego tak jest. Zapewne polega to na instynktownej stabilizacji rzeczywistości w taki sposób, że poszczególne jej sekwencje zostają uporządkowane na zasadzie przedtem-i-potem, będąc umiejscowione w czasie i — co ważniejsze — w przestrzeni, tak jak trójwymiarowy obiekt przedstawiony w postaci rysunku.
Pokazał Buckmanowi swój szkic. Rysunek nic mu nie mówił; patrzył nań pustym wzrokiem, zastanawiając się, gdzie — o tak późnej porze — mógłby dostać tabletkę dar-wonu na ból głowy. Może Alys coś miała? Zgromadziła tyle proszków.
— No więc, jedną z cech przestrzeni jest to, że każda jej jednostka wyklucza wszystkie inne — mówił dalej Westerburg. — Jeżeli coś jest tutaj, nie może być tam. Tak samo z czasem: jeśli coś zdarzyło się przedtem, nie może jednocześnie zdarzyć się potem.
— Czy to nie może zaczekać do jutra? — zapytał Buckman. — Sam pan powiedział, że dopiero za dwadzieścia cztery godziny może pan złożyć raport o rodzaju trucizny. Dwadzieścia cztery godziny to dla mnie zadowalający termin.
— Przecież życzył pan sobie, żeby przyspieszyć analizy — rzekł Westerburg. — Chciał pan, żeby natychmiast przystąpiono do sekcji, o drugiej dwadzieścia, kiedy ofcjalnie mnie wezwano.
— Rzeczywiście? — zapytał Buckman. Istotnie, pomyślał, tak mówiłem. Zanim marszałkowie ogłoszą swoją wersję. — Tylko niech mi pan niczego nie rysuje — dodał. — Bolą mnie oczy. Niech mi pan opowie.
— Wyjątkowość przestrzeni, jak dowiedzieliśmy się, jest tylko funkcją mózgu i jego percepcji. On sortuje dane według wzajemnie wykluczających się jednostek przestrzeni. Są ich miliony, a nawet, teoretycznie, miliardy. Sama w sobie przestrzeń nie jest jednak wyjątkowa. Faktycznie, sama w sobie, przestrzeń wcale nie istnieje.
— Co to oznacza?
Westerburg, powstrzymując chęć zilustrowania słów rysunkiem, odparł:
— Narkotyk taki jak KR-3 znosi umiejętność oddzielania jednej jednostki czasu od drugiej. W ten sposób mózg zatraca zdolność odróżniania „tu” od „tam”, kiedy próbuje poradzić sobie z percepcją. Nie jest w stanie stwierdzić, czy dany obiekt zniknął, czy nadal tam jest. W wyniku tego mózg nie potraf już różnicować poszczególnych wektorów przestrzennych. Dopuszcza istnienie szeregu wariantów. Nie jest w stanie stwierdzić, które przedmioty istnieją, a które są jedynie dawnymi projekcjami przestrzennymi. W rezultacie otwierają się konkurencyjne korytarze przestrzenne, w które wchodzi zakłócony układ percepcji, i mózgowi wydaje się, że właśnie powstaje cały nowy wszechświat.
— Rozumiem — powiedział Buckman. W rzeczywistości nie rozumiał i nie dbał o to. Chcę tylko iść do domu, myślał, i zapomnieć o tym.
— To bardzo ważne — rzekł z przekonaniem Westerburg. — KR-3 jest przełomowym osiągnięciem. Człowiek pod jego wpływem doświadcza istnienia nierealnych wszechświatów, czy tego pragnie, czy nie. Jak powiedziałem, miliardy teoretycznych wariantów nagle stają się rzeczywistością; wkracza przypadek i układ percepcyjny człowieka wybiera jedną z wielu możliwości. Musi wybrać, ponieważ w przeciwnym razie konkurencyjne wszechświaty nałożyłyby się i zniknęłoby samo pojęcie przestrzeni. Nadąża pan?
— On chce powiedzieć, że umysł chwyta się pierwszego lepszego wszechświata — odezwał się Herb Maime, siedzący nieco z boku, za biurkiem.
— Tak — potwierdził Westerburg. — Czytał pan tajny raport o KR-3, prawda, panie Maime?
— Przeczytałem go zaledwie godzinę temu — odpowiedział Herb Maime. — Większości szczegółów technicznych nie byłem w stanie zrozumieć, ale zauważyłem, że skutki zażycia narkotyku są przejściowe. Mózg w końcu ponownie nawiązuje kontakt z tymi obiektami czasoprzestrzeni, które postrzegał uprzednio.
— Zgadza się — rzekł Westerburg, kiwając głową. — Ale podczas gdy preparat działa, obiekt egzystuje, a raczej myśli, że egzystuje w…
— Nie ma żadnej różnicy — przerwał mu Herb — między tymi dwoma stanami. W ten sposób działa ten środek, znosi zdolność rozróżniania.
— Technicznie rzecz biorąc — tak. Obiekt uważa jednak, że otacza go zmienione środowisko, różne od tego, jakie dotychczas znał, a zatem postępuje tak, jakby znalazł się w innym świecie, w zupełnie innej rzeczywistości… zmienionej w stopniu zależnym od tego, jak duża jest ta, umownie mówiąc, „odległość” między uprzednio znanym mu światem czasoprzestrzennym a tym, w jakim jest zmuszony funkcjonować.
— Idę do domu — oznajmił Buckman. — Dłużej już tego nie zniosę.
Wstał.
— Dziękuję, Westerburg — powiedział, odruchowo wyciągając rękę do naczelnego koronera. Uścisnęli sobie ręce. — Przygotuj mi wyciąg — polecił Herbowi Maime’owi — to przeczytam go rano.
Ruszył do wyjścia, niosąc szary prochowiec przerzucony przez ramię. Zawsze go tak nosił.
— Czy teraz pan rozumie, co przydarzyło się Jasonowi Tavernerowi?
— Nie — odparł Buckman, przystanąwszy.
— Przeszedł do wszechświata, w którym nie istniał. My przeszliśmy razem z nim jako obiekty jego układu percepcji. Potem, kiedy narkotyk przestał działać, znowu powrócił. Naprawdę zatrzymało go tutaj nie to, co zażył lub czego nie zażył, lecz jej śmierć. Wtedy, oczywiście, otrzymaliśmy jego akta z Danpolu.
— Dobranoc — powiedział Buckman. Opuścił biuro, przeszedł przez wielką cichą salę pełną pustych metalowych biurek, podobnych do siebie, uporządkowanych pod koniec dnia, z biurkiem McNulty’ego włącznie. Wreszcie znalazł się w szybie wyjściowym i wjechał na dach.
Читать дальше