Win, z blond lokami przedzielonymi z precyzją, z jaką starsze panie dzielą między siebie rachunek za lunch, i cerą koloru białej porcelany, z leciutkimi golfowymi rumieńcami na policzkach, ubrany w swój tradycyjny strój białego burżuja: spodnie khaki, koszula w kolorze tak kłującym w oczy, że dało się na nią patrzeć tylko przez dziurkę średnicy szpilki, i mokasyny włożone na bose stopy, siedział w nieosiągalnej dla zwykłego mężczyzny pozycji lotosu, z nogami zaplecionymi w precel. Jego palce wskazujące i kciuki tworzyły kółka, a dłonie spoczywały na kolanach. Japiszoński zen. Zderzenie starej Europy ze starożytnym Wschodem. Przyjemny zapach grubej forsy zmieszany z ciężkim zapachem azjatyckiego kadzidła.
Win wciągnął powietrze, licząc do dwudziestu, zatrzymał je w środku, a potem, licząc do dwudziestu, wypuścił je. Medytował przy tym, a jakże, ale na swój sposób. Nie wsłuchiwał się, na przykład, w kojące odgłosy przyrody ani dzwoneczki. Wolał to robić przy ścieżkach dźwiękowych pornosów z lat siedemdziesiątych, które brzmiały tak, jakby marny naśladowca Jimmy’ego Hendriksa wydobywał jękliwe ła-ła z elektrycznego kazoo. Wystarczyło chwilę ich posłuchać, by natychmiast zapragnąć zastrzyku z antybiotyków.
Na dodatek nie zamykał oczu. Nie wyobrażał sobie jelenia pijącego wodę z szemrzącego strumyka, łagodnego wodospadu w oprawie z zielonego listowia, nic z tych rzeczy. Oczy wlepiał w ekran telewizora, a konkretnie w nakręcone przez siebie taśmy wideo ze zbieraniną pań miotanych namiętnościami.
Myron wszedł do pokoju. Win powstrzymał go gestem, rozwijając jedno „o” w płaską dłoń, a potem uniósł palec wskazujący na znak, że potrzebuje jeszcze chwili. Myron odważył się zerknąć na ekran, ujrzał wijące się ciało i odwrócił się.
– Cześć – powiedział Win kilka sekund później.
– Przyjmij do wiadomości, że jestem zniesmaczony.
– Przyjąłem.
Win płynnym ruchem wstał z pozycji lotosu na nogi, wyjął kasetę z magnetowidu i schował ją do pudełka z napisem „Anon 11”. Anon było skrótem od Anonimowa. Świadczyło to, że albo zapomniał imienia sfilmowanej pani, albo w ogóle o nie nie spytał.
– Nie mogę uwierzyć, że wciąż to robisz – rzekł Myron.
– Znowu moralizujesz? Jak miło – odparł z uśmiechem Win.
– Pozwól, że cię o coś spytam.
– Ależ proszę.
– O coś, o co zawsze chciałem cię zapytać.
– Umieram z ciekawości.
– Powstrzymam się na moment od wstrętu…
– Mną się nie przejmuj. Uwielbiam, kiedy się wywyższasz.
– Twierdzisz – Myron wskazał w stronę kasety i telewizora – że to cię odpręża.
– Tak.
– Ale czy przy okazji… choć to chore… również podnieca?
– Ani trochę.
– I tego właśnie nie pojmuję.
– Patrzenie na stosunek nie podnieca mnie – powiedział Win. – Ani myślenie o nim. Nie podniecają mnie filmy wideo, świńskie magazyny, „Penthouse Forum”, cyberporno. Nic mi nie zastąpi prawdziwego zbliżenia z kobietą. Muszę mieć partnerkę. Wszystko inne przypomina łaskotanie siebie. Dlatego nigdy się nie masturbuję.
Myron nic nie powiedział.
– Masz jakiś problem? – spytał Win.
– Zastanawiam się, co mnie naszło, żeby o to spytać.
Win otworzył zamienioną w małą lodówkę szafkę z dynastii Ming, rzucił Myronowi puszkę yoo-hoo, a sobie nalał koniaku. Pokój wypełniały antyki, bogate gobeliny, wschodnie dywany i popiersia mężczyzn z długimi kręconymi włosami. Gdyby nie najwyższej klasy sprzęt elektroniczny, to na taki pokój mógłbyś się natknąć na wycieczce po pałacu Medicich. Zajęli zwykłe miejsca.
– Coś cię gryzie – powiedział Win.
– Mam dla nas sprawę.
– O.
– Wiem, powiedziałem, że koniec z tym. Ale to wypadek nadzwyczajny.
– Rozumiem.
– Pamiętasz Emily?
Win zakręcił koniakówką.
– Przyjaciółka z college’u. Podczas stosunku hałasowała jak małpa. Rzuciła cię na ostatnim roku. Wyszła za twojego arcywroga, Grega Downinga. Jego też rzuciła. Pewnie nadal tak hałasuje.
– Ma syna, który jest chory.
Myron szybko nakreślił sytuację, pomijając kwestię swojego ojcostwa. Skoro nie mógł powiedzieć o tym Esperanzie, to tym bardziej Winowi.
– Nie przewiduję większych trudności – rzekł Win. – Porozmawiasz jutro z tą lekarką?
– Tak.
– Dowiedz się jak najwięcej, kto zawiaduje tymi aktami.
Win włączył telewizor i przebiegł po kanałach, bo wszędzie leciały reklamy, a poza tym był mężczyzną. Zatrzymał się na CNN. Dziennik prowadziła Terese Collins.
– Czy śliczna pani Collins złoży nam jutro wizytę? – spytał.
Myron skinął głową.
– Przylatuje o dziesiątej.
– Często nas odwiedza.
– Aha.
– Czy wy dwoje – Win zmarszczył się tak, jakby na sekundę ujrzał strasznie zagrzybione krocze – macie się ku sobie?
Myron spojrzał na Terese.
– Za wcześnie mówić – odparł.
Win zmienił kanał, bo w kablówce leciały ciurkiem odcinki Wszystko w rodzinie. Zamówili chińszczyznę i obejrzeli dwa epizody. Myron bezskutecznie próbował zagubić się w szczęściu Archiego i Edith. Myślami wciąż wracał do Jeremy’ego. Odsunął od siebie kwestię ojcostwa i skupił się, jak prosiła Emily, na czekającym go zadaniu i chorobie chłopca. Anemia Fanconiego. Tak ją nazwała. Ciekaw był, czy jest coś na jej temat w Internecie.
– Niedługo wrócę – powiedział.
Win spojrzał na niego.
– W następnym odcinku będzie pogrzeb Stretcha Cunninghama – poinformował.
– Chcę coś sprawdzić w sieci.
– Archie wygłasza mowę pogrzebową.
– Wiem.
– Mówi, że ze względu na „ham” w nazwisku nie podejrzewał, że Stretch Cunningham jest Żydem.
– Znam ten odcinek, Win.
– I jesteś gotów stracić go dla Internetu?
– Przecież masz go na taśmie.
– Nie o to chodzi.
Wymienili spojrzenia, kontentując się ciszą.
– Mów – rzekł wreszcie Win.
– Emily twierdzi, że jestem ojcem chłopca – odparł niemal bez wahania Myron.
Win skinął głową.
– Aha – powiedział.
– Niespecjalnie się zdziwiłeś.
Win pałeczkami chwycił następną krewetkę.
– Wierzysz jej?
– Tak.
– Dlaczego?
– Po pierwsze, byłoby to wyjątkowo podłe kłamstwo.
– Ależ Emily jest w tym dobra, Myron. Okłamywała cię bez przerwy. Okłamywała cię w college’u. Okłamywała, kiedy zniknął Greg. Nakłamała w sądzie, że źle traktował dzieci. Zdradziła go z tobą w przeddzień ślubu. Więc jeśli nawet teraz mówi, jak chcesz, prawdę, to okłamywała cię przez lwią część tych trzynastu lat.
– Myślę, że tym razem nie kłamie – odparł po zastanowieniu Myron.
– Myślisz!
– Zbadam krew.
Win wzruszył ramionami.
– Skoro musisz.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Wyraziłem się dostatecznie jasno.
Myron zrobił minę.
– Czy nie dałeś mi do zrozumienia, że muszę się upewnić?
– Bynajmniej. Tylko wskazałem ci to, co jest oczywiste. Nie powiedziałem, że to cokolwiek zmienia.
– Mieszasz mi w głowie – rzekł Myron po chwili.
– Mówiąc prosto, co z tego, że jesteś biologicznym ojcem tego chłopca? Co to zmienia?
– No, wiesz! Nawet ty nie możesz być aż tak cyniczny.
– Wcale nie jestem, przeciwnie. Może zabrzmi to dziwnie, ale wkładam w tę sprawę serce.
– Jak to?
Win znów zakręcił koniakówką, przyjrzał się bursztynowemu trunkowi i pociągnął łyk.
Читать дальше