– Wystawały poza budę ciężarówki? – upewniła się Sydney.
– Tak, aż dwa i pół metra – przyznał Lawrence. – Na końcu ładunku facet zawiesił wprawdzie czerwoną chorągiewkę, ale… – Stewart wziął głęboki wdech. – Biedny Wietnamczyk trzasnął w te pręty z prędkością prawie dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę, bo ktoś gwałtownie skręcił i zajechał drogę ciężarówce Burnette’a. A ten wcisnął hamulce… mocno wcisnął.
– Wietnamczyk niestety nie wcisnął – szepnęła Syd.
Dar potrząsnął głową.
– Ależ wcisnął – powiedział. – Nawet mocno zapewne wcisnął. Tyle że hamulce nie zadziałały. Facet miał za mało płynu.
Sydney wymieniła spojrzenia z pozostałymi. Tego rodzaju wypadki zdarzały się rzadko.
– Tak czy owak pręty zbrojeniowe przebiły się przez przednią szybę auta Wietnamczyka i cztery czy pięć trafiło w nieszczęśnika – dodał Lawrence. – Burnette niczego nie poczuł, więc ponownie przyspieszył, pociągając za sobą nabitego na pręty Azjatę, gdyż pręty wyciągnęły ciało przez pogruchotaną przednią szybę. Podczas kraksy Burnette nie zatrzymał samochodu, jedynie zwolnił mniej więcej do czterdziestu pięciu kilometrów na godzinę… Jak mi później powiedział, po prostu w pewnym momencie dostrzegł we wstecznym lusterku tego biednego sukinsyna nadzianego… z prętami wbitymi w twarz, w szyję gardło, pierś i lewe ramię…
– W dodatku ofiara nadal żyła – dorzucił Darwin.
Stewart skinął głową.
– Tak, jeszcze przez jakiś czas. Burnette nie wiedział, co robić, miał jednak dość rozumu, żeby nie wcisnąć znów hamulców. Wtedy przecież biedny facet… nazywał się Phong… nadziałby się jeszcze bardziej… Zjechał więc na pobocze z wiszącym pechowcem i tam łagodnie zwolnił.
– Nie wygląda mi to na sfingowany wypadek z zajechaniem drogi – oceniła Syd. – Nie z takim lokatorem na tyłach. A trudno sobie wyobrazić, że facet zgodziłby się…
– To samo sobie pomyśleliśmy – przerwała jej Trudy. – Ale gdy Dar zajął się rekonstrukcją, zderzenie zaczęło nam wyglądać na umyślne. Na tamtej drodze panował wtedy bardzo niewielki ruch. Biały pikap przeciął nagle dwa pasy, zajechał Burnette’owi drogę, gwałtownie przed nim zahamował, po czym przyspieszył i odjechał.
– Może w ostatniej chwili przypomniał sobie o zjeździe z autostrady? – zasugerowała Syd.
Trudy potrząsnęła głową.
– Nie, zjazd był po prawej stronie, a do wypadku doszło na ostatnim pasie po lewej. Ostatnim z pięciu pasów ruchu… A przy tak niewielkim ruchu ofiara, czyli pan Phong, naprawdę nie miała powodów tkwić Burnette’owi na ogonie. Większość pasów była pusta. Cała akcja wyglądała na zorganizowaną…
– Tylko że w sfingowanych wypadkach nikt nie chce nikogo zabić ani trwale okaleczyć – upierała się śledcza. – Wybierają dobry samochód, któremu ktoś zajeżdża drogę, oni uderzają w tamten, a później twierdzą, że od pasów uszkodzili sobie kręgi szyjne lub coś w tym rodzaju. Nikt nie nadziewa się wówczas na pręty zbrojeniowe! Czy pan Phong zmarł?
– Tak – odparł Lawrence. – Trzy dni później, ani na moment nie odzyskując świadomości.
– Jaka była kwota odszkodowania? – spytała Sydney.
– Dwa przecinek sześć miliona – przesylabizowała Trudy.
Lawrence westchnął.
– Burnette starał się prowadzić swoją firmę budowlaną jak najmniejszym kosztem i wykupił najniższą możliwą polisę. Nie mógł sobie po prostu pozwolić na wyższe ubezpieczenie. Spłata odszkodowania doprowadziła go do bankructwa.
Sydney popatrzyła na drugą teczkę.
– To również jedna z twoich czerwonych pinezek – wyjaśnił Dar. – Zdarzenie na I-5, o którym ci wspomniałem. Ten wypadek bez wahania uznałem za sfingowany. Kierowca uderzonego samochodu, niejaki Hernandez, wniósł już wcześniej trzy skargi z powodu kalectwa i osiem z powodu rzekomych obrażeń.
– Lecz tego wypadku nie przeżył – zauważyła Syd.
– Właśnie – przyznał Minor. – Wszystko szło zgodnie ze scenariuszem aż do momentu zderzenia. Znowu pikap zajechał drogę innemu pojazdowi… w tym wypadku wielkiemu staremu buickowi. Kierowca buicka dał po hamulcach. Namierzone auto, nowiutki cadillac, trzasnął buicka w tył, dokładnie tak jak zaplanowano. Niestety, buick Hernandeza eksplodował…
– Sądziłam, że samochody wybuchają jedynie w filmach – wtrąciła Sydney.
– Wielu tak uważa – przyznał Darwin. – Podczas śledztwa w zbiorniku na benzynę auta pana Hernandeza znalazłem jednak resztki prymitywnego zapłonu iskrowego. Miał spowodować wybuch po mocniejszym uderzeniu w tylny zderzak.
– To morderstwo – oceniła Syd.
Dar skinął głową.
– W każdym razie prawnik… tak przy okazji, był to ten sam prawnik… zaskarżył zarówno drugiego kierowcę, jak i producenta pojazdu, więc dowody manipulowania przy hamulcach i fakt sabotażu auta Hernandeza oddalono w zamian za wycofanie zarzutów przeciwko producentom.
– Jestem ciekawa – wtrąciła Sydney – w jaki sposób wybiera się, że tak powiem… nieświadomy… pojazd do tych sfingowanych wypadków.
– Gra tu rolę wiele czynników – wyjaśniła Trudy.
– Auto musi być oczywiście drogie…
– Dobrze jeśli ma też na zderzaku nalepkę firmy ubezpieczeniowej State Farm albo innej, równie dużej i bogatej – dodał Lawrence.
– Poza tym zwykle namierza się starszego kierowcę – podjęła Trudy. – Kogoś, kto nie zareaguje zbyt szybko i nie zdąży w odpowiednim momencie zahamować.
– Oczywiście nikt nie chce ranić ludzi w pojeździe docelowym – powiedział Dar. – Chodzi jedynie o to, aby współsprawca wystąpił o odszkodowanie z powodu utraty sprawności… zwykle wybiera się urazy niewidoczne i trudne do sprawdzenia, takie jak uraz kręgów szyjnych, piersiowych lub lędźwiowych, chociaż firmy ubezpieczeniowe podejrzliwie patrzą na takie wnioski.
– Ale tu mamy klasyczny sfingowany wypadek z wymuszeniem pierwszeństwa, czyli ten z udziałem Hernandeza zakończył się śmiercią kierującego pojazdem – zauważyła Syd. – A wypadek Phonga w ogóle nie pasuje do tego typu zorganizowanych akcji…
– To prawda – zgodził się Minor, kiwając głową. – Nie sposób uwierzyć, że ktokolwiek dobrowolnie pozwoliłby się nabić na takie sterczące pręty zbrojeniowe.
– Chyba że Phong po raz pierwszy brał udział w takim przedsięwzięciu – zastanowiła się Sydney. – Albo że ktoś go oszukał. Podobnie Hernandeza…
– Którego znaleziono w typowej dla tego typu wypadków pozycji – dodała Trudy. – Kucał pod kierownicą. Bagażnik jego starego buicka wypełniały worki z piaskiem i opony, które często stanowią swego rodzaju dodatkowe zabezpieczenie mające złagodzić skutki zderzenia. Tyle że wszystko spłonęło… wraz z Hernandezem… gdy eksplodował zbiornik na benzynę.
– Odszkodowanie?
– Sześćset tysięcy – odparł Lawrence.
– Więc teraz dochodzimy do prawnika, który pracował przy obu sprawach – powiedziała Syd. – Jorge Murphy Esposito. Od dawna podejrzewamy, że facet szuka klientów wśród ofiar wypadków.
Trudy roześmiała się niewesoło.
– Esposito mógłby wręcz kierować karetki do wypadków – oznajmiła. – Wie, gdzie dojdzie do kraksy, jeszcze zanim ona się zdarzy.
Sydney pokiwała głową.
– Dar, uważasz, że właśnie Esposito poszczuł na ciebie Rosjan?
Minor westchnął.
– Instynkt mi mówi, że nie. Esposito to trzeciorzędny adwokacina. Występuje w imieniu oszustów z marginesu i biedoty. Nie widzę go po prostu w tej roli. Przy takiej klienteli, skąd kontakty z zabójcami z mafii rosyjskiej?
Читать дальше