Robin Cook - Zaraza

Здесь есть возможность читать онлайн «Robin Cook - Zaraza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zaraza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zaraza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na stół sekcyjny Jacka Stapletona trafiają zwłoki pacjenta jednego z nowojorskich szpitali. Patolog ze zdumieniem konstatuje, że umarł on na…dżumę. Wkrótce podobne przypadki zaczynają się mnożyć, a choroby, z którymi styka się Stapleton, są coraz dziwniejsze. Wszystko wskazuje na celowe zarażenie. Zaniepokojony patolog wszczyna prywatne śledztwo. Wpada na trop iście makiawelicznej intrygi, w której istotną rolę odgrywa niezwykla, piękna kobieta…

Zaraza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zaraza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Rozumiem, co sugerujesz – przerwał mu Chet. – Każdy z nich, chorując na przewlekłą chorobę, przekroczył znacznie wniesiony przez siebie wkład. Spółka wydała na nich znacznie więcej, niż chciała. Nadużyli opieki medycznej.

– Co ty! – przerwała mu Teresa. – To śmieszne. AmeriCare nigdy nie zaryzykowałaby podobnej katastrofy w stosunkach z pacjentami tylko po to, aby pozbyć się trojga uciążliwych chorych. To nie ma sensu. Daj spokój!

– Teresa najpewniej ma rację – zgodził się Jack. – Gdyby AmeriCare stała za całą sprawą, mogłaby zrobić to już wcześniej. Naprawdę niepokoi mnie to, że nie jest jasne pochodzenie chorób. Gdyby istniał sprawca, chciałby zapewne wywołać epidemię, a nie eliminować konkretnych pacjentów.

– To jeszcze bardziej diaboliczne – zauważyła Teresa.

– Zgoda – przyznał Jack. – To zmusza nas do powrotu do pomysłu z nieprawdopodobnie szalonym człowiekiem.

– No, ale jeśli ktoś chciałby epidemii, dlaczego jej jeszcze nie ma? – zapytała Colleen.

– Z kilku powodów. Po pierwsze we wszystkich trzech przypadkach diagnozy zostały postawione stosunkowo szybko. Po drugie szpital potraktował serię zachorowań niezwykle poważnie i podjął kroki, by kontrolować rozwój infekcji. Po trzecie sposoby przenoszenia chorób nie dają wielkiej szansy na epidemię w Nowym Jorku w marcu.

– Zechciej to wyjaśnić – poprosiła Teresa.

– Dżumą, tularemią i gorączką Gór Skalistych można się zarazić przez zwykły kontakt z chorym, mówiąc inaczej przez skażone powietrze, ale to droga niezwykle rzadka. Normalnie dochodzi do zakażenia przez owady. A te owady trudno raczej spotkać o tej porze roku w Nowym Jorku, szczególnie w szpitalu.

– Co o tym wszystkim myślisz? – Teresa zwróciła się do Cheta.

– Ja? – zapytał z zakłopotaniem. – Nie wiem, co mam myśleć.

– No, dalej – nalegała. – Nie próbuj osłaniać kolegi. Jak sądzisz?

– No cóż, to jest Nowy Jork. Spotykamy tu wiele chorób, więc wątpię, że to celowo roznoszone zarazki. Powinienem chyba powiedzieć, że według mnie brzmi to jak objaw uczulenia. Wiem, że Jack nie przepada za AmeriCare.

– Rzeczywiście? – zwróciła się Teresa do Jacka.

– Nienawidzę ich – przyznał.

– Dlaczego?

– Sprawa osobista i wolę o tym nie mówić.

– Jasne – odpowiedziała. Położyła rękę na stosie rysunków.

– Zapominając, że doktor Stapleton pogardza reklamą medyczną, uważacie, że nasze propozycje są w porządku?

– Dla mnie wspaniałe – potwierdził Chet.

– Powiedziałem już, że mogą okazać się skuteczne – przyznał Jack.

– Czy macie jeszcze jakieś sugestie dotyczące zapobiegania infekcjom w szpitalach?

– Może coś o sterylizacji narzędzi i wyposażenia szpitalnego – zasugerował Jack. – Szpitale stosują różne sposoby. Zajmował się tym Robert Koch, wyjątkowo barwna postać.

Teresa zanotowała tę propozycję.

– Coś jeszcze?

– Obawiam się, że nie jestem w tym najlepszy – usprawiedliwił się Chet. – Ale dlaczego nie mielibyśmy wpaść na kilka drinków do Auction House. Kto wie, jak się dobrze nasmaruje umysł, to może pojawią się nowe pomysły.

Obie panie jednak odmówiły. Teresa wyjaśniła, że muszą kontynuować pracę. Do poniedziałku miały przygotować coś nadającego się do pokazania prezesowi firmy i dyrektorowi wykonawczemu.

– To może jutro wieczorem? – zaproponował Chet.

– Zobaczymy – odparła Teresa.

Pięć minut później Chet i Jack zjeżdżali windą na dół.

– Wywaliły nas – skwitował Chet.

– Są stanowcze – ocenił Jack. – Twardo dążą do celu.

– A ty masz ochotę na piwko?

– Lepiej pojadę do domu. Może chłopaki grają w kosza. Muszę trochę poćwiczyć. Jestem wykończony.

– Koszykówka o tej porze?

– Piątkowy wieczór to wyjątkowy wieczór w mojej okolicy – wyjaśnił Jack.

Pożegnali się przed gmachem spółki Willow i Heath. Chet wsiadł do taksówki, a Jack zabrał się do otwierania kolejnych zamków. Wreszcie wsiadł na rower i popedałował Madison Avenue na północ w stronę Piątej Avenue i skręcił w Pięćdziesiątą Dziewiątą. Stąd wjechał do Central Park.

Zazwyczaj jeździł szybko, tym razem jednak nie spieszył się. Analizował zakończoną przed chwilą rozmowę. Pierwszy raz ubrał swoje podejrzenia w słowa. Wcale nie poczuł się od tego lepiej.

Chet sugerował przewrażliwienie i Jack musiał przyznać sam przed sobą, że było w tym nieco racji. Odkąd AmeriCare pożarła jego praktykę, czuł, że śmierć kroczy za nim krok w krok. Najpierw pozbawiła go rodziny, później zagroziła jego życiu, zsyłając głęboką depresję. Wypełniła przecież jego nową zawodową codzienność. A teraz drażni się z nim tym wybuchem chorób, naigrywa, mnożąc wszystkie te niewytłumaczalne szczegóły.

Gdy wjeżdżał coraz głębiej w ciemność, opustoszały park, jego mroczny i posępny wygląd jeszcze bardziej pobudzały niepokój Jacka. W miejscu, gdzie jadąc rano do pracy, podziwiał piękno, teraz ujrzał szkielety bezlistnych drzew rysujące się na tle groźnie bielejącego nocnego nieba. Nawet odległy, poszarpany zarys uśpionego miasta przybrał złowieszczy charakter.

Jack nacisnął na pedały i rower zaczął nabierać szybkości. Przez chwilę, z jakichś irracjonalnych powodów bał się obejrzeć za siebie. Czuł przejmujący strach, że coś nagle zwali mu się na plecy.

Wjechał w smugę światła samotnej parkowej latarni i zatrzymał się. Zmusił się do odwrócenia i spojrzenia w twarz prześladowcy. Lecz za nim nie było nikogo ani niczego. Wpatrując się w odległe cienie, zrozumiał, że to, co go przeraziło, siedziało w nim samym, w jego głowie. Ta sama depresja, która sparaliżowała go po śmierci żony i córek.

Zły na siebie zaczął znowu kręcić pedałami. Czuł się zażenowany takim dziecinnym strachem. Mógł się bardziej kontrolować. Oczywiście należało wszystko złożyć na karb epidemii, która widać zbytnio go pochłonęła. Lamie miała rację – za bardzo się w to zaangażował emocjonalnie.

Gdy odnalazł źródło swych lęków, poczuł się lepiej. Park jednak nadal wyglądał ponuro. Znajomi ostrzegali go przed jeżdżeniem tędy po nocy, lecz on ignorował ich ostrzeżenia. Teraz po raz pierwszy zastanawiał się, czy jednak nie postępuje głupio.

Wyjazd z parku w stronę Central Park West przypominał ucieczkę z koszmaru. Z ciemnej, przerażająco pustej czeluści parku nagle wyskoczył na zatłoczoną ulicę pełną żółtych taksówek jadących na północ. Miasto żyło. Ludzie spokojnie przechadzali się chodnikami.

Im dalej na północ jechał, tym bardziej nieprzyjemna stawała się okolica. Często teraz spotykał wyraźnie podniszczone, czasami wręcz zrujnowane budynki. Niektóre zdawały się opuszczone, przeznaczone do wyburzenia. Chodniki i jezdnię zalegały nie sprzątane od dawna śmieci. Wałęsające się psy przeszukiwały powywracane kubły.

Jack skręcił w lewo w Sto Szóstą. Gdy tak jechał ulicą, okolice jego mieszkania wydawały mu się tego wieczoru bardziej przygnębiające niż zwykle. Chwila otrzeźwienia w parku otworzyła mu oczy.

Zatrzymał się przy boisku, na którym grywał w kosza. Nie zsiadł jednak z roweru, stopy pozostały w noskach, jedną ręką jedynie przytrzymał się ogrodzenia oddzielającego boisko od ulicy.

Tak jak się spodziewał, plac zajmowali grający. Uliczne rtęciowe latarnie, za których zainstalowanie sam zapłacił, świeciły pełnym blaskiem. Rozpoznał wielu z biegających po boisku graczy. Warren, bez dwóch zdań najlepszy z koszykarzy, także grał tego wieczoru. Jack słyszał jego pokrzykiwanie zachęcające kolegów z drużyny do większego wysiłku. Przegrani będą musieli zejść z boiska i czekać na swoją kolejkę tam, gdzie teraz czekali wcześniej pobici. Zawody zawsze były zażarte.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zaraza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zaraza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robin Cook - Foreign Body
Robin Cook
Robin Cook - Coma
Robin Cook
Robin Cook - Outbreak
Robin Cook
libcat.ru: книга без обложки
Robin Cook
Robin Cook - Vite in pericolo
Robin Cook
Robin Cook - Fever
Robin Cook
Robin Cook - Crisis
Robin Cook
Robin Cook - Critical
Robin Cook
Robin Cook - Acceptable Risk
Robin Cook
Robin Cook - Contagion
Robin Cook
Robin Cook - Chromosom 6
Robin Cook
Robin Cook - Cromosoma 6
Robin Cook
Отзывы о книге «Zaraza»

Обсуждение, отзывы о книге «Zaraza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x