– O cholera – zdumiał się kapitan, odskakując w tył.
– Proszę kręcić dalej – polecił Lawrence. Hernandez zbliżył się do śruby ostrożnie, niczym do żywego grzechotnika. Tym niemniej z werwą otoczył ramieniem słup i dotknął śruby, którą przekręcił o dziewięćdziesiąt stopni. Platforma zadrżała, jakby zamierzała za chwilę spaść.
– Dalej proszę – powtórzył Stewart.
Śruba przestała się obracać. Kapitan chwycił ją mocniej, najpierw jedną, potem drugą ręką, wreszcie obiema. Bez rezultatu.
– Pieprzone gówno… Och, proszę mi wybaczyć, panie Restanzo… Jestem pewien, że ta śruba dalej się nie ruszy.
Lawrence podszedł do słupka, Dar za nim, szczęśliwy, że wyrwał się ze strefy śmierci. Stewart położył rękę na masywnej śrubie i poczekał, aż Trudy uwieczni go na taśmie.
– Panie prokuratorze, główna oficer śledcza Olson, kapitanie Hernandez, panowie… Ta śruba jest w swoim normalnym ustawieniu, dokładnie tak samo jak w dzień śmierci mecenasa Jorge Murphy’ego Esposito. Nie istnieje możliwość, że ofiara przypadkowo usunęła śrubę hydrauliczną. Jak widzieliście, śrubę tak zamontowano, aby można ją było ręcznie opuścić lub podnieść zaledwie o kilka centymetrów. Jeśli jednak chce się spuścić podnośnik niżej, trzeba użyć przynajmniej średniej wielkości klucza nasadowego. Taka technika. – Lawrence odwrócił się do Sydney i prokuratora okręgowego. – Osobnik, który zabił mecenasa Esposito… a mamy świadków, którzy rozpoznali na zdjęciu zabójcę zawodowego mafii, Tony’ego Constanzę… przebywał tutaj w chwili śmierci Esposito. Ten zabójca zatem na pewno wycelował pistolet w prawnika, kiedy odkręcał tę śrubę kluczem nasadowym.
– Nie znaleźliśmy żadnego klucza na miejscu wypadku – zauważył Hernandez.
– Zgadza się – przyznał Stewart. Dał znak Trudy, która wyłączyła kamerę i wyszła z cienia podnośnika nożycowego. Darwin poszedł za nią.
***
Trudy i Lawrence wpadli do mieszkania Minora na drinka i dopiero później pojechali do Escondido. Syd wydawała się nie spieszyć z rozpoczęciem rozmowy, o którą prosiła po pogrzebie Toma Santany.
– Okej, czyli rozwiązaliśmy sprawę zabójstwa Esposito i ustaliliśmy, że zabójcą był Constanza – podsumowała Trudy. – Sprawa Willisa w Carmel została ponownie otwarta, a FBI przejęła toyotę camry, powinni więc dokładnie ją sprawdzić… Korzystając ze wszystkich znanych technicznych i laboratoryjnych metod, postarają się znaleźć wszelkie możliwe odciski palców, włókna i tak dalej.
– Warren mocno się zawziął – dodała Syd.
– W końcu troje agentów nie żyje – stwierdził Lawrence. – Nie dziwię mu się.
– Czy ten Dallas Trace po prostu oszalał? – spytała Trudy. – Był obrońcą przez trzydzieści lat… Nie wie, że jedyne przestępstwo, które w tym kraju na pewno nie ujdzie człowiekowi na sucho, to zabicie ludzi reprezentujących organy ścigania?!
Dar odchrząknął.
– Nie wydaje mi się, żeby Trace kontrolował jeszcze tę sytuację – powiedział. – O ile kiedykolwiek ją kontrolował. – Pozostała trójka popatrzyła na niego bez słowa. – To typowo rosyjskie podejście – kontynuował. – Rosją rządzi właśnie mafia. Jeśli przedstawiciele rządu albo policji wchodzą tym bogatym przestępcom w drogę, ci po prostu ich mordują. I tyle.
– To prawda – przyznała Syd. – Nie mają tam żadnych ustaw RICO [Racketeer Influence and Corrupt Organization – organizacja stworzona w 1970 r. do walki z przestępczością zorganizowaną i korupcją.] ani żadnych podobnych aktów prawnych, które pozwoliłyby władzom federacji albo miejscowej policji naprawdę przyskrzynić tych drani. Do rosyjskiej mafii należy węgiel, gaz ziemny, alkohol, połowa dostępnej żywności i energia elektryczna. Należą do mafii i to mafia je rozdziela pomiędzy lud…
– Twierdzisz więc – spytała Trudy – że Przymierze ściągnęło do pomocy Rosjan, a tamtym nie wystarczyła wyznaczona rola? I że teraz Organizacija ustala warunki i rządzi?
– Mogę się założyć, że tak właśnie jest – odparł Darwin. – Myślę, że Dallas Trace i jego początkowi wspólnicy nie docenili Rosjan, toteż w chwili obecnej sytuacja kompletnie wymknęła im się spod kontroli i nie mają już w całej sprawie zupełnie nic do powiedzenia.
– To zaszło za daleko – mruknęła Sydney, patrząc gdzieś w dal. – Te dranie posunęły się za daleko. Rosyjski niedźwiedź będzie ich wykańczał, aż się nie zaspokoi… Jednego po drugim, powoli…
***
– O czym więc chciałaś pomówić? – spytał Minor, kiedy Stewartowie odjechali. Syd siedziała na kanapie naprzeciwko jego krzesła i wyglądała na kompletnie zatopioną w myślach.
Kobieta podniosła głowę i spojrzała Darwinowi uważnie w twarz. Te niebieskie oczy o niezwykle inteligentnym wyrazie zauważył i zapamiętał już podczas pierwszego spotkania.
– Właściwie nie chciałam jedynie pomówić – powiedziała. – Mam raczej propozycję.
– Tak? – spytał Minor.
– Chciałabym spędzić z tobą ten weekend w twoim domku – oświadczyła. – Nie będę grać ochroniarza i nie planuję też żadnych rozmów na temat strategii. Po prostu wyjedziemy razem.
Dar poczuł, jak bardzo jej słowa go poruszyły. Zawahał się.
– Tam może nie być bezpiecznie… – Chciał powiedzieć „dla mnie”, lecz dodał: -…za miastem.
Syd uśmiechnęła się.
– A gdzie będzie bezpiecznie, jeśli zechcą nas dopaść, Darwinie? Jeśli nie masz ochoty na moje towarzystwo, zrozumiem, ale nie mów mi akurat teraz o bezpieczeństwie i zagrożeniach.
Darwin zrozumiał, że jego stwierdzenie zabrzmiało dla niej wieloznacznie.
– Musisz podjechać do hotelu po swoje rzeczy?
Kobieta kopnęła niewielki worek z grubego płótna, który przyniosła z sobą.
– Nie, spakowałam się wcześniej – odparła.
***
Wyjeżdżali razem z miasta land cruiserem. Na tylnym siedzeniu pod brezentem leżał stary karabin Darwina, do bagażnika natomiast wstawili niewielkie zapasy: steki, świeżą sałatkę, butelkę wina. Minorowi nagle przemknęła przez głowę pewna myśl. Może był zarozumiały, ale jeśli Sydney czuła się w tej chwili podobnie paskudnie jak on, chyba nie powinna spędzać nocy w wozie, lecz w domku, z nim. „Cholera” – pomyślał. „Powinienem zatrzymać się przed apteką, zanim opuściliśmy miasto”. Nagle się zarumienił. Przez kilka lat był wierny Barbarze, a potem nie było w jego życiu żadnej innej kobiety.
Syd dotknęła lekko jego ramienia. Odwrócił się ku niej.
– Wierzysz w telepatię? – spytała. Znów się uśmiechała.
– Nie – odrzekł.
– Ja też nie – przyznała. – Ale czy mogę przez minutę udawać, że coś takiego istnieje?
– Pewnie – stwierdził, wracając spojrzeniem na drogę i mając nadzieję, że jego policzki i szyja nie są aż tak czerwone, jak mu się zdaje.
– Może mamy ten sam dylemat, Darwinie – ciągnęła. – Nie jesteśmy wystarczająco młodzi i nowocześni, aby odkryć wszystkie możliwe następstwa zaistniałej sytuacji. Jest jednak pewna korzyść. – Minor nie odwracał wzroku od jezdni. – Zanim poślubiłam Kevina, prowadziłam naprawdę nudne życie jako stażystka Federalnego Biura Śledczego – powiedziała. – Kevin i ja byliśmy sobie wierni, tyle że nam się nie ułożyło. Z wielu różnych powodów nie było od tej pory w moim życiu nikogo…
– Barbara i ja… – zwierzył się Darwin. – Identycznie… Nie miałem… To znaczy… wolałem nie…
Читать дальше