Podczas tych pięciu dni do ostatecznego aresztowania głównych graczy, Syd kilka razy zwierzyła się Darowi z obawy o jego bezpieczeństwo, ten jednak odpowiadał lekko: „Czego tu się lękać? FBI przez cały czas pilnuje Rosjan, a policja amerykańskich zbirów Trace’a… Jestem bezpieczniejszy niż kiedykolwiek przedtem”. Sydney była bardzo zajęta przygotowaniami do obławy, nie mogła więc spędzać czasu wraz z nim w jego domku i nie wyglądała na uspokojoną tymi słowami.
***
W poniedziałek przed obławą Dar i Lawrence zamontowali w domku na wzgórzach kamery światłowodowe. Minor wybrał dwa miejsca, oba na wewnętrznej ścianie południowej, tak żeby obiektywy obejmowały niemal całość dużego, choć przecież jednopokojowego domku; nie widać było jedynie szaf i łazienki.
Darwin otworzył kluczem ukryte drzwi zapadowe, sprowadził Lawrence’a po stromych schodkach, a następnie uchylił drzwi do magazynu.
– Cholera jasna – mruknął Stewart – zapadnie, sekretne skrytki… Jesteś szpiegiem, Dar? Tajnym agentem?
– Nie – odparł Minor, zakłopotany, że tak długo trzymał to miejsce w tajemnicy. – Po prostu musiałem mieć bezpieczny magazyn, w którym mógłbym przechować parę rzeczy. Rozumiesz.
– Tak właściwie to nie – odrzekł Lawrence. Znów rozejrzał się po pokoju. – Mój Boże, przypomina mi pomieszczenie z ostatniej sceny pierwszej części przygód Indiany Jonesa… tamten duży magazyn pełen skrzyń. Trzymasz tu gdzieś Arkę Przymierza?
– Nie – odciął się Dar. – Musiałem ją spalić pewnej zimy, gdy skończyło mi się drewno opałowe. – Poprowadził przyjaciela korytarzem wśród skrzyń i pokazał mu zamkniętą na kłódkę kratę wentylacyjną. – Jeśli kiedykolwiek będziesz musiał stąd wyjść, po prostu otwórz tę kratę, Larry, i wypełznij stąd tym kanałem. Ciągnie się przez sześćdziesiąt siedem metrów, aż do tej starej kopalni złota, o której ci kiedyś opowiadałem. Kończy się w stromym parowie, na wschód od domku.
Stewart potrząsnął głową.
– Nie sądzę, żeby mi się to jakoś przydało…
– Na górze są dodatkowe klucze – kontynuował Minor. – Do zapadni, do tego pomieszczenia i do kłódki na kracie… Są w skórzanym etui, pod tacką na lód w zamrażalniku lodówki.
Lawrence ponownie potrząsnął głową.
– Okej, ale nie to miałem na myśli. Chciałem raczej powiedzieć, że pewnie nie zmieszczę się w tym szybie wentylacyjnym.
Darwin spojrzał na wlot kanału, potem na Stewarta i pokiwał głową.
– No cóż, jeśli zatem zostaniesz tu kiedykolwiek uwięziony, a na górze będą się działy rzeczy… nieprzyjemne, po prostu zarygluj stalowe drzwi i nie ruszaj się z tego pomieszczenia. Ma specjalnie wzmocnione, ognioodporne ściany, lecz dociera tu powietrze z jaskini, więc nawet jeśli dom nad tobą zacznie się palić, nic ci nie grozi.
– Jasne – mruknął Lawrence, wyraźnie bez przekonania. – Tyle że Trudy i ja zamierzamy do końca tygodnia posiedzieć w naszym mieszkaniu w Palm Springs – dodał. – Chyba że potrzebujesz mnie tutaj.
Minor potrząsnął głową.
– Nie. Ale bądźcie ostrożni… nawet w Palm Springs, póki wszyscy nie usłyszymy, że Trace, Rosjanie i cała reszta znaleźli się za kratkami.
Stewart tylko chrząknął i poklepał pistolet w kaburze podramiennej.
Podłączyli do zasilacza sieciowego domku dwa przewody światłowodowe i nadajnik, a potem dodatkowy generator jako zabezpieczenie. Poprowadzili drut anteny wzdłuż ścian aż na dach. Później ruszyli w dół stokiem, starając się, aby domek przez cały czas zasłaniał ich przed obiektywem umieszczonej na wzgórzu czeskiej kamery. Wreszcie dotarli do celu i zamontowali drugą kamerę zewnętrzną w wypalonym pniaku ogromnej starej daglezji, w miejscu gdzie zaczynał się otwarty stok. Potem Lawrence wrócił do domku, Darwin zaś wyjął z brązowego plecaka odbiornik wraz z monitorem i wszedł z nim kilkaset metrów na zbocze.
– Masz obraz? – spytał w komórce głos Stewarta.
– Tak – odparł Minor. Przełączał się tam i z powrotem między kamerami drugą i trzecią. Szerokokątne obiektywy dawały wypukły widok pokoju, ale każda część małego domku z wyjątkiem łazienki i wnętrza szaf była wyraźnie widoczna na małym ekranie monitora. Tych obiektywów nie można było kontrolować, ale wydawały się skuteczne nawet przy słabym oświetleniu.
– Teraz wiem, co planujesz – rzucił Lawrence w słuchawkę.
– Doprawdy?
– Tak – odparł inspektor ubezpieczeniowy i prywatny detektyw w jednym. – Chcesz zrobić tu wielką orgię i pragniesz wszystko uwiecznić na kasecie.
Dar sprawdził czwartą kamerę. Pokazywała całe zbocze od góry do dołu, całą drogę prowadzącą do domku od strony południowej. Dzięki szerokokątnemu obiektywowi można było zobaczyć kilka kilometrów doliny na południe i przybliżać tak oddalone obiekty do widoczności jak ze stu metrów.
***
W ten sam czwartkowy ranek, gdy aresztowano Dallasa Trace’a, mecenas William Rogers – prawnik ze wschodniego Los Angeles, ten sam, który pomógł ojcu Martinowi stworzyć organizację o nazwie Pomocnicy Bezbronnych – został zmuszony w drodze do pracy do zjazdu na pobocze. Gdy wysiadł z samochodu, żartując z patrolowymi funkcjonariuszami stanowymi z CHP na temat przeoczonego znaku STOP, otoczyli go agenci FBI, zastępcy szeryfa i funkcjonariusze Departamentu Policji Los Angeles.
Adwokata zakuto w kajdanki, odczytano mu prawa, po czym musiał wsiąść do jednego z pojazdów. Syd dowiedziała się od agenta dowodzącego akcją, że mecenas Rogers zaczął płakać i zażądał pozwolenia na telefon do żony, Marii. Agenci nie powiedzieli mu, że jego żonę zatrzymano chwilę wcześniej w jej biurze, w centrali Pomocników Bezbronnych.
W szpitalach całej południowej Kalifornii lokalna policja i agenci Federalnego Biura Śledczego, w towarzystwie funkcjonariuszy urzędu imigracyjnego, zaczęli czystkę. Przesłuchali i aresztowali ponad sześćdziesięciu Pomocników z grupy liczącej więcej niż tysiąc zatrzymanych osób. Tego samego dnia wszystkie szpitale i ośrodki zdrowia w Kalifornii zamknęły drzwi przed członkami organizacji. Z prowadzonych przez Marię Rogers akt, znalezionych w głównej siedzibie Pomocników Bezbronnych we wschodnim Los Angeles, funkcjonariusze spisali nazwiska ponad stu oszustów ubezpieczeniowych, naganiaczy, lekarzy, adwokatów i rozmaitych pomagierów.
***
We wtorek Dar umieścił na swojej posiadłości piątą kamerę wideo. Przez kilka godzin przewędrował setki akrów terenu, który tak świetnie znał. Szukał potencjalnej kryjówki dla snajpera. W końcu wybrał najlepsze, jego zdaniem, z możliwych miejsc – mały, płaski, trawiasty obszar powyżej domku, otoczony po dwóch stronach przez niskie głazy, a z trzeciej przez ogromne otoczaki. Leżąc w tym miejscu ze swoim starym karabinem snajperskim M40 i celownikiem teleskopowym, Darwin wpatrzył się w oddalone od niego niecałe dwieście metrów pasmo wzgórz; dostrzegał je niemal w całej okazałości. Widział wyraźnie między rozproszonymi drzewami zarówno wejście do domku, jak i parking przed nim. Strzelca osłaniałby tutaj ze wszystkich stron występ skalny i strome zbocza. Punkt był idealny, wręcz zbyt idealny.
Z tą myślą Dar wyszedł poszukać kryjówki mniej oczywistej. Znalazł ją niecałe sześćdziesiąt pięć metrów na północny zachód od pierwszej. Tu także można było skryć się za dużymi głazami, ale dzięki wąskiej szczelinie wśród skalnych płyt snajper i jego obserwator mogli leżeć na brzuchach wśród ciernistych krzewów. Punkt znajdował się wyżej niż pierwszy i dawał nieco lepszy widok i lepszy kąt do strzału, a równocześnie stanowił doskonalszą kryjówkę. Dodatkowe sześćdziesiąt pięć metrów nie stanowiło problemu dla zmodernizowanego karabinu snajperskiego SWD, z którego zastrzelono Toma Santanę i trzech agentów FBI.
Читать дальше