– Tak.
– I w tych ćwiczeniach może uczestniczyć każdy członek społeczności? – Trudy podniosła wzrok na taśmę, gdzie pani Dibbs i reszta umięśnionych młodych kobiet opuściła się do szybkiego kucnięcia z wyprostowanymi przed sobą ramionami. Widoczny w lustrze Lawrence usiłował pójść za ich przykładem, niestety o mało nie stracił równowagi, a gdy udało mu się wreszcie zrobić przysiad, reszta grupy podskoczyła już i zaczęła wymachiwać nogami. Obraz był czarnobiały, na taśmie można było jednak zauważyć, że twarz Stewarta ciemnieje, a na grubej bawełnie bluzy zaczęły się pojawiać plamy potu. – Nie widzę w takim razie żadnego problemu – stwierdziła Syd. – Możecie ten film pokazać sędziemu i ławie przysięgłych, o ile nie jest montowany.
– Jest jeden problem – odparła Trudy i zaczęła przewijać kasetę na podglądzie.
Stojący za nimi Lawrence stęknął głośno.
Kiedy zestaw ćwiczeń się skończył, Stewart ruszył powoli do wyłożonego lustrami korytarza i gwałtownie opadł na fontannę wody pitnej. Kamera pokazała jego odbicie. Lawrence wytarł usta, zdjął na sekundę okulary (wtedy widać było jego stopy), nałożył je, po czym wytarł chusteczką policzki i czoło. Pot lał się z niego wręcz strumieniami.
– Powinien wtedy wyjść – zauważyła Trudy ze smutkiem.
– Nie byłoby to uprzejme – warknął jej małżonek.
– Poza tym zapłaciłem za całą godzinę. No i chciałem pokazać, że pani Dibbs bez trudu potrafi ćwiczyć całą godzinę.
– No cóż – mruknęła jego żona. – Bez wątpienia to udowodniłeś.
Wcisnęła guzik na pilocie i przewijanie dwukrotnie przyspieszyło. Aerobik zmienił się w szaleńcze machanie odzianych w lycrę ramion i nóg, wypychania pośladków, poruszania ud, czyli prawie erotyczny taniec spoconych kobiet. Tłusty, wąsaty mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych zawzięcie usiłował dotrzymać im kroku. Lawrence na ekranie oddychał teraz przez usta, a właściwie straszliwie sapał, twarz zaś miał okropnie zarumienioną. Wciąż na przyspieszeniu Syd i Dar obejrzeli jeszcze trzy przerwy i trzy wyprawy Lawrence’a do źródła wody pitnej. Potem była jeszcze czwarta, ostatnia przerwa. Według cyfrowego czytnika grupa ćwiczyła już czterdzieści osiem minut.
Podczas tej przerwy kobiety się rozproszyły. Jedne biegały w miejscu, inne gawędziły po dwie, trzy lub więcej; pani Dibbs należała do tych pierwszych. Lawrence ciężkim krokiem podążył do korytarza i ruszył przed siebie. Na moment jego odbicie znów pojawiło się w tafli wody w fontannie. Bluzę Stewart miał kompletnie przepoconą, wręcz mokrą, a twarz ciemną – jak gdyby popękały mu wszystkie naczynia krwionośne. Później kamera odwróciła się od fontanny z wodą pitną i sali gimnastycznej, przemieściła dalej wyłożonym lustrami korytarzem, pokazała otwierane drzwi ze znaczkiem męskiej toalety i wtargnęła przez nie do pomieszczenia…
Syd zaczęła się śmiać.
– Okej, Trudy – wrzasnął Lawrence z jadalni. – Możesz już wyłączyć nagranie. Nasi goście wiedzą, o co chodzi.
Trudy jednak utrzymała film na szybkim przewijaniu. Obraz kamery popędził ku jednemu z pisuarów, pokazał zdejmowane szorty gimnastyczne, potem widok przeniósł się na kafelki ponad pisuarem, wreszcie znów się podniósł, po czym ponownie opadł, poruszył się w pionie i poziomie, aż znalazł się nad zlewem, a w lustrze pojawiło się odbicie Lawrence’a, wciąż w ciemnych okularach, w których kojarzył się z Jackiem Nicholsonem. Zegar nadal pędził, szaleńczo odliczając sekundy. Wreszcie kamera wróciła do sali gimnastycznej na ostatnie kilka minut ćwiczeń. Lawrence poszedł za panią Dibbs na parking. Powódka wyglądała na ożywioną treningiem i prawie wskoczyła do hondy. Obraz kamery co rusz przechylał się niebezpiecznie, raz zatrzymał się przy słupku płotu, gdzie pojawiła się ręka wyraźnie słaniającego się na nogach Lawrence’a, który schwycił się słupka prawdopodobnie dla zachowania równowagi. Syd ciągle się śmiała.
– To nic… nic osobistego – zdołała powiedzieć, podnosząc głos, aby mógł ją usłyszeć Stewart, który wycofał się już z jadalni do kuchni.
– Rozumiesz zatem, w czym tkwi problem – zwróciła się do niej Trudy.
Śledcza potarła policzki.
– Jeśli chcecie pokazać film w sądzie, nie możecie go pociąć – powiedziała w końcu. Głos jej się trząsł, choć starała się przemawiać poważnym tonem. – Trzeba pokazać całość albo nic.
– Cholera, zapomniałem! – krzyknął Lawrence z kuchni.
– Możecie ją nagrać jeszcze raz – zauważył Dar.
– Zdaję mi się, że pani Dibbs wyczuła intencje Larry’ego – stwierdziła Trudy.
– Lawrence’a, nie Larry’ego – poprawił ją z kuchni Lawrence. – I możesz sobie, cholera, sama iść na ten aerobik.
Trudy potrząsnęła głową.
– To ja przesłuchiwałam panią Dibbs. Dlatego nie mogłam zarejestrować jej ćwiczeń.
– No cóż… – zaczęła Syd.
– Ja bym pokazał tę kasetę – powiedział Minor. – Licząc razem z kasetą z furgonetki inwigilacyjnej, minie prawie godzina, zanim dojdziecie do części… dla dorosłych. Nie sądzę, żeby ława przysięgłych albo adwokaci powódki pozwolili pokazać aż tak dużo. Zechcą przerwać pokaz najszybciej, jak to będzie możliwe.
– Dokładnie – zgodziła się z nim Sydney. – Po prostu napiszcie w aktach, że macie jeszcze czterdzieści minut zapisu. Myślę, że jesteś bezpieczny, Lawrensie.
– Łatwo wam mówić – dobiegł ich z kuchni jego głos.
Syd i Dar wymienili spojrzenia.
– Skoro mamy dotrzeć przed nocą do Julian i twojego domku – powiedziała śledcza – chyba powinniśmy już się zbierać.
Darwin pokiwał głową. Po drodze do wyjścia zaszedł do kuchni i poklepał Lawrence’a po plecach.
– Naprawdę nie masz się czego wstydzić, amigo.
– Co masz na myśli? – odburknął tamten.
– Umyłeś po wszystkim ręce – odparł wesoło Minor. – Tak jak nas uczyły nasze mamy. Cała ława przysięgłych będzie z ciebie dumna.
Lawrence nie odpowiedział mu, za to wbił wzrok w żonę. Jego oczy miotały błyskawice gniewu.
Dar i Sydney wsiedli do land cruisera i ruszyli ku wzgórzom.
H JAK HISTORIE
Opuścili Escondidp autostradą 78, kierując się w stronę zalesionych wzgórz. Na kolację zatrzymali się w małym miasteczku Julian, skąd mieli pojechać już prosto do domku Dara. Julian było kiedyś osadą poszukiwaczy złota, teraz zaś jedynie maleńką miejscowością turystyczną. Wybrana przez Minora restauracja serwowała jednak świetne jedzenie w obfitych porcjach za przyzwoitą cenę, a ponieważ nie miała sali barowej, nawet w piątkowy wieczór nie wypełniały jej hordy hałaśliwych tubylców. Właściciel znał Minora, toteż natychmiast wskazał im przyjemny stolik przy oknie, w wykuszu głównego salonu starej wiktoriańskiej kamienicy, którą zajmował lokal. W restauracji podawano również dobre wino. Syd wiele wiedziała o winach, znała się nawet na rocznikach, ona więc wybrała butelkę doskonałego merlota. Trunek popijali podczas rozmowy.
Sama rozmowa zaskoczyła Darwina. W ciągu ostatnich lat stał się bowiem mistrzem małomówności, który umiał wspaniale słuchać swego rozmówcy i z łatwością, acz subtelnie zmieniać temat na… dotyczący tej drugiej osoby. Czasem naprawdę go zadziwiało, jak swobodnie skłaniał ludzi do wielogodzinnych opowieści o sobie. Tyle że z Sydney Olson mu się to nie udało. Na jego pytania o swoją przeszłość kobieta odpowiadała krótko i treściwie, w trzech zdaniach zatem streściła swoje lata w Federalnym Biurze Śledczym, a w jednym zaledwie nieudane małżeństwo: „Kevin też był agentem specjalnym, tyle że on nienawidził pracy w terenie, podczas gdy ja uwielbiałam takie zadania i stale o nie zabiegałam”. Po każdym zdaniu na swój temat Syd wypytywała Darwina szczegółowo o jego życie.
Читать дальше