– Kiedy wyjechałaś z domu? – zapytałem.
– Po południu, przyjechałam tu prosto z dworca.
– A jak rodzice? Ojciec sprzedał towar?
– Część sprzedał, wczoraj pojechał na wieś kupić trochę żywności. A wiesz? Matka dostała ataku sercowego. Całą noc przy niej siedziałam – mówiła Basia, żeby usprawiedliwić swój zmęczony wygląd.
Postanowiłem nie zdradzać się do czasu, aż dowiem się wszystkiego. Poza tym byłem powiązany interesami z jej ojcem, więc to też mogło skomplikować sprawę. Byliśmy w mieszkaniu sami. Basia łasiła się jak kotek. W pewnej chwili, nie patrząc na mnie, zaczęła użalać się nad swoim losem:
– Och, jaka ja jestem nieszczęśliwa! Po co wychodziłam za mąż. Jakie piękne byłoby życie, gdybym była wolna. Tyle ludzi zginęło w czasie wojny – powiedziała nienawistnie – a tego mojego drania nie zabiło. Wszystko dałabym za to, żeby nie żył.
Rozumiałem, co ją boli. Noc spędzona u kochanka odświeżyła pretensję do losu w związku z jej sytuacją i stąd wzięła się nowa fala nienawiści do męża, który był na tyle nieprzyzwoity, że nie chciał umrzeć. Ale nie odpowiedziałem nic.
– Przecież teraz jest wojna – powiedziała Basia po chwili. – Policja nie pracuje tak sprawnie jak przed wojną. Gdyby zginął, to nikt by niczego nie doszedł. Komu chciałoby się szukać?
Spojrzałem jej w oczy i wolno, cedząc słowa przez zęby, zapytałem:
– Czy uważasz, że ja mam to zrobić?
– A chociażby! Ja już mam dość takiego życia. Jestem tylko twoją kochanką i będę tylko kochanką tak długo, jak długo tamten drań będzie żył. Kozak jesteś, niby taki odważny, a tego się boisz?
W tym momencie poczułem do niej wielki wstręt. Wstręt i nienawiść. Już nie była ładna, zgrabna i miła. Ręce same rwały się, by złapać za gardło i grzmotnąć kilka razy głową o ścianę. Dłuższą chwilę walczyłem z sobą, a gdy się opanowałem, odpowiedziałem spokojnie, tak spokojnie, że mnie samemu wydawało się to dziwne:
– Rozumiem cię, teraz cię wreszcie rozumiem, ale jeśli dlatego byłaś moją kochanką, to zmarnowałaś przeszło rok. Żebyś ty była dużo piękniejsza, cudem, aniołem nawet, to nigdy takiej rzeczy dla baby nie zrobię. To ty nie wiesz – powiedziałem drwiąco – że ja nigdy nie biłem się o dziewczynę?
A ty mi tu z taką gadką… Daj wroga, to go zdmuchnę bez mrugnięcia okiem. Ale o babę? Nigdy w życiu!
Basia poczuła raptownie troskę o zdrowie swojej mamusi i oznajmiła mi, że jedzie do domu. Gdy wyszła, odetchnąłem z ulgą, a po dwóch dniach wybrałem się w odwiedziny do kochanka Basi.
Idąc na górę, postanowiłem wydusić z faceta wszystko, co wie. Numer mieszkania się zgadza. Nazwisko na drzwiach to samo, więc jestem na miejscu.
Drzwi otworzyła mi kobieta. W pokoju przy stole siedział facet i golił się. Powiedziałem, że mam do niego ważną sprawę, i poprosiłem o chwilę rozmowy.
– Proszę pana – zacząłem mówić pierwszy, gdy zostaliśmy sami – będę z panem zupełnie szczery i będę panu wdzięczny, jeśli odniesiesz się pan do mnie z równą szczerością. Jestem przyjacielem Basi… – i opowiedziałem mu, dlaczego przyszedłem, moją ostatnią rozmowę z Basia i jej rodzicami.
Gdy skończyłem, popatrzył na mnie chwilę, jakby się wahał, i wreszcie zaczął mówić.
Teraz dopiero dowiedziałem się, jakie to z Basi ziółko!
Zdzisio – bo tak miał na imię apsztyfikant Basi – wyliczył mi sześciu facetów, co do których był pewien, że utrzymywali z Basia bardziej niż koleżeńskie stosunki.
– Ale ja byłem zakochany – zakończył – i nie miałem siły zerwać. Od dwóch miesięcy nie widuję jej, mam to wszystko na szczęście już poza sobą.
Rozmowa przeszła stopniowo na inne tematy. Zdzisio żalił się, że mu ciężko, bo do fabryki nie chce iść, a do handlu brak mu pieniędzy. Zaproponowałem spółkę. Powiedziałem uczciwie, że towar jest „lewy”, i wyliczyłem, co mamy na składzie – czyli w fabryce. Zdecydował się brać wełnę nie gręplowaną. Następnego dnia przyjechał do mnie wózkiem i zabrał kilka worków wełny.
Basia przyszła do mnie po dwóch tygodniach. Nie okazałem zdziwienia, ale byłem chłodny i oficjalny.
– Tatusia aresztowali – zaczęła mówić szybko, gdy tylko weszła. – Złapali go na Kercelaku z kapeluszami. Byłam u prokuratora. Powiedział, że jak ojciec powie, od kogo dostał kapelusze, to będzie zwolniony. Jakbyś się przyznał, że od ciebie, to tatusia wypuszczą. Siedzi już tydzień.
– Wariatka! – zawołałem. – Co ci po głowie chodzi? Ojca za kilka dni muszą wypuścić, a ja leżę jak neptek. Przecież mieszkam dwieście metrów od fabryki, to dla mnie nie ma żadnego tłumaczenia. Adwokata wzięliście?
– Nie, bo tatuś przysłał gryps z więzienia – mówiąc to podała mi małą zmiętą kartkę, na której ojciec napisał ołówkiem: „Nic nie róbcie, za kilka dni muszą mnie zwolnić. Powiedziałem, że towar kupiłem na Kercelaku po 10 złotych sztuka, nie wiem, od kogo”.
– Więc wszystko w porządku – powiedziałem drąc gryps na drobne kawałki. – Dam ci trochę forsy, żebyście miały z matką za co żyć, a w niedzielę przyjedź, to dostaniesz więcej, na adwokata.
W niedzielę Basia nie przyjechała. Od rana wielkimi płatami padał śnieg. Pomyślałem, że albo zawieja utrudniła komunikację, albo nie chciała wyjeżdżać z domu w taką pieską pogodę. Wieczorem odwiedziła mnie koleżanka i zapytała, czy była u mnie Basia.
– Nie, nie było jej. Dlaczego pytasz?
– Bo widziałam ją z jakimś przystojnym facetem na Marszałkowskiej. Szli roześmiani, trzymając się za ręce, a Basia, jak mnie zobaczyła, położyła palec na ustach, żeby nic nie mówić. Ale przecież nie mogę się zgodzić, żeby frajerka z miasta kiwała naszego chłopaka.
– To nic, przyjdzie jutro – odpowiedziałem spokojnie, mimo że zagrało coś we mnie.
Następnego dnia zjawiła się Basia. Gdy swoją wczorajszą nieobecność zaczęła usprawiedliwiać atakiem serca matki, nie wytrzymałem nerwowo.
– To był na pewno taki sam atak jak wtedy, co? – zawołałem wściekle. I powiedziałem jej wszystko: to, co wiedziałem od rodziców, i to, czego dowiedziałem się od Zdzisia.
Podczas gdy mówiłem, Basia rozpłakała się. „Chyba się wstydzi” – pomyślałem. A ona szlochając powiedziała przez łzy:
– Och, jaki drań, a ja go przecież tak kochałam…
– …Tylko jeszcze nic nie wiem o tym facecie – zakończyłem – z którym byłaś wczoraj na Marszałkowskiej.
Kazałem jej wynosić się z domu. Adwokata załatwię sam. A Basia? Nagle przestała płakać. Stała przy drzwiach i zapinając palto mówiła zupełnie spokojnie, tylko głosem zduszonym ze złości:
– Musiała ci ta cholera powiedzieć, że mnie widziała. A prosiłam k…, żeby nic nie mówiła.
– Za mało nas znasz – odpowiedziałem już spokojnie. – Dla nas zawsze będziesz obca i ja zawsze dla naszych przed tobą.
– Popamiętasz mnie jeszcze – powiedziała stojąc już w otwartych drzwiach.
– Spróbuj sypnąć! – zerwałem się z krzesła.
Trzasnęła drzwiami i słyszałem, jak uciekała biegiem przez korytarz.
We wtorek załatwiłem adwokata. Powiedział, że sprawa jest prosta i za dwa tygodnie ojciec Basi na pewno będzie w domu. I był – jak się później dowiedziałem. W czwartek sąsiad z naszego domu mówił mi, że spotkał Basie na mieście.
– Uważaj, żeby ci nie zrobiła jakiegoś kawału – ostrzegał- bo odgrażała się, że zrobi z tobą porządek.
W sobotę przyszła koleżanka z Mokotowa, też żeby mnie ostrzec. Baśka była u niej poprzedniego dnia i odgrażała się, że długo ją będę pamiętał.
Читать дальше