Robert Ludlum - Tożsamość Bourne’a

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Ludlum - Tożsamość Bourne’a» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tożsamość Bourne’a: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tożsamość Bourne’a»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mężczyzna, który wypadł podczas sztormu za burtę małego trawlera, nie pamięta żadnych faktów ze swojego życia. Pewne okoliczności sugerują, że nie był on zwyczajnym człowiekiem – zbyt wiele osób interesuje się jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderców usiłuje go zlikwidować. Sprawność, z jaką sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszdł. Jego przeznaczeniem jest walka o przeżycie i wyjaśnienie tajemnic przeszłości…
"Tożsamość Bourne'a" należy do najlepszych powieści Roberta Ludluma, pisarza przewyższającego popularnością wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niektórzy twierdzą, że jest to jego najlepsze dzieło, czego pośrednim dowodem kontynuacja w postaci następnych dwóch tomów oraz doskonały film i serial z Richardem Chamberlainem, cieszący się ogromnym powodzeniem na całym świecie.

Tożsamość Bourne’a — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tożsamość Bourne’a», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W niespełna dziesięć minut, przy minimum wyjaśnień, sprawa została załatwiona – po zeszlifowaniu numerów silnika jaguar miał przepaść gdzieś w północnej Afryce.

Kluczyki osadzone w srebrze, z monogramem, oddał za sześć tysięcy franków, co stanowiło jedną piątą ceny samochodu Chamforda. Potem złapał taksówkę i kazał się wieźć do lombardu, ale nie do renomowanego, gdzie zadawano by dużo pytań. Polecenie było jasne – to Marsylia. Trzydzieści minut później sprzedał złotego perrégauxa i za osiemset fraków nabył seiko. Zegarek był odporny na wstrząsy – praktyczność określa wartość.

Następny przystanek: niewielki dom towarowy w południowej części Cannebière. Z półek i wieszaków wybrał ubranie, zapłacił, dopasował je w przymierzalni i wyrzucił źle leżącą bluzę wraz ze spodniami.

Z wystawy na piętrze kupił miękką, skórzana walizkę i umieścił w niej chlebak oraz trochę zapasowej odzieży. Spojrzał na swój nowy czasomierz; dochodziła piąta. Pora rozejrzeć się za dobrym hotelem. Praktycznie biorąc, nie spał od kilku dni, a musiał odpocząć, nabrać sił przed spotkaniem na rue Sarrasin, w knajpie „Le Bouc de Mer”, gdzie poczyni przygotowania do innego, o wiele ważniejszego spotkania – tego w Zurychu.

Leżał na łóżku i gapił się w sufit, na którego gładkiej powierzchni tańczyły nieregularne refleksy ulicznych latarń. Noc nad Marsylią zapadła nagle, a wraz z ciemnością przyszło nieokreślone poczucie wolności, jak gdyby mrok był ogromnym, grubym pledem tłumiącym ostre światło słońca, które obnażało zbyt wiele i zbyt szybko, i znów dowiadywał się czegoś o sobie: nocą czuł się lepiej niż za dnia; niczym na wpół zagłodzony kot pewniej wychodził na żer w ciemności. Lecz odkrył w tym i sprzeczność, gdyż podczas długich miesięcy w Île de Port Noir łaknął słońca, chłonął je, z utęsknieniem czekał brzasku pragnąc, by dzień trwał wiecznie.

Coś się z nim działo, zmieniał się.

Coś się już wydarzyło. Za sobą miał doświadczenia, które zadawały kłam temu, że lepiej sobie radzi nocą. Nie dalej jak przed dwunastoma godzinami tkwił w łodzi rybackiej na morzu, mając przed oczyma cel podróży i ledwie dwa tysiące franków u pasa. Zgodnie z wywieszoną w hotelowym holu tabelą bieżących kursów dwa tysiące franków to mniej niż pięćset dolarów amerykańskich. Teraz dysponował paroma zestawami niezłych ubrań, leżał na łóżku w przyzwoitym hotelu, a w portfelu od Vuittona, należącym do markiza Chamforda, miał dwadzieścia trzy tysiące franków. Dwadzieścia trzy tysiące franków… To prawie sześć tysięcy dolarów.

Gdzie się narodził, że zdolny jest do takich rzeczy?!

Dość! Dość!

Rue Sarrasin była tak wiekowa, że w innym mieście uchodziłaby pewnie za trakt graniczny. Tymczasem ów szeroki, pokryty klinkierową nawierzchnią zaułek łączący ulice wybudowane stulecia później znajdował się w Marsylii, gdzie starożytność współistnieje ze starością, ale gdzie starożytność pospołu ze starością gryzie się z nowym. Rue Sarrasin miała nie więcej niż dwieście metrów długości – dwieście metrów zastygłych w czasie zatrzymanym między ścianami budynków nabrzeża, nie oświetlonych latarniami, chwytającymi w sidła napływające z portu mgły. Rue Sarrasin to ustronna uliczka sprzyjająca przelotnym spotkaniom tych, którzy swymi konszachtami woleli nie kłuć ludzi w oczy.

„Le Bouc de Mer” była jedynym źródłem światła i dźwięku. Knajpa mieściła się mniej więcej pośrodku alei, w dziewiętnastowiecznym budynku dawnego urzędu. Zburzono w nim wiele gabinetów, żeby ulokować tam duży bar i stoliki; wiele z nich zachowano, by umożliwić bywalcom mniej publiczne spotkania. Był to rodzaj wyzwania, jaki nadbrzeże rzucało zacisznym pokoikom, od jakich roiło się w restauracjach przy Cannebière; tyle tylko, że wierni swemu statusowi właściciele z rue Sarrasin nie instalowali w owych przybytkach drzwi, lecz zasłony.

Jean-Pierre manewrował między stolikami, przebijając się przez warstwy tytoniowego dymu, omijając słaniających się na nogach rybaków, pijanych żołnierzy i dziwki o czerwonych twarzach, które szukały tu łóżka na noc, a przy okazji kilku franków. Niby rozglądając się za kumplami z załogi, raz po raz odchylał zasłony gabinecików, aż znalazł kapitana łodzi. Obok niego za stołem siedział jeszcze ktoś: chudy mężczyzna o bladej twarzy, z oczami świdrującymi niczym ślepia łasicy.

– Siadaj – rzucił groźnie szyper. – Myślałem, że będziesz wcześniej.

– Powiedział pan między dziewiątą a jedenastą. Jest za kwadrans jedenasta.

– Kto późno przychodzi, ten stawia.

– Chętnie. Niech pan zamówi coś porządnego, jeśli coś takiego tu mają.

Chudy mężczyzna o bladej twarzy uśmiechnął się. Będzie dobrze.

I było. Sfałszowanie paszportu Washburna okazało się – jakżeby inaczej? – rzeczą najtrudniejszą pod słońcem, ale pietyzm, odpowiedni sprzęt i kunszt załatwią nawet to.

– Ile?

– Umiejętności i sprzęt są w cenie. Dwa i pół tysiąca franków.

– Kiedy go mogę odebrać?

– Kunszt i dokładność wymagają czasu. Za trzy, cztery dni. Najwcześniej, bo i tak mistrz będzie pracował pod wpływem wielkiego stresu. Skrzyczy mnie.

– Dołożę tysiąc franków, jeśli mistrz zdąży do jutra.

– Do dziesiątej rano – odrzekł szybko mężczyzna o bladej twarzy. – Jakoś przełknę jego obelgi.

– I ten tysiączek ekstra, co? – wtrącił się naburmuszony kapitan. – Coś ty wywiózł z Port Noir? Brylanty?

– Talent – powiedział Jean-Pierre i wierzył w to, choć tego nie rozumiał.

– Będzie tylko potrzebne zdjęcie – dodał bladolicy.

– W pasażu zrobiłem to – odpowiedział pacjent Washburna, wyjmując z kieszeni bluzy małą kwadratową fotografię. – Jestem pewien, że pański drogocenny sprzęt jakoś ją wyostrzy.

– Ładne ciuchy – rzucił szyper, oddając zdjęcie fałszerzowi.

– Tak, dobrze skrojone – zgodził się Jean-Pierre.

Uzgodnili miejsce porannego spotkania, zapłacili za whisky, kapitan odebrał ukradkiem pięćset franków – dobito targu. Klient opuścił gabinet i ruszył poprzez zatłoczony, buchający ochrypłymi głosami i dymem bar w stronę drzwi.

Stało się to tak nagle, tak szybko, tak zupełnie nieoczekiwanie, że nie było czasu na myślenie. Zadziałał odruchowo.

Zderzyli się gwałtownie i przypadkowo, ale oczy, które w nim utkwiły, najwyraźniej wiedziały, na kogo patrzą, bo szeroko rozwarte z niedowierzania, na granicy histerycznego przerażenia, zdawały się wychodzić z orbit.

– Nie! Boże, nie! To niemożliwe! – Mężczyzna odwrócił się i chciał wniknąć w tłum.

Jean-Pierre zrobił krok w przód i chwycił go za ramię.

– Zaczekaj!

Mężczyzna odwrócił się znowu, ujął nadgarstek Jean-Pierre’a między kciuk a wyprostowane palce dłoni i niczym widłami zrzucił rękę z ramienia.

– Przecież ty… Ty nie żyjesz! Jesteś trupem! Nie mogłeś przeżyć!

– Przeżyłem. Mów, co wiesz.

Twarz mężczyzny wykrzywiła maska obłąkanej wściekłości. Zmrużył oczy, otworzył usta wciągając głośno powietrze i odsłaniając żółtawe zęby, które połyskiwały jak zwierzęce kły. Nagle wyciągnął nóż, a szczęku otwieranego sprężyną ostrza nie zagłuszył nawet barowy zgiełk. Uzbrojona dłoń wystrzeliła do przodu; klinga niczym przedłużone ramię atakującego mierzyła w brzuch Jean-Pierre’a.

– Wykończę cię! – syknął nieznajomy.

Przedramię Jean-Pierre’a pomknęło ruchem wahadłowym w dół, odrzucając z drogi nóż. Obrócił się unosząc lewą nogę i obcasem buta trafił tamtego w biodro.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tożsamość Bourne’a»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tożsamość Bourne’a» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tożsamość Bourne’a»

Обсуждение, отзывы о книге «Tożsamość Bourne’a» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x