– Minęło czternaście lat – powiedziała cicho. – Czas skończyć z oglądaniem się za siebie.
Ile go kosztowało „czysto fizyczne” zbliżenie z nią tamtej nocy? Być może wszystko. Na pewno przekreśliło jego życiowe marzenia.
– Masz rację – rzekł i odwrócił się. – Zostaw mnie.
– Potrzebuję twojej pomocy.
Pokręcił głową.
– Rzeczywiście, czas skończyć z oglądaniem się za siebie.
– Napij się ze mną kawy. Z dawną przyjaciółką.
Miał chęć odmówić, ale przeszłość okazała się silniejsza. Skinął głową, bojąc się odezwać. W milczeniu dojechali do kawiarni Starbucks i u barmana, niespełnionego aktora, bardziej aroganckiego niż sprzedawca w miejscowym sklepie z płytami, zamówili dwie wyszukane kawy. W kołomyjce sięgania po odtłuszczone mleko i słodzik doprawili je przy małym stoisku czym się dało i usiedli na metalowych krzesłach z za niskimi oparciami. Z głośników wylewało się reggae z kompaktu Jamaican Me Crazy.
Emily skrzyżowała nogi i łyknęła kawy.
– Słyszałeś może o anemii Fanconiego? – spytała.
Interesujący początek rozmowy.
– Nie.
– To wrodzona anemia, która z czasem uszkadza szpik. Osłabia chromosomy.
Myron czekał na dalszy ciąg.
– Wiesz coś o przeszczepach szpiku kostnego?
Pytania były dziwne, ale postanowił odpowiadać szczerze.
– Co nieco. Znajomy chorował na białaczkę i potrzebował przeszczepu. W synagodze ogłoszono apel do dawców szpiku. Pojechaliśmy wszyscy na badania.
– „Wszyscy”, czyli…
– Mama, tata, cała moja rodzina. Win chyba też.
Przechyliła głowę.
– Co u niego?
– Nie zmienił się.
– Wielka szkoda. Na uniwerku podsłuchiwał, jak się kochamy.
– Tylko kiedy spuszczaliśmy roletę i nie mógł nas podglądać.
Emily zaśmiała się.
– Nigdy mnie nie lubił.
– Byłaś jego ulubienicą.
– Naprawdę?
– Co niewiele znaczy.
– Nie znosi kobiet.
– Nie ma nic przeciwko sypianiu z nimi. Ale jeśli chodzi o stałe związki…
– Dziwak.
Jeszcze jaki.
Łyknęła kawy.
– Kluczę – wyznała.
– Zauważyłem.
– Co się stało z tym znajomym z białaczką?
– Umarł.
Pobladła.
– Przykro mi. Ile miał lat?
– Trzydzieści cztery.
Znów łyknęła kawy, obejmując kubek dłońmi.
– A więc figurujesz w państwowym rejestrze dawców szpiku? – spytała.
– Tak sądzę. Oddałem krew i dostałem legitymację dawcy.
Zamknęła oczy.
– O co chodzi? – spytał.
– Anemia Fanconiego jest śmiertelna. Jakiś czas można z nią walczyć za pomocą hormonów i transfuzji krwi, ale jedynym ratunkiem jest przeszczep szpiku.
– Nie rozumiem. Chorujesz na to?
– Dorośli na to nie chorują.
Emily odstawiła kawę i podniosła wzrok. Myron nie był za dobry w czytaniu z oczu, lecz z jej oczu ból bił jasno jak neon.
– Tylko dzieci.
Jak na czyjś znak z głośników popłynęła smutna melodia. Myron czekał na dalszy ciąg. I szybko się doczekał.
– Chory jest mój syn.
Przypomniał sobie wizytę w jej domu we Franklin Lakes, kiedy zniknął Greg, i chłopca, bawiącego się z siostrzyczką na podwórku. Było to ze dwa, trzy lata temu. Chłopiec miał wtedy dziesięć lat, a jego siostra z osiem. Greg i Emily toczyli właśnie zażartą walkę o przyznanie opieki nad dziećmi schwytanymi w bezpardonową wymianę ciosów, z której nikt nie wychodzi bez szwanku.
– Przykro mi – odparł.
– Musimy znaleźć odpowiedni szpik.
– Myślałem, że dawcą szpiku staje się z reguły ktoś z rodzeństwa.
Rozejrzała się szybko po kawiarni.
– W jednym przypadku na cztery – odparła i zamilkła.
– Ach tak.
– W państwowym rejestrze znaleziono tylko trzech potencjalnych dawców. Wyłoniono ich na podstawie wstępnych badań antygenów krwinek białych, zgodności A i B. Lecz dopiero pełne diagnostyczne badanie krwi i tkanek może ustalić… – Znów urwała. – Wybacz te specjalistyczne szczegóły. Nie chciałam. Ale kiedy masz tak bardzo chore dziecko, zamykasz się w szklanej kuli żargonu medycznego.
– Rozumiem.
– W każdym razie pokonanie tej wstępnej bariery jest jak wygranie loteryjnego losu na drugie premiowe ciągnienie. Prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniego szpiku pozostaje jednak nikłe. Bank krwi wzywa potencjalnych dawców i przeprowadza badania, ale kiedy jest ich tylko trzech, szansę na to, żeby szpik któregoś nadawał się do przeszczepu, są doprawdy niewielkie.
Myron skinął głową, wciąż nie mogąc pojąć, czemu Emily mu to wszystko mówi.
– Mieliśmy szczęście. Szpik jednego z nich okazał się zgodny ze szpikiem Jeremy’ego.
– Wspaniale.
– Niestety, jest pewien problem. – Emily uśmiechnęła się krzywo. – Dawca zniknął.
– Jak to zniknął?
– Nie znam szczegółów. Rejestr dawców jest utajniony. Nikt mi nie powie, co się stało. Trafiliśmy na dawcę, a ten nagle się wycofał. Od lekarza niczego się nie dowiem. Jak mówiłam, dane dawców podlegają ochronie.
– Może ten ktoś zmienił zdanie.
– No, to trzeba go zmusić, żeby zmienił je jeszcze raz, bo inaczej Jeremy umrze.
Wyłożyła kawę na ławę.
– Jak myślisz, co się stało? Zaginął?
– Tak. Zaginął albo zaginęła.
– Zaginął albo zaginęła?
– Nie wiem nic o tej osobie. Nie znam jej wieku, płci, adresu. Ale z Jeremym na pewno nie będzie lepiej, a szansę znalezienia na czas innego dawcy są znikome. – Emily trzymała się dzielnie, ale jej maska pozornego spokoju zaczęła pękać. – Musimy znaleźć tego człowieka.
– I przyszłaś z tym do mnie? Żebym go odszukał?
– Nikt nie mógł znaleźć Grega, a ty i Win go znaleźliście. Kiedy zniknął, Clip zwrócił się z tym do was. Dlaczego?
– To długa historia.
– Nie taka długa, Myron. Wyszkolono was do takich zadań. Jesteście dobrzy.
– Nie do takich spraw. Greg jest sławnym sportowcem. Można się z tym zwrócić do mediów, wyznaczyć nagrody. Wynająć prywatnych detektywów.
– Już to zrobiliśmy. Na jutro Greg zwołał konferencję prasową.
– No i?
– To nic nie da. Powiedzieliśmy lekarce Jeremy’ego, że choć to nielegalne, zapłacimy dawcy za szpik, ile zażąda. Ale jest jeszcze coś. Boję się, że nagłośnienie tej sprawy da wynik odwrotny do zamierzonego, na przykład dawca ukryje się jeszcze głębiej. Sama nie wiem.
– Co na to Greg?
– Mało ze sobą rozmawiamy. A jeżeli już, to niezbyt miło.
– Czy wie o naszym spotkaniu?
Emily podniosła wzrok.
– Nienawidzi cię tak bardzo, jak ty jego. Może nawet mocniej.
Myron uznał to za zaprzeczenie. Emily wpatrywała się w jego twarz tak, jakby szukała w niej odpowiedzi.
– Nie mogę ci pomóc, Emily – powiedział.
Zareagowała na to jak na policzek.
– Współczuję ci – dodał – ale sam mam poważne problemy.
– Chcesz powiedzieć, że nie masz czasu?
– Nie o to chodzi. Detektyw prywatny ma większe szanse…
– Greg zdążył wynająć czterech. Nie ustalili niczego, nawet nazwiska dawcy.
– Wątpię, czy spisałbym się lepiej.
– Chodzi o życie mojego syna!
– Rozumiem to, Emily.
– Nie możesz odłożyć na bok swojej niechęci do Grega i do mnie?
Nie był tego pewien.
– Nie w tym rzecz – odparł. – Nie jestem detektywem, tylko agentem sportowym.
– Wcześniej ci to nie przeszkadzało.
– I jak na tym wyszedłem? Ilekroć w coś się wmieszam, kończy się to katastrofą.
Читать дальше